CXXVIII (128) ODC. NIE CHCIAŁ ZDJĄĆ KRZYŻA.
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. O wszystkim decyduje…
2. Są trzy grupy ludzi.
3. Rada od 91-letniego weterana wojennego.
Odcinek CXXVIII (128)
1. TEMAT: Nie chciał zdjąć krzyża.
2. TEMAT: Błogosławiona Katarzyna Celestyna Faron i Boża obietnica.
3. TEMAT: Najpotężniejsza modlitwa na ziemi.
4. TEMAT: Podziękowanie i prośba 🙂
***
1. TEMAT: NIE CHCIAŁ ZDJĄĆ KRZYŻA.
Pierwotnie miała ukazać się tylko 1 część o Aleksandrze Usyku. I taką miałem przygotowaną. Zbiór różnych ciekawostek, które znalazłem. I w czasie szukania znalazłem ten płatny wywiad. Ach żal było nie dawać.
Dziś już ostatnia trzecia część tego wywiadu. Zapraszam do ciekawej lektury:
Jestem bardzo wdzięczny starszym kolegom, którzy umieli przemówić mi do rozumu i skierować na właściwą drogę. Pamiętam, jak siedziałem w domu i dokonywałem analizy. Doszedłem do wniosku, że jeśli nie będę się starać, jeśli nie będę wstawać rano, chodzić na treningi i rozwijać się, to będę słaby i kto to wie, może przyjdzie mi pracować po nocach jako ochroniarz? Takie życie nigdy mi nie pasowało. Jak widzisz na drodze do mistrzostwa każdy ma jakieś zawahania. Pytanie, jakie masz otoczenie. Czy pomoże Ci czy podetnie skrzydła. Bo to Ty wybierasz to towarzystwo. Usyk wykorzystał motywację „od”. Jak nie zrobi tego i tego to czeka go to i to czego nie chce.
W 2007 r. nie startował pan często. Powiem panu więcej. Wiosną, bodaj w maju, przegrałem w finale mistrzostw Ukrainy. Nadal boksowałem w wadze średniej, ale do limitu 75 kilogramów musiałem zrzucić bardzo dużo, bo około dziesięciu kilo. Trochę poróżniłem się jeszcze z trenerem Łapinem i dałem sobie spokój z boksem. Rzuciłem go na dwa, trzy miesiące. Zadzwonili do mnie, przemówili do rozsądku. Gorsze chwile przyjdą. Pytanie, co wtedy zrobisz. Poddasz się czy wstaniesz.
Czekał nas turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Pekinie. Dostałem powołanie na obóz kadry, ale tylko jako sparingpartner Ismaiła Siłłacha z wagi półciężkiej oraz Denysa Pojacyki z ciężkiej. A tu dwa lub trzy dni przed startem mówią mi, że będę boksował w kategorii do 91 kilogramów, bo Denys doznał kontuzji! W to, że zdobędę kwalifikację, nikt nie wierzył. A ja dałem radę! Ważyłem 84–85 kilo, rywale byli wyżsi i dużo ciężsi, ale naprawdę ze wszystkimi walczyło mi się znakomicie. Tylko w finale nie stanąłem do rywalizacji z Białorusinem Wiktorem Zujewem. Chciałem boksować, lecz nie pozwolił mi angielski doktor, taki brodaty facet. Spotkaliśmy się pięć lat później, zaczął mnie przepraszać, tłumaczył, że miałem poważnie rozbitą rękę, a jego obowiązek to ochrona zdrowia zawodnika. Oczywiście nie miałem do niego pretensji. We Włoszech wywalczyłem więc kwalifikację do igrzysk, ale myślę, że nie potraktowałem tego dość poważnie. Znów zacząłem myśleć, jakim kapitalnym jestem gościem, a nikogo fajniejszego ode mnie chyba nie ma. Okazja przyjdzie. Pytanie czy będziesz gotów? Usyka też dopadła zbytnia pewność siebie, czyli pycha. To co dzieje się dziś jest po coś. Aleksander boksował z wyższymi i cięższymi już przed 2008, co było zapowiedzią tego, co zrobi później w wadze ciężkiej.
Uznał pan, że w Pekinie będzie łatwo? Tak, zadowolił mnie sam fakt, że polecę na igrzyska. A przecież trzeba było myśleć o medalu. Cztery lata później obrałem sobie już za cel złoto, natomiast do Pekinu poleciał turysta. Nie nastawił się na medal, więc medalu nie było. Proste.
Ja też niedawno oglądałem ten pojedynek. W zasadzie go wygrałem, ale mojej ręki nie podniesiono. To znaczy, że przegrałem i tyle. Wróciłem do domu, zacząłem się żalić, że w sporcie panuje korupcja, że życie jest niesprawiedliwe. I znowu odszedłem. Tym razem na dwa miesiące. Próbowałem zająć się biznesem, owocami… Ale znowu, dzięki Bogu, okoliczności tak się ułożyły, że starsi wzięli mnie na rozmowę. Pozbierałem się i postanowiłem, że trzeba iść dalej. W 2008 r. były jeszcze listopadowe mistrzostwa Europy w Liverpoolu. Do tego czasu nie trenowałem, siedziałem w domu. Kolejne zniechęcenie. Jesteś lepszy, a przegrywasz…
W Anglii zdobyłem złoto mistrzostw Europy i jeszcze raz wytłumaczyłem sobie, że aby wygrywać, trzeba się ciągle starać, ciężko trenować. A wtedy wszystko będzie szło tak jak należy. Jeśli wiesz, co robić to trzeba to robić. Niby takie proste, ale niewielu wkłada odpowiedni wysiłek.
Czy to prawda, że przed finałową walką rozgrywanych w Baku w 2011 r. mistrzostw świata próbowano przekupstwa, by przegrał pan z reprezentantem Azerbejdżanu Tejmurem Mammadowem? Tak, zaproponowano mi 300 tys. euro. Sprzedałbyś się za ponad 1 mln złotych? Przecież to tylko głupi kawałek blaszki o kolorze złota.
Sporo pisano też o tym, że nie chciał pan zdjąć noszonego na piersi krzyża, co było jednym z wymogów organizatorów. Było zagrożenie, że w ogóle nie zostanie pan dopuszczony do walk? Myślę, że do tego by nie doszło, choć podczas ważenia zawsze słyszałem, że mam zdjąć krzyż. Odpowiadałem, że to moja sprawa i nie będę tego robił, bo regulamin wcale tak nie stanowi. Najważniejsze, że do ważenia zdjąłem koszulkę, spodnie, skarpetki. A co jest na moim ciele, to nikogo nie powinno obchodzić. Jeśli komuś nie spodobałby się mój tatuaż, to czy chyba nie dostałbym żadnego zakazu, prawda? Piękne świadectwo.
Anatolij Nikołajewicz Łomaczenko postąpił bardzo mądrze. Powiedział, że jeśli każą zdjąć krzyż z szyi, to mam go trzymać w ręku. Podobnie było z wyjściem na ring. Chcieli, żebym ukrył krzyż pod koszulką, no ale jak… Wystarczyło postępować rozsądnie. Na chwilę go schowałem, ale w drodze na ring znów był na wierzchu. „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” Mt 10,16. Estote ergo prudentes sicut serpentes, et simplices sicut columb. Trzeba jakoś sobie mądrze radzić, aby robić swoje i nie dać się złu.
Ktoś powie, że wiara powinna być skryta, że powinniśmy ją nosić w głębi serca. Na pewno, ale powinniśmy też wychwalać Najwyższego za to, co nam daje. Bo otrzymujemy od Niego tak dużo, że nawet nie możemy sobie tego wyobrazić. I jeśli On stwarza mi taką możliwość, to będę o Nim świadczył wszędzie. W ten sposób wyrażam swoją wdzięczność za pomoc, którą okazuje mi każdego dnia. „Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.” Mt 10,32-33. Omnis ergo qui confitebitur me coram hominibus, confitebor et ego eum coram Patre meo, qui in clis est. Qui autem negaverit me coram hominibus, negabo et ego eum coram Patre meo, qui in clis est.
Dał mi też doświadczenia życiowe – chorobę, biedę, przeprowadzki, śmierć ojca, inne wydarzenia. Na tym świecie jesteśmy tymczasowo – po to, żeby służyć dobru. Są ludzie, którzy nie wierzą w nic, albo wierzą w siebie czy we wszechświat. Twoje doświadczenie życiowe jest Ci potrzebne do czegoś. Jesteś tu na chwilę.
W Kijowie ma pan kierownika duchowego. Kierownik duchowy może mnie zganić, na przykład za niewłaściwe zachowanie czy wulgarny język. Tak jak ojciec może wyznaczyć pokutę, choćby pomoc w pracach porządkowych w cerkwi. To zresztą częsta praktyka w prawosławiu, którą wykonuje się bez żadnego przymusu. Masz kierownika duchowego? Jestem ciekawy, ilu katolików, gdyby oni mieli taką pokutę, wykonałoby ją…
Znowu to samo. Łokieć, pięść [chodzi o kontuzje]. Widziałem, jak trener Tkaczenko na mnie patrzył. Było mi niezwykle ciężko, a jemu zwyczajnie zrobiło się mnie żal. Przeszedłem covid, przez rok nie toczyłem pojedynków. Trenowałem, ale powrót okazał się bardzo trudny. Bo trzeba walczyć regularnie, nie wolno się zatrzymywać. Wszystko mnie bolało: ręka, bark, całe ciało. Obicia, siniaki. I Tkaczenko mówi: „Wszystko jest dobrze, chwała Bogu. Najważniejsze, że wygrałeś, pracujemy dalej”. Naprawdę było mu mnie szkoda, ale nie przywykłem, żeby ktoś się nade mną rozczulał. Powtarzaj sobie często z wiarą: Wszystko jest dobrze. Chwała Bogu.
Jeśli zaś chodzi o styl boksowania Joshuy, to w ogóle o tym nie myślę. Dla mnie nie ma żadnej różnicy, czy coś zmieni. Będzie wojował, a nie walczył technicznie? Najważniejsze jest to, co sam zrobię w ringu. To Ty wybierasz na czym się koncentrujesz.
Orędownik odbywających rekolekcje i dni skupienia to: |
Chciałbym w mądry sposób pokazać dzieciom drogę, którą wiedzie nas Pan Bóg. Sam nie będę im jej wybierał. Priorytetem są chęci córki i synów, a ja zamierzam im tylko pomóc. Bo jeśli będziemy im mówić, co mają robić, to nie będą nas słuchać! One tylko obserwują nasze zachowanie, a potem je powtarzają, dlatego trzeba dawać dobry przykład. “Verba docent, exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają”.
W pierwszej kolejności samemu trzeba prowadzić się jak należy, żebyśmy w przyszłości widzieli własne odbicie w dzieciach. Wie pan, często myślę o tym, że wielu ludzi obwinia czasy, w których przyszło nam żyć, na zasadzie: teraz jest źle, a kiedyś było świetnie. A przecież wszystko jest tak samo! Przykład idzie od nas samych. Kiedy dziecko dojrzewa, poznaje kolegów czy koleżanki, to może zacząć kogoś naśladować, ale w największym stopniu i tak będzie powtarzać działania rodziców! Powiem więc jeszcze raz, że najpierw trzeba wychowywać samego siebie.
Dostaję też listy, których nie upubliczniam, ale zdarzyło się, że ktoś napisał: „Dziękuję, bo wyciągnął mnie pan z pętli”. Zapytałem, co to konkretnie znaczy. „Miałem problemy, chciałem się powiesić. Po obejrzeniu wywiadu z panem zdecydowałem, że zmienię swoje życie. Pracuję, jest mi trudno, ale na pewno nie chcę trafić do piekła”. Jeśli w ten sposób komuś pomagam, to bardzo się cieszę. I dziękuję Najwyższemu, że tak tym zarządza. Możesz być dla kogoś inspiracją. Możesz komuś uratować życie.
Nie dopadnie pana pycha, tak jak bywało w dalekiej przeszłości? Nieważne, ile mamy lat, zawsze jesteśmy zagrożeni, bo diabeł nie śpi. Wieczorem dziękuję Panu Bogu za przeżyty dzień, a rano proszę Anioła Stróża, żeby był ze mną i nie pozwolił wrogowi mnie oszukać. W każdej modlitwie proszę Najwyższego o pokorę, o dobroć, żeby nauczył mnie kochać ludzi tak jak On, abym widział w nich tylko dobro. A zbłądzić możemy w każdej chwili. Nie wolno myśleć, że jesteśmy na szczycie. Potkniesz się o kamyczek i jest po wszystkim. Trzeba być czujnym, skoncentrowanym. Nie mówię, że zawsze, ale bardzo często. Kiedy śpisz, możesz się rozluźnić.
To już koniec najciekawszych fragmentów tego wywiadu. Mam nadzieję, że się spodobał, bo mi bardzo.🧨⚔💪
Za tydzień będzie ZNOWU o Usyku 😀 To, co pierwotnie miało TYLKO się pojawić czyli zbiór różnych informacji o mistrzu świata z Ukrainy. Będzie ciekawie 😉 ZAPRASZAM ZA TYDZIEŃ.
Chcesz być mistrzem? Ucz się od mistrzów.
Ciekawa postać 😀 nie tylko na zbieżność nazwisk :D. Uprzedzam pytanie. Czy to moja rodzina albo ksiądz o którym zaraz wspomnę? Tego nie wiem. 🤔 Piszę o Niej, aby ją uczcić, ponieważ 12 czerwca jest wspomnienie 108 męczenników II wojny światowej, w tym bł. Katarzyny Celestyny Faron.
Ze wględu, że to nie jest pierwszy temat. I żeby Cię nie zanudzać. Przejdziemy do konkretów.
W 16. roku życia głos powołania na drogę rad ewangelicznych był już dla Katarzyny na tyle zrozumiały, że zwróciła się z prośbą o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Starej Wsi z następującą, jakże dojrzałą motywacją: życie swoje chcę poświęcić Matce Najświętszej i tak żyć w cnotach, zwłaszcza w cnocie czystości aż do śmierci.
Otrzymała imię zakonne s. Celestyna. Siostry służyły sprawie odzyskania niepodległości przede wszystkim modlitwą i pracą, nie ukrywały także swojej patriotycznej postawy. Na siostry padło podejrzenie o współpracę z partyzantami. Na skutek konfidenckiego donosu s. Celestyna, jako przełożona odpowiedzialna za wspólnotę zakonną, otrzymała wezwanie na posterunek gestapo.
W tej sytuacji szansę ocalenia dawało ukrycie się – natychmiastowy wyjazd w inne strony. Tak radziły osoby zatroskane o jej dobro, jednak s. Celestynie bardziej zależało na bezpieczeństwie innych, niż na własnym. Wiedziała, że w przypadku jej „zniknięcia” agresja okupanta mogłaby skierować się na Zgromadzenie: na inne siostry czy prowadzone przez nie dzieła. Na ostrzeżenia odpowiedziała krótko: „ma kto cierpieć, to wolę ja”.
Faktycznie, sama zgłosiła się na posterunek gestapo – i już nie wróciła.
ŻYCIE W OBOZIE
W obozie Auschwitz-Birkenau s. Celestyna otrzymała numer 27989. Świadkowie zgodnie podkreślają jej zaufanie wobec Boga, ciche znoszenie cierpień oraz chrześcijański, heroiczny optymizm. Wyczerpana bólem i głodem umiała pocieszać innych, stać ją było na dobre słowo, a nawet uśmiech. Chociaż pragnęła końca wojny i wolności, nigdy nie objawiała żalu, że się tam dostała. Jako więźniarka bloku numer 7 pracowała przy kopaniu rowów. W pasiaku i drewniakach, pod grozą ustawicznie wzniesionego bata przez wiele godzin dziennie stała w wodzie, znosząc kaprysy zimowej i wiosennej pogody, głód, a przede wszystkim straszliwe wyczerpanie. W tych warunkach zaczęła coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Już po trzech miesiącach pobytu w obozie, w kwietniu 1943 r. jako ciężko chora, z zamroczeniem tyfusowym, przytępionym słuchem i odleżynami skierowana została na rewir w bloku 24, gdzie pozostała do śmierci. Zakończyła życie z soboty na niedzielę 9 kwietnia 1944 r., w noc Zmartwychwstania Pańskiego o godz. 22.00.
OFIARA O NAWRÓCENIE KAPŁANA
Gdy s. Celestyna dowiedziała się, że kapłan o tym samym co ona nazwisku (ks. Władysław Faron) oddalił się od Kościoła rzymsko-katolickiego, (przeszedł najpierw do polskokatolików, a później do starokatolików) spontanicznie wyraziła gotowość ofiarowania swojego życia w intencji o jego nawrócenie.
Poczucie współodpowiedzialności za konkretnego kapłana stało się dla niej wezwaniem do ekspiacji. Kiedy po wojnie ks. Władysław Faron składał wyznanie wiary, dziękując Bogu i Matce Najświętszej za łaskę radykalnego nawrócenia, zapewne nic nie wiedział o s. Celestynie Faron, która zmarła w oświęcimskim obozie jako jedna z wielu milionów ofiar wojny.
OBIETNICA PIERWSZYCH PIĄTKÓW MIESIĄCA
Rozwijająca się gruźlica i powiększająca się rana w pachwinie sygnalizowała zbliżający się koniec życia. Siostra jednak, ożywiona głęboką wiarą i zaufaniem Bogu, powtarzała z wewnętrznym przekonaniem, że nie umrze, dopóki nie przyjmie Komunii św., bo odprawiła nowennę pierwszych piątków, a Pan Jezus przyrzekł tę łaskę. (…) Faktycznie przyjęła Ją jako Wiatyk 8 grudnia 1943 roku, w patronalne święto Zgromadzenia, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – przywiezioną potajemnie przez kapłana jadącego z transportem lwowskich więźniów do Oświęcimia. Kapłan ten miał przy sobie konsekrowane Hostie zaszyte w sutannie. Jedną z tych szczęśliwych, która przyjęła Komunię Św. była s. Celestyna. Od tej chwili była pewna, że obozu nie przetrwa.
***
3. TEMAT: NAJPOTĘŻNIEJSZA MODLITWA NA ZIEMI.
Otóż postalibyśmy max. po kilkanaście sekund przy każdym eksponacie i szybko poszli zjeść jakieś francuskie danie lub do mcd. Czemu tak? Bo raczej większość ludzi nie zna się na dziełach sztuki. Nie zna ich niezwykłej historii, wartości itd.
Natomiast gdybyśmy mieli przewodnika, który pomoże nam odkryć ukryty skarb, ukrytą wartość. To inaczej patrzelibyśmy na te dzieła sztuki.
Podobnie jest z Mszą św. Jest to skarb, którego nie potrafimy odkryć. Stąd też omijamy Msze św. Chodzimy w kratkę bądź odlatujemy myślami kilkanaście-kilkadziesiąt razy w czasie jednej Mszy św.
Stąd też nie ma się co dziwić, że w ponad 90% przypadków człowiek, jeśli zamawia Mszę św. to głównie za zmarłych. To dobrze. Ale co z żyjącymi tutaj na zieimi? Ile jest przecież okazji: urodziny, imieniny, rocznice, ważne wydarzenia z życia, jakieś trudności, uzależnienia itd. Poprostu nie wierzymy w moc Mszy św.
Albo bardziej wierzymy we własne siły albo że różaniec czy koronka jest potężniejszą modlitwą niż Msza św.
Będę próbował pomóc odkryć skarb Mszy św. w niektórych odcinach newslettera. Bo niełatwo to zrobić w sposób prosty, ciekawy i krótki.
Niech św. Jan Maria Vianney może nam w tym swoim cytatem.
4. TEMAT: PODZIĘKOWANIE i PROŚBA.
Dziękuję Ci za wsparcie,
za serca otwarcie,
Za każdą pomocną dłoń w trudnych dniach,
Twoja dobroć świeci jak gwiazdy na niebie,
Proszę, bądź ze mną dalej, bardzo na Ciebie liczę.
Krzysztof Faron |
***
ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY.
Cykl roczny o świętych zakończony. Już nie będzie pojawiał się w newsletterze.
Będę tylko podawał kalendarz świętych na cały tydzień. Ciekawsze osoby podkreślę. Jeśli będziesz chciał doczytać, zapraszam na:
www.swiatlowmroku.pl i jest w po lewej stronie zakładka o świętych: https://www.
KALENDARZ ŚWIĘTYCH:
NIEDZIELA 9 CZERWCA:
– Bł. Anna Maria Taigi,
– Św. Efrem Syryjczyk,
– Bł. Mikołaj z Gesturi,
– Św. Józef de Anchieta,
– Św. Kolumba (Starszy) z Hy (Iona).
PONIEDZIAŁEK 10 CZERWCA:
– Bł. Bogumił-Piotr,
– Bł. Jan Dominici,
– Bł. Eustachy Kugler.
WTOREK 11 CZERWCA:
– Św. Barnaba,
– Św. Paryzjusz,
– Paula Angela Maria Frassinetti.
ŚRODA 12 CZERWCA:
– Bł. 108 męczenników z czasów II wojny światowej,
– Św. Leon III,
– Św. Onufry Wielki,
– Św. Kasper Bertoni,
– Św. Benedykt Menni,
– Bł. Maria Kandyda od Eucharystii,
– Bł. Stefan Bandelli.
CZWARTEK 13 CZERWCA:
– ŚW. ANTONI Z PADWY! POLECAM!
PIĄTEK 14 CZERWCA:
– Bł. Michał Kozal,
– Św. Metody Wyznawca,
– Bł. Gerard z Clairvaux,
– Św. Elizeusz.
SOBOTA 15 CZERWCA:
– Bł. Jolenta,
– Św. Wit,
– Św. Bernard z Menthon,
– Św. Maria Michalina od Najświętszego Sakramentu.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do śś. Maryi i Józefa”
Do następnego odcinku za kilka dni.
Jeden komentarz
Pingback: