
CI (101) odc. KRÓL CYGANÓW Powrócił! I to nie jest Popek-samozwańczy król Cyganów i Albanii.
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Legenda za życia.
2. Św. Ojciec Pio mówił, żeby tej pokusy strzec się szczególnie.
3. Jak radzić sobie z niepowodzeniami?
Odcinek CI (101)
1. TEMAT: Król Cyganów powrócił i nie jest to Popek-samozwańczy król Cyganów i Albanii.
2. TEMAT: Miał coś, czego nie miał nawet samuraj.
3. TEMAT: Co Cię powstrzymuje, aby robić to co masz robić?
4. TEMAT: BONUS.
POKORNIE PROSZĘ O MODLITWĘ ZA MNIE ZA WSTAWIENNICTWEM ŚW. FRANCISZKA KSAWEREGO I ŚW. MIKOŁAJA, ABYM BYŁ ŚWIĘTYM KAPŁANEM. DZIĘKUJĘ!
***
1. TEMAT: KRÓL CYGANÓW POWRÓCIŁ I NIE JEST TO POPEK-SAMOZWAŃCZY KRÓL CYGANÓW I ALBANII.
Z wyczerpaniem dopaminowym zmagają się osoby zdrowe i odnoszące wielkie sukcesy. Najlepsze impreza w życiu, rekordowa sprzedaż, najlepszy start w życiu, pobiłeś życiowy rekord. To po chwilowej euforii zaczniesz odczuwać przygnębienie. Naucz się czuć komfortowo z tym uczuciem.
Pozwól, aby nastąpiła adaptacja. Wielu sportowców po osiągnięciu mistrzostwa popada w depresję. Nie jest łatwo wejść na szczyt, ale jeszcze trudniej jest się na nim utrzymać. Przekonał się o tym Tyson Fury mistrz świata kategorii ciężkiej organizacji IBF, WBO, WBA i IBO.
Bilans walk zawodowych:
Liczba walk 35
Zwycięstwa 34
Przez nokauty 24
Porażki 0
Remisy 1
Tyson Luke Fury (ur. 12 sierpnia 1988 w Manchesterze). Mierzący 206 cm zawodnik wagi ciężkiej, w swojej karierze walczący w organizacjach WBA, WBO, IBF, IBO w boksie.
Narodziny odbyły się jednak trzy miesiące przed terminem, a młodziutki Fury jako niemowlak ważył zaledwie pół kilograma. Lekarze nie dawali przyszłemu czempionowi w zasadzie żadnych szans na przeżycie, lecz po długiej walce udało się ocalić życie małemu Tysonowi.
Lekarze dawali mu jeden procent szans. On jednak przeżył. Jego ojciec, który sam był bokserem, dostrzegł jego siłę i po czwartej reanimacji dał mu na imię Tyson – od nazwiska legendarnego pięściarza Mike Tysona. Mężczyzna twierdzi, że już wtedy wiedział, że Tyson Fury zostanie w przyszłości mistrzem świata.
John Fury-ojciec, kultywował tradycję irlandzkich Travellers, czyli walkę na pięści. W ten sposób sam zaczynał, a potem przyłożył rękę do początków syna, zostając jego trenerem. Tyson Fury jako nastolatek trafił do klubu bokserskiego, gdzie zaczął swoją wielką przygodę z boksem. W wieku 14 lat mierzył już 195 cm wzrostu i niektórzy rywale uciekali, gdy tylko go zobaczyli na ważeniu.
DZIECIŃSTWO
Pochodził z rodziny irlandzkich Cyganów. Przez większość swojego dzieciństwa prowadził wraz z rodziną i innymi ludźmi koczowniczy tryb życia, stąd jego pseudonim „Król Cyganów”. Miłością do boksu zaraził go ojciec John Fury. W czasach amatorskiej kariery zdobył medale na m.in. Mistrzostwach Świata Juniorów w Agadirze (2006), Mistrzostwach Juniorów Unii Europejskiej w Warszawie (2007), Mistrzostwach Europy Juniorów w Somborze (2007).
Młody Tyson sypiał w przyczepie, choć niekiedy zdarzało się, że tyle szczęścia nie miał i przychodziło mu nocować w namiotach.
Tryb życia, częste zmiany miast oraz status społeczny powodowały, że Fury był wyszydzany przez rówieśników, co zmuszało go do potyczek na gołe pięści podobnie jak jego tata. W karierze zawodowej nie szło mu jednak zbyt dobrze i postawił na walki na gołe pięści (John Fury). W 2011 roku został on skazany na 11 lat w związku z udziałem w bójce oraz wydłubaniem przeciwnikowi oka, lecz po czterech latach wyszedł na wolność.
Jedną z tradycji Irlandzkich Cyganów jest rozstrzyganie konfliktów w walce na gołe pięści. Zwaśnieni mężczyźni toczą pojedynek, który jedna ze stron kończy poddaniem i przyklepaniem zgody z przeciwnikiem. Przez lata Travellerzy brylowali na Wyspach Brytyjskich w walkach na gołe pięści
KARIERA ZAWODOWA
Zanim Tyson Fury w 2015 roku pokonał legendarnego i od ponad 11 lat niepokonanego Władimira Kliczko, w 2010 roku wydarzyło się coś ciekawego. Głównym bohaterem jest… sauna. Kliczko nazywany był „Królem Sauny” i w związku z tym należy mu się szacunek. „Król Cyganów” doskonale przedstawił całą sytuację w swojej autobiografii.
„Miód na moje uszy. Uwielbiam takie wyzwania. Uznałem, że to znakomita okazja, by trochę wkurzyć wielkiego Wlada. Wchodzimy do środka. Jestem gruby jak świnia, a tu najgorętsza sauna, w jakiej kiedykolwiek byłem. (…) W końcu jeden po drugim wszyscy wychodzą, zostajemy jedynie Władimir i ja. Mieliśmy tam spędzić tylko 20 minut, ale on wstaje i ustawia zegar na kolejnych 20. Przecież ja tu zdechnę – myślę sobie, ale nie mogę mu dać tej satysfakcji. Jeśli stracę przytomność, to poleją mnie wodą i będzie w porządku – kalkuluję. Odliczam w głowie sekundy, żeby się na czymś skupić. Po pięciu minutach Władimir wstaje i wychodzi, ewidentnie wkurzony. Świetnie, myślę sobie, a potem zostaję jeszcze na dziesięć minut.”
Jak sam napisał, był to moment, w którym zdał sobie sprawę, że może pokonać Kliczkę na ringu, stosując jego taktykę. Ukrainiec bowiem „wgapiał się” na swoich sparingpartnerów, usiłując ich zastraszyć. Wiedział bowiem, że być może w przyszłości spotka się z nimi w ringu i będą przegrani już przed walką. Z Fury’m ten manewr jednak nie przeszedł.
Po dwudziestu wygranych walkach zawodowych na ringu przełomowym momentem w karierze miało być starcie z Davidem Hayem. Na krótko przed walką Haye podczas ostatniego dnia sparingów doznał kontuzji (rozcięcie łuku brwiowego nad lewym okiem). Ich walkę początkowo przełożono, jednak później starcie zostało anulowane, zanim się obyło. To wydarzenie odbiło się psychicznie na Furym, który przeprowadził cały obóz przygotowawczy sfinansowany z pożyczonych pieniędzy mających wrócić w postaci pierwszej dużej wypłaty. Przeszedł swój pierwszy rozbrat z boksem, jednak powrót nastąpił dość szybko i nadszedł czas na debiut Króla Cyganów w USA.
„Król Cyganów” pokonał Sefera Seferiego, lecz dramat nie odbył się w ringu. W tym czasie poważnie zachorował jego wuj i pierwszy trener-Hughie, żona Paris straciła dziecko (w łonie było już 6 miesięcy), o czym poinformowała męża dopiero po walce. To nie była pierwszy tego typu przypadek, ponieważ do podobnej tragedii w 2018 r. gdzie także straciła dziecko (w łonie było już 8 miesięcy).
„Nie da się opisać słowami, jak okropny był to czas dla całej rodziny. Siedziałem w jednym skrzydle szpitala z Paris, która musiała urodzić nasze nieżyjące już dziecko, a gdzieś na innym oddziale w stanie śpiączki farmakologicznej leżał wuj Hughie. Chodziłem przez cały szpital od jednego łóżka do drugiego (..) Szpital chciał wziąć od nas ciało dziecka, ja jednak grzecznie odmówiłem i wyjaśniłem, że nasza kultura nie przewiduje takiej możliwości i że zabieram maleństwo do domu, żeby je pochować. Umieściłem chłopca w małej drewnianej skrzynce, w której dotąd trzymałem zegarek, zabrałem go do domu taty, znalazłem mu ustronne miejsce w ogródku i tam pochowałem” – wspomina Tyson.
TYSON VS KLICZKO (I jednak Tyson zawalczył z Kliczko, ale ten inny, drugi Tyson)
Brytyjczyk już wcześniej nie raz imponował „śmieciową gadką”, ale tym razem strategia zaplanowana na wyprowadzenie z równowagi statecznego dżentelmena z Ukrainy była zakrojona na dużą skalę. Wybryki Fury’ego, takie jak pojawienie się w kostiumie Batmana na konferencji prasowej wydawały się być absurdalne, ale było to znakomite antidotum na Kliczkę, który słusznie został przez Tysona zdiagnozowany jako człowiek obsesyjnie próbujący kontrolować każdy najdrobniejszy szczegół. W towarzystwie chaotycznego, spontanicznego i ciągle zaskakującego pomysłami Tysona, długoletni mistrz czuł się bardzo niekomfortowo.
„Olbrzyma z Wilmslow” kontrolować się bowiem nie dało. Prawdziwy popis Fury dał w programie „The Gloves Are Off”, gdzie całkowicie zdominował słynącego przecież z elokwencji Władimira. Przy brylującym Tysonie wypowiedzi Kliczki były sztampowe, nudne i sztuczne. Na kilka tygodni przed starciem Kliczko doznał drobnej kontuzji, która zmusiła organizatorów do przesunięcia pojedynku na 28 listopada. Takie wybijanie z rytmu będących w środku obozu treningowego rywali było tradycją w drugiej części kariery W. Kliczki. Pozycja mistrza w federacjach była nietykalna, ale tym razem jego obóz strzelił sobie w stopę. Fury był mocno przeziębiony, gorączkował i wypadł na dłużej z treningu. Przesunięcie walki w istocie było tym, o czym marzył.
https://ftw.usatoday.com/2015/
W 2015 roku stoczyć najsłynniejszą ze swoich walk. 28 listopada nieoczekiwanie zwyciężył z utytułowanym ukraińskim bokserem W. Kliczko tym samym zostając mistrzem świata kategorii ciężkiej federacji WBA, IBO, IBF i WBO. Po wybrzmieniu ostatniego gongu na mojej karcie widniało dziewięć rund dla Fury’ego, dwie dla Kliczki i jedna remisowa z powodu odjęcia punktu w rundzie jedenastej, która była chyba najlepszą rundą Tysona. Na szczęście dla pretendenta sprawiedliwi z ołówkami byli w lepszej formie niż ringowy. Przyjaciel Kliczków Michael Buffer zaczął odczytywać werdykt stłumionym, drżącym głosem, co już dawało do myślenia. Jednogłośne 115-112, 115-112 i 116-111 nie mówiło jeszcze nic, ale gdy zabrzmiało „….from United Kingdom.”
Statystyki ciosów:
Ciosy ogółem (celne/zadane)
Władimir Kliczko: 52 z 231 (22 % skuteczności)
Tyson Fury: 86 z 371 (23 % skuteczności)
Ciosy proste
Władimir Kliczko: 34 ze 162 (21 %)
Tyson Fury: 38 ze 169 (22 %)
Ciosy mocne
Władimir Kliczko: 18 z 69 (26 %)
Tyson Fury: 48 z 202 (24 %)
Niespodziewanie podsumował po wygranej mówiąc do mikrofonu w mocno zlaicyzowanych Niemczech: „Chciałbym podziękować mojemu Panu i Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi. W mocy Jezusa dzisiaj zwyciężyłem w Niemczech. Przyjechałem tu, do paszczy lwa, by zmierzyć się z Władimirem Kliczką. Mój Pan, Zbawiciel, skała, dał mi dziś chwałę. W potężnym imieniu Jezusa dziękuję”.
https://www.youtube.com/
Nie został doceniony. Wskazywano na wiek 39-letniego wówczas Kliczki, jego obniżkę formy, depresję poporodową jego żony, słaby dzień czempiona i na masę innych rzeczy. Niewielu dostrzegało, że atuty Władimira zostały mu wytrącone z ręki i boksował tak, jak mu pozwolił rządzący wtedy między linami Brytyjczyk. Kliczko nie był wcale skończony, co pokazał półtora roku później w Londynie, omal nie nokautując Anthony’ego Joshuy po porywającej wojnie. Gdyby nie wizyta „Gypsy Kinga” w Dusseldorfie, Władimir mógłby dzierżyć tron jeszcze długo, bo przecież jego wyjazdowa batalia z Joshuą była konsekwencją utraty pasów.
Fenomenalny wyczyn Fury’ego został przegapiony i pominięty w brytyjskich mediach. Większość skazywała Brytyjczyka na sromotną porażkę, a kiedy dokonał niemożliwego uznano, że był to po prostu słaby dzień starzejącego się mistrza i okropna walka. Ze znakomitego pokazu boksu kpiono i nikt nie widział w Tysonie zbawcy wagi ciężkiej i następcy Alego. A przecież był najciekawszą osobowością w brytyjskim pięściarstwie od lat. Tytuł Osobowości Roku 2015 przyznano mdłemu Andy’emu Murrayowi, a media nie skupiały się na sukcesie sportowym boksera z Manchesteru, a na jego kontrowersyjnych wypowiedziach.
Od 2015 roku Gypsy King uznawany jest za linearnego mistrza boksu. Jest to nienamacalny tytuł (sam pas fizycznie nie istnieje) nadawany mistrzom boksu. Przed Kliczką mistrzem był Lennox Levis, który odszedł na emeryturę bez przegranej na koncie a tytuł przez hegemonię został nadany Kliczko, który po przegranej utracił go na korzyść Furego.
UPADEK NA SAMO DNO
Po internecie krążyły zdjęcia boksera, który w szczytowym momencie ważył ponad 180 kg i był idealnym kandydatem do ataku serca. Mówił wówczas, że całe życie pracował, aby osiągnąć tytuł mistrza świata, a kiedy to zrobił, poczuł pustkę. Dodał, że miał pieniądze, ale tak naprawdę nie miał nic.
„To były dwa lata piekła. Walka z depresją, alkoholem, narkotykami i myślami samobójczymi. Nie widział sensu życia. Byliśmy jednak razem i przeszliśmy przez to jak zespół” – powiedziała Paris Fury, żona Tysona z którą ma 3 synów i 3 córki, w rozmowie z „Daily Mirror”.
Popadł w ciężką depresję. Fury wspomina, że w tym czasie potrafił w nocy budzić się z płaczem, miał myśli samobójcze. Pochłonęło go również nocne życie – nie stronił od imprez, alkoholu i narkotyków. Ze względu na to, że nie stanął do walki rewanżowej z Kliczko, odebrano mu pasy mistrzowskie.
W swojej autobiografii rozbudował ten wątek. „Znajdowałem się w koszmarnym stanie, byłem przekonany, że to sytuacja bez wyjścia. Najlepsze, co mogłem zrobić, to mieć nadzieję, że umrę we śnie i nie obudzę się już na kolejny dzień cierpienia” – napisał.
Opis tego, przez co przechodził wydaje się przerażający dla przeciętnego człowieka. Fury twierdził, że był przerażony i bał się o swoje życie, choć był mistrzem świata w wadze ciężkiej! Przytoczył także opowieść o tym, jak miał myśli, że jego żona i najlepszy przyjaciel chcą go zabić. „Tak właśnie wyglądało moje życie – dzień w dzień koszmarnie cierpiałem i chciałem tylko uciec, znaleźć ulgę.”
Przez dwa lata obrastał w tłuszcz, zalewając burgery alkoholem, próbując poradzić sobie z bólem kokainą. „Mam maniakalne stany depresyjne. Każdego dnia mam nadzieję, że ktoś mnie zabije, zanim sam popełnię samobójstwo. Gdybym nie był chrześcijaninem, to zabiłbym się w pięć sekund” – mówił w rozmowie z magazynem „Rolling Stone”.
„Nie było niczego, czego bym nie miał, ale to nic dla mnie nie znaczyło. Czułem się bezużyteczny.”
„Obudziłem się i pomyślałem, po co w ogóle się obudziłem? I to mówi gość, który ma wszystko.: pieniądze, sławę, tytuł mistrza, żonę, dzieci i rodzinę. Wszystko. Ale czułem się, jakbym nie miał nic.”
CHCIAŁ SIĘ ZABIĆ
„Był wspaniały letni dzień, bardzo słoneczny. Właśnie odebrałem nowiutkie czerwone ferrari cabrio, byłem mistrzem świata wagi ciężkiej, miałem piękną żonę i rodzinę. Moje życie chyba nie mogło się ułożyć lepiej, ale w mojej duszy panował mrok – nieprzenikniona ciemność. (…) Gdy zjechałem z autostrady i zwolniłem, poczułem, że to najwyższy czas, żeby skończyć z całym tym cierpieniem. Dawaj, Tyson, weź to w końcu zrób, będziesz miał z głowy. Byłem zdecydowany, nic nie miało dla mnie znaczenia ani wartości. Nic się nie liczyło, ja sam się nie liczyłem. Spojrzałem przed siebie i dostrzegłem most. To był mój cel, koniec mojej podróży. Silnik ferrari z rykiem ponownie obudził się do życia [rozpędził się do 305 km/h]. To miał być ostatni dźwięk, jaki usłyszę. Za kilka sekund w mojej głowie miał zapanować spokój, a wszystkie przekrzykujące się w niej głosy – wreszcie zamilknąć. Wcisnąłem gaz do dechy.”
„Zaraz będzie koniec. Wtedy jednak, dosłownie na kilka sekund przed uderzeniem, w mojej głowie coś krzyknęło: Nie rób tego Tyson. Pomyśl o twoich dzieciach, które wychowują się bez ojca. Pomyśl o rodzinie. Każdy by im mówił, że ich ojciec był słaby, że zwątpił w Jezusa, że zostawił was i wybrał łatwą drogę wyjście, bo nie potrafił sobie poradzić. Przemknąłem przez most, a potem dałem po hamulcach. Cały drżałem. Czułem jak trzęsą mi się ręce. Zatrzymałem się. Okropnie się bałem. Tamtego dnia postanowiłem, że już nigdy nie targnę się na swoje życie. I trzymam się tego do dzisiaj.”
Po fakcie stwierdził, że dziękuje Bogu za to, że nie zdecydował się na ten krok, gdyż jego dzieci zostałyby bez ojca, a żona bez męża. Sam doszedł potem do wniosku, że w takich chwilach nic się nie liczy, a człowiek nie zastanawia się nad konsekwencjami. Nauczka jaka wypłynęła dla niego z tej historii jest taka, że już nigdy nie chce doprowadzić się do takiego stanu.
Po tym wydarzeniu udał się po pomoc do jednego z czołowych psychiatrów w Anglii. Poszedł z tatą. Ta kobieta powiedziała jego ojcu, że w całym swoim życiu nie spotkała osoby z tak wysokim poziomem zagrożenia samobójstwa. Powiedziała, że bez wiary już dawno by nie żył, ale że sama wiara go nie utrzyma. Bo gdy zwątpi, a na pewno się tak stanie to będzie jego koniec.
KOLEJNY PRZEŁOM W JEGO ŻYCIU
Jak sam mówi, stało się to pod wpływem impulsu, który natchnął go podczas… balu kostiumowego. Przebrany za gigantyczny… szkielet, osaczony przez ludzi, którymi mimo maski udało się go rozpoznać zrozumiał, że „to się musi skończyć”. Opuścił imprezę, wrócił do domu i rozpoczął walkę o powrót do aktywnego uprawiania sportu.
„Naszła mnie refleksja: Co ja tutaj w ogóle robię? Czy teraz tak już będzie wyglądać moje życie? Stałem tam niczym jakiś dziadek, a wokół mnie pełno było bawiących się młodych ludzi. Wyglądałem śmiesznie i tak też się czułem. Wiedziałem, że muszę coś zmienić. Spojrzałem na siebie w lustrze i zapragnąłem wracać do domu. Wieczór, który zaczął się tak samo jak bardzo wiele innych, w których szukałem jedynie okazji do zagłuszenia bólu, okazał się jednym z tych nielicznych, gdy wreszcie zacząłem trzeźwo myśleć. Coś się zmieniło” – relacjonował.
„Wyszedłem i o 21 byłem już w domu. Nie mówiłem nic żonie. Poszedłem do pokoju i nie zapalałem światła. Zdjąłem ten głupi kostium i padlem na kolana. Zacząłem się modlić, błagać Boga o pomoc. Aż do tego momentu nigdy nie błagałem Boga o nic, ani nie płakałem. Zawsze dużo się modliłem, ale nigdy w takim stanie. Czułem łzy płynące mi po policzkach. Moja klatka piersiowa była mokra od łez. Wiedziałem, że sam nie dam rady. Nic innego nie mogło mnie uwolnić od rozpaczy, w jaką wpadłem. To było dla mnie niemożliwe. Wiele razy próbowałem i próbowałem, a i tak zawsze kończyłem w pubie, znów pijąc i ćpając. Niemal zaakceptowałem swój los i pogodziłem się z tym, że będę alkoholikiem.”
„Po jakiś 10 minutach modlitwy w ciemnej sypialni wstałem i czułem, że cały ten ciężar został zdjęty z moich barków. Po raz pierwszy od lat czułem i wiedziałem, że tym razem wrócę. Zawołałem żonę. Myślała, że wróciłem pijany z pubu. Powiedziałem jej: od poniedziałku zaczynam znów trening i odzyskam mój mistrzowski pas. Odpowiedziała tak, tak, oczywiście. Jej odpowiedź była lekceważąca, ponieważ wcześniej, zawsze, gdy wracałem pijany, mówilem jej, że zaczynam trening i znów będę mistrzem. Ale to była tylko pijacka gadka. Tym razem było inaczej.„
Później Fury wielokrotnie wspominał, że za fakt, iż żona pozostała przy nim również w najgorszych chwilach jest jej dozgonnie wdzięczny. „Nie potrafię opisać słowami, jak wiele dla mnie znaczy, że Paris wytrwała u mego boku. Nie zdołam też opisać bólu, który czuję na myśl o tym, jakie cierpienie jej zafundowałem – ona absolutnie na to nie zasługiwała” – twierdził.
POWRÓT KRÓLA
Kiedy wreszcie zobaczył na imprezie halloweenowej przyjaciela, w jak żałosnym stanie się znajduje, zrozumiał, jak długo trwał jego upadek. I jaką skalę osiągnął. Po dwóch i pół roku wraca do treningów. Ale nie chce trenować. Dalej ma depresje. Ogień w nim zgasł. Wrócił do picia. Pił dużo. Pił codziennie. Brał narkotyki. Całe noce spędzał na imprezach, na przygodnym seksie i przesiadywaniu w barach i klubach ze striptizem. Nie wracał do domu. Nic go nie obchodziło.
„Lecz za każdym razem, gdy szedłem na salę poćwiczyć, słyszałem w mojej głowie głos. To już nie dla ciebie. Odpuść. Nie chciałem tego robić. Nie miałem na to ochoty. Gdy przebiegłem 200m, zatrzymałem się. Nie miałem siły ani motywacji. A przecież całe życie bardzo dobrze biegałem. Przezwyciężyłem to i gdy nie miałem siły biec, szedłem. Każdego dnia biegałem więcej i więcej. Trochę dłużej, trochę dalej. W końcu, po wielu dniach treningów, odzyskałem kondycję. Zacząłem wracać do boksu.”
Zadzwonił do trenera, Bena Davidsona, by rozpocząć mozolną walkę o powrót na sportowy szczyt i, co ważniejsze, psychiczny spokój.
Davison potrafił poprzez urozmaicone treningi, znalezienie wspólnego języka, podobny wiek i charaktery dotrzeć do pięściarza. Tysonowi znowu chciało się chcieć i znowu trenował pełną parą. Powrót nie był już tylko w sferze marzeń, powrót był sprawą realną.
Powraca na ring pod opieką młodego trenera Bena Davidsona, którego poznał w jednym z nocnych klubów na Kubie. Podczas imprezy rzucił mu wyzwanie. Jeśli Ben zdobędzie numer dziewczyn bawiących się przy barze, udowodni, że zależy mu na Furym jako zawodniku, a ten zostanie jego podopiecznym.
Początkowo Gypsy King stoczył dwie walki na odbudowanie (z Pianetą i Seferi), po czym rzucił wyzwanie Deonteyowi Wilderowi. Wilder, wiedząc o stylu życia Tysona oraz o tym, że dwie poprzednie walki stoczył z niezbyt cenionymi zawodnikami, chętnie zgodził się, licząc na szybką wygraną i łatwe pieniądze.
Nie chcieli w niego wierzyć. Naśmiewali się, że wygląda jak wieloryb, że ktoś taki nie będzie w stanie wrócić do wyczynowego sportu. Fury, urodzony showman, przyjął rękawicę. W ciągu roku schudł 60 kilogramów, a 1 grudnia 2018 roku odniósł „zwycięski” remis przeciwko niesamowitemu Doentayowi Wilderowi. Choć Amerykanin unikał rewanżu, w końcu musiał podjąć drugie wyzwanie Króla Cyganów. I przegrał, po raz pierwszy w karierze, przez techniczny nokaut, oddając swemu rywalowi tytuł mistrza świata federacji WBC.
W jej epilogu autobiografii angielski pięściarz irlandzkiego pochodzenia mówi wprost, że boks stał się dla niego jedynie dodatkiem do życia, którego główną oś stanowi rodzina i przyjaciele. Choć tak, jak ten komu zawdzięcza swoje imię dobił dna i szukał ratunku w używkach, Fury’ego od Żelaznego Mike’a w jego wieku różni wiele. To showman, ale nie mający presji na bycie celebrytą. To multimilioner, któremu jednak zależy na zapewnieniu bytu rodzinie i działaniu przeciwko depresji i pladze bezdomności, a nie szkoleniu tygrysów pomiędzy jednym, a drugim numerkiem z kolejną supermodelką.
Fury napisał potem w swojej autobiografii: „Cokolwiek działo się w moim życiu, wszystko było mi pisane. Najwyraźniej miałem paść na deski w starciu z Wilderem i miałem się z nich podnieść. Tak, rywal trafił mnie celnie i mocno, brawa dla niego. Miał wszelkie powody, by sądzić, że to koniec i że Król Cyganów właśnie poległ. Gdy po wszystkim oglądałem nagranie z tej walki i zobaczyłem szok w oczach Wildera, który zobaczył, że wstaję i szykuję się do dalszej rywalizacji, tylko się upewniłem, że to musiała być interwencja Boga. Amerykanin nie mógł w to uwierzyć, podobnie jak cały świat.”
https://www.youtube.com/
„Sędzia Reiss przyznał później Benowi, że przez całą swoją karierę nie widział niczego podobnego.” Dodał, że drugi nockdown także był boskim działaniem. „To Bóg chciał, bym w tym momencie wstał na nogi. To była Jego decyzja. To była demonstracja Jego potęgi i sygnał dla wszystkich ludzi na ziemi, którzy mają jakieś trudności życiowe, że nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji jest wyjście.”
Po tej walce Fury zaangażował się już nie tylko w sport. Zdał sobie sprawę, że jedna uratowana od depresji osoba jest dla niego większym zwycięstwem, niż wygrana na ringu. „Król Cyganów” zaczął uczestniczyć w spotkaniach, które miały uświadamiać, czym jest depresja. Mówił na nich, że skoro dopadło to mistrza świata wagi ciężkiej, to może przydarzyć się każdemu.
W październiku 2021 r. trylogia została zakończona. Po trzecim knockdownie Wilder nie wstał do walki a tytuł mistrza WBC utrzymał Tyson „the Gypsy King” Fury.
„Już jako dzieciak czułem się samotny, nawet gdy przebywałem wśród ludzi. Byłem bardzo nieśmiałym, przestraszonym i chuderlawym chłopcem. Wszyscy mi mówili, że nic nie potrafię, że nigdy nic nie osiągnę. Przez to czułem się gorzej. Całe życie ciężko pracowałem, a gdy w końcu osiągnąłem mój cel, uznałem, że to wszytko było nic niewarte.”
Byłem u psychiatry, ale nawet to mi nie pomogło. Musiałem dopiero odkryć, że od cierpienia i kompletnej autodestrukcji uratować może mnie tylko Bóg.
Z punktu widzenia zachowywania równowagi psychicznej olbrzymie znaczenie ma dla mnie trening, ale oprócz tego zainstalowałem w telefonie aplikację zliczającą dni, w których czytałem Biblię. Codziennie mam tam do lektury jeden fragment i jeśli się z nim nie zapoznam, licznik się zeruje i muszę zaczynać od nowa.
Codzienne czytanie Biblii jest dla mnie bardzo ważne i istotnie poprawia mi nastrój. Jednym z elementów kultury Travellersów jest bogobojność, razem z rodzicami zawsze chodziliśmy do kościoła. Mój wuj Ernie był kaznodzieją, a ja od najmłodszych lat fascynowałem się Pismem Świętym, które zawiera rozwiązania wszystkich problemów świata oraz wytyczne co do tego, jak powinno funkcjonować społeczeństwo. Przez całe życie wiara była dla mnie filarem i odegrała kluczową rolę w mojej walce o zdrowie psychiczne.
Często słuchałem kazań Erniego, a potem siadaliśmy i prowadziliśmy długie dyskusje na tematy zaczerpnięte z Biblii. Był dobrym pedagogiem i dużo się od niego nauczyłem. Zdaję sobie sprawę, że popełniałem w życiu naprawdę duże błędy, ale wiem również, co to przebaczenie Boga. Światu ta wiedza też by się przydała, bo dzisiaj dominuje w nim skłonność do krytykowania i oceniania innych, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Wiele osób popada od tego w stany depresyjne i dotyczy to zwłaszcza ludzi młodych, którzy nie umieją radzić sobie z tego rodzaju krytyką.
Jak wspomina w autobiografii, „nie umiał sobie poradzić z ogarniającym poczuciem wewnętrznej pustki”. „Stanąłem na podium bokserskiego świata i okazało się, że to nie jest znowu aż takie ważne. Zrozumiałem, że zaczynam tonąć we własnych mrocznych myślach” – opisywał.
„W życiu kieruję się Biblią, jest moim drogowskazem. Jeśli mówi, że coś jest złe, to jest złe i dla mnie.”
https://www.tiktok.com/@
https://www.facebook.com/
„Chociaż zawsze oglądaliśmy całą masę kaset z walkami bokserskimi i było wielu pięściarzy, których podziwiałem, właściwie żaden nie był moim idolem. Moimi idolami są Jezus Chrystus i mój ojciec.”
Czego najbardziej obawiasz się u swoich przeciwników: szybkości, siły, umiejętności, woli walki?
– Nie boję się niczego. Walczę z każdym. Jak to kiedyś mawiali: nie boksujesz z bokserem, nie brawlujesz z brawlerem, nie siłujesz się z siłaczem, nie idziesz na wymianę z puncherem. Wybierasz umiejętność, która niweluje jego atrybuty. Bóg dał mi umiejętności, dzięki którym mogę poradzić sobie ze wszystkim.
Wolisz pieniądze, szacunek czy seks?
– Mam już dużo pieniędzy, bo jestem pretendentem numer jeden do tytułu mistrza świata. Jako człowiek żonaty mam właściwie tyle seksu, ile tylko chcę, a jako że mam te 206 centymetrów wzrostu, to lepiej okazuj mi szacunek, bo jak nie, to dostaniesz w twarz i odpłyniesz. To, czego bym chciał, to lepsze stosunki z Bogiem. To w nim jest największa chwała. Dużo o tym myślę i mocno wierzę w Jezusa Chrystusa i raj. Wszystkie skarby świata na niewiele ci się zdadzą, gdy nadejdzie sądny dzień. Bóg osądzi cię tylko na podstawie twoich dobrych uczynków. Codziennie jesteśmy poddawani próbom, a ja przede wszystkim chciałbym przeżyć życie tak, żeby podobało się Chrystusowi, a nie ciągle go zawodzić.
Kiedy mamy jakiś spór, nie powinniśmy iść na policję, tylko zdjąć koszule, wyjść na zewnątrz i załatwić sprawę na pięści. Bycie dobrym wojownikiem to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możesz mieć w życiu. To bardzo przydatne. Ale teraz wychodzisz na zewnątrz, a ludzie wyciągają noże.
Gdy przeprowadzono z nim wywiad w ringu, powiedział:
„To nie mnie należy się ta chwała. Wszystko zawdzięczam mojej ostoi i mojemu Zbawieniu, Jezusowi Chrystusowi. To On tu dzisiaj wygrał.”
„Zamierzam cieszyć się dniem dzisiejszym bo wiem, że co Bóg mi dał, Bóg może mi zabrać w ułamku sekundy.” „Po walce o pas mistrza świata z W. Kliczką odczułem wielkie szczeście. To było coś niesamowitego. A potem przyszedł jeszcze głębszy dół, największy dół jakiego można doświadczyć.”
„Jestem zupełnie innym człowiekiem i zawdzięczam to Bogu.” Nie chciałem już więcej grać kogoś innego, nie zamierzałem więcej wkładać maski, chciałem tylko być sobą – być dobrym mężem i ojcem, a także dobrze wykorzystać w ringu talent, który dostałem od Boga. Musiałem też jasno powiedzieć sobie, że czasami sam nie dopuszczałem do siebie prawdy o własnym zachowaniu oraz o tym, że z depresją walczę od zawsze.
Za swoją religię uznaje mieszankę chrześcijaństwa rzymskokatolickiego i ewangelickiego.
„Są tylko trzy rzeczy, które muszą zostać wypełnione po to, by diabeł mógł wrócić. Jedną z nich jest legalizacja homoseksualizmu, kolejna – to aborcja, a następna – legalizacja pedofilii”. I dalej: „Gdy mówię, że pedofilia może być legalna, brzmi to jak słowa wariata. Ale 50 lub 60 lat temu na wzmiankę o tym, że można zalegalizować [homoseksualizm i aborcję], spoglądalibyście na mnie podobnie”.
Na pewno nie można mu zarzucić braku odwagi w tym wypełnionym po brzegi świecie skąpaym poprawnością polityczną i cenzurą i „mową nienawiści” działającą zazwyczaj w jedną stronę.
Myślę, że gdyby opierał się na katolicyzmie (tym prawdziwym nie podrabianym) dalej byłby radykalny, gdzie to konieczne, ale też byłoby mniej w pewnych momentach mieszania różnych rzeczy czy też lekkiego fanatyzmu, który grozi także katolikom przejmującym nauczanie protestanckie.
Walka ukraińskiego boksera Ołeksandra Usyka z Brytyjczykiem Tysonem Furym (zdj. powyżej) została zaplanowana na 17 lutego 2024 roku – poinformowali organizatorzy. Pojedynek, którego stawką będzie pięć pasów mistrzowskich wagi ciężkiej, odbędzie się w Rijadzie.
Usyk ma pasy federacji WBO, IBF, WBA oraz IBO, natomiast Tyson jest mistrzem federacji WBC. Obaj są niepokonani na zawodowych ringach.
Był Ronaldo z Brazylii w piłce nożnej, a potem narodził się drugi Ronaldo z Portugalii, który przebił osiągnięciami tego pierwszego czy podobnie będzie w przypadku Mike Tysona i Tysona Fury’ego? Przekonamy się już wkrótce.
WNIOSKI:
1. Każdy może mieć trudne dzieciństwo. Jak to mówił premier Leszek Miller (SLD) najbardziej liberalny gospodarczo premier w III RP: „Nieważne jak zaczynasz. Ważne jak kończysz.”
2. Jeśli nie lubisz wyzwań to je polub 😉 albo wymódl sobie, abyś polubił ;);) Tyson lubił 😉 Bez tego nie ma szans na realny rozwój w jakiejkolwiek dziedzinie.
3. Życie to nieustanne zderzanie się różych sił. Tyson Fury w niby bardzo małoważnej sytuacji jakim jest siedzenie w saunie wygrał z „królem sauny” Kliczko. Udowodnił coś sobie, a jednocześnie lekko naruszył W. Kliczko. Jakie teoretycznie małe walki w życiu przegrywasz, dlatego, że odpuszczasz na samym początku myśląc, że i tak przegrasz lub to mało ważne?
4. Wykorzystuj taktyki, które używa przeciwnik przeciwko Tobie. Ale trzeba znać i przeciwnika 😉 i jego metody 😉 😉
5. Łam schematy. Oczywiście nie chodzi, abyś robić z siebie skończonego kretyna. Zaskakuj. Bądź nieszablonowy (patrz Fury w stroju batmana, szczególnie zobacz fragment konferencji i miny ludzi).
6. Wybijanie z rytmu bardzo utrudnia działanie. Przekonał się o tym Kliczko w starciu jeszcze przed walką i w trakcie. Rób wszystko, aby utrzymać rytm. Zrób minimum z minimum, ale zrób. NIE POZWÓL LOKOMOTYWANIE STANĄĆ. O wiele trudniej lokomotywą znowu uruchomić.
7. Czasami dasz z siebie wszystko, a coś niezależnego od Ciebie zburzy to, co zbudowałeś w jednej chwili (odwołana walka i zadłużenie się Tysona). Prawdziwych wojowników poznaje się po tym, że ZAWSZE WRACAJĄ. Jesteś wojownikiem czy popierdółką?
8. Nieszczęścia chodzą parami, a czasami gromadami (w śmiertelnym stanie wujek i utrata dziecka). Nie da się na wszystko przygotować. Ale… Możesz się każdego dnia nieustannie wzmacniać, aby gdy przyjdą, a przyjdą na pewno 😉 trudności, bo w kupie siła. „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł. Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania abyście mogli przetrwać.” 1 Kor 10, 12-13 Bóg Cię przygotuję na trudności. Pytanie czy posłuchasz się Boga czy Go zignorujesz…
9. Nie licz na docenienie od kogokolwiek. Nie możesz być zależny od cudzej opinii. „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.” Dz 5,29 Tyson osiąga niesamowity sukces, a opinia publiczna to bagatelizuje i umniejsza.
10. Przykład Tysona może Ci przypomnieć, że może dlatego Ci się nie udaje, bo brakuje Ci pokory. Bóg mógłby pomóc Ci osiągnąć sukces, ale ten sukces mógłby Cię zabić. Zobacz co się stało z Tysonem Furym. Jaki miał zjadł dopaminowy.
11. Tyson Fury miał praktycznie wszystko: rodzinę, pieniądze, sukces sportowy, a był nieszczęśliwy. Wszystko przemija. Nie można opierać się na czymś, co jest przemijające, niestałe. Trzeba oprzeć się na czymś lub Kimś stałym, niezmiennym. I tą osobą jest tylko Bóg. „Przemija bowiem postać tego świata.” 1 Kor 7,31
12. Bóg działa przez dobre myśli, sumienie. Przez grzechy, hałas, używki, przemęczenie, swój pomysł na życie często nie chcemy tego słyszeć, co ma Bóg do powiedzenia. Ignorujemy Jego znaki i szanse, które nam daje. Jaka myśl jak bumerang do Ciebie powraca i jest dobra? Czego nie robisz, a powinieneś i odkładasz to ciągle na później?
13. Grzechy, braki, sprawy nieuporządkowane z dzieciństwa będę miały prędzej czy później wpływ na Twoją dorosłość. Być może wtedy nie wiedziałeś, co z tym zrobić. Trudno. Teraz już wiesz. Więc do roboty.
14. Czy kiedykolwiek tak szczerze się pomodliłeś? Nie udając kogoś, kim nie jesteś? To jest jeden z pięknych owoców nokautu lub nockdownu życiowego. Szczera modlitwa.
15. „Szukajcie, a znajdziecie.” Mt 7,7. Gdy uczeń jest gotowy, pojawia się nauczyciel. Bóg ZAWSZE KOGOŚ CI PODRZUCI. Wystarczy, że będziesz potrzebował i szukał. Tyson miał m.in. żonę i nowego trenera Bena.
16. Wybieraj umiejętność, która niweluje atrybuty Twojego rywala (różnie pojętego). Nie boksuj z bokserem itd.
17. Słyszysz głosy z zewnątrz lub wewnątrz? Ktoś, kto mówi: nie dasz rady, jesteś za stary, jesteś za słaby, jest za późno, to nie ma sensu. Gdy będziesz pewny, że to dobra droga, ale takie głosy słyszysz… Rób swoje. Demony nie chcą Cię wypuścić ze swoich szponów. RÓB MAŁE KROKI! Nie możesz biec to truchtaj. Nie możesz truchtać to idź. Nie możesz iść to czołgaj się. CIĄGLE DO PRZODU. PROGRES. NAWET O MILIMETR. Co z tego, że znasz metodę małych kroków, ale jej nie stosujesz! Albo tylko na chwilę, bo bardziej słuchasz swojego wewnętrznego PIZDEUSZA-SŁABEUSZA.
18. TAK MIAŁO BYĆ. W TAMTYM CZASIE, Z TYM CO WIEDZIAŁEM, CO POTRAFIŁEM nie mogło być inaczej. Ale teraz wyciągnij WNIOSKI, WPROWADŹ W ŻYCIE I DZIĘKUJ BOGU ZA KOLEJNĄ SZANSĘ. Tyson wstał po uderzeniu Wildera, a nie powinien. Jego czas jeszcze się nie skończył. I Ty możesz doświadczyć BOSKIEJ INTERWENCJI, jeśli ZAUFASZ BOGU, nie sobie, nie komuś i zaczniesz DLA BOGA TO ROBIĆ.
19. Aplikacja biblijna, która zeruje się, gdy danego dnia nie przeczytasz jest dosyć ciekawa. O podobnej metodzie, lekko zmodyfikowanej na użytek domowy może kiedyś napiszę.
20. Kto jest Twoim idolem? Kogo podziwiasz? Kogo naśladujesz lub podpatrujesz? „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.” Mt 6, 21.
21. Nie skupiaj się na tym, co ktoś może Ci zrobić. Skupiaj się na tym, co Ty możesz komuś zrobić. Nie obrona. Ale atak.
22. Co robisz z talentami, które otrzymałeś? Jakim jesteś ojcem, mężem, chłopakiem, synem? Nie jesteś właścicielem, ale zarządcą.
23. Był świadomy działania Boga w swoim życiu i miał odwagę w tak zakłamanym, antykatolickim świecie przyznać się publicznie do Pana Jeuzsa i Mu podziękować.
24. Słynna metoda palców: dajesz jednego palca, wezmą kolejny i kolejny. Potem będzie cała ręka i gdy sie zorientujesz, już będzie za późno i nie będziesz miał siły tej ręki zabrać. Tak działo zło np. z aborcją. Najpierw tylko wyjątkowo, potem do któregoś tygodnia, a teraz już nawet w trkacie porodu 9 miesięcznego można zamordować. DLATEGO BĄDŹ CZUJNY I NIE LEKCEWAŻ NAJMNIEJSZYCH OBJAWÓW ZŁA. ZŁO TO ZŁO.
I CZY TY CHCESZ Z BOGIEM ZROBIĆ WIELKIE RZECZY? CZAS UCIEKA…
Jestem ciekawy jak zakończy się historia Tysona Fury’ego... Czy dojdzie do pojedynku w lutym i kto wygra…
TERAZ CZAS, ABYŚ I TY STANĄŁ KOLEJNY RAZ DO WALKI O SWOJĄ DUSZĘ. ABYŚ ŻYCIA NIE PRZEGRAŁ.
***
2. TEMAT: MIAŁ COŚ, CZEGO NIE MIAŁ NAWET SAMURAJ.
W celu uczczenia jednego z moich ulubionych świętych, czyli św. Franciszka Ksawerego, jezuity i największego misjonarza po św. Pawle Apostole pewna historia. Ale zanim do niej przejdę…
Pomimo tego, że już sporo czytałem i sluchałem o św. Franciszku Ksawerym okazało się, że czegoś nie wiem ;D Lekcja pokory i też super, bo nowa treść pomoże mi jeszcze bardziej pogłębić więź z tym świętym.
O tej historii usłyszałem na rekolekcjach diecezjalych w Świebodzicach od ks. Roberta Skrzypczaka. A raczej od tego, który ją usłyszał. Przyjechałem w celu wyspowiadania chętnych osób. Ale przyjechałem za wcześnie i ks. rekolekcjonista rzucił jedno zdanie, że wspominał o św. Franciszku Ksawerym. Mi się oczy zaświeciły i zapytem Krzysztofa P. o czym była ta historia. Zaraz własnie ją przedstawie.
Jednak chciałem być bardziej rzetelny i upewnić się, co do treści tej historii. Poświęciłem trochę czasu i niestety nie udało mi się odszukać ;( Jednak poprzez brak znalezienia i lekkie podgotowanie się porażką odkryłem, że są 2 tomy listów, które napisał św. Franciszek Ksawery w czasie misji w Indiach i Japonii.
Albo tym nie wiedziałem, albo zapomniałem, że takie coś istnieje. Odbieram fakt nie znalezienia oryginalnej historii jako zmotywowanie mnie do zakupu i przeczytania tych listów. Po pierwsze warto sięgać do źródeł: tego, co napisali święci. Albo biografii, autoobiografii na ich temat. Dzięki zwłaszcza dziełom napisanym przez świętego, lepiej poznam jego postać i dzięki temu bardziej się przybliże w relacji z Nm. Po drugie na pewno czegoś nowego się jeszcze nauczę. WIĘC NIE MA TEGO ZŁEGO, CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO-JEŚLLI ODDAM TO BOGU. WIĘC TEN CZAS POŚWIĘCONY NA OWOCNE SZUKANIE OFIARUJĘ ZA DUSZE W CZYŚĆCU CIERPIĄCE I JAKO WYRAZ MIŁOŚCI I PODZIWU DLA ŚW. FRANCISZKA KSAWEREGO.
HISTORYJKA: (jak Bóg da i znajdę oryginał to jeślli będzie lekko przekręcona to napisze sprostowanie)
Św. Franciszek Ksawery 15 sierpnia (Uroczystość Wniebowzięcie Matki Bożej) 1549 r. jako pierwszy misjonarz europejski dotknął ziemi Japonii. Jak zwkle pełen ognia i zapału zabrał się nawracanie. Stanął na beczce i przez wiele godzin, każdego dnia odczytywał po japońsku Credo (Wyznanie wiary). Skończył czytać. Zaczynał od nowa.
Jak sie domyślasz, nikt nie był zainteresowany. Ale któregoś dnia podszedł do Niego samuraj i zaprosił Go do siebie na posiłek. Samuraje (z jap. wojownicy) w Japonii byli dobrze wykształceni. W walce nie mógli odczuwać lęku przed śmiercią (podobnie jak podczas popełniania seppuku). Nie mogli kapitulować w walce, byłoby to bowiem rozwiązanie niehonorowe. Wiele walk i wojen stoczył i ten samuraj.
Dlaczego samuraj zaprosil św. Franciszka Ksawerego do domu? Samuraj zapytał św. jezuitę skąd ma taka wytrwałość? On też chciałby ją zdobyć. Św. Franciszek Ksawery odpowiedział, że ma ją od Boga. Ten właśnie samuraj wraz z własną rodziną byli pierwszymi nawróconymi na katolicyzm Japończykami.
Jeśli jesteś katolikiem, księdzem to czym się wyróżniasz od tych, którzy nie modlą się, nie korzystają ze spowiedzi św., Komunii św., Najświętszej Ofiary? „Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.„ Mt 5, 13-14.
Patronka Hiszpanii to? |
***
3. TEMAT: CO CIĘ POWSTRZYMUJĘ, ABY ROBIĆ TO CO MASZ ROBIĆ?
Co Cię powstrzymuje przed życiem jakiego pragniesz? Przed osiąganiem celów? Przed byciem najlepszą wersją siebie samego? Przed osiągnięciem maksimum swojego potencjału? Potencjału, który jest darem Stwórcy.
STRACH.
Każdy odczuwa STRACH. Nie będę bawił się w różnicę między strachem i lękiem. Inny jest cel wpisu. Ze strachem (czy lękiem) możesz radzić sobie na trzy sposoby:
1) UDAJESZ, ŻE SIĘ NIE BOISZ.
Dlaczego trzymasz się tej gównianej pracy? Bo chcesz! „Ja się nie boję, mi po prostu jest dobrze tak jak jest.” Dlaczego jesteś z kimś, z kim nie powinieneś się być? Bo ją kocham. Bo nie poradzi sobie beze mnie. BO BOISZ SIĘ.
Wmawiasz sobie, wmawiasz innym, że jesteś nieustraszony i masz dokładnie to czego chcesz. Do tego dochodzi jeszcze dołowanie
Wyparcie strachu jest głównym powodem, dla którego 95% społeczeństwa kończy swoje marne życie utrzymując się z głodowej emerytury lub renty. Państwo, kobiety, także często w wielu przypadkach Kościół, gdy Jego nauka jest wykrzywiona, uczą Cię życia wycofanego, w granicach bezpieczeństwa. To jest „energia żeńska.”
Życie to ryzyko. Lepiej schować się do komórki i nie wychodzić, bo jakoś to będzie. Inni mi pomogą. Albo Pan Bóg mi pomoże 😀 Inni raczej nie pomogą :D, bo są coraz bardziej zepsuci, a Pan Bóg nie daje na tacy wszystkiego, bo to niewychowawcze.
2) WALKA ZE ST(R)ACHEM
Drugi sposób jest lepszy. Wiesz, że się boisz. Ubierasz rękawice lub piąstkówki, jeśli jesteś bardziej napalony na bijatykę. Robisz to co trzeba pomimo strachu. Działanie pomimo strachu nazywa się odwagą. Przypominam. Odwaga ≠ brak strachu. ODWAGA = DZIAŁANIE POMIMO STRACHU.
Daje efekty i może wzmacniać. Ile razy w ciągu grudnia zrobiłeś coś pomimo strachu? Problemem jest to, że jednak ten strach ciągle jest. I dużo, bardzo dużo energii kosztuje walka z nim.
3) OSWAJANIE STRACHU
Nie walczysz z nim, ale się z nim zaprzyjaźniasz i korzystasz z jego supermocy. Ale najpierw musisz zrozumieć, dlaczego się boisz. Albo dlaczego bezsensowny jest STRACH w tym przypadku.
A co jest do zrozumienia? Kiedy zaczynasz go odczuwać możesz przeanalizować do czego to się tak naprawdę sprowadza i jak bardzo jest z logicznego, racjonalnego punktu widzenia bzdurne. Kiedy uda Ci się STRACH rozbić z poziomu logicznego. Pozostanie Ci nadmiar energii, którą możesz spożytkować.
STRACH ŻYWI SIĘ CZASEM. NIE DAJ MU GO! |
STACHU możesz pozbyć się poprzez natychmiastowe, „bezmyślne” działanie. Potrzeba „przygotowania się” jest kolejna „racjonalną” wymówką. Jeśli STRACH zajrzał Ci już w oczy, jest za późno na przygotowania. Im więcej czasu na nie poświęcisz, tym bardziej bojaźń się rozwinie.
Dokładnie w tej samej chwili, w której pojawia się STRACH – pojawia się potrzeba działania „tak jak stoisz”.
4. TEMAT: BONUS.
Z okazji 6 grudnia i wspomnienia św. Mikołaja, biskupa warto dać jakiś miały upominek. (zdj. św. Mikołaja z sanktuarium w Bari)
Tym upominkiem i jednocześnie ukłonem w stronę św. MIKOŁAJA oraz okazaniem Mu wielkiego szacunku i podziwu jest skorzystanie zdań, które kiedyś wypowiedział:
„Korzystaj póki jesteś na Ziemi, to piękny czas.” Sanctus Nicolaus |
Oczywiście, że możemy to zdanie źle interpretować nie mając w perspektywie walki o Niebo. Natomiast, gdy Twoim najważniejszym celem jest zbawienie duszy i zdobycie Nieba to…
Życie na Ziemi jest piękne, ale trudne. Nie masz traktować swojego ciała czy krótkiego pobytu tutaj na Ziemi jako karę, więzienie, wyłącznie trud. Każdy etap naszego życia: dzieciństwo, młodość, dorosłość itd. jest po coś. To dar od Boga. Te etapy już nie wrócą nigdy. Podobnie jak odejdziesz z tego świata, czekać Cię będzie inne życie.
Wiem, że łatwo się mówi, ale Twoim i moim zadaniem jest cieszyć się, doceniać i dziękować za każdą chwilę życia jaka by nie była. To dar.
Byle do fajrantu, byle do przerwy, byle do weekendu, byle do wyjazdu i opuszczeniu zagranicy itd. Tak nie możesz żyć. A potem będziesz mówisz za kilkanaście dni jak ten czas szybko leci… Bo celowo chcesz go przyspieszać.
DWIE NAJWAŻNIEJSZE CHWILE W TWOIM ŻYCIU TO: TERAZ I GODZINA ŚMIERCI. „Módl się za nami grzesznymi TERAZ i W GODZINIE ŚMIERCI NASZEJ. Amen.
„To wymaga dużo Czasu, Cierpienia i Cierpliwości.” Sanctus Nicolaus |
ŁATWO TO ZAPAMIĘTAĆ wykorzystując akronim, czyli pierwsze litery słów: CCC.
Św. Mikołaj miał głównie na myśli nawrócenie kogoś. Ale to także tyczy się innych dobrych rzeczy, które są do zrobienia.
Współczesny Janusz: 1) NIE MA CZASU.
2) BRAKUJE MU CIERPLIWOŚCI.
3) SZCZĘŚCIE=BRAK CIERPIENIA.
1) NIE MA CZASU.
Śp. Mirek G. mówił i nie tylko On, że każdy z nas ma 24 godziny w ciągu dnia. Niby to wiemy. Ale nie mamy czasu. A ile z niego marnujesz? Czy planujesz dzień? Czy robisz rzeczy najważniejsze? Czy jesteś ciągle zajęty, ale nie robisz tego co trzeba? Czy dopada się prawo Parkinsona, że wydłużasz jakąś czyność, bo masz więcej czasu?
2) BRAKUJE MU CIERPLIWOŚCI.
Masz zaplanowane momenty w ciągu dnia, kiedy się zatrzymujesz? Planujesz w ciągu dnia odpoczynek? Potrafisz czekać? Potrafisz czekać na owoce swojej pracy, które przyjdą za kilka miesięcy, za rok albo jeszcze później? Czy wolisz wszystko na już, na teraz, na wczoraj?
3) SZCZĘŚCIE=BRAK CIERPIENIA.
Czym jest dla Ciebie szczęście? Nie uciekniesz od cierpienia. Nie znajdziesz świętego spokoju tutaj na ziemi. Wielkie rzeczy powstają przez wysiłek, przez „dobre cierpienie”. Nie da się być dobrym ojcem, świętym ojcem, dobrym mężem, świętym mężem, świętym księdzem bez cierpienia. Jest to niemożliwe. Próbuj. Może będziesz pierwszą osobą na świecie, której to się uda.
***
DODATEK Z SZACUNKU, PODZIWU I MIŁOŚCI DLA ŚWIĘTYCH:
DODATEK DLA AMBITNYCH CZYTELNIKÓW:
KARTKA Z KALENDARZA NA TEN TYDZIEŃ: (TO ŚWIĘCI WYBIERAJĄ NAS. NIE MY ICH)
DUŻO TYCH ŚWIĘTYCH… MOŻNA NA KILKA DNI ROZBIĆ. WYbrałem dla Ciebie najważniejsze rzeczy z ich życia. Nigdy nie wiesz jakie jedno zdanie z ich życia może być Twoim Game Changerem.
Polecam szczególnie do czytania:
a) 3 grudnia niedziela, św. Franciszek Ksawery, jezutia. Misjonarz z takim ogniem, który podpalił część Azji.
b) 4 grudnia poniedziałek, św. Barbara. Wiedziała, co i kto jest w życiu najważniejsze.
c) 6 grudnia środa, św. Mikołaj. Ten prawdziwy.
d) 9 grudnia sobota: św. Juan Diego i objawienia w Guadalupe.
UWAGA:
PRZYJDŹ NA MSZE ŚW. 8 GRUDNIA W UROCZYSTOŚĆ NIEPOKALANEGO POCZĘCIĄ NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY.
***
NAJWIĘKSZY MISJONARZ PO ŚW. PAWLE APOSTOLE.
OCHRZCIŁ OK 200 000 AZJATÓW.
PROSZĄ O JEGO POMOC MUZUŁMANIE I HINDUIŚCI.
3 GRUDNIA NIEDZIELA: ŚW. FRANCISZEK KSAWERY, JEZUITA, 1506-1552, HISZPANIA. Po uzyskaniu stopnia magistra przez jakiś czas wykładał w College Domans-Beauvais, gdzie zapoznał się z św. Piotrem Favre (1526), zaś w kilka lat potem (1529) ze św. Ignacym Loyolą. Podczas studiów w Paryżu przyłączył się do św. Ignacego Loyoli. Niebawem zamieszkali w jednej celi.
Dnia 15 sierpnia 1534 roku na Montmartre w kaplicy Męczenników wszyscy trzej przyjaciele oraz czterej inni towarzysze złożyli śluby zakonne, poprzedzone ćwiczeniami duchowymi pod kierunkiem św. Ignacego. W dwa lata potem wszyscy udali się do Wenecji, by drogą morską jechać do Ziemi Świętej. W oczekiwaniu na statek usługiwali w przytułkach i szpitalach miasta. Kiedy jednak nadzieja rychłego wyjazdu zbyt się wydłużała, gdyż Turcja wtedy spotęgowała swoją ekspansję na kraje Europy, a w jej ręku była ziemia Chrystusa, wszyscy współzałożyciele Towarzystwa Jezusowego udali się do Rzymu, gdzie św. Franciszek otrzymał święcenia kapłańskie 24 czerwca 1537 roku; miał już 31 lat.
W tym samym czasie przychodziły do św. Ignacego naglące petycje od króla Portugalii, Jana III, żeby wysłał do niedawno odkrytych Indii swoich kapłanów. Św. Ignacy wybrał grupę kapłanów z Szymonem Rodriguezem na czele. Ten jednak zachorował i musiał zrezygnować z tak dalekiej i męczącej podróży. Wówczas na jego miejsce zgłosił się Franciszek Ksawery. Oferta została przez św. Ignacego przyjęta i Franciszek z małą grupą oddanych sobie towarzyszy opuścił Rzym 15 marca 1540 roku, by go już więcej nie zobaczyć. Wolny czas w oczekiwaniu na okręt poświęcał posłudze więźniów i chorych oraz głoszeniu Ewangelii.
W 1541 r. wyruszył w podróż misyjną do Indii. W czasie zaś długiej podróży pełnił obowiązki kapelana statku. Wszakże trudy podróży i zabójczy klimat rychło dały o sobie znać. Św. Franciszek zapadł na śmiertelną chorobę, z której jednak cudem został uleczony. To nie był jeszcze Jego czas. Po 13 miesiącach uciążliwej podróży dotarł do Goa, stolicy portugalskiego Wschodu. Św. Franciszek gorliwie oddał się posługiwaniu duszpasterskiemu. Misjonarz poznał obyczaje, język i kulturę miejscowej ludności. Pomogło mu to w pracy apostolskiej i uczyniło prekursorem nowoczesnych misji. Przetłumaczył na język miejscowy podstawowe modlitwy. Katechizował, chrzcił i wznosił kaplice. Młody apostoł odkrył wtedy potrzebę inkulturacji oraz modlitwy i troski o rodzime powołania. Już wtedy św. Franciszek zasłynął jako cudotwórca.
Od początku wszedł w lud. Chodził pieszo (nie jeździł, jak Portugalczycy, konno, w bogatym stroju). Dostrzegał ludzką nędzę. Zabrał się zaraz do pracy w szpitalu, gdzie nocował obok chorych, aby w każdej chwili być na ich usługi. To znów obchodził z dzwonkiem ulice miasta i zbierał dzieci na naukę katechizmu, która była w zaniedbaniu z powodu braku księży. Nie zapominał i o trędowatych w szpitalu za bramami miasta, słuchał ich spowiedzi, odprawiał im w niedzielę mszę św. A po południu miewał kazania dla krajowców już ochrzczonych. Nie znał spoczynku. (…) Tymczasem przybyli posłańcy z wysp Makassaru i prosili o misjonarzy dla Dalekiego Wschodu. Franciszek udał się do grobu św. Tomasza w osadzie St. Thome, by tam na grobie wielkiego Apostoła prosić Boga o światło, co teraz ma czynić, dokąd się udać. Cztery miesiące spędził u grobu św. Apostoła na modlitwie i posłudze duchownej. (…) Franciszek postanowił udać się do Malakki, na Daleki Wschód. Obdarzony w relikwie św. Tomasza, które nosił odtąd stale na piersi. (…)
Zaraz po przybyciu, mimo zmęczenia długą podróżą morską, zabrał się Franciszek do pracy. Odwiedzał szpitale, uczył codziennie katechizmu, głosił kazania, spowiadał. Bałwochwalcze zwyczaje poczęły zanikać, dały się słyszeć pieśni chrześcijańskie. Do spowiedzi był ogromny natłok ludu po każdym kazaniu Franciszka. Spowiadał całymi godzinami i nie mógł podołać napływającym rzeszom. (…) Miłym obejściem zjednywał sobie przyjaźń nawet wielkich grzeszników i powoli wpływał na poprawę ich życia.
Skąd czerpał on siłę do tylu prac i ten ogromny wpływ na serca ludzkie? Sąsiedzi Franciszka podpatrzyli go przez szpary w ścianach z palmowych liści w jego chatce, jak w nocy, zamiast kłaść się na spoczynek, klękał przed krucyfiksem i wznosił ręce ku górze, modlił się przez większą część nocy. Potem kładł się na twardym łóżku , a zamiast poduszki służył mu wielki kamień. Mieszkańcy okoliczni, gdy się o tym dowiedzieli, zwali go odtąd świętym Ojcem. Ufali mu bezgranicznie, przynosili do niego chorych, prosząc o modlitwę i przekonali się, że wielu nagle odzyskało zdrowie. (…)
15 VIII 1549 r., pierwszy misjonarz z Europy dotarł do Japonii. Wyszedł na ląd w Kagosimie. Ewangelizował Japonię przez trzy lata. Odwiedził Hirado, Hakatę i Yamaguchi na wyspie Honsiu. Tutaj zwrócił się do szoguna z prośbą o pozwolenie na ewangelizację, lecz nie otrzymał go. Wrócił więc na Kiusiu, gdzie założył pierwszy kościół. W Japonii ochrzcił ok. 1500 osób. Tu też zrozumiał, że by pozyskać dla Chrystusa Japonię, trzeba najpierw nawrócić Chiny, które dominowały kulturowo nad krajem. Poza tym trwała wojna domowa, która utrudniała ewangelizację. Św. Franciszek opuścił Japonię w 1551r. i udał się na wyspę Shangchuan, w pobliżu Chin.
Do Chin wstęp obcym był surowo wzbroniony. Wielu już pokutowało w strasznych więzieniach Kantonu za swą śmiałość. Franciszek nie uląkł się tego i postanowił dotrzeć tam nawet kosztem największych cierpień. Na małej wysepce Sancian blisko stałego lądu, wyczekiwał okazji, by się przeprawić do Kantonu. Lecz inne były wyroki nieba. (…) Wycieńczony trudami, legł Franciszek, złożony ciężką chorobą. Stan jego pogarszał się z każdym dniem. W drugim tygodniu choroby stracił mowę, leżał cichy, znosił cierpienia z poddaniem, usta szeptały słowa modlitwy. Śmierć nadchodziła. Wierny sługa Antoni czuwał przy konającym. Włożył mu do sztywniejących dłoni krucyfiks, zapalił gromnicę.
Czekając na pozwolenie przybycia do Chin zmarł w nocy z drugiego na trzeciego grudnia 1552 r. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział były modlitwą: „Iesu, filii David, miserere mei!”. Został pochowany w Goa.
Wieść o śmierci Franciszka napełniła mieszkających na wyspie Portugalczyków głębokim smutkiem i żalem. Pochowali go w tymczasowym grobie. A gdy po paru miesiącach odchodził okręt do Indii, wydobyli ciało i ze zdumieniem spostrzegli, że jest wcale nie zepsute. Przeniesiono je na okręt. Gdy okręt przybył po drodze do Malakki, przyjmowano je tam uroczyście, a tegoż dnia ustała w całym mieście zaraza i klęska głodu. Tak Franciszek, nawet po śmierci, troszczył się o swoje owieczki. Gdy wreszcie okręt, wiozący drogie szczątki, zbliżył się do portu goańskiego, witały je na brzegu niezliczone tłumy ludu i wszyscy dostojnicy kościelni i państwowi. W kościele otworzono trumnę, bo wszyscy się domagali zobaczenia świętego ciała. Na widok cudownie zachowanych zwłok, podziw ogarnął wszystkich, całowano je, lud płakał, modlił się, żałował za swe grzechy. Przez trzy dni stały zwłoki w kościele, a niezliczone tłumy przybywały bez przerwy, by je oglądać. Ciało Świętego pochowano w kościele w Goa, i do dziś tam spoczywa w srebrnej trumnie.
Podsumowując: Indie (1542–1545), wyspy Moluki (1545–1547), Japonia (1549–1551). Najbardziej jednak widoczne i trwałe pozostało jego dzieło ewangelizacji w Indiach. Działał też krótko w mieście Malakka i na wyspie Sulawesi (dawniej Celebes).
Odprawienie Najświętszej Ofiary przy trumnie św. Franciszka Ksawerego w Goa to niepowtarzalne przeżycie. W kościele Bom Jesus z czerwonej cegły, w bocznej kaplicy po prawej stronie, znajduje się mauzoleum św. Franciszka – w srebrnej trumnie wykonanej przez miejscowych artystów spoczywa ciało świętego.
Ramię św. Franciszka Ksawerego znajduje się w jego kaplicy we wspaniałym rzymskim kościele jezuitów Il Gesù. Zostało one odcięte w Goa i przesłane papieżowi. Dzięki tej relikwii św. Franciszek pozostaje obecny w centrum życia Kościoła. Nie pozostaje tylko „własnością” Hiszpanii czy Indii, ale wciąż inspiruje misjonarzy Kościoła Katolickiego.
Jego osobowość można poznać (tak zresztą jak i św. Pawła) głównie z listów, których pozostało 125, a które były w obiegu za życia i po śmierci Ksawerego. Wydano je drukiem i czytano we wszystkich domach zakonnych. Budził zapał kleryków, którzy pragnęli naśladować Franciszka Ksawerego, głosząc w dalekich krajach królestwo Boże. Listy z Europy na Moluki szły około 21 miesięcy, a czasem dłużej. Ogromnie tęsknił daleko od swoich. Szukał kontaktu ze wspólnotą zakonną.
Jest głównym patronem misji katolickich wraz ze św. Tereską od Dzieciątka Jezus. Jest patronem Indii i Japonii oraz marynarzy. Orędownik w czasie zarazy i burz.
O wpływie świętego na współczesnych w wymowny sposób świadczy wypowiedź Indiry Ghandi, premiera Indii, która w 1970 r. w wywiadzie udzielonym hiszpańskiej telewizji powiedziała: Kiedy ktoś zachoruje w Indiach, czy to hindus czy muzułmanin, wzywamy imienia św. Franciszka Ksawerego.
Do czasu uroczystego wystawienia w roku 1952, ciało, zawsze odziane w kapłańskie szaty, było eksponowane w otwartej trumnie, a pielgrzymi mogli dotykać, poczuć, a nawet całować odsłonięte części ciała. Lecz badanie w 1952 roku ukazały wyraźne znaki dalszego pogarszania się stanu ciała (np. oddzielenie głowy od tułowia, odpadanie włosów, zanikanie skóry na rękach itd.). Z tego powodu w roku 1955 ciało zapieczętowano w szklanej kapsule, a następnie umieszczono w dotychczasowej trumnie. Podczas kolejnych pięciu pokazów w latach 1964, 1974, 1984, 1994 i 2004 nie mogło ono być bezpośrednio dotykane. Obecnie otwiera się trumnę co dziesięć lat. Ostatnio była otwarta od 21 listopada 2004 do 2 stycznia 2005 roku. Ta okazja gromadzi setki tysięcy ludzi – chrześcijan jak i wyznawców innych religii. Nie znalazłem informacji, aby była otwarta w 2014 r.
https://m.interia.pl/interia-
Św. Franciszek Ksawery jest patronem Kłodzka (ciekawa historia z tym związana, ale może innym razem ;). Jego ołtarz boczny znajduję się w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Kłodzku, w Krzeszowie oraz w kościele pw. św. Mikołaja i św. Franciszka Ksawerego w Otmuchowie, której jest wraz ze św. Mikołaja patronem parafii.
***
4 GRUDNIA PONIEDZIAŁEK:ŚW. BARBARA, DZIEWICA I MĘCZENNICA, ZM. 305. Zginęła w Nikomedii. Stamtąd pochodziła m.in. św. Natalia. Była piękną córką bogatego poganina Dioskura z Heliopolis w Bitynii (Azja Mniejsza). Ojciec wysłał ją na naukę do Nikomedii. Tam zetknęła się z chrześcijaństwem. Prowadziła korespondencję z wielkim filozofem i pisarzem Orygenesem z Aleksandrii. Pod jego wpływem przyjęła chrzest i złożyła ślub czystości.
Ojciec dowiedziawszy się o tym, pragnąc wydać ją za mąż i złamać opór dziewczyny, uwięził ją w wieży. Jej zdecydowana postawa wywołała w nim wielki gniew. Przez pewien czas Barbara była głodzona i straszona, żeby wyrzec się wiary. Kiedy to nie poskutkowało, ojciec zaprowadził ją do sędziego i oskarżył. Sędzia rozkazał najpierw Barbarę ubiczować, jednak chłosta wydała się jej jakby muskaniem pawich piór. W nocy miał ją odwiedzić anioł, zaleczyć jej rany i udzielić Komunii św. Potem sędzia kazał Barbarę bić maczugami, przypalać pochodniami, a wreszcie obciąć jej piersi. Chciał ją w takim stanie pognać ulicami miasta, ale wtedy zjawił się anioł i okrył jej ciało białą szatą.
Wreszcie sędzia zrozumiał, że torturami niczego nie osiągnie. Wydał więc wyrok, by ściąć Barbarę mieczem. Wykonawcą tego wyroku miał się stać ojciec Barbary, Dioskur. Podobno ledwie odłożył miecz, zginął rażony piorunem. Być może tak nietypowa śmierć, zadana ręką własnego ojca, rozsławiła cześć św. Barbary na Wschodzie i na Zachodzie. Żywoty jej ukazały się w języku greckim, syryjskim, koptyjskim, ormiańskim, chaldejskim, a w wiekach średnich we wszystkich językach europejskich. W wieku VI cesarz Justynian sprowadził relikwie św. Barbary do Konstantynopola. Stąd zabrali je Wenecjanie w 1202 roku do swojego miasta, by przekazać je z kolei pobliskiemu Torcello, gdzie znajdują się w kościele św. Jana Ewangelisty.
Pierwszy kościół w Polsce ku jej czci wystawiono w 1262 r. w Bożygniewie koło Środy Śląskiej. Poza Polską św. Barbara jest darzona wielką czcią także w Czechach, Saksonii, Lotaryngii, południowym Tyrolu, a także w Zagłębiu Ruhry. W Nadrenii uważana jest za towarzyszkę św. Mikołaja – warto wiedzieć, że w wielu miejscach to właśnie ona obdarowuje dzieci prezentami.
Jako patronkę dobrej śmierci czcili św. Barbarę przede wszystkim ci, którzy na śmierć nagłą i niespodziewaną są najbardziej narażeni: górnicy, hutnicy, marynarze, rybacy, żołnierze, kamieniarze, więźniowie itp. Polecali się jej wszyscy, którzy chcieli sobie uprosić u Pana Boga śmierć szczęśliwą. W Polsce istniało nawet bractwo św. Barbary, patronki dobrej śmierci. Należał do niego św. Stanisław Kostka. Nie zawiódł się. Kiedy znalazł się w śmiertelnej chorobie na łożu boleści, a właściciel wynajętego przez Kostków domu nie chciał jako zaciekły luteranin wpuścić kapłana z Wiatykiem, wtedy zjawiła mu się św. Barbara wraz z aniołem, który przyniósł Komunię świętą (kłamstwem jest jakoby św. Barbara udzieliła Komunii św.). Barbara jest ponadto patronką archidiecezji katowickiej, Edessy, Kairu; architektów, cieśli, dzwonników, kowali, ludwisarzy, murarzy, szczotkarzy, tkaczy, wytwórców sztucznych ogni, żołnierzy (szczególnie artylerzystów i załóg twierdz). Jest jedną z Czternastu Świętych Wspomożycieli.
Kościoły pod Jej wezwaniem znajdują się m.in. w Walimiu, Stoszowicach, w Wałbrzychu (Stary Zdrój-bialy kościół), Pastuchowie, Gniewkowie, Nowej Rudzie.
Święty Jan Damasceński, kapłan i doktor Kościoła, 675-750, Syria. Kościołowi służył ogromną wiedzą i wymową. Przez długie lata był doradcą patriarchy. W sporze z obrazoburcami wystąpił w obronie obrazów. Napisał nawet osobną rozprawę w ich obronie: Rozważania apologetyczne przeciwko tym, którzy odrzucają cześć świętych obrazów. Odwiedzał poszczególne kościoły i klasztory, by stworzyć przeciwko cesarzowi (będącemu obrazoburcą) wspólny, obronny front. W tym czasie napisał drugie dzieło o wierze chrześcijańskiej, które przyniosło mu największą sławę. Wykład wiary prawdziwej był pierwszym systematycznym wykładem dogmatyki. Wywarł on ogromny wpływ na dalszy rozwój teologii i stał się podręcznikiem dogmatyki na wiele stuleci. Jest to jedno z najważniejszych pism chrześcijańskiej starożytności. Zawsze cieszyło się ogromnym autorytetem, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Dzieło to ma charakter encyklopedyczny, cytuje zarówno Pismo Święte, jak i Ojców Kościoła, dlatego jest skarbnicą tradycji, która stała się wzorem dla średniowiecznej scholastyki na Zachodzie.
Jest uważany za ostatniego z Ojców Kościoła Wschodniego. Jego największą zasługą jest to, że zostawił syntezę nauki Ojców Kościoła. Podobną syntezę usiłowało zostawić wielu przed nim. Już św. Ireneusz z Lyonu (+ 202) w dziele Przeciwko herezjom podał wykaz najważniejszych błędów oraz odpowiedział na nie wykładem, w którym argumentował na rzecz prawdziwej nauki katolickiej. Dzieło to było pisane z pozycji wyłącznie apologetycznych, poruszało zaś jedynie prawdy wiary atakowane przez heretyków. Wielu świętych i nie tylko próbowało taką syntezę wiary napisać, ale im się do końca nie udało.
Udało się to natomiast w całej pełni św. Janowi Damasceńskiemu. Niektórzy historycy nazywali Jana z Damaszku „Tomaszem Wschodu”, sugerując, że dostarczył tworzywa do wielkiej syntezy myśli chrześcijańskiej dokonanej przez żyjącego 500 lat później Akwinatę. Święty Jan Damasceński pisał także hymny poświęcone Matce Bożej. Był utalentowanym poetą religijnym, autorem słynnych kanonów Kościoła wschodniego. Szczególnie piękny i kunsztowny jest jego kanon na dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Utwory te po dzień dzisiejszy używane są przez Cerkiew prawosławną. Jest patronem farmaceutów, malarzy ikon oraz obrazów świętych. Wierni modlą się do niego o pomoc w nauce śpiewu cerkiewnego oraz poprawnego i uduchowionego czytania pism religijnych. Jest też orędownikiem osób z paraliżem rąk.
Błogosławiony Archanioł Canetoli, kapłan (kanonik regularny) 1460-1513, Italia. Trwała rywalizacja o kontrolę nad miastem między rodziną Canetoli i Bentivoglio. W tej wyniszczającej walce zginęła cała rodzina Archanioła. Tylko jemu udało się cudem uciec. Czasem wśród nich rozpoznawał zabójców swojej rodziny. Zawsze jednak potrafił pohamować żądzę zemsty.
Był niezwykle skromny, stronił od ludzi. Święcenia kapłańskie przyjął tylko z posłuszeństwa, po nich przez kilka lat wędrował między różnymi weneckimi klasztorami. W 1498 r. uzyskał zgodę na przeniesienie się do pustelni św. Ambrożego z Gubbio, gdzie miał nadzieję poświęcić się życiu kontemplacyjnemu. Rosła sława jego świętości. Był otoczony szacunkiem i często odwiedzali go nie tylko prości ludzie, ale także możni tego świata, m.in. książę florencki Julian de Medici. Archanioł przepowiedział mu wygnanie, ale i powrót w chwale. Gdy to proroctwo się spełniło, książę nie zapomniał o skromnym pustelniku i chciał go koniecznie wynagrodzić, proponując mu godność biskupa. Wezwał go w tej sprawie do Florencji. Archanioł odmówił kategorycznie przyjęcia tej nominacji. Poprosił jedynie o specjalne odpusty dla klasztoru św. Ambrożego w Gubbio.
Nie było mu jednak dane wrócić do swojej pustelni. W drodze powrotnej z Florencji dostał tak wysokiej gorączki, że musiał zatrzymać się w Castiglione Aretino. Tam też, mimo troskliwej opieki, umarł 16 kwietnia 1513 r. 3 grudnia tego roku jego ciało zostało przeniesione do klasztoru św. Ambrożego w Gubbio, gdzie do dziś spoczywa pod ołtarzem w stanie nienaruszonym.
Błogosławiony Adolf Kolping, kapłan, 1813-1865, Niemcy. Jego ojciec, chociaż bardzo ciężko pracował, z trudem zapewniał utrzymanie żonie i pięciorgu dzieciom. W tej sytuacji Adolf nie mógł nawet marzyć o gimnazjum. Jako trzynastoletni chłopiec rozpoczął terminowanie u majstra szewskiego w rodzinnym mieście. Następnie zdobywał praktykę zawodową w różnych warsztatach, by wreszcie podjąć pracę w Kolonii. Poznał więc doskonale ówczesną sytuację czeladników i robotników w fabrykach, wyzysk, niesprawiedliwość, nienawiść i poniżenie człowieka.
Pokonując wiele trudności i przeciwności losu, w 1837 rozpoczął naukę w Kolonii i po czterech latach uzyskał świadectwo maturalne ze znakomitymi wynikami. Ukończył seminarium w Kolonii i dnia 13 kwietnia 1845 roku otrzymał święcenia kapłańskie w kościele franciszkanów.
W protestanckim mieście Wuppertal-Eberfeld, będącym ważnym ośrodkiem przemysłowym, rozpoczął pracę kapelana i katechety. Jako duszpasterz otaczał opieką wyzyskiwanych robotników i rzemieślników. Zetknął się tam też z Gesellenverein – organizacją czeladników; został duchowym opiekunem tego młodzieżowego stowarzyszenia.
W 1849 r. poprosił o przeniesienie do Kolonii i jako wikariusz tutejszej katedry założył, przy pomocy zaufanych osób, oddział Gesellenverein. To stowarzyszenie czeladników stało się – dzięki zapałowi, uporowi, poświęceniom i modlitwie Założyciela – punktem odniesienia dla wszystkich organizacji młodzieży rzemieślniczej w Europie oraz Ameryce Północnej. Dzisiaj międzynarodowa organizacja Kolpingwerk działa w 40 krajach i wciąż potrafi zdobywać młodych dla Chrystusa i przekazywać dziedzictwo swego Założyciela następnym pokoleniom.
Tworząc zrzeszenia czeladników i robotników, przełamywał ich izolację i apatię, gdyż wspólnota w wierze dawała im siłę do pokonywania codziennych trudności oraz świadomość, że są świadkami Chrystusa wobec Boga i ludzi. Przygotowywał i zachęcał młodzież do sprawowania urzędów politycznych i społecznych. Zainteresował też młodych ludzi wzorem rodziny chrześcijańskiej, w której widział pierwszą i najbardziej naturalną wspólnotę, miejsce, gdzie człowiek zdobywa wiedzę religijną i życiową, aby później – opierając się na tym fundamencie – stawiać czoła wszelkim doświadczeniom. Jak powtarzał, jeżeli rodzina będzie zdrowa, to nawet chore społeczeństwo da się jeszcze uleczyć, ale w momencie, gdy choroba ogarnie rodziny, społeczeństwo jest poważnie zagrożone..
Błogosławiony Piotr ze Sieny, tercjarz, zm. 1289, Italia. Od młodych lat słynął z dobrego humoru i robienia wielu żartów. Był producentem i sprzedawcą grzebieni – stąd jego przydomek Pettinaio (
Często uczestniczył we Mszy św. i nabożeństwach. Zawsze pomagał ubogim i potrzebującym, chętnie usługiwał chorym w szpitalu. W końcu sprzedał wszystkie swoje dobra, zostawiając jedynie to, co było konieczne do życia, i wstąpił do III Zakonu Franciszkańskiego. Gdy umarła żona, poświęcił się zupełnie służbie ubogim i chorym.
Odbył pielgrzymki do Rzymu, Asyżu i Alwerni. Gdy zachorował, franciszkanie ze Sieny pozwolili mu zamieszkać w klasztorze. Do końca życia prowadził bardzo ascetyczne życie, a odzywał się jedynie wtedy, gdy musiał. Dlatego w ikonografii przedstawiany jest z palcem na ustach, a biografowie nazywają go „Milczącym świętym”.
Święty Jan Calabria, kapłan, 1873-1954, Italia. Od dzieciństwa pragnął zostać kapłanem. Ubóstwo i przedwczesna śmierć rodziców opóźniło realizację jego planów. Musiał ponadto przerwać naukę w trzeciej klasie, ponieważ został powołany do wojska. Zatrudniono go w szpitalu. Wyróżniał się dobrocią i pobożnością, dzięki niemu wielu jego współtowarzyszy i przełożonych zbliżyło się do wiary katolickiej.
Już jako student pomagał sierotom i chorym. W 1898 roku, wraz z grupą kleryków i osób świeckich, założył Pobożne Stowarzyszenie Opieki nad Ubogimi Chorymi. Przez pierwszych 6 lat posługi pracował jako duszpasterz w parafii św. Stefana w Weronie, zajmując się nadal ubogimi, chorymi i opuszczonymi. W 1907 roku został wikariuszem przy kościele św. Benedykta, gdzie szczególną opieką duszpasterską otoczył żołnierzy. Tu także w dniu 26 listopada tego samego roku założył Dom dla Dobrych Chłopców, który dał początek zgromadzeniu Ubogich Sług Bożej Opatrzności. Instytut wspomagał sieroty i ubogie dzieci, a także ludzi starych i chorych. Wkrótce powstały nowe domy na terenie całych Włoch, a później także za granicą.
Wcześniej założył żeńską gałąź zgromadzenia Ubogich Służebnic Bożej Opatrzności. Dzięki swej dobroci i mądrości był wielkim autorytetem i osobą niezwykle poważaną w wielu środowiskach ówczesnej Europy. Zwracali się do niego z prośbą o pomoc i radę duchowni i świeccy. „Każda chwila jego życia była realizacją wspaniałego hymnu św. Pawła o miłości” – napisała o Janie Calabrii w liście do papieża Pawła VI pewna Żydówka, lekarka, którą święty ukrył w przebraniu siostry zakonnej w jednym z domów zgromadzenia, by ratować ją przed prześladowaniami ze strony Niemców hitlerowskich.
W swej pracy wychowawczej Jan kierował się wspaniałym przykładem św. Jana Bosko, wielkiego wychowawcy i opiekuna młodzieży. Od niego uczył się pokornej służby ubogim dzieciom. Zmarł 4 grudnia 1954 roku. Przed śmiercią ofiarował swe życie Bogu za papieża Piusa XII, który wiele wycierpiał z powodu nieprawdziwych oskarżeń.
***
5 GRUDNIA WTOREK: Błogosławiony Filip Rinaldi, salezjanin-generał, 1856-1931, Italia. Gdy miał pięć lat, po raz pierwszy spotkał się z ks. Janem Bosko, który urządził swoim wychowankom wycieczkę do Lu Monferrato. To spotkanie utkwiło mu głęboko w pamięci. W roku szkolnym 1866/1867 rozpoczął naukę w gimnazjum salezjanów w Mirabello. Wtedy znowu spotkał się z księdzem Bosko, a kiedyś, w czasie spowiedzi, ujrzał go przez chwilę „w jakimś dziwnym blasku” – jak potem to określił.
Mimo ogromnej czci, jaka zrodziła się w nim dla księdza Bosko, opuścił Mirabello, tłumacząc się bólami głowy i słabym wzrokiem. Przez następnych dziesięć lat uprawiał rolę w swojej rodzinnej wiosce oraz przeżywał okres wewnętrznego zmagania się ze sobą. Jan Bosko prowadził z nim jednak korespondencję i w 1877 roku nakłonił go, żeby wstąpił do salezjańskiego zakładu dla spóźnionych powołań w Sanpierdarena. Tam minął kryzys.
Będąc dyrektorem Instytutu św. Jana Ewangelisty w Turynie, stał się prawdziwym ojcem powołań. Jednocześnie utrzymywał stałe kontakty z ks. Bosko, formując w ten sposób samego siebie. Mówi się, że ks. Bosko przewidywał w nim swego trzeciego następcę w kierowaniu Zgromadzeniem, dlatego od początku dokładał wyjątkowych starań, by odpowiednio ukształtować go do przyszłych zadań.
Gdy w 1921 roku zmarł ks. Paweł Albera, drugi następca św. Jana Bosko, Filip Rinaldi został wybrany generałem zgromadzenia, które w czasie swoich dziesięcioletnich rządów podwoił liczebnie. Szczególną troską otaczał misje, angażował w to dzieło młodzież – licząc na nowe powołania. Zabiegał usilnie o zachowanie i przekazanie młodym wychowankom ducha salezjańskiego. We wszystkim, a zwłaszcza w dobroci i ojcowskiej miłości, starał się naśladować księdza Bosko. Mimo poważnej choroby serca nie ustawał w pracy. Organizował konferencje, sesje, zjazdy inspektorów i dyrektorów domów salezjańskich, wydawał okólniki. Czując zbliżającą się śmierć, jeszcze więcej czasu poświęcał na modlitwę.
Błogosławiony Narcyz Putz, kapłan i męczennik, 1877-1942. Najbardziej zapamiętano jego odczyty z historii Polski. Występował przeciwko wywłaszczaniu polskiej ziemi, pomagał przy zakładaniu organizacji skupiającej polskich rolników. W jednym z przedwojennych czasopism pisano o nim: „Jako młody wikary pracuje przez szereg lat w parafii szamotulskiej i stacza sławne boje z początkującą naówczas w Wielkopolsce Polską Partią Socjalistyczną. Poza gorliwą pracą w kościele pracuje w organizacjach parafialnych, narodowych i oświatowych, jak również w ruchu spółdzielczym”.
W czasie wojny wspomagał stowarzyszenia i związki Polaków żyjących i pracujących w głębi ówczesnych Niemczech, zwłaszcza w Saksonii, gdzie corocznie bywał. Był też prezesem Towarzystwa Czytelni Ludowych na powiat średzki oraz prezesem Banku Ludowego w pobliskim Zaniemyślu.
Był skutecznym polonizatorem okręgu i parafii, w owych latach zamieszkałych w dużej mierze przez Niemców – dopiero po 1920 r. zaczęła przybywać na te tereny ludność polska. Zapoczątkował odwiedzanie parafian w ich domach, organizował polskie duszpasterstwo. Gdy proporcja Polaków do Niemców na to pozwoliła, zlikwidował kazania po niemiecku (Niemców na Mszę św. przychodziło bowiem niewielu). Pomimo skarg mniejszości niemieckiej nie uległ ich presji.
Szczególną uwagę przywiązywał do duszpasterstwa dzieci. Był współorganizatorem i jednym z najaktywniejszych członków Komitetu Kolonii Feryjnych, dla którego zakupił gospodarstwa w Jastrzębcu pod Bydgoszczą. W 1924 r. z wyjazdów wakacyjnych skorzystało ok. 200 dzieci. Oprócz spełniania rozlicznych obowiązków duszpasterskich, aktywnie uczestniczył w życiu społecznym miasta.
Jednym z charakterystycznych rysów jego pasterzowania była umiejętność budowania kościołów i tworzenia wokół nich nowych parafii. W Poznaniu stało się tak w przypadku kościoła pw. św. Stanisława Kostki na Winiarach, kościoła pw. św. Jana Vianneya na Sołaczu i kościoła pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Naramowicach. Nie zaniedbywał biednych, z myślą o nich prowadził tanie kuchnie.
Miał opinię dobrego kaznodziei i spowiednika. Bardzo aktywnie uczestniczył w pracach nad tworzeniem i rozwojem katolickich czasopism religijnych w Poznaniu. W końcu lat 20-tych i w latach 30-tych ubiegłego wieku był redaktorem wielu poznańskich pism parafialnych o treści wychowawczo-pastoralnej. Również w Poznaniu aktywnie uczestniczył w życiu politycznym i społecznym.
4 października 1939 r. został aresztowany przez niemieckie gestapo i uwięziony na Pawiaku. Zwolniono go po dwóch tygodniach. Powrócił do Poznania, ale już 9 listopada 1939 r. Niemcy ponownie go aresztowali i tym razem już nie wypuścili. Osadzili go w osławionym Forcie VII, poznańskim obozie koncentracyjnym, gdzie przeszedł prawdziwą gehennę. Pijani niemieccy SS-mani nawet w nocy nie dawali mu spokoju, bili go i grozili bronią, pastwili się nad nim. Mimo różnego rodzaju szykan i tortur, zachowywał cierpliwość i wspierał współcierpiących nieszczęśników. Zachował pogodę ducha. W grypsie do siostry z 27 grudnia 1939 r. pisał: „Wilja była trochę smutna, ale Bóg pomoże. Zdrów jestem. Wspaniałą miałem brodę, ale ją we wilję zgoliłem […] Uściski. Z Bogiem. N.”.
Pracował tam niewolniczo w kamieniołomach i przy budowie obozu. Cierpiał na dławicę piersiową, nie miał jednej nerki, a mimo tego przetrwał skrajnie trudne warunki egzystencji obozowej. Nie tylko przetrwał – dalej sprawował, na ile warunki pozwalały, posługę kapłańską, po kryjomu organizując modlitwy i nabożeństwa oraz podnosząc współwięźniów na duchu.
Po pół roku, 8 grudnia 1940 r., przewieziono go z powrotem do KL Dachau, gdzie otrzymał numer obozowy 22064. Tam pracował najpierw na plantacjach, a później w pończoszarni. Słynne były inicjowane przez niego Godzinki i Gorzkie Żale. Nazywano go „hetmanem duchowym”, który pocieszał i podnosił na duchu swoim optymizmem i radosnym przyjmowaniem doświadczenia Bożego. Cieszył się sympatią wszystkich polskich więźniów.
Wyczerpany ciężkimi warunkami i zapaleniem płuc, zmarł 5 grudnia 1942 r. w baraku dla niezdolnych do pracy w Dachau. Świadek zeznał, że ostatnim zabiegiem w tym niemieckim „szpitalu” był dany ks. Narcyzowi zastrzyk benzyny. Jego ciało spalono w obozowym krematorium.
Święty Saba Jerozolimski, kapłan, 439-532, Cezarea Kapadocka. Gdy jego ojca, oficera armii cesarskiej, przeniesiono do odległego garnizonu, Saba wychowywał się u krewnych. Od ósmego roku życia przebywał w klasztorze jako oblat (przyszły kandydat). Kiedy miał 18 lat, udał się do Palestyny, aby tam połączyć się z mnichami klasztoru Theoktistos, założonego przez św. Passariona. Tu spotkał się ze św. Eutymiuszem Wielkim. Nie był jednak zadowolony z życia tamtejszych mnichów, zarażonych już błędem monofizytów (doktryny teologicznej, zaprzeczającej istnieniu Chrystusa w dwóch naturach: boskiej i ludzkiej jednocześnie, która została uznana za herezję na Soborze Chalcedońskim w 451 r.). Dlatego udał się do klasztoru położonego w pobliżu Morza Martwego. Za zezwoleniem opata zamieszkał w 469 r. w skalnej grocie jako pustelnik, a jedynie w soboty i w niedziele przychodził do klasztoru, aby wieść życie wspólne i uczestniczyć w liturgii.
Po kilkunastu latach opuścił i to miejsce, by udać się ponownie do Jerozolimy i zamieszkać w jednej z grot w pobliżu potoku Cedron w 478 r. Z czasem zgromadzili się wokół niego uczniowie. Łącznie miał zostawić w Palestynie 7 klasztorów dużych, 8 mniejszych i 3 hospicja dla pielgrzymów. W kilka lat później został archimandrytą wszystkich klasztorów i pustelników palestyńskich.
Czymś oryginalnym i niespotykanym dotąd ani potem było to, że św. Saba zakładał klasztory-kolonie. Mogły do nich należeć osoby różnych narodowości i języków. Każda kolonia miała swoją kaplicę, gdzie w swoim języku odprawiała liturgię i codzienne modły. Każda też z tych kolonii miała swojego przełożonego. W niedziele oraz w święta wszyscy mnisi gromadzili się w kościele, gdzie w języku greckim odprawiano nabożeństwa. Nad wszystkim czuwał Saba.
W sporach doktrynalnych Saba opowiedział się za nauką Soboru Chalcedońskiego (451). Chcąc skłonić do powszechnego uznania tej nauki, udał się do cesarza Anastazego I w Konstantynopolu. Jego wysiłki okazały się jednak daremne. Wziął w obronę miejscowych kupców i rzemieślników przed nadmiernymi podatkami urzędników cesarskich, na których wytoczył skargę przed wspomnianym cesarzem (511). Wziął również w obronę Samarytan, którym groziło wyniszczenie. Kiedy cesarz Justyn I (518-528) zamierzał osadzić na stolicy patriarchy w Jerozolimie monofizytę, Saba ze swoimi mnichami wystąpił przeciwko niemu tak gwałtownie, że intruz musiał się zrzec biskupstwa. Jest autorem „Typikonu” – księgi regulującej przebieg całorocznej liturgii. Została ona przyjęta przez cały Kościół Wschodni.
***
6 GRUDNIA ŚRODA: ŚW. MIKOŁAJ, BISKUP MIRY, 15.03.270-6.12.343 (TERENY OBECNJE TURCJI)
https://www.swiatlowmroku.pl/
Cudowne interwencje św. Mikołaja, co warto podkreślić, często dokonywały się w sposób akcentujący działanie Bożej potęgi, której ów był tylko pomocnikiem. Gdy ginący na wzburzonym morzu żeglarze wezwali jego pomocy „zjawił się ktoś przed nimi, kto miał postać świętego”. Święty chwycił za liny i wespół z marynarzami doprowadził statek bezpiecznie do portu.
Św. Mikołajowi przypisywane są również liczne wskrzeszenia, najczęściej dzieci i młodzieńców. Jako szafarz Bożego miłosierdzia wrócił życie wielu zmarłym w tragicznych, a nierzadko i makabrycznych okolicznościach, przyczynił się również do odnalezienia zaginionych i odzyskania uprowadzonych dzieci.
Bronił niesłusznie skazanych. Najbardziej znana jest historia o trzech książętach skazanych na śmierć na podstawie fałszywego oskarżenia. Św. Mikołaj objawił się we śnie Konstantynowi – który był wówczas cesarzem rzymskim – i w ostrych słowach wypomniał mu ów niesprawiedliwy wyrok.
Uratował też niewinnych żołnierzy skazanych na śmierć. Dzięki świętemu Mikołajowi zostali uniewinnieni i wysłani do Miry z bogatymi darami.
Sąsiad św. Mikołaja, który był chciwy i bogaty, i drwił z pobożności świętego. Został ukarany przez Boga i stracił on cały majątek oraz popadł w skrajną biedę. Miał on trzy córki, które chciał sprzedać do domu publicznego, gdyż nikt nie chciał ich poślubić bez otrzymania odpowiedniego posagu. Św. Mikołaj po długim rozważaniu Pisma Świętego i modlitwie, postanowił uratować cnotę tych dziewcząt i trzykrotnie pod osłoną nocy wrzucał przez okno pieniądze przeznaczone na posag dla każdej z dziewcząt. Jego sąsiad po wyprawieniu dwóch wesel postanowił dowiedzieć się skąd biorą się te pieniądze. Czuwał całą noc i odkrył ze zdumieniem, że przyniósł je pogardzany przez niego św. Mikołaj. Zawstydził się i podziękował mu za ten dar oraz postanowił zmienić swoje życie na zgodne z przykazaniami.
Niedługo rozpoczęły się w Mirze i okolicach krwawe prześladowania chrześcijan nakazane przez cesarza Galeriusza Waleriusza Maksymina. Około 310 r. także i biskup Mikołaj trafił do więzienia, gdzie był torturowany, jednak w 313 r. na podstawie edyktu mediolańskiego, który przyznawał chrześcijaństwu równouprawnienie, Mikołaj i inni uwięzieni chrześcijanie odzyskali wolność.
Jego ciało pochowano w Mirze, gdzie znajdowało się do 1087 roku. Dnia 9 maja tego właśnie roku zostało przewiezione do włoskiego miasta Bari. Jak podaje Nikefor, kupcy z Bari chcieli uprzedzić Wenecjan oraz zbliżające się wojska tureckie, które mogłyby sprofanować ciało, dlatego przetransportowali ciało właśnie do Bari. Dnia 29 września jego grobowiec został uroczyście poświęcony przez papieża Urbana II w bazylice wystawionej ku jego czci.
***
7 GRUDNIA CZWARTEK: ŚW. AMBROŻY, BISKUP I DOKTOR KOŚCIOŁA, 340-397, OBECNE NIEMCY. Jego ojciec był namiestnikiem cesarskim, prefektem Galii. Biskupstwo powstało tu już w wieku III/IV, od wieku VIII było już stolicą metropolii. Po św. Marcelinie i po św. Uraniuszu Satyrze, Ambroży był trzecim z kolei dzieckiem namiestnika.
Podanie głosi, że przy narodzeniu Ambrożego, ku przerażeniu matki, rój pszczół osiadł na ustach niemowlęcia. Matka chciała ten rój siłą odegnać, ale roztropny ojciec kazał poczekać, aż rój ten sam się poderwał i odleciał. Paulin, który był sekretarzem naszego Świętego oraz pierwszym jego biografem, wspomina o tym wydarzeniu. Ojciec po tym wypadku zawołał: „Jeśli niemowlę żyć będzie, to będzie kimś wielkim!”. Domyślano się, że Ambroży będzie wielkim mówcą. W owych czasach był zwyczaj, że chrzest odkładano jak najpóźniej, aby możliwie przed samą śmiercią w stanie niewinności przejść do wieczności.
Innym powodem odkładania chrztu był fakt, że ten sakrament przyjęcia do grona wyznawców Chrystusa traktowano nader poważnie, z całą świadomością, że przyjęte zobowiązania trzeba wypełniać. Dlatego Ambroży przez wiele lat był tylko katechumenem, czyli kandydatem, zaś chrzest przyjął dopiero przed otrzymaniem godności biskupiej. Potem sam będzie ten zwyczaj zwalczał.
Po śmierci ojca, gdy Ambroży miał zaledwie rok, wraz z matką i rodzeństwem przeniósł się do Rzymu. Po ukończeniu nauki założył własną szkołę. W 365 roku, kiedy Ambroży miał 25 lat, udał się z bratem św. Satyrem do Syrmium (dziś: Mitrovica), gdzie była stolica prowincji Pannonii. Gubernatorem jej bowiem był przyjaciel ojca, Rufin. Pozostał tam przez 5 lat, po czym dzięki protekcji Rufina Ambroży został mianowany przez cesarza namiestnikiem prowincji Ligurii-Emilii ze stolicą w Mediolanie.
Ambroży udał się do kościoła na mocy swojego urzędu, jak również dla zapobieżenia ewentualnym rozruchom. Kiedy obie strony nie mogły dojść do zgody, jakieś dziecię miało zawołać: „Ambroży biskupem!” Wszyscy uznali to za głos Boży i zawołali: „Ambroży biskupem!” Zaskoczony namiestnik cesarski prosił o czas do namysłu. Skorzystał z nastającej nocy i uciekł z miasta. Rano jednak ujrzał się na koniu u bram Mediolanu. Widząc w tym wolę Bożą, postanowił więcej się jej nie opierać. Na wiadomość o wyborze Ambrożemu swoje gratulacje przesłali papież św. Damazy I i św. Bazyli Wielki.
Pierwszym aktem nowego biskupa było uproszenie św. Bazylego, by przysłał mu relikwie św. Dionizego, biskupa Mediolanu, wygnanego przez arian do Kapadocji (zmarł tam w 355 r.). Św. Bazyli chętnie wyświadczył tę przysługę delegacji mediolańskiej. Relikwie powitano uroczyście. Z tej okazji Ambroży wygłosił porywającą mowę, którą wszystkich zachwycił. Odtąd będzie głosił Ewangelie przy każdej okazji, uważając nauczanie ludu za swój podstawowy pasterski obowiązek. W rządach był łagodny, spokojny, rozważny, sprawiedliwy, życzliwy. Kapłani mieli więc w swoim biskupie najpiękniejszy wzór dobrego pasterza.
Wielką wagę przykładał do liturgii. Jego imieniem do dziś jest nazywany ryt, który miał spory wpływ na liturgię rzymską i który został zachowany do dzisiaj; celebracje w liturgii ambrozjańskiej dozwolone są w diecezji mediolańskiej i we włoskojęzycznej części Szwajcarii.
Ambroży dał się poznać jako pasterz rozważny, wrażliwy na krzywdę ludzką. Wyróżniał się silną wolą, poczuciem ładu, zmysłem praktycznym. Cieszył się wielkim autorytetem, o czym świadczą nadawane mu określenia: „kolumna Kościoła”, „perła, która błyszczy na palcu Boga”. Ideałem przyświecającym działalności św. Ambrożego było państwo, w którym Kościół i władza świecka wzajemnie udzielają sobie pomocy, a wiara spaja cesarstwo.
Był wszędzie tam, gdzie uważał, że jego obecność jest wskazana.
Pod wpływem Ambrożego cesarz Gracjan zrzekł się tytułu i stroju arcykapłana, jaki przynależał cesarzom rzymskim, usunął posąg Zwycięstwa oraz zniósł przywileje kapłanów pogańskich i westalek. Nie mniej serdeczne stosunki łączyły Ambrożego z następcą Gracjana, cesarzem Teodozjuszem Wielkim, który również na pewien czas obrał sobie w Mediolanie stolicę. Cesarz, nie bez wpływu biskupa Mediolanu, dekretem z roku 390 nakazał trzymać się orzeczeń soboru nicejskiego (325), w roku następnym zabronił wróżb i ogłosił kary za powrót do pogaństwa. W 390 roku wybuchły zamieszki w Tesalonice, w Macedonii. Cesarz łatwo je uśmierzył, lecz w swojej zapalczywości kazał zebrać się mieszkańcom miasta w amfiteatrze i wymordował ponad 7000 osób. Kiedy wracał z Werony do Mediolanu, Ambroży, wstrząśnięty wypadkami w Tesalonice, wystosował do niego list pełen czci, ale i wyrzutu, prosząc Teodozjusza, aby za tę publiczną, głośną zbrodnię przyjął publiczną pokutę. Jak wielki miał Ambroży autorytet, świadczy fakt, że cesarz pokutę wyznaczoną przyjął i przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła (jako grzesznik). Pod wpływem kazań św. Ambrożego nawrócił się św. Augustyn, którego biskup ochrzcił w 387 r.
Pochowano go w Mediolanie w bazylice, która dzisiaj nosi nazwę św. Ambrożego, obok śmiertelnych szczątków świętych męczenników Gerwazego i Protazego. Pozostawił po sobie liczne pisma moralno-ascetyczne i dogmatyczne oraz hymny – te weszły na stałe do liturgii. Bogatą spuściznę literacką stanowią przede wszystkim kazania, komentarze do Ewangelii św. Łukasza, mowy i 91 listów. Pracowity żywot zakończył traktatem o dobrej śmierci. Z powodu bogatej spuścizny literackiej został zaliczony, obok św. Augustyna, św. Hieronima i św. Grzegorza I Wielkiego, do grona czterech wielkich doktorów Kościoła zachodniego. Jego święto ustalono w rocznicę konsekracji biskupiej. Jest patronem Bolonii i Mediolanu oraz pszczelarzy.
Święta Maria Józefa Rossello, siostra zakonna, 1811-1880, Italia. Była czwartą z licznego rodzeństwa. Rodzice wyrabiali ceramiczne naczynia stołowe. Zarobek był niewielki, a rodzina duża. Dzieci pomagały rodzicom. Ubóstwo nie przeszkadzało jednak rodzicom wszczepić swoim dzieciom zdrowych zasad chrześcijańskich.
Wyróżniała się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej i do Najświętszej Maryi Panny. Miała serce wrażliwe na niedolę uboższych od siebie. Już we wczesnych latach postanowiła być świętą. Dlatego wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka. Kiedy miała 19 lat, została przyjęta przez bezdzietne małżeństwo w Savonie jako przybrana córka. Jej głównym obowiązkiem u państwa Monleone było doglądanie chorego przybranego ojca. Nadto wykonywała wszystkie zajęcia domowe. Pozostała tu 6 lat ku zadowoleniu rodziny. Kiedy jej przybrany ojciec umarł, pani domu zaproponowała Benedykcie, by pozostała z nią na zawsze jako spadkobierczyni majątku. Dziewczę jednak odmówiło, mając postanowienie wstąpienia do zakonu. Na przeszkodzie stanęła jednak śmierć rodziców i obowiązek zajęcia się młodszym rodzeństwem.
Benedykta miała już 26 lat, kiedy miejscowy biskup, Augustyn de Mari, ogłosił apel, aby pobożne niewiasty zgłaszały się do wychowania ubogiej młodzieży. Benedykta była pierwsza wśród zgłoszonych. Biskup otworzył skromny dom, w którym zamieszkała. Zamiarem biskupa było założenie nowej rodziny zakonnej, która na terenie jego diecezji zajęłaby się wychowaniem opuszczonych dzieci, a także chorymi i biednymi. Kiedy zgłosiło się kilkanaście dziewcząt, w 1837 r. biskup mianował przełożoną Anielę Pescio, zaś Benedykcie powierzył funkcję mistrzyni nowicjuszek i administratorki. Wtedy to Benedykta otrzymała imię Maria Józefa. Instytut zaś otrzymał nazwę Córek Matki Bożej Miłosierdzia. Odtąd przez 40 lat dźwigała urząd przełożonej generalnej instytutu.
Siostry założyły nowe domy nawet w Afryce i w Argentynie. Kiedy 7 grudnia 1880 roku Maria żegnała ziemię w otoczeniu ukochanych córek duchowych, zgromadzenie liczyło już 65 domów. Dzisiaj ma ich ponad 250, w których pracuje ok. 4000 sióstr. Prowadzą one sierocińce, szkoły podstawowe i średnie, szpitale, a nawet sprawują opiekę nad więzieniami dla kobiet. Duch zgromadzenia streszcza się w słowach św. Zyty: „Serce przy Bogu, a ręce przy pracy”.
***
8 GRUDNIA PIĄTEK: UROCZYSTOŚĆ NIEPOKALANEGO POCZĘCIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY. Jeśli Królowa Maryja urodziła się 8 września to pojawienie się w łonie św. Anny przypada 9 miesięcy wcześniej. Tak jak wspominamy narodzenie i poczęcie się Pana Jezusa (25 marca) analogicznie czynimy z Najświętszą Maryją Panną.
Prawda o Niepokalanym Poczęciu Maryi jest dogmatem wiary. Ogłosił go uroczyście 8 grudnia 1854 r. bullą Ineffabilis Deus papież Pius IX w bazylice św. Piotra w Rzymie w obecności 54 kardynałów i 140 arcybiskupów i biskupów. Papież pisał tak:
Ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć.
Tym samym kto by tej prawdzie zaprzeczał, sam wyłączyłby się ze społeczności Kościoła, stałby się odstępcą i winnym herezji.
Historia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu jest bardzo długa. Już od pierwszych wieków chrześcijaństwa liczni teologowie i pisarze wskazywali na szczególną rolę i szczególne wybranie Maryi spośród wszystkich ludzi. Ojcowie Kościoła nieraz nazywali Ją czystą, bez skazy, niewinną. W VII wieku w Kościele greckim, a w VIII w. w Kościele łacińskim ustanowiono święto Poczęcia Maryi.
Kościół na Wschodzie nigdy prawdy o Niepokalanym Poczęciu Maryi nie ogłaszał, gdyż była ona tam powszechnie wyznawana i praktycznie nie miała przeciwników.
Zgodnie z kanonem 1246 Kodeksu Prawa Kanonicznego w dniu dzisiejszym mamy obowiązek uczestniczyć w Mszy św. Jednakże na mocy dekretu Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z 4 marca 2003 r. Polacy są zwolnieni z tego obowiązku (ze względu na fakt, że nie jest to dzień ustawowo wolny od pracy). Nie jesteśmy zatem zobowiązani do udziału we Mszy św. i powstrzymania się od prac niekoniecznych. Jeśli jednak mamy taką możliwość – powinniśmy wziąć udział w Mszy św.
Święty Romaryk, opat, 570-653, Francja. Jego rodzice zostali zabici przez królową Brunhildę. Pełnił wysoką funkcję na dworze królów Teudeberta II i Chlotara II. Na dworze monarszym usłyszał o Kolumbanie Młodszym i zapragnął pójść w ślady irlandzkiego zakonnika. Zrezygnował z zaszczytów i udał się do cysterskiego opactwa w Luxeuil, gdzie został mnichem. Za zgodą opata, św. Eustazjusza (drugiego po św. Kolumbanie opata Luxeuil), razem ze swoim przyjacielem, św. Amatem, założył na jej terenie klasztor, nazwany później Remiremont (Romarici Mons).

9 GRUDNIA, SOBOTA: ŚW. JUAN DIEGO, 1474-1548, MEKSYK. Rodzice dali mu indiańskie imię Cuauhtlatoatzin, które w języku Azteków znaczy „Mówiący Orzeł”. Należał do najbiedniejszej, a zarazem najliczniejszej klasy społeczności Azteków. Ciężko pracował na roli i zajmował się wyrabianiem mat w zamieszkanym przez plemię Nahua mieście Cuautitlan, zdobytym przez Azteków w 1467 r. Gdy państwo Azteków zostało podbite przez Hiszpanów (1519-1521), Juan Diego wraz z żoną Malitzin (Maria Łucja) przyjęli w 1524 r. chrzest, prawdopodobnie z rąk hiszpańskiego misjonarza, franciszkanina o. Torbio de Benavente. Otrzymał imię Juan Diego. Byli jednymi z pierwszych nawróconych Azteków. W kilka lat później, w 1529 roku, Maria Łucja zmarła, nie pozostawiając potomstwa. Po jej śmierci Juan Diego przeniósł się do swego wuja do Tolpetlac.
Juan Diego był bardzo gorliwym katolikiem. W każdą sobotę i niedzielę przemierzał pieszo kilkanaście mil ze swojej wioski do kościoła w Tenochtitlan, by uczestniczyć we Mszy św. i katechizacji. Podczas jednej z takich wypraw, w sobotni poranek 9 grudnia 1531 r., na wzgórzu Tepeyac objawiła mu się Matka Boża. Zgodnie z życzeniem Maryi, na wzgórzu wkrótce wybudowano kaplicę, w której umieszczono Jej cudowny wizerunek odbity na płaszczu Indianina. Juan Diego zamieszkał w pokoju, przygotowanym dla niego obok świątyni. Spędził tam resztę życia, opowiadając przybywającym do sanktuarium pielgrzymom o objawieniach, wyjaśniając prawdy wiary i przygotowując wielu do chrztu. Zmarł 30 maja 1548 r. w wieku 74 lat i został pochowany na wzgórzu Tepeyac.
Święta Leokadia, dziewica i męczennica, zm. 304, Hiszpania. Według Martyrologium Rzymskiego, kiedy cesarz Dioklecjan wydał edykt prześladowczy (w roku 303), namiestnik rzymski w Toledo nakazał uwięzić wszystkich, którzy jawnie przyznawali się do chrześcijaństwa albo którzy zostali jako tacy oskarżeni. Wśród nich znalazła się Leokadia, mieszkanka Toledo, dziewica. Dacjan, namiestnik, usiłował ją skłonić do odstępstwa najpierw pochlebstwem i obietnicami, potem groźbą, wreszcie tak wyszukanymi mękami, że w więzieniu zmarła z wycieńczenia.
W obecności króla, prymasa i mnóstwa wiernych otwierano grobowiec Świętej i wtedy przemawiał ku czci patronki miasta arcybiskup Toledo. Pisze on nadto, że wielkiej czci doznawał welon Świętej. Do rozprzestrzenienia kultu Leokadii przyczyniły się słynne toledańskie synody kościelne w latach 633, 636, 638 i 694, odbywające się w katedrze, w której pochowano Świętą.
Kiedy Arabowie w wieku VIII zajęli Toledo, relikwie św. Leokadii przeniesiono do Oviedo, gdzie również wzniesiono świątynię ku jej czci. W wieku XI relikwie Świętej przewieziono aż do Belgii, gdzie do wieku XVI odbierały cześć w opactwie Saint-Ghislain. Kiedy jednak wybuchły w Belgii wojny religijne i zaistniało niebezpieczeństwo, że protestanci zniszczą relikwie, w roku 1587 przewieziono je z powrotem do Toledo, gdzie odbierają cześć w słynnej katedrze. Św. Leokadia jest patronką Hiszpanii i Toledo.
Święty Piotr Fourier, kanonik regularny 1565-1640, Francja. Od najmłodszych lat cały wolny czas poświęcał modlitwie i nauce. Szczególnie czcił Najświętszą Marię Pannę. Gdy miał piętnaście lat, ojciec wysłał go do nowego kolegium jezuickiego w Pont-à-Mousson koło Nancy. Jego nauczyciele bardzo go cenili, pisali o nim: „Albo się modli, albo studiuje”.
W wieku 20 lat wstąpił w Chamouoy, niedaleko rodzinnej miejscowości, do klasztoru kanoników regularnych. Swoją postawą pełną modlitwy i ascezy nie pasował do tego klasztoru, gdzie reguła była luźno traktowana. Zaproponowano mu trzy probostwa do wyboru, by się go pozbyć. Nie budzi zdziwienia to, że wybrał sobie plebanię w Matincourt. Było to miejsce, gdzie mieszkali ludzie o najniższych dochodach, a zepsucie i moralny upadek parafian wymagał od Piotra ciężkiej pracy.
Piotr wiedział, że nieznajomość religii jest głównym powodem niewiary i bezbożności w tej okolicy. Nie poprzestawał na głoszeniu płomiennych kazań w kościele, ale chodził do chaty do chaty, od domu do domu i cierpliwie tłumaczył prawdy wiary, wyjaśniając, na czym polega życie prawdziwie chrześcijańskie. Okoliczne dzieci dawaniem nagród zachęcał do uczęszczania na nauki. Doprowadził tym sposobem do tego, że ich rodzice sami też starali się poznać naukę Kościoła, by wiedzieć nie mniej niż ich dzieci. Często całe dni spowiadał, żeby wszyscy chętni mogli przyjąć Komunię świętą.
Cieszył się takim posłuchem, że nawet gdy przychodził po swoich wiernych do karczmy, szli z nim bez oporu na nabożeństwa. W zdobywaniu dusz był nieprzejednany. Odwiedzał zatwardziałych grzeszników, padając im do nóg z błaganiem o nawrócenie. Czasem, by przekonać opornych, przynosił Najświętszy Sakrament i zaklinał ich, by uwierzyli w Boże miłosierdzie. Po upływie trzech lat jego parafia należała do wzorowych. Niestrudzony Piotr, nazywany „ojcem z Matincourt”, nawrócił swoją świątobliwością i naukami tysiące niedowiarków i rozgrzał wiarę obojętnych. Kapłani sąsiednich parafii chętnie zapraszali go na odpusty i uroczystości kościelne.
Piotr Fourier żył w czasach szerzącego się protestantyzmu. Zdawał sobie sprawę, że tylko właściwe nauczanie i wychowanie może powstrzymać tę ekspansję. Działania proboszcza nie ograniczały się jedynie do życia religijnego. W okolicy mieszkało wielu rzemieślników. Aby im pomóc i ukrócić praktyki lichwiarzy, utworzył bank kredytowy bez odsetek. Walczył też z ogólną niewiedzą, tworząc bezpłatne szkoły dla chłopców. Nauką dziewcząt zajęły się siostry zakonne. Ten zakon był również jego dziełem. Zgłosiło się bowiem do niego kilka dziewcząt, które chciały żyć w dziewictwie i poświęcić się Panu. Po zastanowieniu i konsultacji z innymi pobożnymi ludźmi, przepisał owym dziewicom regułę świętego Augustyna i nazwał je „Kongregacją Matki Bożej” (Notre-Dame). W regule tego zakonu był obszerny rozdział o wychowaniu i nauczaniu młodzieży, któremu siostry kanoniczki ślubowały poświęcić się w sposób szczególny.
Już w 1600 r. powstał ich pierwszy klasztor, oddany pod opiekę Najświętszej Maryi Panny. Za życia Piotra powstały 32 klasztory, które później pomnożyły się i wychowują dzieci w wierze i chrześcijańskich cnotach. Obecnie zgromadzenie Sióstr Szkolnych de Notre-Dame liczy ponad 3300 członkiń, które pracują w 34 krajach. Są obecne także w Polsce, gdzie mają kilkanaście placówek, m. in. w Świebodzicach.
Na Piotra Fourier spadło jeszcze jedno ważne zadanie. W 1621 roku papież polecił biskupowi diecezji Toul, aby w klasztorach kanoników regularnych przywrócił karność, a ten poprosił o pomoc w tym dziele ks. Fouriera. Piotr nie bez wahania podjął się tego trudnego dzieła. W tym celu zwołał najgorliwszych członków zakonu z kilku klasztorów, nakłonił ich do ścisłego trzymania się świętej reguły. Reforma została przeprowadzona w części klasztorów; utworzono z nich osobną gałąź zakonu, którą papież Urban VIII zatwierdził pod nazwą „Kongregacji świętego Zbawiciela”. Piotr wstąpił do nowego zakonu i po trzech latach został wybrany na generała.
Ostatnią Mszę św. odprawił w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Mottem św. Piotra Fouriera, umieszczanym czasem na jego podobiznach, były słowa: nemini obesse, omnibus prodesse – nie szkodzić nikomu, być przydatnym dla wszystkich.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do św. Maryi i Józefa”


3 komentarze
Pingback:
Pingback:
Pingback: