CIII (103) odc. Taki człowiek rodzi się raz na 100 lat!
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Największy gangster RP i św. Faustyna vs 4 ministerstwa państowe.
2. Jak nie przegrać swojego życia?
3. Wyuczona bezradność.
Odcinek CIII (103)
1. TEMAT: Sam wniósł 180 kg lodówkę na 8 piętro.
2. TEMAT: Przestał Pan bić psa w piwnicy?
3. TEMAT: Gdy mocno pali Ci się tyłek.
***
1. TEMAT: SAM WNIÓSŁ 180 KG LODÓWKĘ NA 8 PIĘTRO.
Czas na kolejnego sportowca. Wahałem się czy o Nim napisać. Jest bardzo mało informacji na Jego temat, które czytelnik mógłby wykorzystać w swoim życiu. Jednak stwierdziłem, że pod względem sportowym jest FENOMENEM, więc warto.
Poznaj ALEKSANDRA KARELINA (ur. 1967), Rosja.
W dniu przyjścia na świat ważył 5,5 kilograma (średnio noworodki ważą 3,5 kg). Wychowywał się w Nowosybirsku, gdzie polował na lisy i sobole, jeździł na nartach, grał w siatkówkę i koszykówkę. W wieku 13 lat do sekcji zapaśniczej zaprosił go trener Wiktor Kuźniecow, z którym pracował zresztą do samego końca.
Ciężka praca i niesamowite warunki fizyczne błyskawicznie zaczęły przynosić efekty. W 1985 roku przyszedł jednak pierwszy kryzys. Podczas zajęć złamał kość udową i matka zabroniła mu dalszego uprawiania zapasów. Aleksander był zawzięty, ale jego mama także i postanowiła spalić jego zapaśniczy strój. On jednak nalegał, bo nie mógł zostawić czegoś, czemu poświęcił nawet nogę. I postawił na swoim.
W ciągu kilku lat od 0 podciągnięć na drążku przeszedł do 42 w jednej serii. Trenował długie biegi przez las z dużą kłodą na plecach. Robił salta w tył i szpagaty przy wzroście 193 cm i wadze ok. 125 kg!
Po czterech latach treningów został mistrzem świata juniorów. W 1987 roku w mistrzostwach Związku Radzieckiego doznał pierwszej w życiu porażki, przegrywając z dwukrotnym mistrzem świata i Europy Igorem Rostorockim. Okazało się, że była to pierwsza i zarazem ostatnia przegrana z krajowym rywalem. Aż do końca kariery w 2000 roku żaden inny Rosjanin nie był w stanie podjąć rywalizacji z gigantem z Syberii.
GŁUPEK?
Co ciekawe nie był głupkiem, który tylko ćwiczył. Od małego uwielbiał czytać, głównie dzieła Fiodora Dostojewskiego, był też fanem opery i baletu. Uwielbiał wiersze, bardzo dobrze się uczył, co miało zaprocentować również po zakończeniu kariery.
Niektórzy twierdzili, że był wytworem radzieckich naukowców. Co prawda zdarzali się zawodnicy o masie 130 kilogramów, ale w zasadzie żaden z nich nie był tak gibki jak Karelin. Był ponoć tak rozciągnięty, że umiał dotknąć palcami u nóg sufitu, stojąc na drugiej nodze. Nikt też nie dorównywał mu siłą. Rosjanin rzucał swoimi rywalami niczym workami kartofli, potrafił wynieść w górę dużo cięższych od siebie zawodników z niezwykła lekkością. Koronną techniką był tzw. „Karelin lift”. Polegał na odwrotnym chwycie wokół pasa, wyniesieniu rywala i rzuceniu nim o matę. W lżejszych wagach nie jest to aż tak wielkim problemem. Karelin potrafił unieść w ten sposób wyrywającego się 130-kilogramowego przeciwnika!
Jeff Blatnick, były amerykański zapaśnik, bardzo się bał, gdy i jego wyniósł Karelin. – Każdy włos na moich plecach stanął dęba. Odczuwałem wielki strach – wspominał.
Doszło do tego, że jego rywal z olimpijskiego finału w 1992 roku, mimo porażki, był zadowolony, bo udało mu się przetrwać walkę bez kontuzji.
OSIĄGNIĘCIA:
Mistrzostwa ZSRR/Rosji:
🥇x13
Mistrzostwa Europy:
🥇x12, w tym 1996 (zerwany mięsień piersiowy)
Mistrzostwa Świata:
🥇x9, w tym 1993 (z dwoma złamanymi żebrami)
Olimpiada:
🥇x3 (1988 Seul, 1992 Barcelona, 1996 Atlanta) NAJMŁODSZY ZŁOTY MEDALISTA W ZAPASACH KLASYCZNYCH W WADZE DO 130 KG
🥈x1 (2000 Sydney)
PRZEZ 13 LAT NIEPOKONANY (1987-2000) PRZEZ 6 LAT NIE STRACIŁ NAWET 1 PUNKTU! (1994-2000).
OGÓLNIE: 13 RAZY ZŁAMANE ŻEBRA, 2 RAZY RĘKA.
„MÓJ NAJTRUDNIEJSZY RYWAL? LODÓWKA”
Sam Karelin wiedział doskonale, że przeciwnicy się go boją. W jednym z wywiadów przyznał, że mimo całej swojej skromności, zdaje sobie sprawę z sytuacji. Czasem wystarczyło jego spojrzenie i kwestią czasu było, kiedy przeciwnik się podda. Znamienne były mistrzostwa świata w 1990 roku, kiedy najdłuższy pojedynek z udziałem Karelina trwał niecałe trzy minuty, natomiast najkrótszy 26 sekund. Sam zawodnik swoją przewagę tłumaczył po prostu niezwykle ciężkim treningiem. – Każdego dnia trenuję tak ciężko, jak oni nie przepracowali choćby jednego dnia w życiu.
Podobno wyciskał na ławce ponad 200 kilogramów na każdym treningu. Nic dziwnego, że potem na macie potrafił rzucić każdym rywalem. Jego nadludzką wręcz siłę pokazuje zresztą historia, którą przedstawił kiedyś w rozmowie ze „Sports Illustrated”. Karelin zapytany o to, kto był jego najtrudniejszym rywalem, odparł, że lodówka. Rosjanin był w swoim kraju niezwykle popularny i otrzymywał od różnych firm nagrody i prezenty. Mieszkał w bloku bez windy i kiedy otrzymał 180-kilogramową lodówkę, wypełnioną jedzeniem, pojawił się problem z transportem. Rozwiązał go sam zapaśnik, który chwycił lodówkę „w pasie”, jak to czynił z rywalami i po prostu zaniósł ją do swojego mieszkania. Na ósme piętro!
Nie był to zresztą jedyny przypadek, świadczący o jego ponadprzeciętnych możliwościach. Podczas jednej z walk doznał złamania żebra, co dla większości zawodników byłoby równoznaczne z końcem pojedynku. Karelin jednak ani myślał odpuszczać. Nie zszedł z maty i oczywiście wygrał. Na pytanie, dlaczego nie przerwał walki odpowiedział, że z tak błahego powodu, jak jedno żebro, nie schodzi się z maty.
Podobno trenował 6 razy w tygodniu. Rano biegał 10 km w syberyjskich lasach. Wieczorem trenował na macie. Wg niego kluczowe były biegi. Oczywiście ćwiczył też na siłowni.
https://www.youtube.com/watch v=73rT8YpHUVg&pp=
SPADEK Z OLIMPU
Na igrzyska do Sydney Karelin jechał jako murowany faworyt. Nie przegrał pojedynku od 1987 roku i w zasadzie złoty medal, czwarty w kolekcji, już zawieszono na jego szyi. Do finału szedł jak burza i już w zasadzie zasiadał na zapaśniczym Olimpie. Przed pojedynkiem o złoto na ceremonii pojawił się ówczesny przewodniczący MKOL Juan Antonio Samaranch, bo chciał osobiście uhonorować rosyjskiego gladiatora, który zapowiadał, że to jego ostatni pojedynek w życiu.
W finale z Karelinem miał walczyć niepozornym Amerykanin Rulon Gardner, który z wyglądu bardziej przypominał częstego bywalca McDonalds’ów niż gladiatora. Nikt nie dawał mu większych szans. Na mistrzostwach świata jego najlepszym wynikiem było piąte miejsce. Z „Rosyjskim Niedźwiedziem” walczył już wcześniej i nie było to dla niego miłe przeżycie. – Trzy razy rzucał mną o matę. Za drugim nogi prawie wbiły mi się w plecy. To było jak mocowanie się z koniem. On jest taki silny, może cię udusić – mówił przed igrzyskami w Sydney. Głos zabrała nawet żona Gardnera – Stacy – która wyraziła troskę o męża. – Słyszałam, że po walce z Karelinem kilka osób zostało sparaliżowanych – podnosiła alarm Amerykanka.
Okazało się jednak, że u farmera Gardnera pod fałdami tłuszczu, kryło się całkiem spore serce do walki (podobno trenował zapasy na swoich krowach). Przez większą część pojedynku Amerykanin starał się unikać chwytów Rosjanina i nie pozwolić, by stała mu się krzywda. I bardzo długo mu się to udawało. W drugiej rundzie, przy stanie 0:0, nastąpiło losowanie, który z zawodników ma wykonać zapięcie klamry. Wypadło na Karelina, ale w pewnym momencie popełnił niezwykle kosztowny błąd i zerwał klamrę, co jest niedozwolone.
Punkt został zapisany na konto Gardnera, który tym samym wyszedł na prowadzenie. Ówczesne przepisy mówiły jednak, że aby wygrać, należy mieć minimum trzy punkty przewagi, zasądzono więc dogrywkę. Jak się wydawało, był to koniec marzeń Amerykanina o wygranej. Karelin dostał dodatkowy czas na wykonanie punktowanej akcji i zdobycie złotego medalu. Starał się atakować, ale jego rywal robił wszystko, żeby mu to uniemożliwić. Trudno mówić o pojedynku, była to raczej dramatyczna próba uniknięcia walki. Skuteczna. Karelin nie potrafił zrobić swojego „Karelin lift”, bo farmer był za ciężki.
https://www.youtube.com/
Pięć sekund przed końcem czasu Karelin zrezygnował z prób ataku i coś, co wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Mistrzem olimpijskim został Gardner, a Rosjanin doznał pierwszej porażki od trzynastu lat. Była to jego ostatnia walka w karierze.
To był absolutny szok. Największa sensacja igrzysk w 2000 roku i jedna z największych sensacji w historii olimpizmu. „Człowiek pokonał Supermana” – pisał „New York Daily News”.
Aleksandr Karelin, zapasy klasyczny 130 kg. BILANS: 887 WYGRANYCH-2 PRZEGRANE!!!! 2 przegrane tylko 1 punktem!!! |
WNIOSKI:
1) Oprócz genetyki, bardzo ciężkiej pracy, która jest obecnie niedoceniana, nie odpuszczał.
2) Nie skupiał się tylko na sporcie, ale jeszcze na innych dziedzinach życia.
3) Pojedynek z Gardnerem może uczyć, że w przypadku miażdżącej przewagi przeciwnika, ZRÓB WSZYSTKO, ABY NIE PRZEGRAĆ.
4) Wykorzystywał „Karelin lift”, które dawało, aż 5 pkt i niosło spustoszenie w ciałach i umysłach przeciwników. Wykorzystał zasadę Pareto. A jaka jedna kluczowo rzecz ciągle powtarzana, da Ci największy zysk w jakieś dziedzinie życia, która potrzebuje poprawy?
Ale to koniec 😉
Ja lubię wyciągnąć wnioski z czyjegoś życia i dla mnie to za mało. Mam nadzieję, że dla Ciebie też 😉 Dlatego w następnym odcinku zajrzymy, co oprócz wymienionych wniosków pomogło Aleksandrowi Wielkiemu osiągnąć TYLE ZWYCIĘSTW.
***
2. TEMAT: PRZESTAŁ PAN BIĆ PSA W PIWNICY?
Pytanie na której nie da się odpowiedzieć: TAK lub NIE. Wg mnie oczywiście 😀 bo znajdą się mądralińscy, którzy powiedzą, że można.
SZTUKA ZADAWANIA PYTAŃ. Ogólnie zadawanie pytań to coś niesamowitego.
„Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.” Mt 18, 3
Mocne zdanie Pana Jezusa. Ale na tych, co mają betonowe umysły i myślą, że pójdą do Nieba, bo odmówią „paciorek” i pójdą do Bozi do kościółka. Słowa Pana Jezusa nie robią żadnego wrażenia. Prędzej polityk.
PAN JEZUS MÓWI: NIE BĘDZIESZ ZACHOWYWAŁ SIĘ JAK DZIECKO. NIE BĘDZIE CIĘ W NIEBIE.
A dziecko np. zadaje duuuuużo pytań. I te pytania często dotykają samych podstaw nad którymi się nie zastanawiasz. Pokazują jakieś wydarzenie, zagadnienie z innej strony. Czasem jest to męczące. Ale za to JAK ROZWIJA!
Twoje założenia są twoimi oknami na świat, umyj je od czasu do czasu, bo światło przestanie przez nie wpadać. |
Dobre pytania pomagają mi zmienić to, co robię i jak robię. Bardzo często tak przyzwyczajam się do czegoś, co wymyśliłem, że nie zauważam słabych stron swojego procesu myślowego i rozwiązania. Gdy nie mam obok siebie kogoś, kto jest w stanie powiedzieć mi wprost, co nie działa, to właśnie dobre pytania pomagają mi spojrzeć z boku.
Mało jest ludzi, którzy od serca, życzliwie i z jakąś dozą wiedzy mogą zadać Ci mądre pytania. Wg mnie są głupie pytania. Ale jeżeli nie masz kogoś, kto zadaje Ci pytania. SAM ZACZNIJ JE ZADAWAĆ 🙂
Podrzucam 3 pytania dla Ciebie od PILOTÓW US AIR FORCE.
Ale zanim je podrzucę… MÓWISZ, ŻE SIĘ STRESUJESZ? To ciekawe jak nazwiesz to, co czują piloci US AIR FORCE? Ich praca jest jednym z najbardziej niebezpiecznych zawodów świata.
Taki pilot leci z szybkością ponad 2 000 km/h nad strefą konfliktu wielkim kawałkiem metalu wyładowanym paliwem i materiałami wybuchowymi.
Często latają w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych.
Muszą podejmować szybkie i precyzjne decyzje od których zależy życie ich i nie tylko ich. Czasem jeden błąd i GAME OVER. Nie ma Cię.
Długotrwałe misje, zwłaszcza w przypadku patrolowania obszarów bojowych czy eskortowania konwojów, wymagają wielogodzinnych lotów, co zwiększa ryzyko błędów związanych z przemęczeniem.
TY SIĘ STRESUJESZ? A co ma powiedzieć PILOT US AIR FORCE?
Zobaczmy teraz jak radzi sobie z TAK OLBRZYMIĄ PRESJĄ…
Oprócz specjalistycznych treningów i nie tylko, ZADAJE SOBIE 3 PYTANIA I NA NIE ODPOWIADA:
1) Co najgorszego może się wydarzyć – i jaki masz na to PLAN? (maksymalnie czarny scenariusz)
2) Co najlepszego może się wydarzyć – i jaki masz na to PLAN? (scenariusz idealny i życzeniowy)
3) Co może się wydarzyć w najbardziej prawdopodobnym przypadku – i jaki masz na to PLAN? (scenariusz zdroworozsądkowy)
Zadawanie takich pytań w trudnej sytuacji i/lub raz w miesiącu MOŻE UCZYNIĆ Z CIEBIE BESTIĘ.
Świat i diabły chcą, abyś był miernotą.
Co wybierzesz?
Co zrobiono ze św. Łazarzem, żeby się Go pozbyć? Kto przyczynił się do powrotu papieży do Rzymu po wielu latach życia na wygnaniu? Odp. pogrubione lub podkreślone w życiorysach świętych. |
***
3. TEMAT: GDY MOCNO PALI CI SIĘ TYŁEK.🔥
Zanim dojdziesz to stanu (o ile kiedykolwiek dojdziesz) w którym przestaniesz gasić pożary, a w końcu zajmiesz się im
zapobieganiem. Trzeba mieć jakiegoś ASA, JOKERA lub chociaż JOPKA w rękawie lub portfelu, który pomoże zmniejszyć panikę pożarem🔥🔥🔥, szybciej go ugasić. Jakieś koło zapasowe na którym przejedziesz chwilę.
Gdy już Twoje auto🚗 o nazwie „ŻYCIE” wpadło w poślizg, droga hamowania jest wydłużona, trzeba działać od razu. PROFILAKTYKĄ I WYCIĄGANIEM WNIOSKÓW ZAJMIESZ SIĘ PÓŹNIEJ. OBYŚ SIĘ ZAJĄŁ 😉 BO KOLEJNY POŻAR🚒 JUŻ W KOLEJCE ;0 Świetnie to rozumieją piłkarzy (z wyjątkiem grających w reprezentacji Polski-oni są na to odporni), że im bardziej piłkarz chce strzelić bramkę, tym gorzej to mu wychodzi.
Im bardziej się starasz, tym gorzej Ci wychodzi. |
Świetnie to rozumieją piłkarzy (z wyjątkiem grających w reprezentacji Polski-oni są na to odporni), że im bardziej piłkarz chce strzelić bramkę, tym gorzej to mu wychodzi.
Oczywiście tu nie chodzi o to, żeby się nie starać wcale. Chodzi o kontekst sytuacji oraz jakie to owoce przynosi.
CO ZROBIĆ, GDY PALI SIĘ TYŁEK? Nie możesz zasnąć lub budzisz się w nocy? Ciągle myślisz o rozmowie z przełożonym, długach itd.?
1) WYOLBRZYMIENIE:
Wzmacniasz swoje nieprzyjemne myśli i emocje. Bierzesz mentalną pompkę i ją pompujesz do poziomu ABSURDU. Niech Cię poniesie wyobraźnia! POWIĘKSZAJ. WYOLBRZYMIAJ. Tak. Nie spłacę długów. I co dalej? Pójdę żebrać. I co dalej? Przebiorę się za kogoś z bajki i będę stał i żebrał. I co dalej? I co dalej?
Masz być jak bokser w ringu. Po otrzymaniu ciosu krzyczysz: „CO TAK SŁABO! CHCĘ MOCNIEJ!” Oczywiście dostaniesz mocniej. Ale po po iluś ciosach zmieni się Twoje patrzenie, odbiór bólu itd.
2) PORA NA ZAMARTWIANIE:
Niektórzy mają takie HOBBY: Zamartwianie się. Zwłaszcza kobiety i faceci, którzy mają za mało testosteronu, myślą tak jak im świat każe, nie rozwijają się, za dużo gadają i za dużo myślą.
Wyznacz sobię np. 30 min albo całą godzinę. Usiądź. Odstaw wszystko. Podczas tego czasu masz się TYLKO ZAMARTWIAĆ NA MAXA!!! Tylko tym się zajmujesz. Niczym innym! Pojawi się jakaś pozytywna lub neutralna myśl. Wygoń ją!
Niewyraźnie mówisz. Nie ma sprawy. To jest twój czas. MAKSYMALNIE niewyraźnie mówisz. Czerwienisz się. Czerwień się na MAXA! DAJ Z SIEBIE WSZYSTKO!!!! WSZYSTKO!!!
P.S. Czytałem o tym. Ale zapomniałem, a przez to nie wprowadziłem tego w życie. Przez to przez pewien czas ciężko mi było zasnąć, budziłem się w nocy oraz za bardzo się zamartwiałem. TRUDNO! Ważne, żeby teraz wprowadzić to w życie.
***
DODATEK Z SZACUNKU, PODZIWU I MIŁOŚCI DLA ŚWIĘTYCH:
DODATEK DLA AMBITNYCH CZYTELNIKÓW:
KARTKA Z KALENDARZA NA TEN TYDZIEŃ: (TO ŚWIĘCI WYBIERAJĄ NAS. NIE MY ICH)
DUŻO TYCH ŚWIĘTYCH… MOŻNA NA KILKA DNI ROZBIĆ. WYbrałem dla Ciebie najważniejsze rzeczy z ich życia. Nigdy nie wiesz jakie jedno zdanie z ich życia może być Twoim Game Changerem.
Polecam szczególnie do czytania:
a) 17 grudnia niedziela, św. Łazarz i Opatrzność Boża.
b) 21 grudnia czwartek, św. Piotr Kanizjusz, jezuita. Napisał bardzo popularne katechizmy dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Drugi apostoł Niemiec.
c) 23 grudnia sobota, św. Serwulus. Niesamowite podejście do cierpienia. Wykorzystaj Jego rady. POLECAM!
d) 23 grudnia sobota: Święta Maria Małgorzata d’Youville, wdowa. Musi zostać coś zniszczone, aby powstało coś ważniejszego. POLECAM!
***
NAD NIM ZAPŁAKAŁ PAN JEZUS
17 GRUDNIA NIEDZIELA: ŚW. ŁAZARZ, BISKUP. Był bratem Marii Magdaleny i Marty. Należał do zamożnych obywateli żydowskich. Mieszkali razem w Betanii, na wschodnim zboczu Góry Oliwnej. Chrystus darzył ich swoją przyjaźnią i bywał w ich domu. Kiedy Jezus był prześladowany przez Sanhedryn, w domu Łazarza znajdował bezpieczne schronienie. Kiedy Łazarz zmarł i został pochowany, Jezus przybył do Betanii i wskrzesił go (J 11, 1-44). Ewangelista Jan opisuje także inny pobyt Jezusa w domu Łazarza na dzień przed Jego wjazdem do Jerozolimy (J 12, 1-11).
Według starej tradycji wschodniej Łazarz po Zesłaniu Ducha Świętego udał się na Cypr i był tam biskupem. Inne zapiski średniowieczne bardziej wiarygodne opowiadają o skazaniu świętego rodzeństwa z Betanii na wygnanie. Umieszczono ich na dziurawym statku bez steru , który odepchnięto od brzegu. Po wielu miesiącach tułaczki przybyli oni do Marsylii. Łazarz miał być pierwszym biskupem tego miasta.
Jest patronem rzeźników, grabarzy, trędowatych, leprozoriów i żebraków.
WYKUP NIEWOLNIKÓW PRZEZ TRYNITARZY
Święty Jan z Mathy, trinitarz, 1154-1213, Francja. Matka zaraz po urodzeniu ofiarowała syna Matce Bożej. W czasie pierwszej sprawowanej Mszy, 29 stycznia 1194 roku, ukazał mu się Pan Jezus, trzymający ręce na dwóch niewolnikach, spiętych ze sobą razem żelazną obręczą – jeden z nich był rasy białej, a drugi czarnej. Jan zrozumiał, że Pan Bóg powołuje go do opieki nad więźniami chrześcijańskimi, których Arabowie w korsarskich wypadach na wybrzeżach Europy porywali i wywozili jako niewolników do Afryki.
Poruszony do głębi tym widzeniem, Jan udał się do św. Feliksa de Valois, który w Cerfroid, oddalonym o ok. 70 km od Paryża, założył pustelnię. Tam to opracowano konkretny zarys nowej rodziny zakonnej i jej konstytucji. Dla upewnienia się, czy taka jest wola Boża, Jan powrócił do Paryża i zasięgnął rady tamtejszego biskupa i opata klasztoru od św. Wiktora. Kiedy ci zachęcili go do realizacji tak szlachetnego planu, Jan zabrał się do dzieła. Rychło powstały dwa klasztory: w Planels oraz w Bourg-la-Reine. Najwięcej kandydatów-ochotników znalazł wśród młodzieży akademickiej.
Zakonowi nadał nazwę Zakonu Trójcy Przenajświętszej (zwanego powszechnie trynitarzami). Dla podkreślenia swojego szczególnego nabożeństwa do Boga w Trzech Osobach wprowadził zwyczaj, że wszystkie klasztory i kościoły zakonu były pod wezwaniem Trójcy Świętej. Strojem zakonnym był biały habit z krzyżem na piersiach barwy niebieskiej i czerwonej.
Znalazł się ponownie w Rzymie, aby uprosić u papieża list polecający jego misję do króla Maroka, Miramolina. Równocześnie zbierał jałmużnę, by zdobyć konieczne pieniądze na wykup chrześcijańskich niewolników. Misja powiodła się nader pomyślnie. Jan powrócił do Marsylii ze 186 osobami wykupionymi z niewoli. Fakt ten zyskał zakonowi rozgłos i pomnożył liczbę zgłaszających się do niego kandydatów. Powstały cztery nowe klasztory. Równocześnie założone zostało zgromadzenie sióstr trynitarek.
Sprawa wykupu niewolników z rąk muzułmańskich przysparzała jednak Janowi nowe kłopoty: trzeba było bowiem wyszukiwać rodziny wykupionych, zapewnić wykupionym tymczasową opiekę i byt, a także środki, by mogli do swoich rodzin powrócić. Jan założył więc dla nich tymczasowe przytułki.
Do Polski trynitarzy sprowadził kardynał Jan Kazimierz Denhof. Założyli oni klasztory m.in. we Lwowie (1686), w Warszawie (1688), w Krakowie (1689) i w Stanisławowie (1690). Trynitarze polscy w ciągu niespełna stulecia (1688-1782) urządzili 18 wypraw do Kamieńca Podolskiego, uwalniając z niewoli tureckiej ok. 1000 jeńców wziętych do niewoli. W roku 1772 istniała już prowincja polskich trynitarzy, licząca 25 klasztorów i ok. 300 zakonników. W roku 1783 Polak, Stanisław Oborski, został nawet wybrany przełożonym generalnym zakonu, zaś trzech innych Polaków było przełożonymi nad wszystkimi klasztorami trynitarzy poza Hiszpanią, gdzie zakon był najmocniejszy. Według pilnie prowadzonych rejestrów, zakon w ciągu wieków wykupił z niewoli kilkadziesiąt tysięcy niewolników.
Święty Józef Manyanet y Vives, kapłan, 1833-1901, Hiszpania. Gdy chłopiec osiągnął wiek szkolny, został wysłany na naukę do kolegium prowadzonego przez pijarów. Tutaj wyrobił w sobie szacunek dla ubogich, umiłowanie Matki Bożej i pełne miłości podejście do uczniów. Podczas nauki w gimnazjum w Barbastro oraz studiów filozoficzno-teologicznych sam zarabiał na utrzymanie.
Został osobistym sekretarzem biskupa, administratorem kurii i bibliotekarzem seminarium. Towarzysząc biskupowi podczas jego posługi, poznał sytuację ówczesnego Kościoła i przekonał się o potrzebie głębokiej odnowy społeczeństwa. Dostrzegał już wówczas, że musi ona rozpocząć się w rodzinach. Inspiracją i wzorem była dla niego Święta Rodzina. Mawiał do swych współpracowników: „Powróćmy do prostoty Nazaretu, gdzie wszystko się zaczęło. Co dnia przychodźmy do Nazaretu, aby Jezus, Maryja i Józef stali się naszymi nauczycielami. Tam poznamy sekret odnowy rodziny, Kościoła i społeczeństwa”.
W wieku 31 lat zrezygnował z kariery kurialisty i bez reszty poświęcił się duszpasterstwu. Uważał, że formacja zdrowych rodzin zależy od chrześcijańskiego wychowania dzieci. Zakładał wiele szkół, kolegiów i ośrodków szkolenia zawodowego, zwłaszcza dla dzieci z rodzin robotniczych. Swoim apostolstwem objął niemal całą Hiszpanię. Wielkim dziełem jego życia, wciąż niedokończona (ma być koniec po 2026) stała się świątynia Świętej Rodziny (Sagrada Familia) w Barcelonie. Właśnie po spotkaniu z nim Antonio Gaudi, wielki architekt przełomu XIX i XX stulecia, doznał przebudzenia duchowego i podjął się realizacji tego dzieła.
Pomysł Narodowego Sanktuarium Rodziny zrodził się w ks. Józefie już w 1869 roku. Miało być ono widzialnym znakiem apostolskiego dzieła odnowy rodzin i świątynią ekspiacyjną, darem całego ludu hiszpańskiego za wszelkie łaski otrzymane od Boga. Z tego też względu odmawiał udziału wielkich sponsorów w finansowaniu budowy i liczył jedynie na drobne ofiary zwyczajnych ludzi. Chciał, by każda rodzina hiszpańska czuła się osobiście związana z tym kościołem, a tym samym stała się początkiem odnowy „Kościoła-rodziny”. Budowa świątyni rozpoczęła się w 1884 roku. Hiszpański architekt pracował nad nią przez 43 lata. Obaj doskonale rozumieli, że ma ona stać się wyciosaną w kamieniu Ewangelią rodziny.
„Świątynia Świętej Rodziny – mówił Gaudi – jest księgą dla wszystkich, dla wierzących i dla tych, którzy potrafią czytać sercem i umysłem”. Budowę zawieszono po tragicznej śmierci Gaudiego w 1926 roku. Obecnie jest kontynuowana. W listopadzie 2010 r. świątynię konsekrował papież Benedykt XVI.
Ks. Józef założył dwa zgromadzenia, które miały prowadzić zainicjowane przez niego dzieło oświaty i apostolstwa rodzin. Zgromadzenie Synów Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa powstało w 1864 roku. Natomiast w 1874 roku ks. Józef wraz z Anną Marią Janer y Anglarill (1800-1885) założył zgromadzenie misjonarek Świętej Rodziny z Nazaretu. Wiele doświadczeń wiązało się z tą wspólnotą. Posłuszny woli biskupa, ks. Józef przyjął do niego siostry, które odłączyły się z Instytutu Matki Janer. Decyzja okazała się niefortunna. Różnice charyzmatów i doświadczeń prowadziły do wewnętrznych napięć. Pod wpływem fałszywych oskarżeń miejscowy biskup Salvador Casañas pozbawił ks. Józefa władzy nad zgromadzeniem. Tę trudną sytuację kapłan przyjął w pokorze, w pełni zdając się na wolę przełożonych.
Wkrótce zaczęły gromadzić się wokół niego siostry, które zostały usunięte bądź same wystąpiły ze zgromadzenia pod nowymi rządami. Postanowił wtedy założyć nowe zgromadzenie, ale przez 10 kolejnych lat nie otrzymywał na to pozwolenia. Dopiero 2 marca 1894 roku biskup Morgades, z diecezji Vic, zatwierdził Zgromadzenie Córek Świętego Domu Nazaretańskiego. Apostolstwo tego niestrudzonego misjonarza rodzin i duchowość założonych przez niego zgromadzeń opierały się na kulcie Świętej Rodziny. Powtarzał wielokrotnie: „Niech cała ludzkość stanie się jedną rodziną, a każda rodzina – świętą rodziną”. Przez ostatnich 16 lat życia wiele cierpiał z powodu bolesnych ran na swym ciele. Dziękował Bożemu Miłosierdziu za te i wszystkie inne doświadczenia.
***
18 GRUDNIA PONIEDZIAŁEK: ŚW. MĘCZENNICY PAWEŁ MI, PIOTR DOUNG-LAC I PIOTR TRUAT, WIETNAM. Pierwsi misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu, przybyli tam w 1533 r. Ich działalność nie spotkała się z przychylnością władz, które wydalały obcokrajowców ze swojego terytorium. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie byli prześladowani za swoją wiarę. Wielu z nich poniosło śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza Minh-Manga w latach 1820-1840. Zginęło wtedy od 100 do 300 tysięcy wierzących. Wśród kanonizowanych jest jest 96 Wietnamczyków, 11 Hiszpanów i dziesięciu Francuzów; było to ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów; pozostali to ludzie świeccy. Prawie połowa kanonizowanych (50 osób) należała do Rodziny Dominikańskiej. Ponieważ zamieszkiwali oni teren apostolatu Tonkin Wschodni (położony na wschód od rzeki Czerwonej), który papież Innocenty XIII powierzył dominikanom z Filipin, nazywa się ich często męczennikami z Tonkinu.
Wspominani dziś trzej bracia: Paweł Mi, Piotr Doung-Lac oraz Piotr Truat byli katechumenami (przygotowywali się do chrztu św.). Gdy wybuchło prześladowanie chrześcijan w Wietnamie, aresztowano ich, wtrącono do więzienia i poddano torturom. Zamęczono ich przez uduszenie.
Święty Auksencjusz, biskup, zm. ok 360, Cylicja (prowincja rzymska). Chrześcijaństwo przyjęło się tu już w kilkanaście lat po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Był na dworze cesarza Licyniusza (306-323) dowódcą jego przybocznej straży. Był więc zaufanym cesarza. Kiedy wybuchło prześladowanie za cesarza Dioklecjana, a Licyniusz należał do największych wrogów chrześcijaństwa, Auksencjusz zrezygnował z tak zaszczytnej służby, nie ujawniając jednak, że jest chrześcijaninem. Przetrwał szczęśliwie obu prześladowców i poświęcił się służbie Bożej. Około roku 359 został nawet biskupem Mopsuestii.
***
19 GRUDNIA WTOREK: BŁ. URBAN V, PAPIEŻ-BENEDYKTYN, 1310-1370, FRANCUZ. Jako doskonały znawca prawa i dyplomata był nieraz wysyłany z różnymi misjami przez papieży awiniońskich. Kierował Kościołem przez 8 lat. Od początku założył sobie dwa cele: krucjatę przeciwko Turkom i unię z Kościołem wschodnim. Pierwszy z nich skończył się niepowodzeniem. Państwa Europy, skłócone ze sobą, nie chciały narażać się na tak wielkie ryzyko. Tylko Piotr z Lusignano poszedł za wołaniem papieża, zdobył nawet na krótko Aleksandrię egipską, ale – osamotniony – musiał się wycofać w 1363 r.
Sprawa unii zapowiadała się pomyślniej. Drogą wielu zabiegów oraz dyplomacji udało się skłonić cesarza wschodnio-rzymskiego, Jana V Paleologa, aby przybył osobiście do Rzymu i w obecności delegatów papieskich oraz kardynałów pojednał się z Kościołem łacińskim (1369). Cesarz wszakże zażądał w zamian za pojednanie pomocy politycznej przeciwko Turkom, którzy już bezpośrednio zaczęli zagrażać Konstantynopolowi. Ostatecznie więc i ten cel nie został przez Urbana V urzeczywistniony. Wprawdzie na soborze we Florencji (5 lipca 1439 r.) doszło do pojednania, ale dość szybko unia rozpadła się.
W odróżnieniu od swojego dworu papież żył skromnie. Wiele czasu poświęcał modlitwie. Sam wysoko wykształcony, popierał uniwersytety i pomagał w studiach ubogiej młodzieży. Nie mogąc wypełnić planów krucjaty i unii, zwrócił szczególną uwagę na karność kościelną, na rozbudzenie gorliwości u kapłanów.
Urban V zapisał się w historii tym, że uniezależnił się od królów francuskich i, mimo gwałtownego sprzeciwu kardynałów francuskich, opuścił Awinion i powrócił do Rzymu. Do tego powrotu nagliły papieża św. Katarzyna Sieneńska (+ 1380) i św. Brygida (+ 1373), która papieżowi groziła w imieniu Chrystusa rychłą śmiercią, jeżeli do Rzymu nie powróci.
Niestety, papież nie pozostał w Rzymie długo. Po 58 latach nieobecności papieża w Rzymie możnowładcy rządzili się jak u siebie. Przyjazd papieża zapowiadał koniec ich panowania. Na tle powstałych zamieszek papież został zmuszony do powrotu do Awinionu w 1370 r. Dopiero następca Urbana V mógł już na stałe powrócić do Rzymu w 1377 r. W ten sposób zakończyła się tzw. „niewola awiniońska”, trwająca 68 lat (1309-1377).
Święty Anastazy I, papież, zm. 401. Szczególną troską otoczył Kościół afrykański. Nawoływał biskupów afrykańskich zebranych na synodzie w Kartaginie w 401 r. do walki przeciwko donatyzmowi i zabraniał nawracającym się kapłanom-donatystom zajmować wyższe stanowiska w Kościele. Polecił czytać w liturgii Ewangelię w postawie stojącej z pochyloną głową. W czasie sprawowania pontyfikatu zajmował się kwestiami prawowierności poglądów Orygenesa.
Św. Augustyn nazwał go „mężem apostolskiej gorliwości”.
***
20 GRUDNIA ŚRODA:
Święci Makary i Eugeniusz, kapłani. Posługiwali w Antiochi. Publicznie wystąpili przeciw decyzjom i zachowaniu Juliana Odstępcy. Pochwycono ich i torturowano, a następnie zesłano do Mauretanii. Trudno ustalić, gdzie wówczas przebywali: w miejscowości o nazwie Gildona (Gildoba) czy też w oazie na pograniczu dzisiejszego Egiptu i Libii. Tam prowadzili działalność misyjną. Nie ma jednoznacznych dokumentów na temat ich męczeńskiej śmierci. Męczeństwo przypisuje się im zapewne w znaczeniu szerszym, obejmującym śmierć na wygnaniu.
Święty Dominik z Silos, opat-benedyktyn, 1000-1072, Hiszpania. Kiedy otrzymał święcenia kapłańskie, opuścił klasztor i zamieszkał jako pustelnik w grocie w górach Sierra de Cameros. Około roku 1030 powrócił do benedyktynów, tym razem do S. Millan de la Cogolla, gdzie niebawem powierzono mu obowiązki mistrza nowicjatu. Po pewnym czasie został wybrany przeorem. Opuścił i ten klasztor, wydawało mu się bowiem, że zakonnicy mają tu za wiele wygód. Udał się do klasztoru św. Sebastiana w Silos. Kiedy tylko tam przybył, król Ferdynand mianował go opatem.
Dominik zabrał się zaraz do przeprowadzenia reformy na wzór opactwa w Cluny. Bóg pobłogosławił dziełu: szybko pomnożyła się liczba zakonników. Niektóre ze sporządzonych tam iluminowanych rękopisów po dziś dzień można podziwiać w British Museum. Skutecznie działał na rzecz jeńców chrześcijańskich, pozostających w niewoli u Maurów. Ubogich ludzi zajął rzemiosłem, które równocześnie było zapleczem dla opactwa. Zostawił klasztor zasobny, promieniujący dokoła wysoką kulturą, a nade wszystko z dobrym, zakonnym duchem.
Kult Świętego jest żywy w Hiszpanii. Ku jego czci wzniesiono dziesiątki kościołów. Wśród cudów i łask, otrzymanych za pośrednictwem św. Dominika, wspomina się między innymi to, że bł. Joanna z Azy uprosiła sobie syna. Z wdzięczności nadała mu imię Dominik. Był nim św. Dominik Guzman, założyciel Zakonu Kaznodziejskiego (dominikanów).
***
TWÓRCA BARDZO POPULARNYCH KATECHIZMÓW DLA DZIECI, MŁODZIEŻY I DOROSŁYCH
JESZCZE ZA ŻYCIA AUTORA PRZETŁUMACZONA NA 15 JĘZYKÓW!
21 GRUDNIA CZWARTEK: ŚW. PIOTR KANIZJUSZ, JEZUITA-DOKTOR KOŚCIOŁA, 8.05.1521-1597, HOLANDIA. Młody Piotr już w dzieciństwie zdradzał oznaki swojego powołania, gdyż lubił służyć podczas nabożeństw liturgicznych i „odprawiać msze” – jak mawiał. Ojciec chciał skierować go na studia prawnicze, ale Piotr udał się do Kolonii na wydział teologii. Już w czasie studiów nastawiał się Kanizy na apologetykę. Dlatego też ze szczególną pilnością studiował prawdy atakowane przez protestantów.
Szybko zaczął cieszyć się tak wielkim autorytetem, że nie będąc jeszcze kapłanem, trzykrotnie został wysłany do cesarza Karola V, wówczas władcy Hiszpanii, Niemiec i Niderlandów (Holandii i Belgii), aby ten usunął arcybiskupa Kolonii, elektora Hermana, jawnie sprzyjającego protestantyzmowi.
Skierowano go do krajów germańskich, aby powstrzymał napór protestantyzmu. Przez 30 lat Piotr Kanizjusz niezmordowanie pracował, by zabliźnić rany, zadane Kościołowi przez kapłana-apostatę, Marcina Lutra. Brał czynny udział we wszelkich zjazdach i obradach dotyczących tej sprawy. Prowadził misje dyplomatyczne między cesarzem, panami niemieckimi a papieżem.
W 1554 proponowano mu objęcie arcybiskupstwa wiedeńskiego, ale odmówił za ważniejsze uznając podróżowanie i nauczanie. Ale przez pewien czas, do wyboru arcybiskupa, pełnił funkcję administratora archidiecezji.
W wykładach na uniwersytecie w Ingolstadcie wyjaśniał ze szczególną troską zaatakowane prawdy, wykazywał błędy nowej wiary. Był wszędzie, gdzie uważał, że jego obecność jest potrzebna dla Kościoła. Jego misji sprzyjało to, że cesarzem był wówczas Ferdynand I (1566-1569), wychowanek jezuitów, któremu sprawa katolicka leżała bardzo na sercu.
„Nie było kraju ani regionu środkowoeuropejskiego, którego by nie przemierzył, i to wielokrotnie: wędrował po drogach Austrii, Czech, Węgier, [Włoch, Niemiec, Francji], Polski i Szwajcarii”.
W 1558 r. Piotr odbył krótką podróż do Polski (Kraków, Łowicz, Piotrków Trybunalski), towarzysząc nuncjuszowi Kamilowi Mentuati. Cieszył się przyjaźnią kardynała Hozjusza. Największą wszakże sławę Piotr Kanizy zyskał sobie pismami. Do najcenniejszych należą te, które wyszły z jego praktycznego, apologetycznego nauczania. Są to Katechizm Mały, Katechizm Średni i Katechizm Wielki, przeznaczone dla odbiorców o różnym stopniu przygotowania umysłowego. Katechizmy Piotra w ciągu 150 lat doczekały się ok. 400 wydań drukiem. Jeszcze za życia przetłumaczono na 15 języków. Nie mniej wielkim wzięciem i popytem cieszyło się potężne dzieło św. Kanizego Summa nauki katolickiej, na którą złożyły się jego wykłady, dyskusje i kazania. Dzieło to stało się podstawą do wykładów teologii na katolickich uniwersytetach i do kazań.
W wieku 70 lat, doznał udaru, w wyniku którego został częściowo sparaliżowany, ale aż do śmierci przez 6 lat kontynuował aktywność kaznodziejską i pisarską z pomocą sekretarza.
Relikwie św. Piotra Kanizego spoczywają w kościele jezuitów we Fryburgu szwajcarskim. Zachowały się szczęśliwie dwa portrety św. Piotra, wykonane jeszcze za jego życia. Jest nazywany ” Drugim apostołem Niemiec”. Pierwszym był św. Bonifacy, Anglik. Drugim Holender.
W całej Polsce jest tylko jedna parafia pod Jego wezwaniem. I też zaszczyt spotkał Włodowice koło Nowej Rudy, diecezja świdnicka.
KOMINIARZ
Błogosławiony Piotr Friedhofen, 1819-1860, Niemcy. Gdy miał rok, zmarł jego tata. Nad dzieciństwem matczyną opiekę roztoczyła Anna Maria. Dzieci wzrastały w wierze i szacunku dla Kościoła. W wieku 9 lat stracił matkę. Choć był sierotą, nie był samotny. Nadszedł najważniejszy dzień jego życia – przystąpił do Pierwszej Komunii świętej. Maryję obrał za swoją matkę, a Boga za ojca. Oni prowadzili go przez ścieżki życia.
Chłopiec był bardzo samodzielny. Nauczył się fachu kominiarza, uzyskał odpowiedni dyplom i od 1834 roku zarabiał na życie. Miał wtedy zaledwie 15 lat. Mając 23 lata został szefem kominiarzy. Często śpiewał pieśni maryjne na dachach i zapraszał młodych, którzy gromadzili się na ulicy, by dołączyli się do chóru.
Jego siła brała się z częstego przyjmowania Jezusa w Eucharystii. Był bardzo pobożnym młodzieńcem. Martwiła go obojętność na sprawy Boże ówczesnej młodzieży, zwłaszcza zaniedbanej, opuszczonej, zostawionej samej sobie. Zaangażował się w działalność Stowarzyszenia św. Alojzego. Swoją postawą i głębokim umiłowaniem Mszy świętej dawał świadectwo prawdziwej wiary.
Zorganizował wiele wspólnot Stowarzyszenia w miejscowościach, w których pracował jako kominiarz. Pomagał młodym chłopcom i dziewczętom odnaleźć sens życia. Około 1845 r. wstąpił do nowicjatu redemptorystów w Wittem, w Holandii. Zrezygnował z niego, by wspomóc owdowiałą szwagierkę z jedenaściorgiem dzieci.
Cały ten czas dojrzewało w nim pragnienie jeszcze pełniejszego oddania się na służbę Bogu i potrzebującym. W 1850 roku założył, z pomocą Guglielmo Arnoldiego, Zgromadzenie Braci Miłosierdzia Maryi Wspomożycielki (z Trewiru). Rok później przenieśli swoją siedzibę do Koblencji. Jego członkowie nie przyjmowali święceń kapłańskich. Za główne zadanie nowego zgromadzenia Piotr uznał opiekę nad chorymi mężczyznami, zbyt ubogimi, by na siebie zarobić.
***
NIE PRZYJĘLI JEJ DO DWÓCH ZAKONÓW
22 GRUDNIA PIĄTEK: ŚW. FRANCISZKA KSAWERA CABRINI, 1850-1917, ITALIA-USA. Urodziła się jako ostatnia z trzynaściorga dzieci. O religijności rodziny świadczy fakt, że wszyscy uczestniczyli codziennie we Mszy świętej, a pracę traktowali jako swojego rodzaju posłannictwo na ziemi. Wieczorami w domu czytano katolickie pisma.
Kiedy Franciszka miała 20 lat, w jednym roku utraciła oboje rodziców. Po studiach nauczycielskich pracowała przez dwa lata w szkole. Próbowała poświęcić się na wyłączną służbę Bożą, ale z powodu słabego zdrowia nie przyjęto jej ani u sercanek, ani u kanonizjanek. Wstąpiła przeto do Sióstr Opatrzności (opatrznościanek), u których przebywała 6 lat (1874-1880). Zakon został założony do opieki nad sierotami. Po złożeniu ślubów została przez założyciela, biskupa Lodi, mianowana przełożoną zakonu. Miała wówczas 27 lat. Wtedy to obrała sobie imię Franciszki Ksawery, marzyła bowiem od dziecka, by zostać misjonarką.
14 listopada 1880 r. założyła z siedmioma towarzyszkami zgromadzenie Misjonarek Najświętszego Serca Jezusowego, którego celem była praca zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących. W Rzymie przy ołtarzu św. Franciszka Ksawerego złożyła ze swoimi towarzyszkami ślub pracy na Wschodzie.
Papież zwolnił Franciszkę od ślubu pracy na Wschodzie. Siostry udały się więc do Stanów Zjednoczonych. Pracowały w oratoriach świątecznych, w więzieniach, w katechizacji, szkolnictwie parafialnym, posługiwały chorym. Za oceanem powstało wiele nowych domów. Franciszka przekazała mu duchowość ignacjańską, równocześnie wyryła jednak na nim rysy swej własnej osobowości, przenikniętej duchem wiary i gotowością misjonarską. Wkrótce powstały nowe domy w Chinach i Afryce.
Zostawiła 66 placówek i 1300 sióstr. Jest patronką emigrantów.
NIEWAŻNE CO CIĘ SPOTYKA.
WAŻNE CO Z TYM ZROBISZ.
23 GRUDNIA, SOBOTA: ŚW. SERWULUS. O św. Serwulusie dwukrotnie wspomina św. Grzegorz I Wielki, papież: w swoich Dialogach oraz w homilii na uroczystość św. Piotra Apostoła. Oto jego słowa: „W tym portyku, który jest przy drodze wiodącej do kościoła bł. Klemensa, przebywał pewien Serwulus, któregoście wszyscy dobrze znali, jak i ja – ubogi w środki pomocy, ale bogaty w zasługi. Od początku swojej choroby aż do jej końca leżał sparaliżowany. Opiekowała się nim jego matka i brat. Jałmużnę, jaką otrzymywał, rozdawał biednym za ich pośrednictwem. Nie umiał czytać, ale miał przy sobie Pismo święte i prosił kapłanów, którzy go odwiedzali, aby mu je czytali. Dlatego też, chociaż jak wspomniałem, nie umiał czytać, tak doskonale zapamiętał jego treść, że dniem i nocą wyśpiewywał Bogu hymny pochwalne (…) Kiedy zaś był już bliski śmierci, o jedno tylko prosił pielgrzymów, aby z nim razem śpiewali psalmy ku czci Pana. Przy samej jednak śmierci swojej prosił, aby zamilkli w śpiewie, mówiąc do otoczenia: «Czy nie słyszycie hymnów, jakie śpiewają w niebie?» W taki to sposób dusza jego została wzięta ze strzępów tego ciała”.
Przy śmierci Serwulusa był obecny osobisty sekretarz papieża i to on przekazał te szczegóły. Ponieważ św. Grzegorz wspomina, że Serwulus był przynoszony codziennie i zbierał jałmużnę dla biedniejszych od siebie przy drodze do kościoła św. Klemensa, nie jest wykluczone, że w tym kościele spoczęły też jego śmiertelne szczątki.
Nie życie pustelnicze ani pokutnicze, nie praca apostolska, nawet nie męczeństwo wyniosło św. Serwulusa do chwały ołtarzy, ale heroicznie znoszona choroba, kalectwo paraliżu. Święty z tak wielkiego zła umiał dla zbawienia duszy wydobyć dobro, jak ewangeliczny Łazarz (Łk 16, 19-31).
WSZYSTKO JEST PO COŚ.
COŚ ZOSTAJE ZNISZCZONE, ABY W TO MIEJSCE POWSTAŁO COŚ NOWEGO.
Święta Maria Małgorzata d’Youville, wdowa, 1701-1771, Kanada. Kiedy miała zaledwie siedem lat, umarł jej ojciec. Rodzina żyłaby w skrajnej nędzy, gdyby nie pomoc pradziadka, Pierre’a Voucher. To on sfinansował jej wyjazd do szkoły urszulanek w Quebec. Po powrocie do domu Małgorzata była nieocenioną pomocą dla matki, zajęła się też edukacją braci i sióstr. Wyrosła na piękną, młodą, wykształconą pannę i wszystko wskazywało na to, że dobrze wyjdzie za mąż.
Tymczasem wszystko się skomplikowało, kiedy jej matka wyszła za mąż za irlandzkiego lekarza, którego społeczność małego Varennes nie zaakceptowała. Rodzina Małgorzaty przeniosła się do Montrealu, gdzie 21-letnia Małgorzata spotkała Francois’a d’Youville. Wkrótce, bo już w dniu 12 sierpnia 1722 roku, wyszła za niego za mąż. Niedługo po ślubie mąż przestał interesować się rodziną i coraz częściej znikał z domu. Okazało się, że zajmował się nielegalnym handlem alkoholem wśród Indian. Ta wiadomość stała się dla Małgorzaty wielkim ciężarem. Tymczasem po ośmiu latach małżeństwa, kiedy kolejne, szóste już dziecko miało przyjść na świat, mąż zachorował i zmarł, mając zaledwie 30 lat.
Małgorzata została sama z dwojgiem dzieci (czworo zmarło w niemowlęctwie). Mimo tych tragedii Małgorzata nie załamała się. Jej wiara jeszcze bardziej się umocniła. Żeby spłacić ogromne długi, jakie zaciągnął mąż, i zarobić na utrzymanie siebie i synów, otworzyła niewielki sklepik. Choć jej samej nie było lekko, pomagała każdemu, kto potrzebował pomocy, wszystkim się dzieliła z biedniejszymi od siebie. Pewnego razu wzięła do domu biedną, bezdomną i niewidomą kobietę, żeby się nią opiekować. Wierzyła mocno, że to sam Bóg działa w jej życiu. Jej postawa wzbudzała podziw i pociągała innych do naśladowania. Jej dwaj synowie zostali kapłanami.
Przykład jej zaufania do Boga i poświęcenia się dla ubogich spodobał się trzem młodym kobietom, które postanowiły jej pomóc. Początek 1737 roku był decydującym czasem dla Małgorzaty. Złożyła przysięgę Bogu, że w jego imię poświęci się ubogim. Zawsze walczyła o prawa biednych i pokrzywdzonych, narażając się na złośliwości i krytykę swoich krewnych i sąsiadów; teraz jeszcze bardziej oddała się tej posłudze. Robiła to mimo wielu przeszkód – nawet gdy była chora i jedna z jej towarzyszek umarła, a jej dom zniszczył pożar. Te przeciwności tylko ją wzmocniły.
Dnia 2 lutego 1745 roku Małgorzata i jej dwie towarzyszki odnowiły przysięgę poświęcenia się całkowicie pomocy biednym i opuszczonym. Stało się to początkiem zgromadzenia szarych sióstr. Dwa lata później Małgorzacie – „Matce ubogich”, jak ją już zaczęto nazywać, zaproponowano objęcie kierownictwa szpitala Charon Brothers w Montrealu, któremu groziło zamknięcie. Małgorzata z siostrami odbudowała szpital i została jego dyrektorką. Z pomocą sióstr i świeckich współpracowników założyła fundację dla biednych i chorych. Pan Bóg wciąż doświadczał swą apostołkę. W 1765 roku pożar zniszczył doszczętnie szpital. Choć po ludzku rzecz biorąc wszystko runęło, wiara i męstwo Małgorzaty pozostały niewzruszone. W tym tragicznym zdarzeniu dostrzegła obecność Boga. Mając 64 lata podjęła się heroicznej pracy odbudowy budynku, z przeznaczeniem na dom opieki dla najuboższych.
Gdyby nie pożar nie powstałby dom opieki. Otworzyła pierwszy w Ameryce Północnej dom dla porzuconych dzieci.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do św. Maryi i Józefa”