CXXVII (127) ODC. RADA OD 91-LATKA.
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Mistrz świata doił krowy i zbierał grzyby, żeby pomóc biednym rodzicom.
2. Jak się zawsze zmusić do działania?
3. Obietnica.
Odcinek CXXVII (127)
1. TEMAT: O wszystkim decyduje…
2. TEMAT: Są trzy grupy ludzi.
3. TEMAT: Rada od 91-letniego weterana wojennego.
4. TEMAT: Podziękowanie i prośba 🙂
***
1. TEMAT: O WSZYSTKIM DECYDUJE…
Wtedy, gdy rodzice mogli być najgorszej myśli, spotkałem się w szpitalu z duchownym. Podszedłem do niego i powiedziałem, że muszę się szykować na spotkanie z Bogiem. On do mnie: „Mały, co ty opowiadasz?”. Ja na to, że słyszałem, co powiedziała pani doktor. A on: „O wszystkim decyduje Pan”. Od tamtej pory zacząłem szukać Boga, chcąc dowiedzieć się, kim jest i w jaki sposób pomaga. Bóg podsyła potrzebnych dla Ciebie ludzi. Pytanie czy ich dostrzegasz?
Dzisiaj mogę powiedzieć, że nie potrzebuję dowodów na to, że istnieje. Wiem, że jest obecny także teraz, tutaj, gdy o tym opowiadam. Myślę, że wszelkie trudności, które spotkały mnie w życiu, zostały mi dane po to, żebym teraz miał wszystko, czego chciałem. Zawdzięczam to Bogu. Bóg chce nas przygotować na to co nas później czeka. Na to, co chce nam później dać. Niestety niewielu chce się przygotować.
Od lekarzy słyszał pan, że powrotowi do zdrowia sprzyjać będzie uprawianie sportu.To prawda, choć to ojczulek z cerkwi powiedział wcześniej: „Módl się i pracuj, a Pan wszystkim zarządzi”. W szpitalu mieliśmy poranne ćwiczenia, które lubiłem, a poza tym spacery po lesie, przebieżki, specjalne lekcje oddychania. Lekarka powiedziała, że będzie dobrze, jeśli zajmę się sportem, to szybciej wyzdrowieję. I pomyślałem, że tak będzie super! Zacząłem robić pompki, podciągać się na drążku, biegać po lesie. BOŻA OPATRZNOŚĆ. Ora et labora-módl się i pracuj. Jak niewielu to łączy… stąd tak wiele przeciętniactwa.
Praca była, ale rodzice nie dostawali pieniędzy. Często zmienialiśmy miejsce zamieszkania, ja bodaj cztery razy przenosiłem się z jednej szkoły do drugiej. Do wywiadu z panem sprzed dwóch lat dałem tytuł „Boks zabrał mnie z ulicy”. Bo tak w rzeczywistości było. Boks pomógł mi zrozumieć, czego tak naprawdę chcę, czego mi potrzeba, do czego powinienem dążyć. Pojąłem, że albo będę zadawał sobie trud, rozwijał się, założę rodzinę i będę wychowywał dzieci, albo trafię za kratki. Dzięki sprzyjającym okolicznościom po latach okazało się, że wybrałem właściwą drogę, którą wskazał mi Pan Bóg. Bóg pokazuje. Ale ludzie nie chcą słuchać i patrzeć we właściwym kierunku.
Chodziliśmy z rodziną do cerkwi w niedziele, na Boże Narodzenie, Paschę czy inne święta, ale tak naprawdę w wieku piętnastu, szesnastu lat zacząłem szukać miejsca, gdzie zostanę wysłuchany, gdzie usłyszę słowa, które poprowadzą mnie we właściwym kierunku. Chodziłem po cerkwiach Symferopola, znalazłem kierownika duchowego. Czułem się z nim komfortowo, wyjaśnił mi parę spraw, których nie rozumiałem. Coraz mniej mężczyzn chodzi do kościoła. Tak jak szukamy fachowca, aby mieć zdrowe ciało. Warto poszukać fachowca od duszy. Ale trzeba mieć zbawienie jako najważniejszy cel.
A mniej więcej w tym samym czasie poszedłem na boks, co jeszcze lepiej ugruntowało mnie wewnętrznie. Wydawałoby się, że taka twarda dyscyplina nie może graniczyć z duchowością. A jednak może – bo kiedy człowiek jest silny fizycznie, wystarczy, żeby rozwijał w sobie duchową siłę i wszystko będzie na swoim miejscu. Poza tym można powiedzieć, że powodzenie w tym wspaniałym sporcie w bardzo dużym stopniu zależy od pewnych męskich cech, którymi się dysponuje. Dusza i cialo-rozwój.
Tata podpowiedział panu, że można zająć się boksem. Nie można, ale trzeba! Był przekonany, że mi się powiedzie. Myślałem, że co on chrzani, nie był przecież bokserem, lecz wojskowym, trenował zapasy. A jednak poszedłem za jego radą. Często nie słyszymy swoich rodziców. Nie to, że ich nie słuchamy, ale nie słyszymy. Myślimy, że jesteśmy najmądrzejsi i sami wszystko wiemy. A potem siadamy tyłkiem w błoto i wołamy rodziców z prośbą o pomoc. To tak jak z Bogiem. Gdy mamy problemy, krzyczymy: „Panie, pomóż!”. A Bóg jest jak ojciec. Nie będzie nas karał, my sami siebie karzemy. Pomoże nam w każdej sytuacji, jest zawsze z nami. Ale powinniśmy zrobić krok w jego stronę. Dodam, że oczywiście sami się często karamy złymi decyzjami. Ale Bóg też może karać. Fałszywe Boże Miłosierdzie zaraziło wiele umysłów na ludzką zgubę.
Nie zdążył się pan z nim pożegnać po igrzyskach w Londynie. Rozmawiałem z nim przez telefon tego wieczoru, kiedy zdobyłem złoto. Ojciec bardzo czekał na ten medal. Powiedział: „Zobaczyłem to, co chciałem zobaczyć, więc teraz właściwie mogę już umrzeć”. A ja mu na to, że co on za głupoty wygaduje, przecież trzeba żyć, bo nasza wspólna droga dopiero się rozpoczyna. I że niedługo przyjadę. Ale nie zdążyłem wrócić za jego życia. Po igrzyskach jeździliśmy po ukraińskich miastach, spotykaliśmy się z dziećmi, młodzieżą. Byłem akurat w Odessie, mama zadzwoniła z informacją, że z ojcem jest źle. Prosiła, żebyśmy byli w kontakcie. O wpół do trzeciej w nocy powiedziała, że tata zmarł. Miałem mętlik w głowie, mocno wspierał mnie wtedy Wasja Łomaczenko. Nie znamy dnia ani godziny…
Polecieliśmy do Kijowa, tam dotarła moja siostra, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na pogrzeb. Tata był już w trumnie, w domu. Wyciągnąłem ten złoty medal i mówię: „Oto on, tatko”. Włożyłem mu go do ręki i wyszedłem z pokoju. W taki oto sposób pożegnałem się z ojcem. Wieczorem byłem już w Kijowie i smuciłem się. To był trudny czas. Wspominałem, oglądałem zdjęcia. Pomyślałem, że zwyczajnie się spóźniłem i pewnie przez całe życie będzie to do mnie wracać. Ale patrząc na to z duchowego punktu widzenia, Bóg zabiera człowieka w najlepszym dla niego momencie. Nie tyle zabiera, co wzywa jego duszę, żeby wróciła tam, gdzie już była. Jako ludzie jesteśmy egoistami. Płaczemy, że odszedł człowiek, bo sami coś na tym tracimy. Tacy właściwie jesteśmy. Rzeczywiście straciłem wtedy wiele, ale dochodzę do wniosku, że stało się tak, jak powinno. Ciekawy rzecz poruszył mistrz świata. Dlaczego człowiek płacze po śmierci bliskiej osoby… Jakie są prawdziwe nasze intencje…
Wspominał pan, że po powrocie na Krym w 1999 r. rodzina często się przeprowadzała. Nie mieliśmy własnego mieszkania, a w dużym stopniu z powodu kłopotów finansowych zmienialiśmy te, które wynajmowaliśmy. Uczyłem się w paru różnych szkołach, co było bardzo niewygodne. Wszędzie na nowo musiałem urządzać się tak, żeby się ze mnie nie śmiali. Rówieśnicy robili sobie żarty na przykład z mojego nazwiska, bo Usyk brzmi prawie jak usy [wąsy – przyp. red.]. Wołali też na mnie usatyj-palasatyj [wąsiasty-pasiasty, tak jak w wierszyku o kocie – przyp. red.] albo wyzywali od jakichś karaluchów. No i wiadomo, jeszcze ta moja przerwa między zębami! Nikt nie miał idealnego dzieciństwa.
Ale tak jak z innymi sytuacjami w życiu, również i te mnie hartowały. W każdej szkole musiałem wyrobić sobie jakieś poważanie, wykazać się siłą albo odwrotnie – mądrością. Naukę zakończyłem w 2005 r. i z perspektywy czasu widzę, że częste zmiany otoczenia, choć ich nie chciałem, wyszły mi na dobre. WSZYSTKO JEST PO COŚ. Z CZASEM ZROZUMIESZ.
Podpadłem ojcu, byłem nieposłuszny. Za karę przeniósł mnie do szkoły, do której musiałem jechać prawie dwie godziny! Wstawałem o szóstej rano, żeby zdążyć na ósmą. Można postawić pytanie, czy zacząłbym uprawiać pięściarstwo, gdyby ojciec nie kazał mi zmienić szkoły? Bóg zezwala na jakieś kłody, abyśmy pszli w tym kierunku, który jest dla nas dobry. Inaczej nie zmienilibyśmy trasy.
Zbliżały się bokserskie mistrzostwa Krymu, zapytałem, czy Katja będzie się ze mną spotykać. Odparła, że jeśli wygram, to ona się zgadza! No i… przegrałem finał tych zawodów, ale mimo wszystko powiedziała mi „tak”. Motywacja, hehe.
Pierwszego dnia trener wystawił mnie do sparingu. Dostałem po głowie i pamiętam, że poczułem silną chęć zemsty. Wkrótce nauczyłem się boksować – bo bić się umiałem już wcześniej, lecz boksować jeszcze nie. I wtedy tamto uczucie mnie opuściło. Zobaczyłem, że mogę pokonać rywala zgodnie z zasadami, dlatego odwet przestał mnie interesować. Później zrozumiałem, że tym, co przeszkadza człowiekowi w osiągnięciu celu, często jest właśnie zemsta, zawiść albo nienawiść.
Mówili mu: „Po co bierzesz tego inwalidę?”, a mieli na myśli mnie. Wcześniej byłem zbitym chłopakiem, ale w dziewiątej klasie nagle wystrzeliłem. Stałem się wysoki i chudy. W dziesiątej klasie mierzyłem już 185 centymetrów przy wadze 68–69 kilogramów.
Patron Niemiec, kasjerów i krawców to? |
Ale nie brakowało mi charakteru. Dostając po twarzy, nie chowałem się, od razu chciałem oddać. Bum! Najlepiej tak, żeby głowa odleciała. Siergiej Juriewicz obserwował mnie z boku. Po treningu przyszedł i zaczął mnie instruować na zasadzie: tego nie rób, a to rób. A młody chłopak, taki jak ja, od razu się emocjonował. Co trener dostrzegł w moich oczach – nie mam pojęcia. Po prostu na mnie postawił. Twierdził, że zobaczył ogień, który trzeba było rozpalić, a potem umiejętnie dokładać drewno. Siergiej Juriewicz ma wyjątkowe wyczucie. Powtarzał też takie powiedzenie: „Będziemy harować? Będziemy górą. Będziemy się lenić? Będziemy w dupie”. Tak naprawdę obecne pokolenie jest oduczone ciężkiej pracy. I to jeden z powodów, że jest coraz mniej osób wybitnych. Talent to nie wszystko.
Jako nastolatek wciąż dokładał się pan do rodzinnego budżetu? Oczywiście. Zrywałem owoce w sadzie, a potem je sprzedawałem, myłem auta, rozładowywałem ciężarówki, dorabiałem jako ochroniarz. Raz trafiła mi się ciekawa oferta pracy – miałem pilnować na dyskotece mojego rówieśnika, którego ojciec był całkiem zamożnym człowiekiem. Zapytał: „Możesz na niego popatrzeć, żeby nie zrobili mu jakiejś krzywdy? To taki skromny, zwyczajny chłopak”. Mnie było tylko w to graj, bo nie dość, że mogłem wyjść na potańcówkę, to jeszcze mi za to płacili. Oczywiście na dyskotekach zawsze kręciło się paru kozaków, którzy lubili prowokować innych, ale wtedy nic złego się nam nie stało. I tak odkładałem pieniądze na kurtkę, buty czy inne potrzebne rzeczy. Wiedziałem, że rodzice muszą się naprawdę napracować, żeby trochę zaoszczędzić. Dzięki temu było im łatwiej. Bieda, trudności mogą nauczyć wdzięczności. I Aleksander się nauczył.
Mama pracowała na budowie, podobnie jak tata. Właściwie to przyjmowali każdą pracę, która sprawiłaby, że w domu nie będzie brakować jedzenia albo pieniędzy na ubrania. Ojciec pracował też jako ochroniarz. Nocami siedział w stróżówce, chodził, rozglądał się. Rankiem wracał do domu, tylko się przebrał i szedł do dziennej pracy. Wiedziałem, że nie śpi. Zdrzemnął się może kwadrans, gdy wieczorem dojeżdżał na nockę. Mamę bolały ręce. Szpachlowała, dłonie ciągle miała pod sufitem, gładź leciała jej do oczu. Patrzyłem na to i myślałem: „Kurde, co tu wymyślić, żeby nie musiała tego robić?”. Chciałem, żeby mogła zostawać w domu i żeby co miesiąc na jej konto wpływały pieniądze. Powiedziałem, że postaram się, aby tak było. Bieda może bardzo pomóc się rozwinąć. Być takim bodźcem do zmiany na lepsze.
Od dzieciństwa bez żadnego wstydu powtarzałem, że w dorosłości nie zamierzam iść do zwyczajnej pracy, żyć od wypłaty do wypłaty. Chciałem uczyć się w szkole aktorskiej i grać w filmach albo zostać muzykiem, jednak znalazłem rzemiosło, które odpowiadało mi najbardziej. Sport nie tylko odkrył we mnie człowieka, który umie boksować, ale też sprawił, że zacząłem się uczyć, poznawać literaturę i spojrzałem na życie inaczej. Inna sprawa, że wcześniej nie gardziłem żadnym zajęciem. Wstyd to nie pracować w ogóle. Wywozisz szambo czy liczysz złoto – pracą jest jedno i drugie. Sport zmienia człowieka.
W następnym odcinku ostatnia część tego wg mnie bardzo ciekawego okrojonego wywiadu. Każdy coś dla siebie może z niego wyciągnąć. Zapraszam do kolejnego odcinka 😉
SĄ TRZY TYPY LUDZI: |
Dlaczego tak jest, że człowiek w wielu przypadkach przejmuje się opinią tych dwóch pierwszych grup?
Dlaczego te pierwsze dwie grupy chcę zadowolić, zaspokoić? A przez to zaniedbuje tą trzecią grupę osób?
Zastanów się przez chwilę, kto u Ciebie należy do 1-szej grupy, kto do 2-giej, kto do 3-trzeciej. I jak każdą z tych grup traktujesz…
***
3. TEMAT: RADA OD 91-LETNIEGO WETERANA WOJENNEGO.
Weteran z Montrealu imponuje swoimi umiejętnościami i przykłada się do życiowej lekcji, że wiek to tylko liczba. 91-latek pokazuje, że nic go nie zatrzymuje, sunąc po lodowisku z jedną nogą w powietrzu. Jego historia oraz sposób cieszenia się sportem może być inspiracją dla wielu. Jego odwaga i determinacja przypominają, że nie ma granic wieku, gdy chodzi o pasję i radość z życia.
Nagranie potwierdzające:
https://www.instagram.com/
RADA 91-LATKA Jeśli nie możesz czegoś zrobić, oznacza to, że: |
4. TEMAT: PODZIĘKOWANIE i PROŚBA.
,
Dziękuję serdecznie za pomoc finansową.
Wasze wsparcie dodało mi sił, wiarę nową.
Dzięki Wam przyszłość widzę już jaśniej.
Proszę, wspierajcie mnie dalej, odważniej.
Każda złotówka to krok do przodu,
Wasza dobroć dodaje mi odwagi i mocy.
Razem możemy osiągnąć cele wysokie,
Dziękuję z serca, proszę o wsparcie głębokie..
Krzysztof Faron |
***
ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY.
Cykl roczny o świętych zakończony. Już nie będzie pojawiał się w newsletterze.
Będę tylko podawał kalendarz świętych na cały tydzień. Ciekawsze osoby podkreślę. Jeśli będziesz chciał doczytać, zapraszam na:
www.swiatlowmroku.pl i jest w po lewej stronie zakładka o świętych: https://www.
KALENDARZ ŚWIĘTYCH:
NIEDZIELA 2 CZERWCA:
– NMP Krzeszowska Matki Łaski Bożej,
– Św. Marcelin i Piotr, męczennicy,
– Św. Sadok i Towarzysze, męczennicy,
– Św. Feliks z Nikozji.
PONIEDZIAŁEK 3 CZERWCA:
– Św. Karol Lwanga i 12 Towarzyszy, męczennicy z Ugandy.
– Św. Sadok i 48 Towarzyszy,
WTOREK 4 CZERWCA:
– Św. Piotr z Werony,
– Św. Franciszek Caracciolo.
ŚRODA 5 CZERWCA:
– Św. Bonifacy,
– Bł. Małgorzata Szewczyk.
CZWARTEK 6 CZERWCA:
– Św. Norbert,
– Bł. Maria Karłowska,
– Św. Marcelin Józef Champagnat,
– Św. Filip.
PIĄTEK 7 CZERWCA:
– Św. Robert z Newminster,
– Św. Antoni Maria Gianelli,
– Bł. Anna od św. Bartłomieja,
– Bł. Maria Teresa de Soubiran.
SOBOTA 8 CZERWCA:
– Św. Jadwiga królowa,
– Św. Medard,
– Św. Wilhelm z Yorku,
– Bł. Diana i Cecylia,
– Św. Jakub Berthieu,
– Bł. Maria od Bożego Serca.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do śś. Maryi i Józefa”