CLI (151) odc. MIKE TYSON: BÓG DA CI WSZYSTKO, CO POTRZEBNE.

Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.

W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. W wigilię śpiewaliśmy kolędy to płakaliśmy.
2. Naucz się mówić…
3. Lekcje życia od nieoczekiwanego lokatora.

Odcinek CLI (151)
1. TEMAT: Walcząc jedną ręką wygrywa złoto.
2. TEMAT: Bóg da Ci wszystko, co potrzebne: Cus D’amato i Mike Tyson.
3. TEMAT: Nigdy nie przegry…
4. TEMAT: ZDAŁEM.

***

1. TEMAT: WALCZĄC JEDNĄ RĘKĄ WYGRYWA ZŁOTO.
    Wcale 
nie byłem typem niepokornym. Wręcz przeciwnie. „Byłem taki „do rany przyłóż”. Byłem bardzo spokojny, ale zrobili ze mnie drania” – złości się dzisiaj, że wówczas przyszyto mu taką łatkę.

   „Kasprzyk był w rzeczywistości bardzo spokojnym mężczyzną i poza opisanymi bójkami (w poprzednim odcinku) nie było z nim żadnych kłopotów natury wychowawczej” – pisał Wasilewski w swojej książce, co tylko potwierdzało wcześniejsze słowa Kasprzyka.

JAK BOKSOWAŁ

   „Potężnie zbudowany, niski, dysponował piekielnie mocnym uderzeniem i w nim przede wszystkim szukał narzędzia prowadzącego do sukcesów. Boksował bardzo efektownie, nisko pochylony zwlekał z akcjami, wyczekiwał, by w sekundę potem z furią atakować z doskoków i wypuszczać serie groźnych, błyskawicznych ciosów, zwłaszcza gdy udawało mu się zapędzić przeciwnika do lin. Był prawdziwym królem ciosów sierpowych. W jego walkach był zawsze element dramatu, nokaut stale wisiał w powietrzu, widownia wprost chłonęła jego akcje” – tak charakteryzował Kasprzyka Jacek Wasilewski, były prezes Polskiego Związku Bokserskiego, w swojej książce „Złote lata polskiego boksu”.

   ROMA 1960

    W 1960 roku na przedolimpijskich mistrzostwach Polski, Kasprzyk spotkał się w ćwierćfinale wagi lekkopółśredniej z wielką nadzieją polskiego pięściarstwa – Jerzym Kulejem, który rok wcześniej zadebiutował na seniorskich mistrzostwach Europy w Lucernie. Liczono, że Kulej będzie silnym punktem polskiej ekipy na igrzyskach olimpijskich w Rzymie (1960). I faktycznie Kulej wygrał z Kasprzykiem 3:2, a walka toczyła się w niesamowitym tempie, zaś obaj pięściarze zasypywali się gradem ciosów. Tymczasem zaraz po turnieju to Kasprzyka skierowano do krawca, by ten zdjął z niego miarę na olimpijski garnitur.

   „Po co to? – próbowałem się bronić. Przecież Kulej był lepszy, wygrał! A na to trener Stamm: Nie szkodzi, ty jesteś turniejowcem, w Rzymie wszystkich poprzewracasz! – wspomina po latach Kasprzyk.

„Jak patrzę na to z perspektywy doświadczeń, jakie zdobyłem na ringu, to muszę powiedzieć, że Stamm miał rację. Okazuje się, że nie każdy potrafi dobrze przygotować się na międzynarodową imprezę. Niektórych wykańcza długi sezon, inni gubią formę. Dopiero na obozie kadry widać te wszystkie niuanse. U Stamma nie liczyły się zdobyte trofea, ale aktualna dyspozycja. Stamm był stary, lecz wiedział, o co w tym sporcie chodzi.”

   Trener Stamm miał nosa. W pierwszym pojedynku Kasprzyk w II rundzie znokautował Hiszpana Carlosa Garbię, w kolejnej wypunktował Węgra Gyulę Pala. W ćwierćfinale rywalem Polaka był obrońca mistrzowskiego tytułu z Melbourne, Ormianin w barwach Związku Radzieckiego, Władimir Jengibarian. Ten sam, który przed czterema laty wyeliminował Leszka Drogosza.

   „Zaraz po gongu wyczułem, że jestem od niego szybszy o ułamek. Kłuem podwójnymi, nawet potrójnymi prostymi z prawej, potem uderzałem lewym sierpowym i odskakiwałem. Jengibarian zorientował się w moich zamysłach, poszedł do przodu, chciał próbować sił w półdystansie i chyba w tym momencie trafiłem go celnie. Był zamroczony, chciał oddać, parł do przodu, a ja celnie trafiałem. W drugiej rundzie złapałem go w narożniku, władowałem całą serię sierpowych. Jengibarian nie mógł mnie dosięgnąć, tracił siły, zaczął klinczować, zawieszać się na mnie. Na kilka sekund przed gongiem kończącym walkę, uderzył mnie głową w czoło, nad prawym okiem. Czułem, jak puchnie mi powieka, jak przestaję widzieć na jedno oko. Za chwilę ogłoszono mnie zwycięzcą, ale zostało ono okupione ogromnym krwiakiem” – wspominał Kasprzyk.

   Lekarze robili co w ich mocy, żeby zniwelować krwiak nad okiem Kasprzyka. Nie udało się. Lekarze ostatecznie dopuścili Polaka do walki w półfinale, gdzie jego przeciwnikiem miał być pięściarz z Ghany Quartey. W ten sposób Kasprzykowi przypadł w udziale brązowy medal, chociaż na tych igrzyskach nie przegrał żadnej walki.

   Odniosłem ogromny sukces, bo przecież zdobyłem brązowy medal, lecz nie był on współmierny do formy, jaką wówczas osiągnąłem. Patrząc z dystansu, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że w ciągu 20 lat uprawiania boksu właśnie w 1960 roku w Rzymie byłem w swojej życiowej formie – szybki, zadziorny, bez żadnych obciążeń. Nie zostałem jednak mistrzem” – powiedział z żalem Kasprzyk.

   Polak musiał oglądać finał z trybun (zw. Bohumil Nemecek CSRS). Prawie pewny złoty medal przeszedł mu koło nosa.:(

   WIELKI POWRÓT

    Po zakończeniu odsiadywania wyroku Kasprzyk nie wrócił od razu na salę treningową.

    – Przez te dwa lata nie trenowałem regularnie. Chodziłem na salę tylko wtedy, kiedy miałem na to ochotę. Na szczęście nikt mnie nie wyganiał z treningu. W końcu otrzymałem powołanie na zgrupowanie kadry i nie ukrywam, że byłem zdziwiony, bo przecież ciążyła na mnie dyskwalifikacja. Przyjechałem do Cetniewa i jak gdyby nigdy nic rozpocząłem treningi. Tam sparowałem z zawodnikami z lekkopółśredniej (waga wyżej) i lekkośredniej. Koledzy myśleli, że pewnie nie jestem już tym samym zawodnikiem i nie zachowywali się zbyt ładnie.

    Myśleli, że mi dołożą, bili po komendzie, faulowali, a tymczasem ja im dołożyłem po nokaucie. Trener Feliks Stamm zobaczył co się stało, bo przecież ja prawie w ogóle nie trenowałem, a ci dwaj byli mistrzami Polski. Nie biłbym tak mocno, bo to przecież tylko sparing był, ale skoro tak nieładnie się zachowywali, to co miałem robić. Ale nawet dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu wywalczono odwieszenie mnie i mogłem się ubiegać o start na igrzyskach”– wspomina.

    Okazało się, że pobity milicjant został wyrzucony ze służby za notoryczne pijaństwo i chuligaństwo. Pomogło to trochę naszemu pięściarzowi. Okoliczność ta ułatwiła bowiem działaczom BBTS targi z władzami polskiego sportu. Prośbę do władz polskiego sportu o cofnięcie dożywotniej dyskwalifikacji dla Kasprzyka kierują: rada narodowa, organizacja młodzieżowa z zakładu pracy, w którym zatrudniony jest Kasprzyk, Milicja Obywatelska. Osobistą porękę daje też jeden z najwybitniejszych polskich bokserów Zbigniew Pietrzykowski. Dyskwalifikacja zostaje cofnięta warunkowo.

   DYLEMAT TRENERA PRZED OLIMPIADĄ W TOKIO

    Trener miał nie byle jaki orzech do zgryzienia: kogo wysłać do Japonii w wadze półśredniej? Silnie bijącego fightera, który dopiero co rozpoczął treningi – Mariana Kasprzyka, czy też mistrza finezyjnej obrony Leszka Drogosza, który niespodziewanie zapowiedział powrót na ring uznając, że dopiero udział w czwartych igrzyskach w pełni go usatysfakcjonuje. Następuje oczekiwanie na decyzję Stamma. Kasprzyk, który przytył i przeniósł się do wagi półśredniej, zaczął powoli odzyskiwać dawną formę.

   Miesiąc przed igrzyskami, podczas mistrzostw krajowych obaj pięściarze spotykają się już w eliminacjach. Wygrywa Drogosz, który ma zdecydowaną przewagę techniczną, ale w trzecim starciu, po celnym sierpowym Kasprzyka „czarodziej ringu” niespodziewanie „siada” na macie. Stamm jeszcze nie podejmuje decyzji. Przygotowania trwają w Cetniewie. Kolejna walka wielkich rywali tym razem tylko „wśród swoich”. I Drogosz znów jest na deskach. Uznaje w końcu wyższość bielszczanina i ten wielki sportowiec sam ogłasza, że do Tokio powinien pojechać Kasprzyk. Stammowi  spada z serca wielki ciężar. Kochał przecież obu, ale tym razem chciał „wskazać” na „polskiego Pappa”. Miał nosa. I Drogosz i Stamm. 

   TOKIO 1964

    „Wiedziałem, że jak ją wygram, to potem będzie dobrze. Miałem też trochę szczęścia w tej walce – przyznaje Kasprzyk, który następnie odprawił Nigeryjczyka Alimi Sikiru (5:0), ale – jak sam mówi – z zawodnikiem tym była przedziwna sytuacja.

   – Zbiłem go strasznie. Ale za to był z nim niezły cyrk. Kiedy bowiem wszedł do ringu okazało się, że to jest zawodnik z innej wagi. Na ważeniu był inny, a do ringu wszedł inny. To były straszne jaja. Inny się ważył, a inny boksował. Nie wiedziałbym, bo nie lubię patrzeć na walki swoich najbliższych rywali, żeby potem nie główkować, tylko robić swoje, ale Felek Stamm powiedział jednak, żebym rzucił okiem na walkę wysokiego Nigeryjczyka. Na wadze jednak był Afrykanin znacznie niższego wzrostu. Niewiele wyższy ode mnie. W ringu był za to zawodnik o głowę wyższy ode mnie. Nie było możliwości złożenia protestu. Pierwszą rundę boksowałem z nim dość ostrożnie, ale potem z nim pojechałem. Najważniejsze, że się rozkręciłem. Aż za luźny byłem”– opowiada.

  WALCZĄC JEDNĄ RĘKĄ WYGRYWA ZŁOTO

    Największy dramat rozegrał się jednak dopiero w finale. Już w pierwszej rundzie Polak (mańkut, podobnie jak  jego wielki rywal) stopuje Litwina silnym prawym sierpem i łamie sobie kciuk (kość Benneta, częsta kontuzja pięściarzy, m. in. trzykrotnie miał ją złamaną Józef Grudzień). Walczy jedną ręką.

   „Tamulis boksował z odwrotnej pozycji, a więc tak samo jak ja. Dla mnie nie było to problemem, gdyż miałem silną prawą rękę. Tamulsi nie radził sobie najlepiej z takimi jak ja, bo miał słabą prawą. A gdy boksuje dwóch mańkutów, z reguły wygrywa ten, który ma lepszą prawą. Sprawdziło się to wszystko w pierwszym starciu. Biję ze zwodu lewą – trafiłem, biję ze zwodu prawym sierpem na głowę – trafiłem bardzo twardo. I robi mi się gorąco, bo czuję, że pęka mi coś w ręce!” – wspomina Kasprzyk.

   Nic nie mówi Stammowi. Lewą w drugim starciu rzuca na matę Tamulisa, ale nie może dokończyć akcji prawą ręką. Trener już wie, co się mogło stać. Kasprzyk mówi mu więc w przerwie, że chyba „coś pękło” w prawej dłoni, a na pytanie, czy go poddać odpowiada krótko: „Nie, wytrzymam jeszcze te trzy minuty”. I przetrzymał straszliwy ból. Ba, pod koniec walki trafił jeszcze nawet kilka razy Tamulisa prawą.

   Nagranie: https://www.youtube.com/watch?time_continue=2&v=MgYchv64K7w&embeds_widget_referrer=https%3A%2F%2Fprzegladsportowy.onet.pl%2F&embeds_referring_euri=https%3A%2F%2Fpulsembed.eu%2F&embeds_referring_origin=https%3A%2F%2Fpulsembed.eu&source_ve_path=Mjg2NjY

 ZAMOCZONY MEKSYK

   Mimo upływających lat, Kasprzyk wciąż był w formie. Na swoje trzecie igrzyska olimpijskie do Meksyku (1968) jechał mając 29 lat. Był zatem w najlepszym wieku dla pięściarza.

  – „Zamoczyłem ten Meksyk, a tam byłem w najlepszej formie i w najlepszym wieku dla boksera. Długo czekałem na pierwsza walkę. Aż siedem dni. To dało znać o sobie. Byłem przekonany, że jestem w stanie obronić złoty medal. Miałem w walce problemy ze spodenkami. Pękły na tyłku. Spociłem się na rozgrzewce, a były one dopasowane. Robiłem przed walką przysiady i nic, a w ringu pękły – opowiada.

   – Miałem wchodzić do klaty, już byłem rozgrzany, a tu nagle „stop”. Okazało się, że przede mną ma być jeszcze jedna walka. Byłem już gotowy na wejście. Trochę było nerwów. A do tego „zdrewniały” mi nogi. Nie wiem, co się stało. Zamiast powiedzieć masażyście Stasiowi Zalewskiemu, milczałem. A może wtedy pomógłby mi. Chciałem ukryć przed trenerami ten fakt, żeby się nie denerwowali. Taki mądry byłem” – dodaje.

    W Meksyku Kasprzyk przegrał już w pierwszej rundzie. Uległ wówczas hiszpańskiemu Amerykaninowi – Armado Munzowi.

W KOLEJNYCH ODCINKACH ZOSTAŁO JUŻ TYLKO O ŚMIERCI ŻONY, JEGO CHOROBIE I NAWRÓCENIU. NIE PRZEGAP NASTĘPNEGO ODCINKA 🙂

***

2. TEMAT: BÓG DA WSZYSTKO, CO POTRZEBNE: CUS D’AMATO I MIKE TYSON.
    22 listopada 1986 w Las Vegas Mike Tyson wygrał w II rundzie po nokaucie mistrza świata Trevora Berbicka zostając jednocześnie najmłodszym mistrzem świata w wadze ciężkiej. Miał wówczas 20 lat, 4 miesięcy i 22 dni! Nikt do dziś tego rekordu nie pobił. 

   W samym roku 1986 Mike miał imponujący bilans 12-0. 25 ze swoich 27 walk kończył przed czasem. 

   Tyson wygrał swoje 19 pierwszych profesjonalnych walk nokautem, a 12 z nich już w pierwszej rundzie. Jest pierwszym bokserem wagi ciężkiej, który jednocześnie posiadał tytuły WBA, WBC i IBF. 

   Nie byłoby jednak Mike Tysona bez jego śp. trenera i można powiedzieć ojca: Cusa D’amato.

   Niestety nie dożył i nie miał okazji zobaczyć jak jego podopieczny wygrywa mistrzostwo. Zmarł 4 listopada 1985 r.

   Jeśli jest w piekle to nawet o tym nie wie…

   Cus D’amato był niezwykłym trenerem. Oprócz Mike wytrenował wcześniej 2 mistrzów świata w wadze ciężkiej. OD ZERA! Od podstaw!
   Stawiał nie tylko na trening fizyczny, ale także mentalny. Mówił, że 90 % sukcesu w boksie to głowa.

   Dla mnie to trener wybitny. Na pewno należy Mu się oddzielny temat i tak kiedyś zrobię. 

   To Cus powiedział widząc pierwszy raz na sparingu 13-letniego otyłego, małego chłopca o imieniu Mike, że będzie najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej!

   Inni tak nie uważali.

   CZY TO MÓGŁ BYĆ PRZYPADEK, ŻE MIKE AKURAT W TAKIM CZASIE SPOTKAŁ TRENERA MISTRZÓW ŚWIATA WAGI CIĘŻKIEJ? I TO TAK WYBITNEGO W DZIEDZINIE BOKSU?
  
   BÓG DAŁ SZANSE MIKE’OWI i ją wykorzystał, bo został mistrzem świata.
   Trener Cus całą karierę trenerską czekał na Mike’a, bo był idealny do stylu jaki wymyślił. Miał głód i odpowiedni charakter do boksu. I się doczekał, choć już tego nie zobaczył. 

    BÓG DA CI WSZYSTKO CO POTRZEBNE. 

    BÓG DA CI SZANSE.

    PYTANIE JAK JĄ WYKORZYSTASZ…

    Polecam teledysk z okazji rocznicy wygrania mistrzostwa światahttps://www.youtube.com/watch?v=2c-XhyLEYeU&list=RD2c-XhyLEYeU&start_radio=1
    (na początku 1 min. wzruszającego wywiadu, a później teledysk) Mi się bardzo spodobał 🙂
 
    Dziękuję Bogu za spotkanie trenera Cusa z Mike’em.

***

3. TEMAT: NIGDY NIE PRZEGRY…
Nigdy nie przegrywaj dwa razy.
Po każdej przegranej idź dalej.

Żeby nie przegrywać dwa razy.
Żeby nie myśleć, co by było gdyby.

Żeby przegrywać, ale nie być przegranym.
Przychodzi taki czas (w treningu, nauce, pracy itp.), kiedy nie możesz zrobić dokładnie tego, czego chcesz.

Przegrałeś.
I kiedy zaczynasz narzekać na proces przed przegraną, przegrywasz dwa razy.

Nie dopuścić, by jedna przegrana wpłynęła na kolejne działania czy decyzje,
powodując tym samym drugą, często większą przegraną.

Nie wypełniaj swojej głowy narzekaniami.
Nie oczekuj wygrania i spełnienia swojej wizji bez ceny, jaką musisz zapłacić.

Twoja reakcja na porażkę jest ważniejsza niż przegrana sama w sobie.
Sukces nie przyjdzie od samego poświęcenia, a również od tego,
jak przegrana wpłynie na cały twój proces, niezależnie co robisz.

Dlatego, kiedy przegrywasz, znajdź rozwiązania.
Kiedy wygrywasz, oczekuj więcej.

Kiedy zdobywasz, powtórz to jeszcze raz.
Pozwól, aby to co robisz zrobił z ciebie silniejszego, mądrzejszego, bardziej dojrzałego, bardziej wierzącego.

Nie pozwól przegranej przejąć kontroli.
Przegraj, ale nie bądź frajerem.

  TO RÓŻNI MISTRZÓW OD PRZEGRANYCH: Jak traktują porażki…

 ***

4. TEMAT: ZDAŁEM.
Nie za bardzo lubię i też nie czuję potrzeby o sobie mówić cokolwiek. Jednak czuję się trochę zobowiązany wobec tej garstki czytelników, która mnie czasem wsparła finansowo.
Naklejka Kawaii Penguin nosi okulary przeciwsłoneczne | Premium wektor wygenerowany przez AI

Przeszedłem kolejny etap w drodze do doktoratu z teologii. Jest już mgr lic. z teologii.

W Kościele jest na odwrót niż na świeckich studiach. Zazwyczaj jest lic. mgr itd. Natomiast w Kościele: mgr, mgr lic., dr.

Teraz tak naprawdę najtrudniejszy etap z 2 względów: 1) finansowo: uzbierać kilkanaście tys. zł, aby otworzyć i obronić przewód doktorski 2) napisać pracę doktorską na której mi tak naprawdę od samego początku zależało, czyli uczić św. Józefa, bo o Nim chcę pisać. To, że tytuł uzyskam itp. było dla mnie sprawą drugo- i trzecio-rzędną.

Dziękuję każdemu za wsparcie i polecam się, zwłaszcza z Mszą św.:

 MOŻESZ U MNIE OFIAROWAĆ („zamówić”) MSZE ŚW.: jedną, kilka, gregoriankę itp. z okazji urodzin, imienin, rocznic, za swoją rodzinę, w ważnej sprawie, za zmarłych.

Krzysztof Faron
nr konta 75 1090 2372 0000 0001 4310 3556
Blik nr tel 796542558
Może być tytuł: Newsletter
ALBO INTENCJE MSZY ŚW.

 ***

  KALENDARZ ŚWIĘTYCH:
 Po więcej informacji: https://www.swiatlowmroku.pl/category/swieci_11-24/

 NIEDZIELA 17 LISTOPADA: 
– Św. Elżbieta Węgierska,
– Św. Grzegorz Cudotwórca,
– Św. Grzegorz z Tours.
 
PONIEDZIAŁEK 18 LISTOPADA:
– Bł. Karolina Kózkówna,
– Św. Odo z Cluny.

WTOREK 19 LISTOPADA: 
– Św. Mechtylda,
– Bł. Salomea.

ŚRODA 20 LISTOPADA:
– Św. Rafał Kalinowski,
– Św. Feliks Valois,
– Bł. Aniela od św. Józefa i 18 Towarzyszek.

CZWARTEK 21 LISTOPADA:
– Ofiarowanie NMP,
– Św. Gelazy I.

PIĄTEK 22 LISTOPADA: 
 Św. Cecylia,
– Bł. Salwator Lilli i Towarzysze.

SOBOTA 23 LISTOPADA:
– Bł. Michał Augustyn Pro,
– Św. Klemens I,
– Św. Kolumban Młodszy.

Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:        

 BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN. 

                                                           A.M.D.G.
„Idźcie do śś. Maryi i Józefa”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.