CII (102) odc. Największy gangster RP i św. Faustyna vs 4 ministerstwa państwowe. KTO WYGRAŁ?
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Król Cyganów powrócił i nie jest TO Popek-samozwańczy król Cyganów i Albanii.
2. Miał coś, czego nie mial nawet samuraj.
3. Co Cię powstrzymuje, aby robić to co masz robić?
Odcinek CII (102)
1. TEMAT: Największy gangster RP i św. Faustyna vs 4 ministerstwa państwowe.
2. TEMAT: Jak nie przegrać swojego życia?
3. TEMAT: Wyuczona bezradność.
***
1. TEMAT: NAJWIĘKSZY GANGSTER RP I ŚW. FAUSTYNA VS 4 MINISTERSTWA PAŃSTWOWE.
Było Go stać na 100 milionów złotych podatku. Mógł sobie kupić jumbo jeta i wyspę na Kanarach.
Jeszcze na studiach, jako żeglarz, opłynął pół świata. Poznał Europę Zachodnią i Afrykę – w tamtych czasach to było coś. Był kierownikiem tych wszystkich wypraw, komandorem Yacht Clubu. To dało Mu pewną wiedzę organizacyjną. Z drugiej strony nie jako dyrektor w państwowym zakładzie, stać Go było tylko na dżem, chleb i kilka litrów benzyny do syrenki.
Poznaj historię ROMANA KLUSKI (ur. 1954).
„Pensje dyrektorskie celowo były tak niskie. To skłaniało szefów zakładów do dorabiania na boku. Taki dyrektor był wygodny dla władz, bo w razie czego łatwo było na niego znaleźć haka. Ja nie dorabiałem.” System pomaga w sprzedaniu się. Testy i próby będą.
„Wielu menedżerów nie osiągnęło sukcesu, bo cały czas samodzielnie rządzili firmą. Zrozumiałem, że przed podjęciem decyzji trzeba wysłuchać opinii innych, nawet tych najgłupszych. Sukces Optimusa polegał między innymi na tępieniu klakierów, bo okazali się bezwartościowi w procesie podejmowania decyzji. W Optimusie pytaliśmy: 'Jaki możesz dostać największy prezent?’ i odpowiadaliśmy: 'Czyjąś krytyczną uwagę’. Od tamtego czasu zaczęła się moja lekcja pokory.”
Krytyczna uwaga, nie hejt, brak konkretów i czepianie się. Każdy potrzebuje doradców. A Ty jakich masz?
W 1994 r. miała jedną z 10 największych montowni sprzętu komputerowego w Europie.
„Spotykałem się z Billem Gatesem, miałem zaproszenie na śniadanie od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Byłem człowiekiem, który pokonał w Polsce firmy amerykańskie. W Stanach Zjednoczonych wszyscy chcieli zobaczyć 'tego faceta, co ma większą sprzedaż pecetów w Polsce niż wszystkie brandy amerykańskie razem wzięte’. Byłem maskotką światowego biznesu. Niewielu jest ludzi, którym dane było zetknąć się z elitą i porozmawiać z jej przedstawicielami nie tylko o biznesie, ale również o poglądach na życie.”
„Amerykanie się dziwili, jak facet, który zaczynał z 12 dolarami w kieszeni, sześć lat później pokonał na swoim podwórku IBM, Della i Hewletta-Packarda. Zdziwiliby się jeszcze bardziej, wiedząc, że trafi do aresztu i skończy z sukcesem, hodując kozy.”
„Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” Hi 1, 21. Wolność od wszystkiego.
Jego kasy fiskalne Japończycy kupowali na pniu jak własne. Od Billa Gatesa dostał prawo bezpłatnego używania loga Microsoftu.
W 1988 roku Roman Kluska założył firmę składającą komputery o nazwie Optimus. Jej początki można porównać do działalności „garażowej” wielu słynnych przedsiębiorców amerykańskich. Pracownicy Optimusa składali komputery w warunkach, które można określić mianem chałupniczych. Nie przeszkadzało to jednak w podbijaniu rynku. Wyroby „Optimusa” rozchodziły się jak świeże bułeczki.
Sukces firmy był efektem przedsiębiorczego talentu Romana Kluski, inżynierskich zdolności jego pracowników i specyficznej sytuacji w kraju. Końcówkę lat 80. i początek lat 90. XX wieku można bowiem śmiało określić mianem złotej ery polskiej przedsiębiorczości. Na tym dzikim zachodzie wszystko było możliwe. Wszystko, co dobre, ale też wszystko, co złe.
Oprócz sprzedaży komputerów na ogromną skalę firma weszła również w branżę medialną. Mało osób pamięta na przykład, że to właśnie Roman Kluska był współzałożycielem portalu Onet. Strona pierwotnie (w 1996 roku) nazywała się OptimusNet i zawierała katalog polskich stron internetowych. Coś w rodzaju elektronicznej książki telefonicznej. Pamiętajmy jednak, o jakich latach mówimy. Z punktu widzenia technologii cyfrowych minęły od tamtej pory wieki.
Onet już od dawna nie ma już nic wspólnego z Romanem Kluską. Pozostała jedynie nazwa (skrót od słowa OptimusNet).
W 2000 roku Roman Kluska zdecydował się odejść z prezesury – po 12 latach zarządzania firmą. Twierdził, że to skutek kłód rzucanych przedsiębiorcom pod nogi przez coraz bardziej biurokratyzujące się państwo.
Jednak poważne problemy mężczyzny spowodowane działaniami władz miały dopiero się zacząć. W lipcu 2002 roku został aresztowany. Powód? Rzekome wyłudzenie przez Optimus 30 milionów złotych podatku VAT.
Sprawa obiła się głośnym echem medialnym, niejedna redakcja atakowała Romana Kluskę, a sam przedsiębiorca twierdził, że przedstawiciele administracji państwowej składali mu propozycje korupcyjne. Wkrótce media nagłośniły także tę sprawę, a ważni politycy zwracali uwagę na nieprawidłowości postępowania śledczego. W efekcie w 2003 roku Naczelny Sąd Administracyjny uchylił wyrok. Oczyszczony z zarzutów Kluska otrzymał odszkodowanie w śmiesznej w porównaniu do wyrządzonych mu szkód wysokości. Dostał ledwie 5 tysięcy złotych.
Obecnie biznesmen zajmuje się też produkcją i promocją zdrowej żywności. Firma się rozwija, mimo że jej prezes wciąż skarży się na problemy związane z nadmiernymi regulacjami państwowymi. Sprzedaje sery owcze i krowie. Troska o zdrowie nie wiąże się u niego jednak z ekologicznym, zielonym dogmatyzmem w duchu lewicowym, gdyż takie podejście polski przedsiębiorca otwarcie krytykuje.
– Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie ekonomii, aby spodziewać się że przed nami trudny czas. Jak się do niego przygotować? Jak przetrwać kryzys?
– Na początek proponowałbym zastanowić się dlaczego tak bardzo obawiamy się tych zmian, dlaczego czujemy poważne zagrożenie. Myślę, że nieczęsto w historii, być może nigdy, nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, gdy równocześnie na tylu frontach toczy się walka, której stawką jest nowy porządek rzeczywistości, nowy podział wpływów na tę rzeczywistość.
A są to fronty decydujące o naszym życiu. Pierwszy związany jest z naszą kulturą i tradycją. Przez dwa tysiące lat nasze wartości były oparte na chrześcijaństwie. Kolejny front dotyczy dewaluacji wartości związanych z demokracją. Byliśmy przyzwyczajeni do przekonań, że demokracja to troska o każdego obywatela, o przysługujące mu podstawowe prawa, jakimi są na przykład swoboda wypowiedzi, wolność słowa, ochrona życia. A dziś – proszę zobaczyć co się dzieje: w sferze ochrony życia osób najbardziej bezbronnych, czyli najmłodszych i najstarszych, zderzamy się z rzeczywistością, w której pozbawienie życia niektórzy uważają za cywilizacyjną zdobycz, za nowoczesność. W sferze wolności słowa jest podobnie. Doszło do ocenzurowania urzędującego prezydenta, do ograniczenia mu możliwości wypowiedzi. Czy pani sobie wyobraża jaki to dla mnie szok?
Kolejny front walki został pięknie opisany w książce, którą ostatnio wszystkim polecam: „Koniec pieniądza papierowego”. Autor, Roland Baader, niemiecki przedsiębiorca doskonale obeznany w realiach Unii Europejskiej, ostrzega przed tym samym zjawiskiem, przed którym ostrzegał papież Jan Paweł II. Oba te wybitne umysły ostrzegają nas przed tym, że demokracja może przepoczwarzyć się w system totalitarny. Jan Paweł II napisał wprost, że jeśli przemiany będą następować poprzez całą masę ograniczeń dla człowieka i tworzenie prawa regulującego niemal w każdej dziedzinie nasze postępowanie, to w pewnym momencie pod piękną nazwą „demokracja” będziemy mieli kolejny system totalitarny.
– Ponawiam pytanie: co z tym wszystkim o czym Pan mówi możemy zrobić?
– Niejeden raz rozmawiając z przedstawicielami rządów, wszystkich, nie tylko obecnego, starałem się przekonać, że ten proces sprawowania władzy przez nieustanne dodawanie nowych regulacji czyli postępujące ograniczanie wolności obywatela prowadzi do samozagłady, ale jak dotąd efekty mojego przekonywania są niewielkie. Zresztą autor książki „Koniec pieniądza papierowego” przewidział, że efekty uświadamiania władzy są skazane na niepowodzenie.
Wskazał jednak inną drogę: uświadamianie społeczeństwa. Celem powinno być osiągnięcie stanu w miarę powszechnej świadomości społeczeństwa dokąd politycy pod pięknymi hasłami chcą nas doprowadzić, co jest istotą forsowanych i wdrażanych przemian, że to wszystko ubrane w piękne słowa o postępie, lepszym życiu, lepszym jutrze, sprawiedliwości społecznej, to są slogany, które mają zakryć przed ludźmi zagrożenia, o których wspomniałem. Każda władza taki elektorat musi wziąć pod uwagę. I taką właśnie drogę zalecił Roland Baader zwracając uwagę, że nie ma najmniejszego sensu apelowanie, proszenie.. Nie ma sensu jakikolwiek dialog z władzą. Na rządzących realnie działa tylko realna świadomość wyborców.
– Proszę jednak zauważyć że wnikliwy, krytyczny wyborca zatroskany o przyszłość swojej ojczyzny może być w rozterce. Partia „A” nie sprawdza się, partia „B” nie sprawdziła się X lat temu, partia „C” głosi ideały kompletnie wyborcy obce. Nie ma na kogo zagłosować.
To nie tak działa. Nie ma kluczowego znaczenia to, która partia jest u władzy. Popatrzmy jak pięknie do tego zagadnienia podszedł prezydent Ronald Reagan. Aktor, człowiek wielkiego umysłu, choć nie mający znaczącego doświadczenia biznesowego, zostaje prezydentem USA. Korzysta więc z podpowiedzi dobrego doradcy. Ten zaś zdaje sobie sprawę z tego, że nawet jego partia, która szczerze chce zmian, po objęciu władzy szybko zorientuje się jaką skalę władztwa po poprzednikach dostała i zaniecha reform.
Reagan przejmował władzę po demokratach, którzy w poprzedniej kadencji zdemolowali amerykański system tworząc całą masę niepotrzebnego prawa trzymającego na uwięzi społeczeństwo, a zwłaszcza gospodarkę. I zrozumiał, że nawet jego sojusznicy, nastawieni patriotycznie, chcący swój kraj rozwijać, jeśli obejmą ważne funkcje i zobaczą korzyści, apanaże, przywileje, prawo stworzone w taki sposób, że praktycznie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za to co robią, jeśli dostrzegą wygodę takiego sprawowania władzy, to nie będą chcieli nic zmieniać dla dobra narodu.
Prezydent – elekt przekonał się, że wszystkie reformy musi zrobić zanim jego ludzie zdążą zasiąść w wygodnych fotelach i zaczną robić wszystko, aby uzyskanych przywilejów nie stracić. Problem w tym, że nawet gdybyśmy mieli do wyboru partię bliską ideałowi, to w momencie gdy ta partia dobierze się do tak zwanego „żłoba”, przepoczwarza się w partię samą dla siebie, a jej głównym celem staje się utrzymanie wszechwładztwa zdobytego w wyborach. W związku z tym, jeśli chcemy zrobić reformy, to muszą one nastąpić tuż po przejęciu władzy. Żeby te reformy zostały wprowadzone nie jest nam wcale potrzebna nowa partia, lepsza od dotychczasowych. Każda istniejąca partia, chcąc nie utracić władzy dostosuje się do wymogów rozsądnego elektoratu, bo chęć utrzymania władzy będzie dla niej priorytetem. Przypomnijmy sobie moment, który potwierdza tę tezę i który nastąpił pod koniec realnego socjalizmu. Doczekaliśmy się wówczas wspaniałej rynkowej reformy Wilczka. Kto tę reformę zrobił? Komuniści! I powtórzę ponownie: ten krok wykonali komuniści, którzy podobno nie znali się na gospodarce rynkowej ani na wolnym rynku. Zrobili to po to, aby utrzymać władzę.
Z jednej strony Baader przewiduje że władza wykorzysta obiektywne zagrożenie lub wymyśli jakieś zagrożenie po to, żeby pod płaszczykiem dobra, niby w trosce o obywatela, przeforsować w imię swoich celów najbardziej absurdalne dla społeczeństwa rozwiązania, a z drugiej strony – cierpienie w stanie zagrożenia powoduje opamiętanie, refleksję i budowę od nowa. I właśnie w tym zagrożeniu, być może w cierpieniu, które stanie się naszym udziałem, jest światło, tym jaśniejsze, im bardziej uświadomimy sobie powód cierpienia, im lepiej zrozumiemy, że władza chcąc umacniać swoje władztwo, posunie się do każdej niegodziwości aby utrzymać pozycję.
Generalnie ludziom władzy najlepiej jest w systemie totalitarnym, więc świat dąży w stronę socjalizmu, komunizmu. Proszę zobaczyć jak wiele mamy dziś elementów charakterystycznych dla państwa socjalistycznego, powodujących powszechną demoralizację, ilu jest ludzi, którzy chcieliby nic nie robić, ale jednocześnie mieć. I żeby wszystkie dobra świata podzielono równo… To są bardzo chwytliwe hasła i niestety bardzo łatwo to przyjmujemy, bo każdy z nas chciałby dostać coś za darmo. Tylko zapominamy, że żeby dać komuś cokolwiek za darmo, wcześniej trzeba to skądś wziąć, więc władza musi kogoś ograbić. Najsilniejsi potrafią sobie z tym problemem poradzić, więc kto zostanie ograbiony najbardziej dotkliwie? Średni i słabi. Trzeba o tym pamiętać słysząc slogany o rozdawaniu czegokolwiek za darmo.
– Kryzys „zdmuchnie” nam klasę średnią?
Klasa średnia eliminowana jest systemowo i to jest właśnie to, z czym zwracałem się do wielu przedstawicieli elit władzy, którzy rządzili Polską przez ostatnie 20 lat. Tłumaczyłem, że klasa średnia jest klasą kluczową dla dobrobytu każdego społeczeństwa. Dlaczego? Dlatego, że jest to klasa niezależna od władzy, bo swoimi rękami, swoją pracą, osiąga to, co ma. Klasa średnia nie jest niewolnikiem rządzących, więc na te wszystkie slogany jakimi operują najtrudniej się nabiera…Problem w tym, że klasa średnia ciężko pracuje i nie ma dostępu do elit. Dostęp mają za to korporacje i niewielka grupa ludzi potężnego biznesu. Duet władzy i korporacji ma szansę wprowadzić totalitaryzm w nowej odsłonie, tylko najpierw musi pozbyć się klasy średniej, niezależnej od władzy. Bo gdzie można wprowadzić totalitaryzm? Tam, gdzie większość społeczeństwa jest od władzy zależna. Władza daje papu, władza rozdaje pieniądze, władza wymyśliła taką inwigilację i takie prawo, że bez zgody urzędnika praktycznie nic nam nie wolno. To już niemalże realny socjalizm. Kto się temu opiera? Opiera się tylko klasa średnia, bo jest niezależna.
– A później zaczęło się tworzyć prawo na kilogramy…
…które wyhamowało każdą firmę. I proszę zobaczyć: tu mamy sedno duszenia klasy średniej. Optimus całe szczęście był już wówczas na tyle duży, że jak zauważyłem – każda nowa ustawa w zasadzie nie była dla nas barierą, a ja właściwie nie musiałem nawet wiedzieć o nowych ustawach. Ale kiedy byliśmy mniejsi, każdy nowy akt prawny był dla nas zmorą, hamulcem spowalniającym efektywność o 20, czasem o 50 procent. Proszę sobie wyobrazić jak ten hamulec działa w małej firmie, w której pracuje jeden, dwóch, trzech ludzi. Zamiast zarabiać, muszą wypełniać papierki, więc nie pracują, nie zarabiają, tylko realizują zadania narzucone przez biurokrację i firma ginie.
Zmorą Polski jest zwyczaj tworzenia prawa jednakowego dla wszystkich firm, bez względu na poziom ich rozwoju. Mamy na nieszczęście te same regulacje dla wszystkich. To bodaj najsilniejszy czynnik eliminacji klasy średniej. Dla dużych firm wyzwania wynikające z tych regulacji są obciążeniem nieznaczącym, dla małych – bywają nie do przeskoczenia. Jeśli małe firmy zamiast wymyślania i wprowadzania w życie innowacyjności zajmują się papierkami, to po pierwsze – nie zarabiają i często nikną z rynku, a po drugie – nie zagrażają średnim. Średnie wtedy nie zagrażają dużym i mamy marazm, coraz więcej monopolu, (bo duże firmy kontrolują rynek i dogadują się ze sobą), mamy wreszcie coraz większe koszty dla małego człowieka i coraz większe zyski dla dużych firm. Za te zyski korporacje wykupują za grosze mniejsze firmy osłabione biurokracją.
– Mówi Pan głosem protestujących przedsiębiorców, którzy wychodzą na ulice z hasłami góralskiego czy sądeckiego „veto”, bo czują się bezradni.
Czują się bezradni, bo nie mają dostępu do władzy, a władza od wielu lat – niezależnie kto sprawuje władzę, tylko udaje że się nimi przejmuje. Dla władzy korzystna jest likwidacja niepokornych dusz i powszechne ulokowanie ludzi w korporacjach lub na garnuszku państwa jako pracowników, którzy otrzymują pieniądze z budżetu poprzez socjal, albo przez zatrudnienie w państwowych urzędach i firmach. Dla władzy taki system jest idealny. Nikt im w takim systemie nie podskoczy.
– Wie Pan co czytając Pana słowa poczuje przeciętny Kowalski z klasy średniej? To można streścić w jednym słowie: „ratunku”.
Zanika odpowiedzialność za jakość pracy. Jeśli postępuję zgodnie z przepisami, to mogę robić dowolne szkody, mogę niszczyć środowisko, mogę zatruwać ludzi, mogę robić złe rzeczy, byle były zgodne z procedurą. Nie liczy się dzisiaj, dzięki wszechobecnym regulacjom, czy robię dobro, czy zło, czy moje produkty są zdrowe, smaczne. Liczy się tylko to czy procedury zostały dochowane. Jedna wielka demoralizacja, ważny jest „papierek” a nie dobro człowieka.
I to się dzieje nie tylko w państwie 😉
– Pan wybronił się z opresji, ale nie każdy posiada takie oręże jakim Pan dysponował, czyli łaskę wiary i tę rzadką umiejętność błogosławienia cierpienia…
Tylko dzięki cierpieniu potrafiłem te głęboko „zaszyte”, w mojej świadomości standardy, przemienić w zastanowienie się nad rzeczywistością, nad sensem „grubej kreski”, nad słowami Jana Pawła II o kolejnym systemie totalitarnym, który może nas zaskoczyć. Refleksja w cierpieniu otworzyła mi oczy i zbudowała nowego człowieka. Dziś nadal doświadczam najprzeróżniejszych cierpień i trudnych sytuacji, bo życie dla nikogo nie jest usłane różami, ale mając tamtą refleksję i świadomość wszystkiego, co pozwoliło mi przetrwać trudny czas, co było i jest nadal prawdziwym oparciem. Nawet widząc zagrożenia dla siebie i dla rodziny nie jestem przerażony. Jestem spokojny, można powiedzieć – szczęśliwy. Zaraz wytłumaczę dlaczego.
Tak, jak pani powiedziała – moje oparcie wynika z wiary. Żeby w tej wierze i w Opatrzności mieć oparcie, trzeba najpierw głębokiego rozeznania: czy jestem przypadkowym produktem ewolucji czy jestem dziełem Stwórcy. To jest trochę tak, jak z budowaniem firmy. Żeby stworzyć prężną firmę nie mając kapitału, wiedzy i większego rozeznania, trzeba zainwestować przeogromną ilość wysiłku. Jestem przedsiębiorcą, więc używam analogii z bliskiej mi dziedziny. W rozeznanie, które doprowadzi do pewności, że nie jestem przypadkowym produktem ewolucji też trzeba zainwestować. Jeśli zainwestuję i dojdę do przekonania graniczącego z pewnością, uzyskuję silne oparcie, które sprawia, że moje problemy rozwiązują się, że nawet największy kłopot i zagrożenie owocuje sukcesem.
Ale trzeba sobie na to rozeznanie zapracować, zainwestować czas i pracę. Nie da się tego zrobić ani w dzień, ani w tydzień, ani nawet przez rok. Ja właściwie od młodości szukałem odpowiedzi na to pytanie. Przecież nie ja wygrałem z systemem, który chciał mnie zniszczyć. W zniszczenie mnie zaangażowano cztery resorty, proszę zwrócić uwagę jakich użyto sił: wojska, ministerstwa finansów, sprawiedliwości, spraw wewnętrznych. Nie miałem w starciu z takim przeciwnikiem żadnych szans.
– Widuje Pan się czasem z ludźmi, którzy byli przyczyną Pana cierpienia?
Odpowiem inaczej: dziś daje mi ogromną radość modlenie się za nich. Nie mam do nich najmniejszego żalu. Oni byli elementem systemu, być może bez świadomości zła w jakim brali udział. Wyrośli jeszcze w realiach PRL i stali się świetnymi fachowcami od zniewolenia, profesjonalistami, z którymi obywatel nie ma żadnych szans.
– Myśli Pan że są tego świadomi, że żałują?
Nie. Oni są potrzebni każdej władzy. Jest im nadal dobrze. Nadal są fachowcami, szkolą następców.
– To smutne…
Pani żartuje!. Skoro kocha mnie Ten, który może wszystko i On się mną opiekuje, skoro tyle razy wyprowadził mnie z sytuacji bardziej niż bardzo trudnych i nigdy się na Nim nie zawiodłem? To smutne? To nie jest tak, że to oparcie raz działa, a raz nie działa. To działa zawsze. Nawet jak jest cierpienie i wszystko się wali – to wiem że to jest dla mojego dobra choć tego teraz nie pojmuję. Pod warunkiem, że jestem na tej drodze, którą świadomie wybrałem. Jeśli popadnę w pychę i zatrzymam się w pracy nad sobą, to mam powody, żeby się martwić, ale gdy się uzbroję w pokorę, każdy problem On nie ja – rozwiąże. To daje spokój.
– KAI: Jest Pan chyba człowiekiem, który lubi wyzwania i im one są trudniejsze tym dla Pana lepiej. Jak spojrzeć na Pana życiorys to takich wyzwań było sporo. Założył Pan firmę komputerową Optimus, która była pierwszą prywatną spółką na rynku podstawowym warszawskiej giełdy, po czym zdarzył się trudny w Pana życiu epizod niesłusznego oskarżenia ze strony prokuratury, a następnie niejako rzuca się Pan na jeszcze głębszą wodę w postaci hodowli owiec i produkcji serów. Zatem im trudniejsze wyzwania tym, jak wspomniałem, lepiej?
Roman Kluska: Mogę jedynie odpowiedzieć, że staram się sukces osiągnąć pracą. Jeżeli jest ciężko to trzeba po prostu więcej pracować i to jest chyba jedyna skuteczna recepta w jakiejkolwiek rzeczywistości, czy rolniczej czy przemysłowej.
KAI: Domyślam się, że także podczas zakładania hodowli owiec biurokracja dała się Panu we znaki?
– Żyje się i pracuje coraz trudniej, ale przede wszystkim pogarsza się przez to konkurencyjność polskiej gospodarki, bo czas który inni przeznaczają na przygotowanie lepszego produktu, my przeznaczamy na „parę w gwizdek”, która nic nie daje, poza spełnieniem wymogów biurokratycznych.
KAI: Był Pan zaskoczony przyznaniem Nagrody im. Ks. Bp. Romana Andrzejewskiego…
– To prawda. Ona przede wszystkim oznacza dla mnie zobowiązanie, abym nie ustał w połowie tej drogi, którą idę. Jest trudno. Nie ukrywam, że powrót do naturalnej produkcji sera nie jest rzeczą łatwą, jest pokusa, żeby stanąć, że już wystarczy tego, co zrobiłem. Ta nagroda jest mobilizacją, wezwaniem, aby dojść do końca.
– Jestem pewny, że gdyby Optimus nie został zniszczony przez organy skarbowe, to obecnie byłby nie tylko liderem polskiego sektora IT, ale również globalną spółką, przynoszącą krociowe zyski właścicielom i zasilającą budżet państwa wysokimi wpływami z podatków — mówi Zbigniew Jakubas, do niedawna główny udziałowiec Optimusa.
Stwierdzono obchodzenie prawa podatkowego w celu wyłudzania zwrotów VAT. Nakłada domiar podatkowy w łącznej wysokości 18,4 mln zł. Do akcji wkracza prokuratura. W tym czasie Roman Kluska sprzedaje udziały w Optimusie BRE Bankowi i Zbigniewowi Jakubasowi za 261 mln zł, mimo że rynkowa wartość jego akcji sięga 400 mln zł. Czemu wolał sprzedać ze stratą?
– Nie obawiałem się kontroli, bo byłem pewien, że postępuję zgodnie z prawem. Jednak skala korupcji w gospodarce była tak wielka, że nie dało się normalnie działać. Odpuściłem więc sobie tę szarpaninę. Nie spodziewałem się, że za chwilę przeżyję ogromną traumę.
– To nie były normalne działania. Czułem, że ktoś się na mnie uwziął, bo odnosiłem sukcesy w biznesie. Kto? Nazwijmy to siłami zła żerującymi w gąszczu niejasnych i niekorzystnych dla przedsiębiorców przepisów — obrazowo stwierdza były prezes Optimusa. Jeszcze w 2001 r. łączne przychody Optimusa wynosiły 632 mln zł.
W sprawie Optimusa i Kluski żaden urzędnik ani prokurator nie został pociągnięty do odpowiedzialności. |
Listopad 2003 r. — Naczelny Sąd Administracyjny w składzie siedmiu sędziów uznaje za bezprawne decyzje skarbówki wobec Optimusa i uchyla je.
Grudzień 2003 r. — Krakowska Prokuratura Apelacyjna umarza śledztwo przeciwko Romanowi Klusce i innym członkom zarządu z powodu braku przestępstwa.
Październik 2005 r. — Sąd Okręgowy w Krakowie przyznaje Romanowi Klusce 5 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za niesłuszne zatrzymanie.
Grudzień 2006 r. — Ministerstwo Finansów publikuje tzw. białą księgę, w której stwierdza, że nie można przypisać winy urzędnikom skarbowym zajmującym się sprawą Optimusa.
– Jak pan to przetrwał?
Pierwszej nocy w więzieniu dokonała się we mnie całkowita przemiana. Byłem człowiekiem, ba!, panem tego świata. Japonia, Korea, Ameryka, Nowy Jork, giełdy, wszędzie byłem osobą na świeczniku, limuzyną z polską flagą na masce mnie wożono – jak prezydenta. Dla Amerykanów facet, który ich pokona na jakimś rynku, to jest ktoś, a my robiliśmy więcej komputerów niż wszystkie amerykańskie firmy razem wzięte. Oni to strasznie cenili, bo tylko w Polsce i w Japonii dostali manto. Żyłem więc tym światem i życiem pełnym sukcesów.
– Wróćmy do tej nocy w areszcie.
Jeszcze nie, najpierw inne wydarzenie, jeszcze wcześniejsze. W którąś niedzielę próbowałem pojeździć na nartach. W końcu zrezygnowałem, gdyż miałem sporo innych rzeczy do zrobienia, a na wyciągu panował ogromny tłok. Nie mogłem pozwolić sobie na luksus stania w kolejce. Na stok wróciłem pod wieczór, koło osiemnastej. Było dużo luźniej, ale stok był bardzo źle oświetlony, narciarze w ciągu dnia zrobili masę muld. Słowem, przewróciłem się i niemal zerwałem ścięgno Achillesa. Lekarz nie miał wątpliwości: 'Trzy tygodnie leżenia na szynie i jak najmniej ruchu, bo skrzep dojdzie do serca i już po panu’ – usłyszałem. Wyobraźcie sobie panowie: taki pracuś jak ja trzy tygodnie bez ruchu. We dnie zarządzałem firmą przez telefon komórkowy. Wieczory były nie do zniesienia. Jednego z pierwszych wieczorów rozejrzałem się wokół i w oko wpadła mi książeczka o świętej Faustynie. Żona, jak się okazało, dostała ją od swojej mamy, która z kolei dostała ją od księdza w kościele. Pomyślałem, że skoro nie ma nic innego, dobre i to. Zacząłem czytać i muszę państwu powiedzieć, że od tamtego momentu zaczęło się moje odkrywanie istoty Boga, jego piękna, miłości i zrozumienia. Od tamtej chwili minęło kilka lat. W tym czasie doszedłem do absolutnej pewności, że nie ma prawdziwszej książki niż Pismo Święte, że nie ma żadnej alternatywnej teorii tłumaczącej istnienie świata i sens naszego życia.
– I pan to przeczytał?
Ależ skąd! Dopóki nie zerwałem przyczepu ścięgna Achillesa. Leżałem w łóżku, cały dzień wydawałem polecenia, ale po godz. 21 już nie miałem kim rządzić, a w domu nie było nikogo. Ani telewizora włączyć, ani nic do czytania. Przy łóżku tylko ten „Dzienniczek” – biorę do ręki i odkładam. No, ale nie ma nic innego, więc biorę po raz drugi i w akcie desperacji czytam. Piszą, że kobieta skończyła cztery klasy szkoły podstawowej i robi wykład z teologii…
Św. Ignacy Loyola też leżał po strzaskaniu nogi i czytał… I od tego zaczęło się nawrócenie… https://www.
– Nie brzmi to najlepiej.
Podchodzę do tego kompletnie bez przekonania, ale po jakiejś chwili czuję, że ja, wielki prezes, w testach na inteligencję rozkładający wszystkich, jestem pokonany przez tę prostą dziewczynę. Potem przeczytałem cały „Dzienniczek”…
– I zmienił pan swoje życie?
Nie, ale zapamiętałem to, co przeczytałem. I tu wracam do nocy w areszcie. Na pryczy leży prezes wielkiej firmy zmiażdżony całą potęgą państwa, przekonany, że może spędzić w więzieniu wiele lat. Głowę rozsadzają mi myśli o poczuciu krzywdy i nagle przypominam sobie słowa z „Dzienniczka”, że Jezus kocha człowieka bez względu na to, czy czyni dobrze, czy źle, i że gdyby człowiek na tę bezbrzeżną miłość odpowiedział takim samym zaufaniem, to Jezus obiecuje rozwiązać wszystkie jego problemy. Tego się uczepiłem jak tonący brzytwy.
– Została panu tylko modlitwa?
Nie, byłem tak zbolały, w poczuciu takiej krzywdy, że nawet nie potrafiłbym się modlić. Zostały mi tylko te słowa z „Dzienniczka”, więc żeby nie dopuścić złych myśli, bez przerwy powtarzałem: „Jezu, ufam Tobie”.
– Po raz pierwszy potraktowałem Go poważnie. Co mi zostało, jak mi wszystko zabrali? Postanowiłem bezwzględnie zaufać Bogu. Następnego dnia pani prokurator cała w ukłonach zaproponowała mu kaucję (8 milionów zł). – Byłem wolny i oniemiały. Oczywiście zaraz zapomniałem o doświadczeniu z celi i zaufałem prawnikom. Ale sprawa trwała i trwała. Traciliśmy z żoną nadzieję i zamknęliśmy się w klasztorze. Tego samego dnia NSA stwierdził, że nie naruszyliśmy żadnego prawa. Trzeba doświadczyć priorytetu Stwórcy. Spróbujcie… |
– Czyli nie tylko nie odpuścili, ale zaczęli grać ostrzej?
A do mnie przychodzi facet, który mówi, że jest przysłany przez moich prześladowców, i by się uwiarygodnić, podaje szczegół z przesłuchania, który mogłem znać tylko ja i prokurator.
– Czego chciał?
Pieniędzy. „Jak pan zapłaci, to wszystko się skończy”. A ja postanowiłem nie płacić, miałem poparcie mediów, polityków, ekspertyzy prawników, wierzyłem, że nic mi nie mogą zrobić. I co? Okazało się, że wszyscy są za słabi. Prokuratura była tu tylko narzędziem.
– Czyim? Tych służb?
(milczenie) Miałem numer telefonu, pod który miałem się zgłosić. Teraz dzieje się coś ciekawego: zaufani dziennikarze zebrali dowody, były nazwiska i nagle tygodnik, który miał publikować tekst, milknie. Zamiast artykułu demaskującego moich prześladowców ukazuje się wywiad z premierem, a dziennikarze przestali odbierać ode mnie telefony. Koniec.
Cela z facetami skazanymi za próbę zabójstwa, pobicia, kradzieże, ale bardziej przyjaznymi niż pani prokurator. I poczucie beznadziejności wobec bezprawia.
– Jak pan to wszystko odebrał?
Że żadne moje znajomości i dowody nie pomogą. Albo zapłacę, albo będą mnie nękać i być może posadzą. Akurat wtedy zamknęliśmy się razem z żoną na kilka dni w klasztorze w Bliznem na Podkarpaciu. Tam dojrzeliśmy do tego, by zaufać Bogu do końca. Jeżeli jest taka Jego wola, żebym do końca życia był traktowany jak przestępca, akceptuję to. I dokładnie w tym samym dniu, kiedy siedzieliśmy w klasztorze, w Warszawie NSA wydał wyrok jednoznacznie oczyszczający mnie ze wszystkich zarzutów.
– I dlatego pan ufundował sanktuarium w Łagiewnikach?
Nie, to było bodajże dwa lata wcześniej, w 2001 r. Zwrócił się do mnie kard. Franciszek Macharski i powiedział, że jedyne, co mogłoby skłonić Jana Pawła II do przyjazdu do Polski, to poświęcenie sanktuarium Miłosierdzia Bożego, a budowa jest ledwo zaczęta, a oni są bez pieniędzy.
– To pan wyjął z kieszeni 18 mln zł i dał?
Nie jest to kwota daleka od prawdy, ale chwilę trwało podejmowanie decyzji, jednak pieniądze przekazałem.
– Nie miał pan ochoty kupić sobie niedużej wysepki, uciec gdzieś od tych wszystkich kłopotów?
Oczywiście. Nieduża wysepka i lotnisko pod nosem – to kusiło od samego początku.
– Teraz nie kusi? Mógłby pan nawet te owce hodować w Nowej Zelandii.
To byłoby łatwe, proste i przyjemne, ale realizacja tego w Polsce to jest wyzwanie.
– A o co się kopać z koniem?
Ja mam swoje ucieczki: zaszyć się w lesie i żeglarstwo. Mam ładny jacht, którym lubię żeglować po jeziorach.
– Czego się dziś obawia Roman Kluska?
Martwię się o przyszłość Polski, a przez to również przyszłość mojej rodziny. I boję się, czy będę potrafił sprostać wyzwaniom. Jak każdy jestem kuszony i mogę zawieść, bo wiem, że jestem małym człowiekiem.
– W 2006 r. wydawało się, że wejdzie pan do polityki.
Szczerze? Byłem kuszony wiele razy, z różnych stron. Miałem być premierem technicznym, poważni ludzie w 2005 r. – a byłem wtedy u szczytu popularności – zaproponowali mi kandydowanie na prezydenta. Były gremia, które mi chciały dać na kampanię wiele milionów dolarów, byle bym tylko się zgodził.
– To czemu pan nie kandydował? Jest pan prawicowy jak PiS, liberalny jak Platforma, a do tego rolnik jak PSL…
Kuszono mnie tak poważnie, że zacząłem się modlić o dar rozeznania. I stało się dla mnie jasne, że ani ja nie wygram, ani nie wygra Kaczyński. Wtedy pomyślałem, że ci, którzy mnie namawiają , to w gruncie rzeczy ci sami, którzy mnie chcieli wykończyć.
– Nigdy nie było w panu chęci zemsty?
Jeżeli ktoś chce w biznesie osiągnąć sukces, musi sobie przyswoić lekcję: nie trać czasu na zemstę, idź dalej. Tego mnie nauczyło kierowanie wielką firmą.
– Ale kiedy pana zatrzymali, a potem oskarżali, to pan nie miał firmy i mógł poświęcić czas na zemstę.
Ja mam taki charakter, że nigdy się nie mszczę, naprawdę. I to było najważniejsze, ale była jeszcze argumentacja pragmatyczna – przecież gdybym szukał zemsty, mógłbym zginąć. Wiedziałem, z kim mam do czynienia i do czego ci ludzie są zdolni. Po co mi to, osierocić dzieci?
– Ta władza też tego nie robi?
Coś się zmienia, ale dla mnie za mało. Wie pan, komuniści wprowadzili reformy Wilczka, kiedy im się wszystko waliło na łeb, na szyję, więc może i ta władza zdecyduje się na wielkie zmiany, gdy zacznie im się walić?
Roman Kluska: Zacząłem zastanawiać się, jak wygląda moje życie. Zadałem sobie pytanie: czy jestem szczęśliwym człowiekiem? Czy byłem szczęśliwy, kiedy nie miałem nic? Czy byłem szczęśliwy, kiedy robiłem reformę państwowego zakładu? Czy byłem szczęśliwy, tworząc Optimus?
CRN Polska: Jak brzmiała odpowiedź?
Roman Kluska: Uświadomiłem sobie, że w okresie, kiedy goniłem za sukcesem, byłem niewolnikiem. Niewolnikiem tego wszystkiego, co stworzyłem. Rozpędziłem maszynę i już nie mogłem jej zatrzymać. Jedynym wyjściem była coraz szybsza jazda. Dlatego nie miałem czasu na kulturę, sporty, na rozwój intelektualny. Byłem wyłącznie doskonałą maszyną służącą do osiągania sukcesu w biznesie. Doszedłem do wniosku, że byłem bardziej szczęśliwy, kiedy nie miałem pieniędzy, ale miałem czas dla ludzi. Wtedy również odkryłem, że jestem najszczęśliwszy, kiedy sprawiam innym radość. Uwierzcie, że więcej radości ma ten, który daje, niż ten, co bierze. Trzeba tego doświadczyć, bo dla wielu brzmi to jak abstrakcja. Teraz już wiecie, dlaczego większość pieniędzy ze sprzedaży Optimusa chciałem przeznaczyć na budowę domów spokojnej starości. Dawałem 50 mln dolarów na rozwiązanie problemu starych ludzi przez założenie stosownej fundacji. Nie będę przytaczał wszystkich szczegółów związanych z tą sprawą, których jest wiele. Dostałem od resortu finansów, za pośrednictwem mojego urzędu skarbowego, odpowiedź, że nie ma potrzeby, aby obywatel wtrącał się do dziedziny życia społecznego, w której rząd w pełni zaspokaja potrzeby obywateli, a od sądu dostałem odmowę zarejestrowania fundacji.
Chociażby wydawnictwo Prodoks, na które dałem 10 mln dolarów. Zajmuje się rozpowszechnianiem książek, które propagują etykę w życiu i w biznesie, mówią o Bogu, uczą jak godzić się z przeciwnościami losu, pokazują, dlaczego warto być lepszym człowiekiem. W ten sposób dzielę się ze społeczeństwem swoją radością. Skoro mnie książki pomogły, może pomogą innym?
CRN Polska: Co pan odpowiada ludziom, którzy pytają: 'Jak można wydać 10 mln dolarów na książki? Przecież za te pieniądze można by wspaniale wyposażyć niejeden dom dziecka’.
Roman Kluska: Proszę posłuchać, co zdarzyło mi się dzisiaj. Taksówkarz, który wiózł mnie do redakcji CRN-a, zapytał: – Proszę pana, czy to pan jest od tych książek?. – Od jakich? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – No, o siostrze Faustynie. – Tak, to ja. – Bo wie pan co? Ja mam sąsiadkę, której umarł mąż i ona po jego śmierci stała się zgorzkniałą, można powiedzieć, wiedźmą. Moja żona dała jej książkę z Prodoksu i ona kilka dni później przyszła do nas z pytaniem czy mogłaby tej książki nie oddawać. Ona, wie pan, dzięki tej książce jakby pogodziła się ze śmiercią męża. Czy uwolnienie tej kobiety od cierpienia można przeliczyć na pieniądze?
WNIOSKI:
1) W JEDNEJ CHWILI MOŻESZ PRAKTYCZNIE WSZYSTKO STRACIĆ.
2) SĄ ODDZIAŁYWANIA ZNACZNIE SILNIEJSZE OD CIEBIE, KTÓRE W KAŻDEJ CHWILI MOGĄ CIĘ ZMIEŚĆ Z PLANSZY.
3) WSZYSTKO JEST PO COŚ np. niemal zerwane ścięgno Achillesa.
4) SŁUCHAĆ RAD Z WIELU STRON.
5) WARTO CZYTAĆ, zwłaszcza pobożne rzeczy dobrej jakości.
6) WARTO ZADAWAĆ SOBIE PYTANIA np. Czy jesteś szczęśliwy?
7) SĄ SPRAWY WAŻNIEJSZE NIŻ PIENIĄDZE.
8) NIESPRAWIEDLIWOŚĆ NA TYM ŚWIECIE BĘDZIE ZAWSZE.
9) CZY SPRZEDAŻ SWOJĄ DUSZĘ, GDY PRZYJDĄ CI ZA NIĄ ZAPŁACIĆ?
10) GDY NIE MASZ SIŁY SIĘ MODLIĆ, MÓW AKTY STRZELISTE NP. JEZU UFAM TOBIE (choć to też oczywiście modlitwa).
11) SYTUACJA BEZ WYJŚCIA NAJLEPSZĄ OKAZJĄ, ABY BOGU ZAUFAĆ.
12) GDY ZACZNIE SIĘ PRZEJAŚNIAĆ, BĄDŹ OSTROŻNY, BO MOŻE ZARAZ PRZYJŚĆ JESZCZE SILNIEJSZA BURZA.
***
2. TEMAT: JAK NIE PRZEGRAĆ SWOJEGO ŻYCIA?
Dzisiejszy świat jest pełen PUŁAPEK, które czynią mężczyzn SŁABYMI. Chcesz być żeglarzem swojego życia czy RDZEWIEJĄCYM WRAKIEM, KTÓRY RDZEWIEJE NA DNIE MORZA ALBO ZACZYNA TONĄĆ JAK TITANIC?
Jeśli chcesz być tym pierwszym, musisz ZREZYGNOWAĆ Z TEGO, CO CIĘ OSŁABIA I TRZYMA NA DNIE MORZA. MUSISZ odciąć zbędne kotwice, wyrzucić zbędny balast, który trzyma Cię na dnie, aby wypłynąć z powrotem na błękitny ocean.
Będzie to wymagało sporo pracy, bo współczesny świat i diabły zrobią wszystko, abyś BYŁ SŁABY. ŚWIAT POTRZEBUJE SŁABYCH MĘŻCZYZN, którzy nie myślą i są potulni (przestraszeni) jak barany. Wystarczy spojrzeć jakie wzorce stawiane są na piedestale, a jakie są cenzurowane.
PARADOKS gr. παράδοξος parádoxos – „nieoczekiwany, nieprawdopodobny, zadziwiający” – twierdzenie logiczne prowadzące do zaskakujących lub sprzecznych wniosków.
Lubię paradoksy. Coś, co wybija z rytmu, z przyzwyczajenia. Zmusza do myślenia, zmiany optyki patrzenia. A Ty?
Jednym z nich jest to, że DUŻO WAŻNIEJSZE OD TEGO, CO ROBISZ JEST TO, CZEGO NIE ROBISZ.
Mamy dwóch początkujących sportowców – niech będzie piłkarzy. Jeden jest utalentowany, systematyczny, metodyczny, ma profesjonalne podejście i trenuje codziennie – niezależnie od tego czy ma natchnienie czy nie. Drugi to czysty geniusz, fenomen jakich mało. Zła wiadomość – jest uzależniony od heroiny, kokainy, wódy, hazardu i oczywiście jest chimeryczno-depresyjny. Jak myślisz – gdzie będą obaj panowie za 10-15 lat i który z nich stworzy więcej i zarobi więcej?
PRZESTAŃ ROBIĆ… CO? Masz już pierwszą myśl?
GWARANTOWANA FORMUŁA NA SUKCES W DĄŻENIU DO OSIĄGNIĘCIA CAŁKOWITEJ ŻYCIOWEJ PORAŻKI:
1) UZALEŻNIENIE od: alkoholu, narkotyków, papierosów, pornografii, masturbacji, zakupoholizmu, pracoholizmu, telewizji, social mediów, telefonów. PAMIĘTAJ 😉 NAŁÓG CIĄGNIE KOLEJNY NAŁÓG 😉 NIE LUBIĄ CHODZIĆ SAME, TYLKO PARAMI LUB GROMADAMI. Czy ROBISZ COŚ KONKRETNEGO, ABY SIĘ Z NIEGO/NICH WYDOSTAĆ? Bo możesz znaczniej więcej niż dziś 😉
2) TRAKTOWANIE TV/TELEFON JAKO GŁÓWNEGO/JEDYNEGO SPOSOBU ODPOCZYNKU: Zmierz przez tydzień, ile czasu poświęcasz na oglądanie głupot, polityki, wiadomości itd. TRACISZ CZAS, TRACISZ ENERGIĘ. J. Cryuff (wicemistrz świata, 3-krotnie zdobył „Złotą Piłkę”)
3) MARUDZENIE/NARZEKANIE
4) ZA DUŻO MYŚLISZ/ZA DUŻO GADASZ: Wiesz, co masz robić, ale tego nie robisz, bo JESZCZE analizujesz, JESZCZE MUSISZ sobie o tym pogadać.
5) ROBISZ WSZYSTKO, TYLKO NIE TO CO NAJWAŻNIEJSZE W DANEJ CHWILI. Ciągle zajęty. Ciągle w pośpiechu. Ale czy taki jest PLAN BOGA?
6) LEKCEWAŻENIE ZNAKÓW, KTÓRE DAJE BÓG PRZEZ WYDARZENIA, OSOBY. Brak zapisywania codziennych wydarzeń. Brak traktowania ich jak puzzli, które coś mają mi pokazać. Jesteś we mgle. Nie wiesz, który iść. Kręcisz się w kółko.
7) PORÓWNYWANIE SIĘ Z INNYMI. Z tym, gdzie są, co mają.
8) NIEDOTRZYMYWANIE SŁOWA. Danego Bogu, danego sobie, danego komuś.
9) CHODZENIE PÓŹNO SPAĆ. Zwłaszcza kiedy widzisz tego skutku jak brak energii itd.
10) BRAK CISZY. Można słuchać dobrych treści, ale i tak potrzebna jest CISZA.
11) ROBIENIE BYLEJAK. Powiesz, jak w pracy mnie zajeżdżają to jeszcze mam się starać? Możesz to na swoja korzyść obrócić. Zawsze możesz. Pytanie czy chcesz? Bylejak robisz w jakimś fragmencie życia. Jest to niebezpieczeństwo, że zaczniesz tak postępować w innych dziedzinach życia. JAKOŚĆ MA ZNACZENIE.
Jest ich na pewno znacznie więcej. Sam się zastanów. Tam gdzie jesteś i kim jesteś. GDYBY TWÓJ SYN BYŁ W TAKIEJ SAMEJ SYTUACJI JAK TY DZIŚ. CO ODRADZIŁBYŚ MU PRZESTAĆ ROBIĆ? CHOCIAŻ 1 RZECZ, KTÓRA KONTYNUUOWANA BĘDZIE PROWADZIŁA ZA KILKA LAT DO TRAGEDII?
Patronki okulistów i od chorób oczu to? |
***
3. TEMAT: WYUCZONA BEZRADNOŚĆ.
DECYZYJNOŚĆ. Bez decyzyjności nie ma DECYZJI. Bez DECYZJI nie ma DZIAŁANIA. BEZ DZIAŁANIA nie ma POWTÓRZEŃ. BEZ POWTÓRZEŃ nie ma NAWYKU. Jedno z najważniejszych cech mężczyzny jest PODEJMOWANIE DECYZJI.
NIEDECYZJNOŚĆ=SŁABOŚĆ.
Dlatego o to chodzi, żeby świat, państwo, politycy, żona, mama itd. ZA CIEBIE PODEJMOWALI DECYZJĘ. Abyś uczył się BYĆ DZIECKIEM WE MGLE.
NIC się nie zmieni bez TWOJEGO DZIAŁANIA. Chyba, że na gorsze lub ktoś za Ciebie zrobi osłabiając Cię.
Boisz się RYZYKA i NIEPEWNOŚCI. Źle się z tym czlowiek czuje. Łatwiej unikać. BRAK DECYZJI TO TEŻ DECYZJA.
WIEDZA MINIMALIZUJE RYZYKO. Jak zrobić coś pomimo lęku?
1) POPROSTU ROBISZ TO stosując metodę malych kroków oraz nie myślisz długo nad tą decyzją. Nie boisz się czegoś, co już znasz, co robiłeś wiele razy.
Kiedy byłem w liceum. Bałem się ciemności, zwłaszcza na cmentarzu. Nie potrafiłemw nocy stojąc przed bramą cmentarza wejśc do środka! Tak mi był wstyd, że tak się boję. Ale przychodziłem kolejne dni na ten cmentarz. To w ciągu dnia czekając w środku, aż się ściemni. Albo trzęsąc się jak galareta, ale wchodząc na cmentarz do momentu, aż dalej nie potrafiłem. Sporo to kosztowało. Ale udało się wejść w nocy i teraz praktycznie się już wcale nie boję.
2) DIALOG WEWNĘTRZNY. „Nie dam rady”. „Co będzie jak nie dam rady?” ZMIENIASZ MODALNOŚĆ TEJ WYPOWIEDZI W GŁOWIE np. ściszasz, robisz bardziej piskliwe. ZMIENIASZ KONTEKST. A zatem i ZNACZENIE.
3) SAM WPROWADZAJ DECYZJE. Decyzyjny, czyli SILNY. Masz to, na co się zgadasz. Masz to, co tolerujesz. Decydujesz, trzymasz się swoich zasad. Sprawdzasz potem wyniki. I w razie potrzeby korygujesz. Ponosisz ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swoje czyny. A nic nie uczy jak swoje, błędne decyzje. Gdy Twoje życie będzie ciekawsze niż pozostałych, to kobieta będzie chciała stać się tego częścią.
Bycie najlepszą wersją siebie, wymaga DECYZJI. A później podążania za tą DECYZJĄ. TWOJE SŁOWO MA BYĆ DLA CIEBIE ŚWIĘTE. Oczywiście potem po zrobieniu czegoś nadchodzi czas bilansu. Po bilansie można zmienić decyzje, jeśli okazała się błędna.
Oddawanie decyzjności komukolwiek, zwłaszcza kobiecie niczym dobrym się nie skończy w Twoim życiu. Inni będą CI ODBIERALI DECYZJNOŚĆ ALBO RESZTKI DECYZYJNOŚCI. Gdy oddasz jakość Twojej relacji będzie się stopniowo najczęściej psuć. Kobieta nie chce mieć faceta: CIEPŁEJ, NIEDECYZYJNEJ KLUCHY.
TWOJA DECYZJNOŚĆ będzie co jakiś czas SPRAWDZANA. CZY JESTEŚ NADAL DECYZJNY, czyli SILNY. Pamiętaj o tym.
DOBRE ZASADY DAJĄ GRANICE. Przekroczenie ich nie będziesz tolerował. Ktoś nie szanuje. Idziesz dalej.
BARDZIEJ DECYZYJNY=SILNIEJSZY=
ODPOWIEDZIALNY ZA SIEBIE. Podjęcie DECYZJI przez CIEBIE generuje KONFLIKT. Inni ludzie mają swoje DECYZJE i swoje CELE.
MASZ SIĘ NIE BAĆ PODEJMOWAĆ DECYZJI, ZWŁASZCZA TRUDNYCH.
***
DODATEK Z SZACUNKU, PODZIWU I MIŁOŚCI DLA ŚWIĘTYCH:
DODATEK DLA AMBITNYCH CZYTELNIKÓW:
KARTKA Z KALENDARZA NA TEN TYDZIEŃ: (TO ŚWIĘCI WYBIERAJĄ NAS. NIE MY ICH)
DUŻO TYCH ŚWIĘTYCH… MOŻNA NA KILKA DNI ROZBIĆ. WYbrałem dla Ciebie najważniejsze rzeczy z ich życia. Nigdy nie wiesz jakie jedno zdanie z ich życia może być Twoim Game Changerem.
Polecam szczególnie do czytania:
a) 10 grudnia niedziela, NMP z Loreto-pierwsze międzynarodowe sanktuarium maryjne.
b) 11 grudnia poniedziałek, św.Wicelin, biskup. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło z Bożą pomocą.
c) 12 grudnia środa, NMP z Guadalupe i historia cudownego wizerunku. Najczęściej odwiedzane sanktuarium maryjne na świecie.
d) 13 grudnia czwartek: św. Łucja, dziewica i męczennica. Oddała piękne oczy.
***
10 GRUDNIA NIEDZIELA: NAJŚWIĘTSZA MARYJA PANNA LORETAŃSKA. Kult Matki Bożej Loretańskiej wywodzi się z sanktuarium domu Najświętszej Maryi Panny w Loreto. Jak podaje tradycja, jest to dom z Nazaretu, w którym Archanioł Gabriel pozdrowił przyszłą Matkę Boga i gdzie Słowo stało się Ciałem. Sanktuarium w Loreto koło Ankony (we Włoszech) jest pierwszym maryjnym sanktuarium o charakterze międzynarodowym i stało się miejscem modlitw wiernych.
Pośród kaplic znajdujących się w bazylice warto wspomnieć Kaplicę Polską, ozdobioną freskami w latach 1920-1946, przedstawiającymi dwa wydarzenia z historii Polski: zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem oraz cud nad Wisłą.
2000 lat temu w ciepłym klimacie Palestyny ludzie znajdowali schronienie w grotach wykuwanych w skałach. Czasem dobudowywano dodatkowe pomieszczenia. I tak pewnie postąpili Joachim i Anna, bo ich dom znajdował się obok groty, zbyt małej dla powiększającej się rodziny. Już pierwsi chrześcijanie otaczali to skromne domostwo opieką i szacunkiem. Między innymi cesarzowa Helena w IV w. zwiedziła je, pielgrzymując po Ziemi Świętej, i poleciła wznieść nad nim świątynię. Obudowany w ten sposób Święty Domek przetrwał do XIII w., chociaż chroniący go kościół był parokrotnie burzony i odbudowywany.
Gdy muzułmanie zburzyli bazylikę chroniącą Święty Domek, sam Domek przetrwał, o czym świadczą wspomnienia pielgrzymów odwiedzających w tym czasie Nazaret. Jednak po 1291 r. brakuje już świadectw mówiących o murach tego Domku. Kilka lat później domek Maryi „pojawił się” we włoskim Loreto. Dało to pole do powstania legendy o cudownym przeniesieniu Świętego Domku przez anioły.
Okazało się, że legenda ta wcale nie jest taka daleka od prawdy. W archiwach watykańskich znaleziono dokumenty świadczące o tym, że budynek z Nazaretu został przetransportowany drogą morską przez włoską rodzinę noszącą nazwisko Angeli, co po włosku znaczy aniołowie. Cała operacja przeprowadzona była w sekrecie ze względu na niespokojne czasy i strach o to, by cenny ładunek nie wpadł w niepowołane ręce. Była to na tyle skomplikowana akcja, że bez udziału Opatrzności i wojska anielskiego wydaje się, że była nie do przeprowadzenia.
Nie od razu przewieziony budynek znalazł się w Loreto. Trafił najpierw do dzisiejszej Chorwacji, a dopiero po trzech latach pieczołowicie złożono go w całość w lesie laurowym, stąd późniejsza nazwa Loreto. Nie ulega też wątpliwości, że to ten sam Domek. W XIX w. prowadzono szczegółowe badania naukowe, które w pełni potwierdziły autentyczność tego bezcennego zabytku.
Do Loreto przybywali sławni święci, m.in. Katarzyna ze Sieny, Franciszek z Pauli, Ignacy Loyola, Franciszek Ksawery, Franciszek Borgiasz, Ludwik Gonzaga, Karol Boromeusz, Benedykt Labre i Teresa Martin.
Jest to miejsce szczególnych uzdrowień i nawróceń. Ciekawa jest także historia papieża bł. Piusa IX i jego uzdrowienia, które zawdzięcza właśnie Matce Bożej z Loreto. Według historyków, młody hrabia Giovanni Maria Mastai-Ferretti już od wczesnego dzieciństwa poświęcony był Dziewicy Maryi. Jego rodzice wraz z dziećmi każdego roku jeździli do Świętego Domu. Początkowo ich syn miał być żołnierzem broniącym Stolicy Apostolskiej. Zachorował jednak na epilepsję. Lekarze przepowiadali bliski koniec. Jednak za namową papieża Piusa VIII postanowił poświęcić się całkowicie służbie Bożej. Odbył pielgrzymkę do Loreto, aby błagać o uzdrowienie. Ślubował tam, że jeśli otrzyma tę łaskę, wstąpi w stan kapłański. Gdy Święta Dziewica wysłuchała go, po powrocie do Rzymu został księdzem, mając 21 lat.
„Oprócz tego, że został mi przywrócony wzrok, to jeszcze ogarnęło mnie ogromne pragnienie modlitwy. To było największe wydarzenie w moim życiu, bo właśnie w tym miejscu narodziłem się z łaski i Maryja odrodziła mnie w Bogu, gdzie Ona poczęła Jezusa Chrystusa”.
Warto pamietać, że rejon Marchii Ankońskiej, gdzie leży Loreto, był w lipcu 1944 r. wyzwolony spod władzy hitlerowców przez 2. Korpus Polski pod dowództwem gen. Andersa. Bitwa o Loreto i później bitwa o Ankonę to wielki sukces militarny Polaków w ramach tzw. Kampanii Adriatyckiej. Włosi byli wdzięczni Polakom za uchronienie najcenniejszych zabytków, w tym Domku Loretańskiego. W Loreto, u stóp bazyliki, znajduje się polski cmentarz wojenny, gdzie pochowanych jest ponad 1080 podkomendnych gen. Władysława Andersa. Natomiast wewnątrz bazyliki jest polska kaplica. W jej ołtarzu widać portrety polskich świętych: św. Jacka Odrowąża, św. Andrzeja Boboli i św. Kingi.
Z Loreto związana jest też Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny, która rozbrzmiewa również w polskich kościołach i kapliczkach każdego roku, zwłaszcza podczas nabożeństw majowych. Mimo że w historii powstało wiele litanii maryjnych, to powszechnie i na stałe przyjęła się właśnie ta, którą odmawiano w Loreto. Została ona oficjalnie zatwierdzona przez papieża Sykstusa V w 1587 r.
Święty Domek w Loreto stał się wzorem do urządzania podobnych miejsc kultu w całym chrześcijańskim świecie. Również w Polsce wybudowano kilka Domków Loretańskich (znane miejsca to Gołąb, Głogówek, Warszawa-Praga, Kraków, Piotrkowice, Bydgoszcz).
Bardzo znane jest sanktuarium maryjne w Loretto niedaleko Wyszkowa.
Święty Grzegorz III, papież, 690-741. Nie dopuścił do niszczenia obrazów w Italii. Imponował wszystkim wymową, władał biegle greką, łaciną i syryjskim. Oprócz decyzji związania się z Frankami, podejmował inne kroki polityczne, mające na celu wsparcie ewangelizacji Europy północnej. Wręczył paliusz i nominację na papieskiego wikariusza w całej Anglii Tatwinowi z Canterbury w czasie jego pobytu w Rzymie. Popierał działalność misyjną Bonifacego-Winfrida w Germanii, nadając mu paliusz i tytuł arcybiskupa oraz legata Stolicy Apostolskiej do zorganizowania Kościoła w Bawarii, Aleksandrii, Hesji i Turyngii. Osobiście zwrócił się do św. Willibalda z Eichstätt o towarzyszenie św. Bonifacemu w misji na ziemiach niemieckich.
Popierał także życie monastyczne i otwierał nowe klasztory. Zreorganizował nabożeństwa. Wystawił kilka nowych kościołów w Rzymie, a wiele z nich odnowił. Umocnił mury i obwarowania Wiecznego Miasta, by je zabezpieczyć przed najazdami Saracenów, Bizantyńczyków i Longobardów.
***
11 GRUDNIA PONIEDZIAŁEK: ŚW. WICELIN, BISKUP, 1090-1154, NIEMCY. Jeszcze w wieku młodzieńczym został sierotą. Zaczął prowadzić wtedy hulaszcze życie. W końcu stracił dom rodzinny i udał się do pobliskiego miasta Everstein. Tam szlachetna pani, matka hrabiego Konrada, zlitowała się nad opuszczonym chłopakiem. Utrzymywała go przez pewien czas i opiekowała się nim z serdecznością. Wzbudziło to zazdrość kapłana grodu, który w rezultacie szukał tylko okazji, by go z miasta usunąć. W tym celu w obecności wielu świadków wyszydził jego brak wiedzy. Dotknęło to tak bardzo Wicelina, że natychmiast, bez pożegnania opuścił miasto. Później twierdził, że było to zrządzenie miłosierdzia Bożego. Od tej pory postanowił zająć się nauką.
Trafił do Paderborn, gdzie kształcił się u mistrza Hartmanna. Od nauki nie odciągały go ani zabawy, ani rozkosze. Wciąż tylko albo czytał, albo dyktował, albo pisał. Oprócz tego stał się gorliwym opiekunem chóru. Zrobił się bardziej pobożny i chciał służyć Bogu. Jego mistrz widząc, że uczeń pracuje ponad siły, często mówił: „Wicelinie, zbyt szybko działasz, pracuj z umiarem, albowiem jeszcze dość na to czasu, byś mógł bardzo wielu rzeczy się nauczyć”. On pamiętając o tym, że zbyt późno przyłożył się do nauki, uważał, że należy się spieszyć. Pan Bóg dał mu duże zdolności do nauki i pojętny umysł, więc szybko przerósł swoich towarzyszy i w krótkim czasie stał się pomocnikiem mistrza w prowadzeniu szkoły.
Modlił się często do Wszystkich Świętych, przede wszystkim do św. Mikołaja, którego opiece szczególniej się polecił.
Święty Damazy I, papież, 305-384. W ciągu 18 lat pasterzowania (366-384) uczynił wiele dobra.
Szerzyły się wtedy liczne herezje, m.in. arianizm, macedonianizm, lucyferianizm, pryscylianizm i apolinaryzm. Błędy były nieraz tak subtelne, że trzeba było być wybitnym teologiem, by odróżnić je od prawdy. Błędnowiercy ponadto szukali zawsze oparcia u cesarzy.
Bardzo poważał św. Hieronima i dlatego polecił mu przetłumaczenie Pisma świętego na język łaciński. Istniały bowiem wówczas liczne tłumaczenia, lecz bardzo niedoskonałe. Papież chciał ustalić jeden tekst, aby stał się on obowiązującym w Kościele rzymskim. Hieronim w ciągu 30 lat wykonał to zadanie, tworząc tzw. Wulgatę. Stała się ona urzędowym tekstem Kościoła.
Był pierwszym papieżem, który nazwał biskupstwo rzymskie Stolicą Apostolską. Rozwinął kancelarię papieską i przeprowadził reformy w liturgii – za jego pontyfikatu łacina stała się głównym językiem liturgii rzymskiej.
Dzięki wpływom papieża ogłoszony został edykt, uznający chrześcijaństwo za religię państwową (28 lutego 380 r.). Damazy zajął się także sprawą uporządkowania cmentarzy i grobów męczenników. Sam będąc poetą, na wielu nagrobkach zostawił własne utwory.
W ten sposób ocalił od zapomnienia wielu świętych. Układał teksty, a na marmurze rył je Furius Dionisius Philocalus.
Błogosławiony Dawid, cysters, 1100-1175, Italia. Już za życia słynne były jego cuda i przeżycia mistyczne. Dlatego nie budzi zdziwienia to, że zaraz po śmierci w 1179 r. rozpoczął się jego kult. Do dziś do jego grobu przybywają pielgrzymki kobiet cierpiących na niepłodność. Uważany jest też za patrona matek.
Święta Maria Maravillas od Jezusa, karmelitka bosa, 1891-1974, Hiszpania. Dziewczynka początkowo był wychowywana przez babcię, która była równocześnie jej matką chrzestną. Na życzenie matki, córeczka otrzymała imię Maria de las Maravillas (Maria od Cudów) na cześć patronki tej miejscowości.
Nauką Marii zajmowali się prywatni nauczyciele zatrudnieni przez jej rodziców. Uczyła się języków francuskiego i angielskiego oraz gry na fortepianie. Babcia podsuwała jej do czytania żywoty świętych, a ona dużo i chętnie czytała. To, co w nich wyczytała, starała się praktykować w swoim życiu, np. modliła się z rozkrzyżowanymi rękami, narzucała sobie różnego rodzaju praktyki pokutne. Podczas wakacji w San Sebastian mała markiza namówiła brata i siostrę do zabawy w ubogich. Dzieci przebrały się za żebraków i na ulicach prosiły o jałmużnę, którą potem przekazywały naprawdę biednym.
Gdy Maria zaczęła dorastać, jej opiekunem duchowym został o. López, jezuita. Od dziecka była bardzo gorliwą katoliczką. Codziennie rano uczestniczyła we Mszy św. Nie chciała też korzystać z przywilejów jej klasy. Za to z siostrą szarytką odwiedzała i udzielała pomocy materialnej ubogim rodzinom w dzielnicy nędzarzy, zwanej Las Injurias (krzywdy). Tam chętnie ubierała, karmiła i uczyła katechizmu zaniedbane dzieci.
Z jej zachowania otoczenie szybko wywnioskowało, że myśli o pójściu do zakonu. Jej surowy ojciec był temu przeciwny, chociaż sam był postrzegany jako apostoł, bo chętnie pomagał zakonom i był człowiekiem głęboko wierzącym. Mimo to musiała poczekać. Gdy chorował przed śmiercią, która nastąpiła w grudniu 1913 r., przez kilka miesięcy Maria była jego pielęgniarką. Opiekowała się nim z oddaniem dniem i nocą. Po śmierci ojca nic nie stało już na przeszkodzie w realizacji powołania Marii. Dzięki lekturze dzieł św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa oraz osobistym kontaktom z karmelitankami postanowiła, że właśnie wśród nich jest jej miejsce.
Była niewątpliwie najaktywniejszą karmelitanką bosą XX w., porównywaną niekiedy do św. Teresy z Avila, wielkiej reformatorki Karmelu z XVI w. Była zwolenniczką powrotu do źródeł reformy terezjańskiej.
Często chorowała na zapalenie płuc, zdarzały się jej też ataki serca. Surowy tryb życia wyczerpywał jej siły fizyczne. Mimo to nie ustawała w działaniach, zwłaszcza że był to okres głębokich przemian w życiu Kościoła po II Soborze Watykańskim.
Nigdy nie narzekała, lecz gdy jej córki pytały, jak się czuje, odpowiadała: „Córki, ja nigdy dobrze się nie czułam” – i aby umniejszyć znaczenie tych słów, dodawała: „W moim wieku to normalne”
***
12 GRUDNIA WTOREK: NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY Z GUADALUPE. Jedno z moich ulubionych objawień. Oczywiście uznane przez Kościoł. Nie jak z Medjugorje.
Polecam temat z poprzedniego roku plus coś nowego, aby się nie powtarzać:
https://www.swiatlowmroku.pl/
Ciekawostki dotyczące tilmy św. Juana Diego na której pojawił się wizerunek Matki Bożej. Do dziś można zobaczyć w Guadalupe.
1) Prof. dr hab. Zbigniew Treppa: Indiańska opończa (tilma), na której widnieje obraz Maryi Panny należąca do pierwszego wyniesionego na ołtarze Indianina, Cuauhtlatoatzina Juana Diego, została utkana ok. 500 lat temu z włókien agawy. Z powodu znikomej trwałości włókien tkanina ta nie powinna była przetrwać kilkudziesięciu lat. Tymczasem oparła się niszczącemu działaniu czasu.
2) Wzór gwiazd na płaszczu Madonny z tilmy. Odzwierciedla on układ konstelacji gwiezdnych widzianych w punkcie czasu i miejsca cudownego ukazania się obrazu, czyli 12 grudnia 1531 roku w mieście Meksyk (Tenochtitlan).
3) W źrenicach oczu Maryi są odwzorowane wizerunki kilku osób związanych z objawieniami w Guadalupe. Stwierdza się również, że oczy z tego wizerunku są jakby żywe.
4) Wizerunek jest odbity na tkaninie ayate zrobionej z włókna agawy amerykańskiej, bez przygotowania. Jest to niemożliwe, aby ludzkie ręce pomalowały obraz na tym płótnie bez uprzedniego przygotowania go za pomocą narzędzi lub krochmalu, mówiąc technicznie. Francisco Campos Ribera z Barcelony, światowej sławy znawca technik malarskich, który pracował w pierwszych galeriach zdjęć w Hiszpanii, Włoszech, Francji, Belgii, Holandii, Anglii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie; po zbadaniu tkaniny zauważył, że nie została ona stworzona by malować na niej.
Wywnioskował, że “żaden ludzki artysta nie wybrałby tej tkaniny na zrobienie dzieła sztuki w takim płótnie bez przygotowania”. Amerykańscy naukowcy Smith i Callaghan, którzy pracowali dla NASA i malarz Francisco Campos Ribera potwierdzają w swoim raporcie z 1954 roku, że na wizerunku Matki Bożej z Guadalupe nie ma śladu pędzla.
Poza tym znani chemicy analizowali pigmenty, które nie mają pochodzenia zwierzęcego, roślinnego, mineralnego ani syntetycznego. Innymi słowy, nie wiadomo, skąd pochodzą.
Święty Finian, opat, 470-(549-552), Irlandia. Od dzieciństwa poznawał wiarę chrześcijańską, przez długi czas był wychowankiem biskupa Fortcherna z Trim, ucznia św. Patryka. Stąd pewnie przez całe życie żywił wielki kult dla pierwszego apostoła Irlandii. Święty biskup rozbudził w młodzieńcu zapał do wiedzy i pokierował jego dalszą edukacją. Młody Finian wyjechał do Francji, gdzie w słynnym klasztorze św. Marcina w Tours zapoznał się z zachodnim życiem monastycznym. Na dalsze studia udał się do Walii, do słynnego opactwa Llancarfan w Glamorganshire, gdzie pod opieką św. Cadoga Mądrego studiował nauki biblijne. W tym prężnym ośrodku ewangelizacyjnym zetknął się z wieloma uczonymi, przyszłymi świętymi, m.in. ze św. Gildasem Mądrym oraz Dawidem Meneviani Cathmaelem.
Studiowanie zajęło mu ponad 30 lat. Wszystkie te lata spędził w ośrodkach zakonnych, łącząc naukę z życiem modlitwy i posługiwaniem potrzebującym. Dopiero tak ukształtowany, około roku 520 wrócił do rodzinnej Irlandii. W ojczyźnie natychmiast zajął się pracą ewangelizacyjną oraz budową kościołów i zakładaniem klasztorów. Jest uważany za jednego z największych ojców irlandzkiego monastycyzmu. Uczył swoich podopiecznych, że życie zakonne jest najlepszą drogą do uświęcenia swojego życia.
Przemierzył prawie całą Irlandię. Legenda głosi, że dopiero anioł musiał mu wskazać miejsce, gdzie spędził resztę życia.
Słynne opactwo w Clonard przetrwało przez ponad 1000 lat i było miejscem formacji i wychowania wielu świętych tej ziemi. Finian był nauczycielem św. Kolumbana z Iona, św. Brendana Podróżnika (inaczej Żeglarza), św. Nenniusza, św. Kolumbana z Terryglass, św. Kierana z Clonmacnoise, św. Ruadhana z Lorrha i wielu innych. Uczniów opactwa w Clonard często nazywa się dwunastoma apostołami Irlandii.
Do opactwa po radę i duchowe nauki przybywało wielu ludzi, także możnych i biskupów. Podobno jednocześnie Finian miał nawet 3 tysiące uczniów, jak to wspomina hymn Jutrzni w oficjum jemu poświęconym.Z jego kultem związanych jest wiele legend. Podobno ptaki gromadziły się często obok niego, przyciągane jego łagodną i pokorną świętością. Finian miał uratować mieszkańców wyspy Flathlom przed szarańczą. Jego modlitwa miała podobno taką moc, że udało mu się także odeprzeć atak wrogich wojsk poprzez wywołanie trzęsienia ziemi, które zniszczyło ich obóz.
Błogosławiony Hartmann, biskup, 1090-1164, Pasawa. Założył pod miastem nowy klasztor kanoników reguły św. Augustyna. Cenił go Fryderyk I, ale w sporach cesarza z Aleksandrem III niewzruszenie opowiadał się za prawowitym papieżem.
***
13 GRUDNIA ŚRODA: ŚW. ŁUCJA DZIEWICA I MĘCZENNICA, OK.281-304. Miała pochodzić ze znakomitej rodziny. Była przeznaczona dla pewnego młodzieńca z niemniej szlachetnej rodziny. Kiedy udała się z pielgrzymką na grób św. Agaty do pobliskiej Katanii, aby uprosić zdrowie dla swojej matki, miała się jej ukazać sama św. Agata i przepowiedzieć śmierć męczeńską. Doradziła jej też, by przygotowała się na czekającą ją ofiarę. Kiedy więc Łucja powróciła do Syrakuz, cofnęła wolę wyjścia za mąż i rozdała majętność ubogim; złożyła także ślub dozgonnej czystości.
Gdy wkrótce wybuchło prześladowanie chrześcijan, kandydat do jej ręki doniósł na nią, że jest chrześcijanką. Kiedy nawet tortury nie załamały bohaterskiej dziewicy, została ścięta mieczem. Święta miała 23 lata (lub 28).
DIALOG Z SĘDZIĄ:
Łucja: „Wspieranie wdów i sierot, zostających w niedoli, jak to robiłam przez trzy lata, jest ofiarą miłą Bogu. Teraz już nie mam nic do rozdania, sama więc siebie ofiaruję, prosząc Boga, aby raczył przyjąć mą ofiarę”.
Paschazjusz: „Mów takie brednie chrześcijanom, nie mnie. Straciłaś swój majątek z rozpustnikami!”
Łucja, z powagą i godnością: „Majątku dobrze użyłam, a od pokalania duszy i ciała Bóg dobrotliwy ustrzec mnie raczy”.
Paschazjusz: „Zamilkniesz, gdy cię każę ochłostać!”
Łucja: „Powiedziałam tylko to, czym mnie natchnął Duch Święty”.
Paschazjusz: „A zatem Duch Święty mówi przez ciebie?”
Łucja: „Tak jest. Ludzie czyści i niepokalani są przybytkami Boga i mają w sobie Ducha świętego”.
Paschazjusz: „Każę cię zawieść do domu nierządnic, tam cię odstąpi Duch Święty”.
Łucja: „Ciało nie skala się, jeśli duch się na to nie zgodzi. Każdy gwałt zadany mi wbrew woli podwoi zasługę mego dziewictwa”.
Święta miała być m.in. wiedziona na pohańbienie do domu publicznego. Ale żadną siłą nie mogli oprawcy ruszyć jej z miejsca, nawet parą wołów. Kiedy sędzia nakazał spalić ją na stosie, ogień jej nie tknął. Łucja widząc zachwyt swoich oprawców swoimi pięknymi oczami, kazała je sobie wyłupić, aby nie ściągać na siebie uwagi, widziała jednak mimo ich braku. Sędzia wtedy w obawie rokoszu skazał ją na ścięcie. Jednak i to przeżyła. Przyniesiona do domu, poprosiła jeszcze o Komunię świętą i dopiero po jej przyjęciu zmarła. Autor opisu jej męczeńskiej śmierci zostawił nadto przepiękny dialog Świętej z sędzią, swego rodzaju arcydzieło nauki moralnej ku zachęcie chrześcijan i ich podbudowaniu.
Relikwie św. Łucji były między rokiem 1204 a 2004 przechowywane w Wenecji, która po 800 latach zdecydowała się je „wypożyczyć” Syrakuzom. Imię Łucji od czasów św. Grzegorza Wielkiego wymienia się w Kanonie rzymskim. Jest patronką Szwecji oraz Toledo; ponadto także krawców, ociemniałych, rolników, szwaczek, tkaczy; orędowniczką w chorobach oczu.
W Skandynawii otoczona jest wielkim kultem. Jej wspomnienie jest świętem światła, kiedy to dzieci zgodnie z tradycja idą w pochodzie prowadzonym przez dziewczynę w wieńcu z zapalonymi świecami na głowie.
Święta Odylia (Otylia), opatka, zm. 720, Niemcy. Miała urodzić się niewidomą. Dlatego ojciec wyrzekł się jej. Powierzył ją pod opiekę pewnej kobiecie, a potem oddał ją do opactwa w Balma. Legenda podaje, że kiedy Odylia jako dziewczę otrzymała chrzest, miała odzyskać wzrok. Chrztu udzielił jej biskup św. Erard. Wtedy ojciec przyjął córkę do swojego zamku. Przybyła tam wraz ze swoim bratem, Hugonem.
Kult św. Otylii rozpowszechnił się w Alzacji, w Bawarii, w niektórych okręgach Szwajcarii, Francji i w Czechach. Święta była czczona jako patronka od chorób oczu i od bólu głowy, uszu oraz okulistów.
***
14 GRUDNIA CZWARTEK: ŚW. JAN OD KRZYŻA, KARMELITA BOSY, 1542-1591. Warunki w domu były bardzo ciężkie, gdyż rodzina wyrzekła się Gonzaleza za to, że będąc szlachcicem śmiał wziąć za żonę dziewczynę z ludu. Jeszcze cięższe warunki nastały, kiedy zmarł ojciec. Jan miał wówczas dwa i pół roku. Św. Jan został oddany do przytułku. Potem pracował w szpitalu, by następnie próbować różnych zawodów u kolejnych majstrów: w tkactwie, krawiectwie, snycerstwie, jako malarz, jako zakrystian, wreszcie jako pielęgniarz. Za zebrane z trudem pieniądze uczył się w kolegium jezuickim w Medinie (1559-1563), jednocześnie pracując na swoje utrzymanie.
W zakonie napotkał na znaczne rozluźnienie. Dlatego gdy składał śluby, czynił to z myślą o profesji według dawnej obserwancji. Po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych w Salamance, w 25. roku życia otrzymał święcenia kapłańskie (1567).
W dniu swojej Mszy św. prymicyjnej spotkał św. Teresę z Avila, która podjęła się dzieła reformy żeńskiej gałęzi Karmelu. Te dwie bratnie dusze zrozumiały się i postanowiły wytężyć wszystkie siły dla reformy obu rodzin karmelitańskich. W następnym roku św. Teresa namówiła pewnego szlachcica, żeby ofiarował dom w Duruelo na założenie pierwszej fundacji reformy. Tam przeniósł się Jan wraz z dwoma przyjaciółmi, których pozyskał dla reformy. Postanowił pozostać wierny reformie, choćby „miał to przypłacić życiem”. Wkrótce okazało się, że będzie miał okazję dać dowód tej wierności.
W postępowaniu Jana przełożeni dopatrzyli się niesubordynacji. Obawiali się rozkładu zakonu. Posypały się napomnienia i nakazy. Gdy Jan okazywał się na nie głuchy, został aresztowany w Avila w nocy z dnia 2 na 3 grudnia 1577 roku i siłą zabrany do Toledo. Wtrącony do więzienia klasztornego, był nie tylko pozbawiony wolności, ale skazany na głód i częstą chłostę. Nie załamał się jednak. Jak sam pisał, w „paszczy wieloryba” przebył 9 miesięcy. Pan Bóg w tych miesiącach udręki zalewał go potokami pociech mistycznych. „Noce ciemne” długiego więzienia wykorzystał dla doświadczenia nie mniej bolesnego stanu, kiedy Pan Bóg pozornie opuszcza swoich wybranych, by ich zupełnie oczyścić i ogołocić z niepożądanych pragnień, uczuć i przywiązań.
15 sierpnia 1578 roku udało mu się uciec z zakonnego więzienia w Toledo po długich i żmudnych do tego przygotowaniach. Bracia z własnego klasztoru przyjęli go z wielką radością. Cierpienia św. Jana podjęte dla reformy zaczęły owocować. Gorliwi zakonnicy widzieli w nim męczennika sprawy i zaczęli przekonywać się do reformy. Mnożyły się także nowe fundacje dzięki hojności panów duchownych i świeckich. Papież miał bowiem nadzieję, że niebawem cały zakon przyjmie reformę. W roku 1588 odbyła się pierwsza kapituła generalna prowincji zreformowanych. Jednak stronnictwo złagodzonej reguły wzięło górę. Św. Jan został usunięty ze wszystkich urzędów i jako zwykły zakonnik zakończył niebawem życie w klasztorze w Ubedzie 14 grudnia 1591 roku w wieku zaledwie 49 lat. Umierał zupełnie osamotniony, bowiem św. Teresa z Avila dawno już nie żyła – przeszła do nieba 4 października 1582 roku.
Najbardziej sławny stał się Jan od Krzyża dzięki swoim pismom. Było ich znacznie więcej, ale spalono je zaraz po śmierci w obawie, by nie dostały się do rąk wrogów zakonu jako materiał przeciwko złagodzonej regule. Pozostały 22 dzieła, w tym kilkanaście utworów poetyckich, które dla mistyki chrześcijańskiej mają wprost bezcenną wartość. Najważniejsze są dwa z nich: Noc ciemna i Pieśń duchowa. Są one perłą w światowej literaturze mistyki. One też przysporzyły Janowi tytuł doktora Kościoła; dzięki nim zwany jest on także doktorem mistycznym. Dzisiaj jego dzieła są przełożone na wszystkie znane języki świata i należą do klasyki dzieł mistycznych.
Nie mniejszym powodzeniem cieszą się dotąd Droga na Górę Karmel i Żywy płomień. Nikt dotąd nie poddał stanów mistyki tak subtelnej analizie, jak właśnie Jan od Krzyża. Św. Teresa z Avila zostawiła wprawdzie także poważne dzieła z zakresu mistyki chrześcijańskiej, ale podeszła ona do problemu raczej od strony praktycznej, podczas gdy Jan wskazał na podstawy teologiczne mistyki. Miał także wybitne zdolności plastyczne. Umiał rysunkiem, poglądowo, przedstawić nawet bardzo skomplikowane drogi mistyki (np. szkic Góra doskonałości). Chyba to jedyny wypadek w dziejach mistyki katolickiej. Najsłynniejszym rysunkiem, zachowanym do dziś (i przechowywanym jako relikwia) jest szkic Ukrzyżowanego Chrystusa, utrwalona na kartce wizja z objawienia w Avila (1572-1577). Rysunek ten stał się inspiracją dla współczesnych twórców (m.in. Salvadore Dali namalował obraz zatytułowany Chrystus św. Jana od Krzyża). Jest patronem karmelitów bosych.
Święty Wenancjusz Fortunat, biskup Poitiers 535-ok. 600, Italia. Około roku 565 Wenancjusz opuścił Włochy na zawsze i udał się do Francji, by podziękować św. Marcinowi z Tours za cudowne uleczenie z choroby oczu. Bawił pewien czas na dworze frankońskich Merowingów. Potem osiadł w Poitiers, gdzie zatrzymała go św. Radegunda, królowa, wdowa po Chlotarze I. Za namową św. Radegundy Wenancjusz przyjął świecenia kapłańskie, a w roku 595 został biskupem Poitiers.
Wenancjusz Fortunat należy do wybitnych poetów religijnych. Miał tak wielką łatwość w układaniu wierszy, że bawił nimi dwór króla Franków. Pisał z różnych okazji wiersze okolicznościowe i hymny, urozmaicając nimi życie dworskie. Zostawił także piękne hymny kościelne. Do najpiękniejszych należy hymn Pange lingua, gloriosi praelium certaminis (Wysławiaj, języku, chwałę walki Chrystusa). Wenancjusz napisał go ku czci Krzyża świętego, której cząstkę podarował św. Radegundzie cesarz wschodnio-rzymski, Justyn II.
Dziełem Wenancjusza jest także nie mniej natchniony drugi hymn ku czci Krzyża świętego, zaczynający się od słów: Vexilla Regis prodeunt (Sztandary Króla się wznoszą). Jemu też przypisuje się autorstwo dwóch hymnów ku czci Matki Bożej, także zachowanych w dzisiejszej liturgii: Quem terra, pontus, aethera (Którego ziemia, morze i przestworza) i Ave Maris stella (Witaj, Gwiazdo morza).
Wenancjusz zostawił ponadto szereg żywotów Świętych: Hilarego z Poitiers (+ 367), Marcela z Paryża (+ 436), Albina z Angers (+ 560), Paterna z Avranches (+ 563), Germana z Paryża (+ 576) i Radegundy (+ 587).
***
NAWRÓCONY PROTESTANT
15 GRUDNIA PIĄTEK: BŁ. JAN KAROL STEEB, 1773-1856, NIEMCY. Urodził się w rodzinie luterańskiej. Jego ojciec zajmował się hodowlą owiec i handlem wełną, był właścicielem hotelu i gospody. Porzucił to zajęcie, gdy został burmistrzem Tybingi; później dostał się także do parlamentu Rzeszy.
Jan wychowywany był głównie przez matkę, Christine Elisabeth Immendörfer, która nauczyła go troski o bliźnich, zwłaszcza o ubogich. W 1798 r., gdy miał 16 lat, został przez ojca wysłany do Paryża, gdzie miał ćwiczyć język francuski i poznawać tajniki handlu. Młodzieniec nie zabawił długo w Paryżu, ponieważ wybuchła Rewolucja Francuska. W 1791 r. wrócił do domu. Po roku ponownie wyjechał za granicę, tym razem do Werony we Włoszech, gdzie działały znane firmy tekstylne, z których właścicielami jego ojciec utrzymywał kontakty handlowe. Tam poznał katolicyzm, a duże wrażenie zrobiły na nim lektury dzieł Bossueta (słynnego francuskiego duchownego i mówcy, zmarłego w 1704 r.).
We wrześniu 1792 r. Jan Karol przeszedł na katolicyzm, co było powodem zerwania z nim stosunków przez rodzinę, która nawet wydziedziczyła go. Był to czas kampanii napoleońskiej, więc nowowyświęcony kapłan natychmiast podjął posługę w szpitalach wśród rannych żołnierzy. Pomagał również ubogiej ludności. Nauczał w różnych szkołach we Francji i w Niemczech, wykładał język niemiecki w seminarium biskupim. W 1821 r. został spowiednikiem i kierownikiem duchowym Vincenzy Marii Poloni (1802-1855), z którą w 1840 r. założył zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia z Werony. Materialne podstawy nowej fundacji zapewnił przekazując cały swój spadek rodzinny, który w końcu, po śmierci rodzeństwa, jemu przypadł. Zgromadzenie zajmuje się posługą w szpitalach, domach opieki i domach dziecka. Poza Włochami posługuje w Niemczech, Szwajcarii, Portugalii, a także w Afryce i Ameryce Łacińskiej. Obecnie liczy ok. 1200 sióstr.
Święta Maria Crocifissa, siotra zakonna, 1813-1855, Italia. Córka księżnej Kamili Albani z Bergamo. Kiedy miała 11 lat, zapadła na ciężką chorobę, którą przeszła szczęśliwie. Wcześnie straciła matkę. Jako sierota obrała sobie za matkę Najświętszą Maryję Pannę. Oddana do szkoły i na wychowanie sióstr wizytek, uczyniła duże postępy w nauce i w cnotach chrześcijańskich. W wieku 17 lat wróciła do domu. Kiedy ojciec zaproponował jej małżeństwo, odmówiła i w 19. roku życia złożyła ślub dozgonnej czystości.
Równocześnie podjęła się kierownictwa nad 70 pracownicami w przędzalni ojca w Acquafreddzie, rozwijając wśród nich prawdziwie misyjną i apostolską pracę w latach 1831-1836. Podobną chrześcijańską pracę rozwijała, ilekroć przebywała w wiejskiej, letniej posiadłości rodzinnej w Capriano (Brescia), zajmując się ze szczególną troskliwością biednymi i chorymi, dopomagając miejscowym kapłanom w pracy nad młodzieżą żeńską, w misjach, w rekolekcjach lub w różnych inicjatywach kościelno-społecznych. Jej bohaterstwo zabłysło w czasie epidemii cholery, kiedy to z całym poświęceniem usługiwała zarażonym. W latach 1836-1839 podjęła się pracy w dwóch szkołach dla głuchoniemych oraz w instytucjach przeznaczonych dla opuszczonych kobiet i dziewcząt narażonych na utratę niewinności.
Pod kierownictwem wytrawnego kierownika duchowego, ks. Faustyna Pinzoni, postanowiła założyć stowarzyszenie pielęgniarek dla posługi chorym. Po otrzymaniu zezwolenia od władz państwowych w 1840 Paula zebrała 32 dziewczęta, przeszkoliła je i udała się z nimi do szpitala kobiecego w Brescii. Przekonała się bowiem, że oprócz pomocy lekarskiej chorzy potrzebują stałej opieki. Tak powstało zgromadzenie Służebnic Miłości. Świątobliwy ojciec z radością wspierał te wszystkie wysiłki i inicjatywy swojej córki. Na dom centralny dla powstającej nowej rodziny zakonnej przeznaczył zakupiony pałac w Brescii.
Siostry dały o sobie znać przede wszystkim w czasie zarazy, jaka kilkakrotnie nawiedziła północne Włochy. Ich bohaterskie poświęcenie zyskało im powszechne uznanie.
CIEKAWA HISTORIA
16 GRUDNIA, SOBOTA: ŚW. ADELAJDA, CESARZOWA, 931(932)-999, NIEMCY. Córka Rudolfa II, króla Burgundii. Kiedy miała zaledwie 6 lat, zmarł jej ojciec, a gdy miała 16 lat, została wydana za Lotara, króla Włoch. Dała mu córkę, Emmę. Owdowiała mając 20 lat. Pretendentem do tronu Włoch był wówczas Berengariusz II. Uwięził on Adelajdę i chciał ją zmusić, by wyszła za jego syna. Chciał bowiem w ten sposób prawnie zagarnąć koronę włoską. Adelajda nie załamała się, a zamążpójścia odmówiła. Zdołała też zbiec z więzienia. Schroniła się pod opiekę Ottona I, który pokonał Berengariusza i niebawem pojął Adelajdę za żonę. Dała mu troje dzieci, wśród nich jego następcę, Ottona II. Papież Jan XII w Boże Narodzenie 962 roku dokonał w bazylice św. Piotra uroczystej koronacji Ottona I na pierwszego cesarza Niemiec.
W 973 roku Adelajda po raz drugi została wdową – po śmierci Ottona I. Jej synowa, żona Ottona II i córka cesarza bizantyńskiego, Teofana, zaczęła jej okazywać jawną niechęć. Zmusiła nawet męża, żeby własną matkę skazał na banicję. Dopiero po śmierci żony Otto II przeprosił matkę. Po jego śmierci w 983 r. Adelajda stała się regentką w zastępstwie jeszcze małoletniego cesarza, Ottona III. Ujawnił się w całej pełni jej zmysł organizacyjny, mądrość i roztropność, umiejętność dobierania ludzi na odpowiednie stanowiska. Wyróżniała się przy tym wielkim miłosierdziem i hojnością w przeznaczaniu dóbr na cele kościelne. Dlatego słusznie nazwano ją jedną z najwybitniejszych kobiet X stulecia.
Korzystając z pełnego cesarskiego skarbca, wystawiła kilkanaście opactw i klasztorów. Właśnie tu szaty cesarskie zamieniła na habit. Ostatnie lata spędziła jako mniszka, by w ten sposób przygotować się na drogę do wieczności. Jej imię jest wybite na odwrocie monety Bolesława Chrobrego. Żywot Adelajdy napisał św. Odylon.
Błogosławiony Sebastian Maggi, dominikanin, 1414-1496, Italia. Wyróżniał się przywiązaniem do reguł życia zakonnego, gorliwością religijną i czystością życia. Był jednym z największych dominikańskich kaznodziejów swoich czasów. Wygłaszał nauki w Weronie, Padwie, Brescii, Bolonii i Piacenzie. Wiele czasu i energii poświęcił też zreformowaniu lombardzkich klasztorów w Mantui, Brixen i Bolonii.
Sebastian Maggi był dobrym przełożonym: surowym wobec siebie, a łagodnym i cierpliwym wobec innych. W drodze na wizytację do jednego z klasztorów zachorował i zmarł w Genui 16 grudnia 1496 r. Sława świętości i cudów przy jego grobie sprawiły, że proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1753 r.
Błogosławiona Maria od Aniołów, karmelitanka bosa, 1661-1717, Italia. Była dziewiątym z jedenaściorga dzieci. Odznaczała się nieprzeciętną inteligencją i pobożnością, co ujawniło się zwłaszcza podczas ciężkiej choroby. Mimo oporu rodziny, wstąpiła w listopadzie 1676 r. do klasztoru karmelitanek bosych Santa Cristina w Turynie. W pierwszych latach życia zakonnego doświadczyła „nocy wiary”, ale pod wpływem opiekuna duchowego, o. Laurentego, i dzięki praktykom ascetycznym po trzech latach osiągnęła równowagę duchową, a jej wiara umocniła się. Na wniosek bł. Sebastiana Valfre założyła nowy klasztor w Moncaglieri ku czci św. Józefa, do którego miała wielkie nabożeństwo. Klasztor ten został otwarty 16 września 1703 r. Maria chciała pozostać w nowej fundacji, ale była ceniona przez szlachtę i ludzi w Turynie za jej rady i modlitwy, co sprawiło, że właśnie tam ją przeniesiono.
Siostra Maria miłowała cierpienie i troszczyła się o dusze czyśćcowe. Mieszkała bardzo ascetycznie i dużo się modliła, a wokół jej osoby roznosił się szczególny, przyjemny zapach świętości. Jako przeorysza była bardzo pracowita i odpowiedzialna, zajmowała się rachunkami i nad wszystkim miała pieczę, ale była coraz słabsza. Gdy wybrano ją ponownie na tę funkcję, czuła, że może sobie nie poradzić z powierzonymi zadaniami. Poprosiła Boga o rychłą śmierć, jeśli jest to zgodne z Jego wolą. Jej ostatnia choroba rozpoczęła się trzy tygodnie później. Pozostawiła po sobie wiele listów i zapisków duchowych. Była pierwszą błogosławioną wśród karmelitanek bosych we Włoszech.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do św. Maryi i Józefa”