CL (150) odc. NIEOCZEKIWANY LOKATOR DAJE LEKCJE ŻYCIA.

Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.

W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Rodzice przemycili go w walizce.
2. Czas to żart: Jak prawo Hofstadtera psuje plany (od tuneli po ściany w salonie).
3. Nie stać Cię, aby o tym nie wiedzieć.

Odcinek CL (150)
1. TEMAT: W wigilię śpiewaliśmy kolędy to płakaliśmy.
2. TEMAT: Naucz się mówić…
3. TEMAT: Lekcje życia od nieoczekiwanego lokatora.
4. TEMAT: Zdałem.

***

1. TEMAT: W WIGILIĘ ŚPIEWALIŚMY KOLĘDY TO PŁAKALIŚMY.
     Pierwszy raz trafił do więzienia za przepychanki z kapitanem Ludowego Wojska Polskiego w sylwestra 1960 r., a za drugim razem — po zadymie z milicjantami w czerwcu 1961 r. To było już w różny sposób opisywane, ale jeszcze nigdy tak dokładnie.

    W żartobliwy sobie sposób opisuje, jak pobił trzech milicjantów, ale dwóch z nich wstydziło się zgłosić to, że cała trójka została pobita przez takiego małego karakana. Opowiada też, jak więźniowie przemycali wódkę w celofanie.

   Funkcjonariusze byli pijani, w cywilnych ciuchach, więc pan Marian nie wiedział, z kim ma do czynienia. Wspominał później zresztą, że gdyby zdawał sobie z tego sprawę, to jeszcze bardziej by im przywalił.

     PAMIĘTNA SYLWESTROWA NOC

12 stycznia 1961 roku na ostatniej stronie „Przeglądu Sportowego” ukazała się informacja pod wiele mówiącym tytułem
 „Koniec jednej kariery”. Tego dnia gazety w swoich rubrykach podały wiadomość Polskiej Agencji Prasowej o aresztowaniu Mariana Kasprzyka z powodu chuligańskich wybryków w stanie nietrzeźwym na zabawie w Ziębicach.

    „Na sylwestrowej zabawie o godzinie 5 rano Kasprzyk, będąc zamroczony pobił pracownika Spółdzielni Spożywców pana K. S., który znosił do bufetu puste butelki. Już na ulicy Kasprzyk wywołał drugą awanturę. Kolejnymi jego ofiarami byli kapitan Wojska Polskiego R. B. i jego małżonka. Kasprzyk na zwróconą mu przez oficera uwagę, aby zachowywał się przyzwoicie, poturbował go i przewrócił. Na wniosek prokuratora został aresztowany i obecnie za kratkami w dzierżoniowskim więzieniu oczekuje rozprawy sądowej” – brzmiał komunikat.

    Ostatecznie władze Polskiego Związku Bokserskiego konflikt jakoś załagodziły, dyskwalifikując Kasprzyka na pół roku, ale w zawieszeniu. Za pracę wychowawczą wziął się sam Stamm, który wysłał brązowego medalistę z Rzymu na ME w Belgradzie. Tam Kasprzyk wywalczył brązowy medal, startując z niewyleczoną kontuzją ręki.

    – „W zasadzie to nie zrobiłem tam nic złego. Wojował tam mój kolega, ale wziąłem to na siebie. Ten kapitan, z którym zresztą się poznałem i gorzałkę nawet wypiłem, to był bardzo fajny gość. Był zdenerwowany, zresztą kobieta z którą był, również. Poszli na milicję i zgłosili, że ktoś go pobił. Ta pani powiedziała, że jakiś Papp go pobił. Zapytali: jaki Papp? A mój kolega krzyczał w czasie tej akcji, przecież to jest „polski Papp”. Więc skojarzyła. Wyszło trochę śmiesznie – opowiada po latach.

Patron Sybiraków, oficerów, żółnierzy i orędownik w sprawach trudnych to:

Patronka chórzystów, lutników, muzyków i organistów to:

Patron Irlandii, piwowarów i osób chorych psychicznie to:

https://www.swiatlowmroku.pl/category/swieci_11-24/

      ZNOKAUTOWANI MILICJANCI

Do awantury, która zaprowadziła boksera na blisko
 rok za więzienne kraty, doszło w kawiarni „Beskid” w Bielsku-Białej. – „To było 29 czerwca 1961 roku. W imieniny Piotra i Pawła. Kolega grał w orkiestrze koncertującej w tym lokalu. Miał na imię Paweł. Trochę wypiliśmy. Była ze mną narzeczona. Rozmawialiśmy, śmieliśmy się. Ot, zwykła impreza. Zapewniam, że nie szukałem żadnej awantury. Miałem zasadę: — po alkoholu nigdy nie szukałem zwady. Byłem spokojniejszy, niż na trzeźwo” – zapewniał pan Marian.


 „Wtedy też starałem się załagodzić sytuację, gdy do mojego stolika podszedł jakiś facet i ni z tego ni z owego zaczął mnie zaczepiać. Człowieku, odejdź. Uspokój się. Wracaj do swojego stolika.” M. Kasprzyk nie szukał awantury. – „Dobra, to chodźmy – podniosłem się zza stolika. Myślałem, że sobie pogadamy, podamy ręce i koniec. W życiu bym nie przypuszczał, że ta historia będzie miała tak tragiczny finał. Kiedy wychodziliśmy, do agresora dołączyło dwóch kumpli. Jeden z nich wyglądał jak niedźwiedź. 190 centymetrów wzrostu, waga tak na oko powyżej setki. Zaczęli mnie wyzywać, a ten który pierwszy szukał zaczepki, jak tylko wyszliśmy na pole, z zaskoczenia walnął mnie w twarz – relacjonował M. Kasprzyk.

   – Zadziałałem instynktownie i mu oddałem. Nakrył się nogami. Sprawa zaszła już za daleko, nie można było się wycofać. Tym bardziej, że ruszył na mnie ten wielki. Cios na wątrobę, poprawka na szczękę i leżał na ziemi. Trzeci zaczął krzyczeć – Marian, to ja, nie poznajesz mnie?! Wyszedłem z wami, żeby ich uspokoić, tłumaczył. Jeden cios i złożył się jak scyzoryk” – mistrz olimpijski wzruszał ramionami.

     KŁOPOTY ZACZĘŁY SIĘ NAZAJUTRZ

    Po znokautowaniu trzech napastników pan Marian wrócił do „Beskidu”, spokojnie pożegnał się z kolegą muzykiem, odprowadził dziewczynę i wrócił do domu. Kłopoty zaczęły się nazajutrz.

    – „Przyjechali po mnie milicjanci i zabrali na komisariat. Okazało się, że chuligani, którzy na mnie napadli poprzedniego wieczoru, to byli funkcjonariusze po cywilnemu, którzy poszli w miasto szukać wrażeń. W tamtych czasach milicjantom wszystko było wolno. Mogli zaczepić, pobić czy obrazić kogo tylko chcieli, bez żadnych konsekwencji. Na mnie się nacięli” – wzdycha mistrz pięści.

   – „Już mnie nie wypuścili. Dostałem sankcję, a potem wyrok jednego roku pozbawienia wolności i zostałem przewieziony do zakładu karnego. W Bielsku siedziałem krótko, bo właśnie zaczynał się remont więzienia i porozsyłali nas po innych ośrodkach na Śląsku. Ja trafiłem do Katowic. Po przekroczeniu bramy kryminału, powtórzył się schemat z Bielska. Najpierw podałem dane do ewidencji, potem zdałem swoje ciuchy i dostałem odzież więzienną, a następnie przydział do celi” – opowiada pan Kasprzyk.

   SZPICEL SPOD CELI

   Bokser trafił do czteroosobowej celi. – „Siedziałem z ludźmi na poziomie. Był dyrektor jednego z katowickich przedsiębiorstw, który został skazany za malwersacje, nauczyciel i porucznik Wojska Polskiego. Żołnierz zachowywał się dziwnie. Podejrzewałem, że był szpiclem podstawionym przez władze więzienia. Dla młodego chłopaka, którego rozpierała energia, siedzenie w zamknięciu było koszmarem. Na dodatek współlokatorzy, niemal każdą dyskusję kończyli kłótnią. Przekrzykiwali się, który wie lepiej. Oczywiście spory kończyły się na słowach, ale i tak to było strasznie męczące” – mówi Marian Kasprzyk.

   Za kratą nikt nie szukał z nim zwady. Po więzieniu rozeszła się wieść, że siedzi w nimi medalista z Igrzysk w Rzymie.

   – „Na szczęście miałem spokój. Chwała Panu Bogu, że nikt mnie nie prowokował do bójek. Gdybym wszedł z kimś w zwarcie, dołożyliby mi kolejny rok lub dwa do wyroku. Od początku pobytu w kryminale w Katowicach byłem kalifaktorem. To znaczy roznosiłem po celach jedzenie dla więźniów. Pchało się wózek z wielkim kotłem, a potem machało chochlą, kiedy trzeba było nalać do misek czegoś rzadkiego. Ja na „menu” nie narzekałem. Przed odsiadką, ale i później, trenując musiałem wiecznie zbijać wagę Tam mogłem jeść bez ograniczeń, co mi bardzo pasowało” – śmieje się pięściarz.

    Mimo, że nałożono na niego dożywotnią dyskwalifikację, pan Marian robił co mógł, żeby się nie zapuścić: „Na spacerniaku z młodszymi więźniami ćwiczyłem gimnastykę, a w celi pobijałem swoje kolejne rekordy w ilości zrobionych pompek” – opowiada.

   KLAWISZ KANALIA

   Marian Kasprzyk ujawnia, że gdy już wyszło na jaw, że z sukcesami boksuje w reprezentacji Polski, uwziął się na niego jeden ze strażników.

   – „To była prawdziwa kanalia. W zakładzie karnym w Katowicach panowały zasady, według których ci z osadzonych, którzy chcieli, to pracowali. Pozostali mogli bez konsekwencji pozostawać w celach.

   – Ale nie wszyscy. Kiedy na pytanie klawisza, kto idzie do pracy, z naszej celi zgłosiło się dwóch osadzonych, w tym ten porucznik konfident, a ja odmówiłem, to strażnik sadysta zaczął mi strasznie ubliżać. Straszył, że poda mnie do raportu. Gdyby tak zrobił, to mógłbym zapomnieć o ubieganiu się o warunkowe zwolnienie. Od tamtej mojej odmowy, kiedy tylko wchodził do naszej celi, albo prowadził nas na spacerniak lub do łaźni, zawsze się mnie czepiał. Z bezradnej złości zaciskałem pięści, ale nic nie mogłem zrobić. Konsekwencje jakiegokolwiek ruchu z mojej strony, byłyby opłakane” – mówi bokser.

– „Na szczęście i wśród funkcjonariuszy służby więziennej byli porządni ludzie. Jeden oddziałowy pochodził ze Lwowa i był wielkim zwolennikiem boksu. Chciał żebym mu opowiadał o swoich walkach, pytał o chłopaków z kadry, trenera Stamma. W czasie tych pogawędek często mnie pocieszał:

  – Marian masz wielu świadków, którzy potwierdzą, że to ci milicjanci cię zaczepili. Nie martw się, na pewno niedługo stąd wyjdziesz – pocieszał mnie, tym swoim śpiewnym, lwowskim akcentem” — mówi pan Kasprzyk.

    Zdaniem boksera najgorszy czas więzieniu to święta. – „Pamiętam, że kiedy w wigilię śpiewaliśmy kolędy, to płakaliśmy. Opłatek dostarczały nam rodziny, do więźniów dopuszczano księdza, który chodził po celach i chętni mogli się wyspowiadać. Oczywiście o dwunastu potrawach nie było mowy. Na kolację jedliśmy to, co dostarczyli nam z domów, Wystawialiśmy, co kto miał, na stół i tyle. Królowały „katoliki”, czyli śledzie” – wspomina ze wzruszeniem w głosie pan Marian.

    O boksera w więzieniu dbała narzeczona. – „Odwiedzała mnie kiedy tylko jej pozwolono. A gdy wychodziłem, czekała na mnie pod bramą. Puścili mnie trzy i pół miesiąca przed końcem kary, a niedługo potem oświadczyłem się Krysi. Usłyszałem „Tak!” i się pobraliśmy” – twierdzi bokser.

   DRUGI POBYT W WIĘZIENIU MIAŁ BYĆ KOŃCEM JEGO KARIERY SPORTOWEJ

   Komunistyczne władze chciały praktycznie wymazać jego nazwisko z historii. Został dożywotnio zdyskwalifikowany na wszystkie dyscypliny sportu. Nie mógł nawet grać w piłkę nożną, na którą też uczęszczał. Chciano mu odebrać medale, wymazać z tabel, czyli tak naprawdę usunąć jego nazwisko z historii. On to jednak przetrwał, wrócił do boksu, a na igrzyskach…

   W KOLEJNYCH ODCINKACH PORUSZĘ KWESTIĘ ŚMIERCI ŻONY, CHOROBĘ PANA MARIANA, NAWRÓCENIE I ZDOBYCIE MEDALI.

***

2. TEMAT: NAUCZ SIĘ MÓWIĆ…
    Żyjesz w czasach NIESAMOWITYCH MOŻLIWOŚCI. 

    Ale z tym związane są też WIĘKSZE POKUSY niż mieli nasi przodkowie.

   Coś za coś.

   Jeśli będziesz żył ok. 77 lat to wyjdzie 4000 tygodni. 

   Możesz też żyć krócej albo dłużej. Dużo zależy od Ciebie. Ale też nie wszystko.

   Zakładając, że będziesz tyle żył to ile Ci zostało tygodni życia?

   CZAS jest ograniczony.🕑
   
   ENERGIA twoja jest ograniczona.

   Nie jesteś w stanie wszystkiego zrobić.

   Nie jesteś w stanie spełnić każdego swojego pomysłu, zachcianki, marzenia.

   LICZĄ SIĘ PRIORYTETY.

   Ale wtedy MUSISZ SIĘ NAUCZYĆ MÓWIĆ: NIE.

   Swoim zachcianką, ale też temu przekazowi, który leci z tv, Internetu. 

   Nie tylko trzeba mówić: NIE innym osobom.

   Ale też mówić: NIE różnym swoim pomysłom, przebłyską, zachcianką. 

  Mówić: NIE tym rzeczą, które chcesz zrobić. 

  A chcesz mieć ciastko i zjeść ciastko. Zjeść i to, i to, i jeszcze to. Obejrzeć to, i to, i jeszcze to.

 Nie starczy życia na obejrzenie całego yt, całego Netflixa. 

 Nie starczy życia na wszystko, co chcesz.

 Wybieraj mądrze. Nie tylko, bo coś jest nowe i da Ci kolejny wystrzał dopaminy.

 Ale co NAPRAWDĘ jest w ZGODZIE z Twoimi PRIORYTETAMI.

***

3. TEMAT: LEKCJE ŻYCIA OD NIEOCZEKIWANEGO LOKATORA.
    Czy widziałeś kiedyś jak na dachu domu, szopy, obory wyrosła brzoza albo na ścianie budynku?   Ja to ciekawe zjawisko widziałem kilka razy w życiu. A Ty?
 
1. Przyroda jest niesamowicie wytrwała i zdolna do adaptacji. Nawet w ekstremalnych warunkach, takich jak dach budynku, rośliny potrafią znaleźć miejsce do wzrostu, jeśli tylko istnieją minimalne warunki: wilgoć, trochę gleby (np. z kurzu lub resztek organicznych) i światło. Lekcja: Świat się bardzo, bardzo szybko zmienia. Czy potrafisz się szybko adaptować? Czy ta szybkość i chęć do adaptacji będzie taka sama za 10-15 lat, kiedy będziesz chciał więcej spokoju?

2. Brzozy mają lekkie, łatwo przenoszone wiatrem nasiona, które mogą osadzić się w najmniejszych szczelinach. Ich korzenie są silne i zdolne do rozprzestrzeniania się w ograniczonych przestrzeniach. Lekcja: Nawet drobne rzeczy (jak nasionko) mogą mieć ogromny wpływ, jeśli znajdą odpowiednie warunki. Znajdź swoje warunki do wzrostu. „Szukajcie, a znajdziecie.” Mt 7, 7.3. Przyroda czasem nie trzyma się sztywnych zasad. Brzoza na dachu pokazuje, że życie nie zawsze rozwija się w „odpowiednich” miejscach – czasem idzie własnym, nieprzewidywalnym torem. Lekcja: Czasem trzeba zaakceptować, że rzeczy dzieją się poza naszą kontrolą. Może to być zachętą do elastycznego podejścia do życia. Jak reagujesz jak ktoś lub coś burzy Twoje plany?

4. Drzewo na dachu może być oznaką, że dom, a może i całe otoczenie, jest opuszczone lub zaniedbane. Przyroda przejmuje to, co nie jest już pielęgnowane. LekcjaBrzoza przypomina, że bez opieki i troski każda struktura – zarówno dom, jak i relacje czy projekty – może się rozpaść. Ileż osób straciło wiarę, ileż małżeństw się rozpadło, bo wiara nie była umacniana, miłość nie była pogłębiana.

5. Brzoza wyrosła mimo trudnych warunków – braku gleby, ekspozycji na wiatr i słońce. To dowód na to, że życie zawsze znajdzie sposób. LekcjaNawet w niesprzyjających warunkach można się rozwijać i osiągać swoje cele. Pytanie czy bardziej skupiasz się na przeszkodach czy na możlliwościach?

6. Życie czasem daje nam komiczne sytuacje – drzewo na dachu to widok nietypowy, ale uroczo absurdalny. 
Lekcja: Warto dostrzegać śmieszne strony życia i uczyć się podchodzić z dystansem do nieoczekiwanych wydarzeń.

7. Brzoza na dachu to wynik niezwykłego zbiegu okoliczności. Nasionko musiało trafić w idealne miejsce, warunki musiały być odpowiednie, a dach zaniedbany. Lekcja: Jak trafić w odpowiednie miejsce o odpowiedniej porze? Nie wiem 😀 Ale pewnie można sobie to wymodlić i być otwartym na znaki Pana Boga w codzienności, co wymaga pokory i elastyczności w zmienianiu czasem swoich planów, aby właśnie trafić tam, gdzie trzeba o odpowiedniej porze.

8. Jeśli brzoza może przetrwać na dachu, ludzie również mogą znaleźć sposób na przetrwanie w trudnych okolicznościach. Drzewo staje się symbolem determinacji. Lekcja:Nawet gdy szanse są minimalne, wykorzystaj je. Pytanie jak bardzo będziesz zdeterminowany i będzie Ci się chciało.

 ***

4. TEMAT: ZDAŁEM.
Nie za bardzo lubię i też nie czuję potrzeby o sobie mówić cokolwiek. Jednak czuję się trochę zobowiązany wobec tej garstki czytelników, która mnie czasem wsparła finansowo.
Naklejka Kawaii Penguin nosi okulary przeciwsłoneczne | Premium wektor wygenerowany przez AI

 Przeszedłem kolejny etap w drodze do doktoratu z teologii. Jest już mgr lic. z teologii.

    W Kościele jest na odwrót niż na świeckich studiach. Zazwyczaj jest lic. mgr itd. Natomiast w Kościele: mgr, mgr lic., dr.

    Teraz tak naprawdę najtrudniejszy etap z 2 względów: 1) finansowo: uzbierać kilkanaście tys. zł, aby otworzyć i obronić przewód doktorski 2) napisać pracę doktorską na której mi tak naprawdę od samego początku zależało, czyli uczić św. Józefa, bo o Nim chcę pisać. To, że tytuł uzyskam itp. było dla mnie sprawą drugo- i trzecio-rzędną.
    
    Dziękuję każdemu za wsparcie i polecam się, zwłaszcza z Mszą św.: 

   MOŻESZ U MNIE OFIAROWAĆ („zamówić”) MSZE ŚW.: jedną, kilka, gregoriankę itp. z okazji urodzin, imienin, rocznic, za swoją rodzinę, w ważnej sprawie, za zmarłych.

Krzysztof Faron
nr konta 75 1090 2372 0000 0001 4310 3556
Blik nr tel 796542558
Może być tytuł: Newsletter
ALBO INTENCJE MSZY ŚW.

 ***

  KALENDARZ ŚWIĘTYCH:
 Po więcej informacji: https://www.swiatlowmroku.pl/category/swieci_11-24/

 NIEDZIELA 10 LISTOPADA: 
– ŚW. LEON WIELKI,
– Święty Andrzej Avellino.
 
PONIEDZIAŁEK 11 LISTOPADA:
– ŚW. MARCIN Z TOURS, KONIECZNIE!
– Św. Jan Jałmużnik,
– Św. Wiktoria, Bł. Alicja Kotowska.

WTOREK 12 LISTOPADA: 
– Św. Jozafat Kuncewicz,
– Św. Teodor Studyta.

ŚRODA 13 LISTOPADA:
– Św. Benedykt, Św. Jan, św. Mateusz, Św. Izaak i św. Krystyn;
– św. Mikołaj I Wielki,
– Bł. Wincenty Eugeniusz Bosiłkow.

CZWARTEK 14 LISTOPADA:
– Bł. Maria Luiza Merkert,
– Św. Wawrzyniec z Dublina,
 Św. Jan Liccio,
– Św. Józef Pignatelli,
– Św. Mikołaj Tavelić.

PIĄTEK 15 LISTOPADA: 
– Św. Albert Wielki,
– Św. Leopold III,
– Św. Dydak z Alcali,
– Bł. Magdalena Morano.

SOBOTA 16 LISTOPADA:
– Św. Małgorzata Szkocka,
– NMP Ostrobramska Matka Miłosierdzia,
– Rzymskie bazyliki świętych Apostołów Piotra i Pawła,
– Św. Gertruda Wielka, Św. Roch Gonzalez,
– Św. Alfons Rodriguez i Św. Jan del Castillo,
–  św. Agnieszka z Asyżu,
– Kościół metropolitalny we Wrocławiu.

Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:        

 BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN. 

                                                           A.M.D.G.
„Idźcie do śś. Maryi i Józefa”

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.