CVIII (108) odc. Automatyczny sposób na zmianę
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Miałeś kiedyś farta? Ale chyba, nie aż takiego 😀
2. Bóg jest niesprawiedliwy?
3. Sekret wielkości św. Maksymiliana Marii Kolbego.
Odcinek CVIII (108)
1. TEMAT: Ja tu nie umrę. Tu nie ma sakramentów.
2. TEMAT: Prosta zasada.
3. TEMAT: Automatyczny sposób na zmianę.
4. TEMAT: PODZIĘKOWANIE.
***
1. TEMAT: JA TU NIE UMRĘ. TU NIE MA SAKRAMENTÓW.
Zofia Posmysz (1923–2022) w 1942 roku trafiła do obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie spędziła 964 dni. Potem przewieziono ją do Ravensbrück i dalej do Neustadt-Glewe. Po wojnie skończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała m.in. w Polskim Radiu, współtworząc słuchowisko „W Jezioranach”. Napisała m.in. „Wakacje nad Adriatykiem”, „Pasażerkę” (przeniesioną na ekran w reż. A. Munka i W. Lesiewicza oraz na deski opery) czy „Chrystusa Oświęcimskiego”. W 2020 roku została odznaczona Orderem Orła Białego.
Ale co zadecydowało o moim przeżyciu Oświęcimia, to chyba ksiądz, który w szkole im. Zbigniewa Oleśnickiego w Krakowie uczył nas religii.
Co mu pani zawdzięcza?
Był surowy, trochę się go bałyśmy. W szóstej klasie, kiedy zdawało się do szkoły średniej, powiedział nam, że więcej się nie zobaczymy, bo przechodzi do innej parafii. „Ale, dziewczynki – powiedział – ja wam coś poradzę. Żebyście przez 9 miesięcy, każdego pierwszego piątku miesiąca, przystępowały do spowiedzi i Komunii Świętej”. Ja byłam dzieckiem dosyć śmiałym. Zapytałam: „A dlaczego, proszę księdza?”. Popatrzył na mnie i zamiast skarcić, mówi: „Dlatego, moje dziecko, że ktoś, kto odbędzie taką nowennę, ma gwarancję u Pana Boga, że nie umrze bez sakramentów”. Odbyłam tę nowennę i gruntownie o niej zapomniałam.
Aż do Oświęcimia.
W pierwszych dniach, kiedy już byłyśmy zorganizowane w grupy robocze i wychodziłyśmy do pola do strasznie ciężkiej roboty, zobaczyłam na drutach wiszącą więźniarkę. Te, które nie mogły wytrzymać, popełniały samobójstwo. I wtedy mi się przypomniało: ona umarła tutaj, bez sakramentów.
A w obozie dostępu do sakramentów pani nie miała.
Unikałam rzeczy, które powinny się skończyć gruntownym pobiciem albo jeszcze gorzej, wyrokiem śmierci. Tak przetrwałam obóz, aż do momentu, kiedy nastąpiła zmiana obsługi obozowej z mężczyzn na kobiety. Do naszego bloku wtargnął szef kuchni, powiedział coś blokowej, a ona zarządziła ustawienie się przed blokiem w szeregach. Nie wiem dlaczego, ale stanęłam w pierwszej linii. Byłam tak cwana, że zwykle stawałam w środku, nie po bokach – nie blisko psa i esesmana. A tamtego razu esesman szedł i wskazywał: ty, ty, ty. Wybrał dziesięć dziewczyn, mnie też. Nie wiedziałyśmy, dokąd pójdziemy.
Okazało się, że to praca w obieralni kartofli!
Siedząca, blisko kuchni. Kucharki nieraz potrafiły wynieść kawałek chleba albo zupę w garnuszku. Już nie było takiego głodu. Dostałam się na blok kuchenny, miałam pryczę jednoosobową, raz na tydzień nas prowadzili do łaźni. Za każdym razem, kiedy coś się działo, ja sobie powtarzałam: ja tu nie umrę, tu nie ma sakramentów. I to pomagało. Różnie różni tłumaczą. Ci co nie wierzą, mówią, że byłam cwana. A ja tak przeżyłam przewiezienie w styczniu 1945 roku do Niemiec, trzydniowy marsz do pierwszej stacji, trzy tygodnie w Ravensbrück, przewiezienie do Neustadt-Glewe, gdzie wyzwoliła nas armia amerykańska. Stamtąd wracałyśmy pieszo do Polski, droga trwała 3 tygodnie. To też były niebezpieczne sprawy, Armia Czerwona… No i tak się stało – przeżyłam.
Zdążył przekazać pani ten medalik, który do dziś czasem trzyma pani w rękach. (Chodzi o Tadeusza, współwięźnia, który zginął, ale wcześniej Zofię wiele nauczył)
Przyniósł dwa medaliki. Jeden był z Matką Boską Szkaplerzną, ja wybrałam Chrystusa.
Na jego odwrocie widać jeszcze napis „Oświęcim 1943”.
Wykonany był w obozie. Niemcy chcieli wykorzystać to, co odbierali Żydom wiezionym do gazu. Wyrzucali ich z pociągów, wszystkie bagaże musieli zostawić. A w bagażach była nieraz biżuteria, jakieś złoto, srebro. Więc esesmani stworzyli w obozie męskim pięcioosobową pracownię biżuterii. Więźniowie wykonywali różne rzeczy dla esesmanów. Ale Polacy, jak to Polacy, robili również nielegalnie takie rzeczy, ryzykując życie. W ten sposób powstał ten medalik.
Udało się go pani ukryć, np. w bucie!
Jak był mankiet, to się go wkładało i zaszywało. W bloku miałam łóżko na najwyższej półce, więc chowałam go też w szczelinie dachu. Bałam się bardzo. Raz był zagrożony okrutnie! Czasem pracowałam w nocy – gotowało się tzw. herbatę dla tych, co ruszały do pola. Wtedy pozwalałam sobie ten medalik zabierać ze sobą, bo się do niego modliłam. Któregoś razu kocioł obok mnie zaczął gwizdać, że jest za dużo paliwa. Dziewczyna, która się nim opiekowała, wyszła do latryny, więc ja ruszyłam za nią, bo taki był zwyczaj – pomagałyśmy sobie. Akurat się modliłam i trzymałam w ręku ten medalik. Pobiegłam, żeby wygarnąć to, co się paliło, a medalik położyłam na taborecie. Wracam, a przy moim kotle stoi esesman i trzyma medalik w ręku. Ja nie wiem, że ja nie padłam wtedy, nie zemdlałam…
Za to się szło do karnej kompanii!
Nie mówiąc o tym, że można było dostać po pysku. Esesman stoi, trzyma medalik i pyta: is das dein? Czy to twoje? Mówię: tak. Przyjrzał mi się i pyta: bist du katolich? Jesteś katoliczką? Mówię: tak. Co miałam powiedzieć? Przyjrzał mi się i odszedł z tym medalikiem. Mógł z nim pójść do swoich szefów… Ale on przeszedł kotły dookoła, wrócił do mnie, wyciąga rękę i mówi: masz! Nie wiem, czy wtedy płakałam, ale mi głos drżał. Pytam: dlaczego? Dlaczego pan to robi? Też miałam pytania idiotyczne! A on popatrzył na mnie dziwnie i mówi: meine Eltern sind katolisch. Moi rodzice są katolikami. Ja się wtedy rozpłakałam, zaczęłam mu dziękować. Jeszcze mi powiedział na koniec: tylko chowaj go tak, żeby nikt z moich kolegów go nie zabrał. A ja się dowiedziałam cztery dni później, że był to esesman Węgier. No i tak przeniosłam medalik. Teraz sobie myślę, że oddam go do muzeum w Oświęcimiu.
Bez wiary też by się nie udało?
Moja mama nie miała wątpliwości, że to, że przetrwałam i wróciłam, to była ingerencja Pana Boga. Wiara pomogła mi przeżyć nie tylko obóz, ale wszystko, co było potem.
Kiedy pracowałam w radiu, mówiono, żebym wstąpiła do partii. Ja na to: ludzie kochani, ale jak to, Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek? Jak to będzie, przed południem będę chodziła do kościoła, a po południu na zebranie partii? Nie. Ale byli też ludzie, którzy mi pomagali – bo wszędzie można spotkać człowieka. To co mnie dziś boli, to kiedy widzę, że ludzie wierzący wychowują dzieci tak, żeby miały wolną rękę. Ale dokąd ta wolność prowadzi?
Stwierdziła pani: „Dziś myślę sobie, że rodzice robią dzieciom wielką krzywdę tym racjonalizmem, materializmem. Przecież nie wiadomo, jak się potoczy życie, może przyjdzie katastrofa. Jakiś kolejny Holokaust. W takich sytuacjach silne przeżycia religijne dają siłę. Bez tej busoli – jaką ja miałam – będzie im trudno. Busoli chrześcijańskiej, mistycznej. Naprawdę będzie trudno”.
Mam żal do rodziców. Bo to od nich zależy, żeby dziecko, kiedy np. jest choinka, dowiadywało się, co to jest Boże Narodzenie. I w tej atmosferze i wierze się wychowywało. Ale czasami widzę też np. rzesze młodzieży w Częstochowie, także nie wszystko stracone.
Dziękuje pani Bogu, że tak się potoczyło to życie?
A jak, pewnie! Po całym dniu dziękuję za przeżyty dzień. A jeśli coś dobrego zrobiłam, też dziękuję za to. Kiedy się ma jakieś możliwości i można pomóc, to pomagam. Wspieram np. organizacje pomocy dzieciom, które są w domach opieki. To jest niestety bardzo smutne…
Wiara daje też pani siłę dzisiaj?
Oczywiście. Jak się źle czuję, nie mogę się ruszać, to myślę: Panie Boże, pewnie wiesz, co czynisz…
***
2. TEMAT: PROSTA ZASADA.
Charlie Munger ma prostą zasadę: |
Rozczarowanie. Któż nie był rozczarowany meczem ulubionej drużyny piłkarskiej lub piłkarzem. Albo rozczarowany jakąś osobą w której pokładaliśmy jakieś nadzieje czy to w rodzinie, przyjacielu lub jakiejś znanej osobie zajmującej się tematem nas bardzo interesującym.
Nie możesz pójść w skrajność. I być zimny jak lód. Nie wolno Ci się znieczulić przed bólem rozczarowania. Bo znieczulenie działa nie tylko domiejscowo, ale na Ciebie całego.
Poprostu obniż oczekiwania względem innych o kilkadziesiąt procent. Zlecasz, coś komuś. Od razu załóż na starcie, że zrobi z tego 50%.
PROSTA ZMIANA podejścia obniży ból zawodu, a zwiększy ilość miłych niespodzianek. ***
3. TEMAT: AUTOMATYCZNY SPOSÓB NA ZMIANĘ.
Gang motocyklowy. Został on rozmontowany od środka przez policjanta pod przykrywką. Dziennikarz, lata później, pyta go: „Musiał się Pan bać, przecież gdyby się dowiedzieli, że jest Pan gliną, zabiliby Pana na miejscu…”
A facet na to:
„Kiedy byłem w podstawówce, starszy, większy i silniejszy chłopak wyzwał mnie na solówkę. Miała się odbyć następnego dnia. Wróciłem do domu i byłem przerażony. Ojciec zobaczył, że jestem nie swój więc zaczął mnie pytać: 'Synu, co się stało?’ więc mówiłem mu, że nic się nie stało ale nalegał. W końcu powiedziałem mu wszystko, że się boję, bo on jest i większy i silniejszy. A ojciec spojrzał wtedy na mnie i powiedział mi: ’SYNU, NIE MYŚL O TYM CO ON MOŻE ZROBIĆ TOBIE TYLKO O TYM CO TY MOŻESZ ZROBIĆ JEMU’. No i wygrałem tę solówkę…”
Tym jednym zdaniem ojciec zmienił postawę – a więc i życie – swojego syna.
Breaking Bad, gdzie Walter White mówi do żony: „Nie jestem w niebezpieczeństwie. To ja jestem niebezpieczeństwem!” To jest właśnie zmiana sposobu postrzegania siebie.
Sposobem na natychmiastową zmianę (automatyczną) jest zmiana sposobu postrzegania siebie (zmiana percepcji siebie samego). To percepcja uruchamia Twój układ nerwowy do działania
4. TEMAT: PODZIĘKOWANIE
Dziękuję KOLEJNYM OSOBOM, KTÓRE PODESŁAŁY💰 na moje konto. Za każdy grosz BARDZO DZIĘKUJĘ! Pamiętam w modlitwie o tych, którzy wspomogli mnie.
Ponawiam APEL: Jeśli chciałbyś podarować mi jakikolwiek grosz, aby wesprzeć moją działalność duszpasterską jako Newslleter, byłbym zaszczycony i wdzięczny. Każdy odczuwa inflację i nietylko. Obecnie ja również mam trochę kłopotów nie tylko finansowych, ale również tych dotyczących pieniędzy.
Krzysztof Faron |
Dlatego, jeśli chcesz, wyślij dziś, jutro lub w inny dzień na moje konto lub blikiem jakąkolwiek wpłatę jaką uznasz za słuszną. Czy to ze względu, że korzystasz z darmowych treści, czy może dlatego, że któreś bardzo Ci pomogły, czy dlatego, że mnie lubisz 😀 czy z jakiegokolwiek innego powodu, DZIĘKUJĘ!
Oczywiście jak ktoś nie chce, nie ma problemu. 🙂 I tak dalej będę raz w tygodniu do KAŻDEGO wysyłał kolejny odcinek newslettera.
***
DODATEK Z SZACUNKU, PODZIWU I MIŁOŚCI DLA ŚWIĘTYCH:
DODATEK DLA AMBITNYCH CZYTELNIKÓW:
KARTKA Z KALENDARZA NA TEN TYDZIEŃ: (TO ŚWIĘCI WYBIERAJĄ NAS. NIE MY ICH)
DUŻO TYCH ŚWIĘTYCH… MOŻNA NA KILKA DNI ROZBIĆ. WYbrałem dla Ciebie najważniejsze rzeczy z ich życia. Nigdy nie wiesz jakie jedno zdanie z ich życia może być Twoim Game Changerem.
Polecam szczególnie do czytania:
a) 21 stycznia, niedziela: św. Agnieszka, męczennica.
b) 22 stycznia, poniedziałek: bł. Laura Vicuna. Poświęciła swoje życie, aby mama się nawróciła i nie żyła w konkubinacie.
c) 23 stycznia, wtorek: bł. Mikołaj Gross, męczennik-mieszkał krótki czas w Wałbrzychu.
d) 23 stycznia, środa: Błogosławieni Wincenty Lewoniuk i Towarzysze, męczennicy z Pratulina- grekokatolicy, którzy stanęli w obronie kościoła.
e) 24 stycznia, czwartek: Błogosławiona Paula Gambara Costa, tercjarka- opiekowała się kochanką męża.
f) 24 stycznia, piątek: lektury warte przeczytania napisane przez św. Franciszka Salezego.
WAŻNE:
a) 25 stycznia, czwartek: ŚWIĘTO NAWRÓCENIA ŚW. PAWŁA APOSTOŁA.
MOŻLIWOŚĆ UZYSKANIA ODPUSTU ZUPEŁNEGO. Oprócz wypełnienia 3 tych samych warunków, należy wykonać jeszcze czynność nadaną odpustem https://www.
1) W roku jubileuszu 800 lecia wybudowania przez św. Franciszka z Asyżu pierwszej szopki bożonarodzeniowej za nawiedzenie kościoła franciszkańskiego oraz modlitwę przy figurce Jezusa będzie można uzyskać odpust. Można będzie go uzyskać od 8 grudnia 2023 roku do 2 lutego 2024 roku.
***
21 STYCZNIA NIEDZIELA: ŚW. AGNIESZKA (RZYMIANKA), DZIEWICA I MĘCZENNICA, ZM. 304, RZYM. W starożytności była jedną z najbardziej popularnych świętych. Piszą o niej św. Ambroży, św. Hieronim, papież św. Damazy, papież św. Grzegorz I Wielki i wielu innych. Jej rodzice wychowali ją tak pobożnie, iż w roku dziesiątym życia złożyła ślub czystości i poświęciła swe życie niebieskiemu swemu Oblubieńcowi.
Nadzwyczajna jej piękność zwróciła na nią uwagę synów najznakomitszych rodzin Rzymu, którzy wszelkimi sposobami starali się pozyskać jej serce. — Gdy pewnego razu wracała ze szkoły panieńskiej, ujrzał ją syn starosty rzymskiego, Semproniusza, i tak się w niej rozmiłował, że zaraz posłał jej bogate dary w szatach, klejnotach i pieniądzach, prosząc, aby zechciała zostać jego małżonką. Lecz Agnieszka darów nie przyjęła, a w odpowiedzi oświadczyła, że zaręczoną już jest o wiele zacniejszemu Oblubieńcowi, który jej droższe i kosztowniejsze dał dary. Nie może przeto złamać danego słowa.
Zalotnicy, chcąc złamać jej upór, oskarżyli ją, że jest chrześcijanką. Doprowadzona przed sędziego nie uległa ani łagodnym namowom, ani groźbom. Rozniecono ogień, przyniesiono narzędzia tortur, ale ona przyglądała się temu z niewzruszonym spokojem. Wobec tego odesłano ją do domu publicznego, ale jej postać budziła taki szacunek, że żaden z grzesznych młodzieńców odwiedzających to miejsce nie śmiał się zbliżyć do niej. Jeden, odważniejszy niż inni, został nagle porażony ślepotą i upadł w konwulsjach. Młoda Agnieszka wyszła z domu rozpusty niepokalana i nadal była czystą małżonką Chrystusa.
Zalotnicy znów zaczęli podburzać sędziego. Bohaterska dziewica została wtedy rzucona w ogień, ale kiedy wyszła z niego nietknięta, skazano ją na ścięcie. „Udała się na miejsce kaźni – mówi św. Ambroży – szczęśliwsza niż inne, które szły na swój ślub”. Wśród powszechnego płaczu ścięto jej głowę. Poszła na spotkanie Nieśmiertelnego małżonka, którego ukochała bardziej niż życie.
Na miejscu „świadectwa krwi” dzisiaj jest Piazza Navona – jedno z najpiękniejszych i najbardziej uczęszczanych miejsc Rzymu. Tuż obok, nad grobem męczennicy, wzniesiono bazylikę pod jej wezwaniem, w której 21 stycznia – zgodnie ze starym zwyczajem – poświęca się dwa białe baranki. Jest patronką dzieci, panien i ogrodników.
Imię Agnieszki jest wymieniane w Kanonie rzymskim. Artyści przedstawiają Agnieszkę z barankiem, gdyż łacińskie imię Agnes wywodzi się zapewne od łacińskiego wyrazu agnus – baranek. Dlatego powstał zwyczaj, że w dzień św. Agnieszki poświęca się baranki hodowane przez trapistów w rzymskim opactwie Tre Fontane (znajdującym się w miejscu ścięcia św. Pawła), a następnie przekazuje się je siostrom benedyktynkom z klasztoru przy kościele św. Cecylii na Zatybrzu. Z ich wełny zakonnice wyrabiają paliusze, które papież nakłada co roku 29 czerwca (w uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła) świeżo mianowanym metropolitom Kościoła katolickiego.
***
22 STYCZNIA PONIEDZIAŁEK: ŚW. WINCENTY, DIAKON I MĘCZENNIK, ZM. 304, HISZPANIA. Wincenty (zwany najczęściej Wincentym z Saragossy, ale także spotykany jako Wincenty z Aragonii, Wincenty z Huesca, Wincenty Tourante) w hiszpańskim mieście Huesca w znakomitej rzymskiej rodzinie.
Powierzono mu opiekę nad ubogimi oraz zarządzanie dobrami diecezji. W czasie prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana został aresztowany i wtrącony do więzienia. Poddawano go torturom, aby wyrzekł się wiary, a także wydał dobra kościelne. Podobnie jednak jak inny diakon, św. Wawrzyniec w Rzymie, tak i św. Wincenty zniósł bohatersko wszystkie męki. W opisach hagiograficznych można przeczytać, że przywiązano go do szafotu i naciągano tak mocno, że kości wyrwano ze stawów. Żelaznymi grzebieniami rozrywano mu ciało, pieczono na wolnym ogniu i przypalano żelazem. Tak poraniony, miał być wrzucony do pomieszczenia wypełnionego pokruszonymi skorupami, w którym męczennik całą noc śpiewał hymny na cześć Stwórcy. Zobaczywszy to, strażnik więzienny nawrócił się. Wincentego skazano ostatecznie na śmierć przez ukrzyżowanie.
Jedną z najsłynniejszych świątyń poświęconą Wincentemu z Saragossy jest największy kościół w Szwajcarii – katedra w Bernie (Berner Münster). Jego imieniem nazwano przylądek w Portugalii, w prowincji Algarve – najbardziej na południowy zachód wysuniętą część Europy (Cabo de São Vicente). W połowie XV wieku jego imieniem nazwano jedną z Wysp Zielonego Przylądka na Atlantyku.
Święty Wincenty jest patronem Portugalii i Lizbony oraz wielu hiszpańskich miast, a także leśników, drwali i rolników oraz wytwórców i sprzedawców wina.
APOSTOŁ RZYMU
Święty Wincenty Pallotti, kapłan, 1795-1850, Italia. Pracował przez całe życie w Rzymie. Matka Wincentego, Magdalena de Rossi, była pobożną tercjarką franciszkańską, a ojciec, Piotr Pallotti – zamożnym kupcem i żarliwym miłośnikiem różańca. Po latach Wincenty dziękował Bogu za „świętych rodziców”. W czasie studiów zapoznał się ze św. Kasprem del Bufalo (+ 1837). Tworzył szkoły wieczorowe, stowarzyszenia cechowe dla robotników, sierocińce i ochronki dla dziewcząt.
4 kwietnia 1835 roku założył Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego, charakteryzujące się nowatorskim programem duszpasterskim, który opiera się na współpracy świeckich i duchownych. Na czele Zjednoczenia miała stać nowa rodzina zakonna, Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego (SAC)-pallotyni, która miała spełniać zadanie animatora wszystkich dzieł katolickiego apostolatu. Nową rodzinę zakonną związał jedynie przyrzeczeniem i profesją. Do dziś centralną część tego dzieła stanowią księża i bracia pallotyni oraz siostry pallotynki. Na ziemiach polskich pallotyni pojawili się w 1907 roku, już trzy lata po zatwierdzeniu Stowarzyszenia.
Jeszcze za swojego życia Wincenty Pallotti otrzymał zaszczytny tytuł „apostoła Rzymu” i „drugiego św. Filipa Nereusza”. Nazywa się go również prekursorem Akcji Katolickiej, która swoje apogeum osiągnęła za rządów papieża Piusa XI (1922-1939).
Zmarł z powodu choroby, której nabawił się spowiadając w zimnym kościele, oddawszy swój płaszcz żebrakowi. Jest patronem hodowców winorośli.
POŚWIĘCIŁA ŻYCIE, ABY MAMA PRZESTAŁA ŻYĆ W KONKUBINACIE
Błogosławiona Laura Vicuña, dziewica, 1891-1904, Chile. W 1893 nagle umarł ojciec Laury – prawdopodobnie na zapalenie płuc. Już po jego śmierci przyszła na świat młodsza siostra Laury – Julia. W 1899 roku matka Laury wraz z córkami udała się w poszukiwaniu środków do życia poprzez Kordyliery do Argentyny. Osiadły w miejscowości Quilquikué – skupisku poszukiwaczy przygód, uciekinierów i uchodźców, znanej również – jak podają źródła historyczne – z moralnego zepsucia.
Mercedes znalazła tu pracę w gospodarstwie Manuela Mora. Mimo że związek z nim przekreślał możliwość korzystania z sakramentów świętych, dbała o religijne wychowanie córek. Dlatego też oddała w 1901 roku dziewczęta do szkoły z internatem prowadzonej przez siostry salezjanki w Junin de los Andes. Tu Laura przygotowywała się do I Komunii św. Tutaj też zapałała gorącą miłością do Chrystusa i postanowiła poświęcić Mu swoje życie. 8 grudnia 1901 roku została przyjęta do Stowarzyszenia Córek Maryi.
Laura poprosiła o przyjęcie jej do postulatu zgromadzenia sióstr salezjanek, u których znalazła schronienie, opiekę i pomoc. Odmówiono jej jednak przyjęcia do zakonu z powodu młodego wieku i postępowania matki żyjącej w oddaleniu od Boga. Wówczas, za zgodą spowiednika ks. Crestanello, złożyła prywatne śluby czystości, posłuszeństwa i ubóstwa. Zrozumiawszy, że sens życia leży w poznaniu Chrystusa i miłości do Niego, zapisała: „Postanawiam czynić wszystko, co umiem i co mogę, aby ludzie Cię znali i kochali i aby wynagrodzić zniewagi, które spotykają Cię codziennie od ludzi, a zwłaszcza od członków mojej rodziny”.
Grzeszne życie rodzonej matki było dla niej wielką udręką. Rozumiała niebezpieczeństwo sytuacji, w jakiej znajdowała się matka, a gdy pewnego dnia usłyszała słowa Ewangelii mówiące o tym, że prawdziwa miłość prowadzi do oddania życia za ukochaną osobę – ofiarowała swoje życie za nawrócenie matki.
Tymczasem sama stała się przedmiotem pożądania Manuela Moro, z którym żyła jej matka. W czasie wakacji spędzanych w domu została brutalnie przez niego pobita, ale zachowała swoją niewinność. Znalazła schronienie w internacie sióstr, który był jej drugim domem. Stanowiła wzór posłuszeństwa, pokory i modlitwy dla wszystkich dziewcząt, a najmłodszymi zajmowała się z matczyną miłością. Zawsze była gotowa współczuć, przebaczać i pomagać. Podejmowała różne umartwienia. Chętnie pomagała we wszystkich pracach domowych i spędzała długie godziny przed Najświętszym Sakramentem.
Jej ofiara płynąca z głębi serca była miła Bogu i została przyjęta. Zdrowie Laury zaczęło się pogarszać w tajemniczy i niewyjaśniony sposób. Osłabła tak bardzo, że musiała być zwolniona z niektórych zajęć. Pojawiła się konieczność dłuższego odpoczynku i lepszego odżywiania. Nie pomagały jednak żadne zabiegi ani lekarstwa – siły opuszczały ją z dnia na dzień. Znosiła wszelkie cierpienia bez jednego słowa skargi – ufnie wierząc w rychłe nawrócenie matki.
Dopiero na kilka godzin przed śmiercią wyjawiła jej swój wielki sekret. Mercedes Pino przerażona ogromem ofiary, jaką poniosła dla niej córka, przyrzekła, że nawróci się i wyspowiada. Przyrzeczenie złożone przy łożu śmierci córki gorliwie wypełniła.
22 stycznia 1904 roku, mając niespełna 13 lat, Laura odeszła po wieczną nagrodę do Pana – jej misja na ziemi została spełniona. Na grobie Laury wyryto napis: „Życie jej było poematem czystości, ofiary i miłości wobec matki”.
Błogosławiony Wilhelm Józef Chaminade, kapłan, 1761-1850, Francja. Urodził się jako czternaste dziecko w rodzinie o głębokich tradycjach chrześcijańskich. Jego trzech braci zostało kapłanami. Pięć lat później, już po wybuchu rewolucji francuskiej, przeniósł się do Bordeaux, gdzie spędził większą część życia.
Odmówił zaprzysiężenia Konstytucji Cywilnej Duchowieństwa, musiał więc przez kilka lat pełnić kapłańską posługę potajemnie, narażając swe życie. Potrafił z ufnością przetrwać ten czas doświadczeń. Mawiał wówczas: „Im czasy są trudniejsze, tym bardziej należy oddawać się prawdziwej medytacji, aby w nas wzrastała”. W 1795 roku powierzono mu delikatną misję jednania z Kościołem księży, którzy wcześniej złożyli przysięgę wymaganą przez władze rewolucyjne.
Za rządów Dyrektoriatu zmuszony był emigrować na trzy lata (1797-1800) do Saragossy w Hiszpanii, gdzie powziął myśl o założeniu zgromadzenia osób świeckich i zakonnych, poświęconego Maryi. Poświęcił się rechrystianizacji Francji, która po kataklizmie rewolucji wymagała wielkiej pracy i świadectwa prawdziwie chrześcijańskich misjonarzy.
W następnych latach opracował konstytucje dla swych zgromadzeń i przedstawił podstawy ich duchowości: akcentował w nich idee synowskiego oddania się Matce Bożej. Głosił, że Maryja jest wzorem naśladowania Jezusa Chrystusa. Mówił do swych współpracowników: „Jestem wewnętrznie przekonany, że nasz Pan zarezerwował dla Najświętszej Matki chwałę bycia szczególną obroną Kościoła w tych ostatnich czasach”. Propagował naukę o duchowym macierzyństwie Maryi, o powszechności Jej pośrednictwa i o Niepokalanym Poczęciu.
Wspólnoty założone przez ks. Wilhelma rozwijały się we Francji, powstały też nowe w Szwajcarii (w 1839 r.) i w USA (w 1849 r.). Ostatnie lata życia były dla ks. Wilhelma szczególnie trudne: zmagał się z chorobami, trudnościami finansowymi i niezrozumieniem ze strony niektórych współbraci. Ale to wszystko jeszcze go wzmacniało. Jego ufność Bogu była bezgraniczna: „Poznałem, że Ty byłeś moim Bogiem i tylko dla mnie jesteś Bogiem. Bo kiedy wiara ukazuje, że Bóg jest naszym Bogiem, miłość potrafi kruszyć kamienne serce, topić serce z lodu”.
***
BŁOGOSŁAWIONY MIESZKANIEC WAŁBRZYCHA-GÓRNIK
WALCZYŁ O PRAWDĘ
23 STYCZNIA WTOREK: BŁ. MIKOŁAJ GROSS, MĘCZENNIK, 1898-1945, NIEMCY. Wychowywał się w rodzinie ubogiej i pobożnej. Po ukończeniu szkoły podstawowej w 1912 roku, pracował najpierw przez trzy lata w walcowni, a potem przez pięć lat jako górnik w kopalni. Jednocześnie uczęszczał w Essen na kursy wieczorowe, by zdobyć lepsze wykształcenie. W 1917 roku zapisał się do Związku Górników Chrześcijańskich, a w 1919 roku został członkiem Stowarzyszenia Górników i Robotników św. Antoniego Padewskiego.
W 1920 roku został sekretarzem Związku Młodzieży w Oberhausen, a rok później rozpoczął pracę w redakcji chrześcijańskiego czasopisma „Górnik” (wydawano go w Essen). Od 1922 roku przewodniczył Stowarzyszeniu Górników Chrześcijańskich, najpierw na Dolnym Śląsku-Wałbrzych, potem w Saksonii i Zagłębiu Ruhry. W połowie 1926 roku został redaktorem, a następnie dyrektorem „Westdeutsche Arbeiterzeitung”, najważniejszej gazety ruchu robotników chrześcijańskich w zachodnich Niemczech (osiągała nakład 170 tys. egzemplarzy).
Wkrótce też nastąpiła poważna zmiana w jego życiu. W dniu 23 maja 1923 roku ożenił się z Elżbietą Koch. Znali się jeszcze z lat szkolnych. Tworzyli kochającą się parę. Z ich małżeństwa w latach 1924-1940 urodziło się siedmioro dzieci. Był dobrym ojcem, bardzo przywiązanym do rodziny. W 1930 roku rodzina Grossów przeniosła się do Kolonii.
W swojej działalności Mikołaj coraz bardziej sprzeciwiał się zarówno nazistowskim teoriom ekonomicznym, jak i antychrześcijańskiej i neopogańskiej ideologii. Powtarzał: „Większość wielkich osiągnięć powstaje wskutek codziennego spełniania obowiązku w małych rzeczach dnia powszedniego. Nasza szczególna miłość dotyczy przy tym zawsze biednych i chorych”. Nie był wielkim mówcą, ale w jego słowach słychać było szczerość i prawdę. To pociągało za nim ludzi. Po objęciu władzy przez Hitlera w 1933 roku, kierowany przez Grossa dziennik borykał się z coraz większymi trudnościami. Mikołaj przypominał na jego łamach, że „chrześcijanie powinni sprzeciwiać się narodowym socjalistom nie tylko z powodów ekonomicznych i politycznych, ale przede wszystkich ze względu na naszą wiarę i kulturę”. Kresem dziennika stał się rok 1938 – zakazano jego wydawania.
Od 1940 r. nieustannie jest poddawany przesłuchaniom przez policję, a jego mieszkanie rewizjom.
Po nieudanym zamachu na Hitlera w dniu 20 lipca 1944 roku, Gross, pomimo że nie brał udziału w jego przygotowaniu, został aresztowany. Był torturowany i więziony w Kolonii, Frankfurcie nad Menem, Ravensbrück i Berlinie. Na koniec, w dniu 15 stycznia 1945 roku wyrokiem tzw. sądu ludowego, pod przewodnictwem Rolanda Freislera, skazano go na śmierć. Dwa dni później jego żona, która na wszelkie sposoby próbowała go ratować, uzyskała zezwolenie na piętnastominutowe odwiedziny. Podczas ostatniego spotkania Mikołaj powiedział jej: „Do zobaczenia w lepszym świecie. W niebie będę mógł zrobić więcej dla ciebie i dla dzieci niż na tym świecie”.
W dniu 23 stycznia 1945 roku został powieszony w więzieniu w Berlinie-Plötzensee. Naziści bali się jego wiary w Boga, jego siły ducha, także po śmierci. Dlatego ciało Mikołaja spalono, a rodzinę powiadomiono o jego śmierci dopiero 7 lutego.
„Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy gotowi zaryzykować życia, to jakże zdołamy kiedyś usprawiedliwić się przed Bogiem i naszym ludem?”
Błogosławiony Henryk Suzo, dominikanin, 1295(1297)-1366, Niemcy. Był potomkiem dawnego rodu szlacheckiego. Wychował się raczej w dość prostych warunkach.
W wieku 18 lat Henryk przeżył mistyczne nawrócenie. Porzucił dotychczasowe złe nawyki i uczynił się „sługą Przedwiecznej Mądrości”. Od tej pory wielokrotnie przeżywał ekstatyczne wizje. Podejmował rozmaite umartwienia. Uczestnicząc w popularnym wówczas ruchu „przyjaciół Boga”, troszczył się o przywrócenie obserwancji w wielu klasztorach, zwłaszcza żeńskich, m.in. w Töss.
Był cenionym kaznodzieją. Zapraszały go liczne miasta Szwabii, Szwajcarii, Alzacji i Niderlandów. Nie był jednak kaznodzieją tłumów. O wiele częściej rozmawiał z pojedynczymi osobami, przedstawicielami wszystkich stanów, których przyciągała do niego jego wyjątkowa osobowość. W ten sposób stał się kierownikiem duchowym wielu osób.
Podobnie jak Eckhart i Tauler, również Suzo – jako wybitny przedstawiciel mistyki nadreńskiej – miał problemy z uznaniem jego poglądów przez Kościół. Z powodu jednego ze swych traktatów musiał stanąć przed sądem zakonnym, aby złożyć stosowne wyjaśnienia. Pozostawił po sobie liczne dzieła, m.in. Księgę Mądrości Przedwiecznej, Księgę Prawdy, Małą Księgę listów, Kazania, Małą Księgę miłości i inne. Wśród czytelników tych dzieł byli m.in. Tomasz a Kempis i św. Piotr Kanizjusz.
Święty Ildefons, zm. 667, biskup, Hiszpania. Pochodził prawdopodobnie ze znakomitej rodziny wizygocko-hiszpańskiej. Od młodości tęsknił za życiem oddanym Panu Bogu. Kiedy więc w domu natrafił na stanowczy sprzeciw, uciekł do pobliskiego klasztoru świętych Kosmy i Damiana w Agala (dzisiaj przedmieście Toledo). Wybrany niebawem opatem tego klasztoru, położył nacisk na karność zakonną.
Trzeba przyznać, że jego rządy nie były łatwe. Dążył do zaprowadzenia karności kościelnej, co przysporzyło mu wrogów. Występował również przeciwko swobodzie obyczajów możnych i dworu królewskiego, co również nie przymnożyło mu przyjaciół.
Napisł traktat mariologiczny O wieczystym dziewictwie NMP, polemizujący z Jowinianem, Helwidiuszem i z Żydami. Szczególne znaczenie dla historii katechumenatu i liturgii chrztu ma traktat Ildefonsa O poznaniu chrztu. Charakter wybitnie ascetyczny ma dziełko O drodze na pustyni. Jednakże dziełem, które zyskało mu największą sławę, to rozprawa O pismach słynnych mężów. Z jego korespondencji zachowały się jedynie dwa listy. Ponadto św. Ildefons zostawił hymny, modlitwy i teksty liturgiczne.
Błogosławieni Wincenty Lewoniuk i Towarzysze, męczennicy z Pratulina, zm. 1874. Męczennicy z Pratulina byli prostymi chłopami z Podlasia. Zasłynęli niezwykłym męstwem i przywiązaniem do swej wiary podczas prześladowań Kościoła katolickiego, które miało miejsce na terenie zaboru rosyjskiego.
Kościół unicki (greckokatolicki), będący w jedności z Rzymem, powstał na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku. Doprowadziła ona do zjednoczenia Kościoła prawosławnego na terenach Rzeczpospolitej z Kościołem katolickim i papieżem. Wyznawcy tego Kościoła, po zjednoczeniu, nazywani są powszechnie unitami.
Prześladowania rosyjskie były wyjątkowo krwawe i dobrze zorganizowane. Carowie zaczynali likwidację Kościoła katolickiego od zniszczenia właśnie Kościoła unickiego. Czynili to planowo i systematycznie. W roku 1794 caryca Katarzyna II zlikwidowała Kościół unicki na podległych sobie ziemiach. W roku 1839 car Mikołaj I dokonał urzędowej likwidacji Kościoła unickiego na Białorusi i Litwie. W drugiej połowie XIX w. na terenach zajętych przez Rosję Kościół unicki istniał już tylko w diecezji chełmskiej, w Królestwie Polskim. Administracja carska zaplanowała likwidację także tego Kościoła. Car Aleksander II zaaprobował program prześladowań.
Na styczeń 1874 roku zaplanowano wprowadzenie obrzędów prawosławnych do liturgii unickiej. Następnie mieli to zaakceptować wierni, a rząd rosyjski oficjalnie potwierdzał przystąpienie danej parafii do Kościoła prawosławnego. Wcześniej usunięto biskupa i kapłanów, którzy nie zgadzali się na reformy prowadzące do zerwania jedności z papieżem. Za swoją wierność zapłacili oni zsyłkami na Sybir, więzieniem lub usunięciem z parafii. Wierni świeccy, pozbawieni pasterzy, sami ofiarnie bronili swojego Kościoła, jego liturgii i jedności z papieżem, często nawet za cenę życia.
W Pratulinie doszło do starcia z Kutaninem, carskim naczelnikiem powiatu. Żądał on, aby miejscowi parafianie oddali kościół nowemu duszpasterzowi. Ludność nie zgodziła się na oddanie świątyni. Mieszkańcy otrzymali kilka dni do namysłu. Kutanin powrócił do Pratulina w dniu 24 stycznia 1874 roku, ale nie sam, lecz z kozakami. Żołnierzami dowodził pułkownik Stein. Na wieść o tym przy cerkwi zebrała się niemal cała parafia. Naczelnik zażądał kluczy cerkiewnych. Straszył zgromadzonych wojskiem. Otoczył kościół, zajmując pozycje za parkanem przykościelnym.
Unici wiedzieli, że obrona świątyni może ich kosztować utratę życia. Szli do kościoła, aby bronić wiary i byli gotowi na wszystko. Żegnali się z bliskimi w rodzinach, ubierali się odświętnie, ponieważ, jak mówili, szło o najświętsze sprawy. Nie mogąc nakłonić unitów do rozejścia się ani groźbami, ani obietnicami łask carskich, dowódca dał rozkaz strzelania do zebranych. Widząc, że wojsko ma nakaz zabijania stawiających opór, wierni uniccy uklękli na cmentarzu świątynnym i śpiewem przygotowywali się do złożenia życia w ofierze. Umierali pełni pokoju, z modlitwą na ustach, śpiewając „Święty Boże” i „Kto się w opiekę”. Nie złorzeczyli prześladowcom, gdyż jak mówili: „słodko jest umierać za wiarę”.
Przy świątyni w Pratulinie w dniu 24 stycznia 1874 roku poniosło śmierć za wiarę i jedność Kościoła 13 unitów. Byli to:
Wincenty Lewoniuk, lat 25, żonaty. Był człowiekiem pobożnym i cieszył się uznaniem u ludzi. Jako pierwszy oddał życie w obronie świątyni.
Daniel Karmasz, lat 48, żonaty. Jego syn mówił, że ojciec był człowiekiem religijnym. Jako przewodniczący bractwa podczas obrony kościoła stanął na czele z krzyżem, który do dzisiaj jest przechowywany w Pratulinie.
Łukasz Bojko, lat 22, kawaler. Brat zaświadczył, że Łukasz był człowiekiem szlachetnym, religijnym i cieszył się dobrą opinią wśród ludzi. W czasie obrony świątyni bił w dzwony.
Konstanty Bojko, lat 49, żonaty. Był ubogim rolnikiem i sprawiedliwym człowiekiem.
Konstanty Łukaszuk, lat 45, żonaty. Był sprawiedliwym i uczciwym człowiekiem, szanowanym przez ludzi. W wyniku otrzymanych ran zmarł następnego dnia, zostawiając żonę i siedmioro dzieci.
Bartłomiej Osypiuk, lat 30. Był żonaty z Natalią i miał dwoje dzieci. Cieszył się szacunkiem mieszkańców. Był uczciwy, roztropny i pobożny. Śmiertelnie ranionego przewieziono go do domu, gdzie zmarł modląc się za prześladowców.
Anicet Hryciuk, lat 19, kawaler. Był młodzieńcem dobrym, pobożnym i kochającym Kościół. Idąc do Pratulina z żywnością dla obrońców, powiedział do matki: „Może i ja będę godny, że mnie zabiją za wiarę”. Zginął przy świątyni 24 stycznia w godzinach popołudniowych.
Filip Kiryluk, lat 44, żonaty. Wnuk zaświadczył, że miał opinię troskliwego ojca, dobrego i pobożnego człowieka. Zachęcał innych do wytrwania przy świątyni i sam oddał życie za wiarę.
Ignacy Frańczuk, lat 50. Był żonaty z Heleną. Miał siedmioro dzieci. Syn mówił, że ojciec starał się wychowywać dzieci w bojaźni Bożej. Wierność Bogu przedkładał nad wszystko. Idąc do Pratulina założył odświętne ubranie i ze wszystkimi się pożegnał, przeczuwając, że już nie wróci. Po śmierci Daniela podniósł krzyż i stanął na czele broniących świątyni.
Jan Andrzejuk, lat 26. Był żonaty z Mariną, miał dwóch synów. Uważany był za człowieka bardzo dobrego i roztropnego. Pełnił funkcję kantora w parafii. Odchodząc do Pratulina żegnał się ze wszystkimi, jakby to miało być ostatnie pożegnanie. Ciężko ranny przy kościele, został przewieziony do domu, gdzie niebawem zasnął w Panu.
Maksym Gawryluk, lat 34. Był żonaty z Dominiką. Cieszył się opinią dobrego i uczciwego człowieka. Ciężko ranny przy świątyni, umarł w domu dnia następnego.
Onufry Wasyluk, lat 21. Był praktykującym katolikiem, uczciwym i szanowanym w miejscowości człowiekiem.
Michał Wawryszuk, lat 21. Pracował w majątku Pawła Pikuły w Derle. Cieszył się dobrą opinią. Ciężko ranny przy kościele, zmarł następnego dnia w domu.
Męczeństwo w Pratulinie nie było faktem odosobnionym. Szczególnie od stycznia 1874 roku każda parafia unicka na Podlasiu pisała swoje męczeńskie dzieje. Car oficjalnie zlikwidował unicką diecezję chełmską w 1875 roku, a unitów zapisał wbrew ich woli do Kościoła prawosławnego. Wierni tego nie przyjęli i za swoją wierność Kościołowi katolickiemu płacili wielokrotnie śmiercią, zsyłkami na Sybir, więzieniem, karami. Pozostawionym bez pasterzy unitom z tajną posługą kapłańską śpieszyli księża katoliccy z Podlasia oraz misjonarze z Galicji i regionu poznańskiego. Mocna wiara unitów i solidarna pomoc Kościoła katolickiego pozwoliły przetrwać czas prześladowań i doczekać dekretu o wolności religijnej cara Mikołaja II z kwietnia 1905 roku. W tym właśnie roku większość unitów z Podlasia i lubelszczyzny przepisała się do parafii rzymskokatolickich, gdyż struktury Kościoła unickiego jeszcze wtedy nie istniały.
Ponieważ o męczeństwie unitów z Pratulina zachowało się najwięcej dokumentów, biskup podlaski Henryk Przeździecki wybrał ich jako kandydatów na ołtarze i przedstawicieli wszystkich męczenników, którzy na Podlasiu oddawali życie za wiarę i jedność Kościoła.
Masakra przy kościele zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek postrzelenia żołnierza przez innego kozaka. Przerwano więc ogień i żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które otworzyli siekierą. Do świątyni wprowadzono rządowego proboszcza. Rozproszony lud zbierał swoich rannych, których było około 180 osób. Ciała zabitych leżały na cmentarzu kościelnym przez całą dobę. Potem pogrzebano je bezładnie, wrzucając do wspólnej mogiły, którą zrównano z ziemią, aby nie pozostawić żadnego śladu po pochówku. Miejscowi ludzie jednak dobrze zapamiętali to miejsce. Zostali pogrzebani przez wojsko rosyjskie bez szacunku i bez udziału najbliższej rodziny. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku grób męczenników został należycie upamiętniony. 18 maja 1990 roku szczątki Męczenników zostały przewiezione z grobu do świątyni parafialnej.
Obrona świątyni otoczonej uzbrojonym wojskiem nie była skutkiem chwilowego przypływu gorliwości, ale konsekwencją głębokiej wiary mieszkańców Pratulina. Męczennicy uniccy pod wieloma względami są podobni do męczenników z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to prości wierni ginęli za odważne wyznawanie wiary w Chrystusa.
***
24 STYCZNIA ŚRODA: ŚW. FRANCISZEK SALEZY, BISKUP I DOKTOR KOŚCIOŁA, 1567-1622, FRANCJA. Decydujący wpływ na wychowanie syna miała matka. Franciszka umiała znaleźć czas na wszystko, była bardzo pracowita, systematyczna, spokojna i zapobiegliwa. Właśnie przykład matki będzie dla Franciszka wzorem, jaki poleci osobom żyjącym w świecie, by nawet wśród najliczniejszych zajęć umiały jednoczyć się z Panem Bogiem.
W kolegium jezuitów studiował klasykę. W czasie tych studiów owładnęły nim wątpliwości, czy się zbawi, czy nie jest przeznaczony na potępienie. Właśnie wtedy wystąpił we Francji Kalwin ze swoją nauką o przeznaczeniu. Franciszek odzyskał spokój dopiero wtedy, gdy oddał się w niepodzielną opiekę Matki Bożej w kościele św. Stefana des Gres. Franciszek studiował ponadto na Sorbonie teologię i zagadnienia biblijne. Do rzetelnych studiów biblijnych przygotował się dodatkowo przez naukę języka hebrajskiego i greckiego.
Posłuszny woli ojca, który chciał, by syn rozpoczął studia prawnicze, które mogły mu otworzyć drogę do kariery urzędniczej, Franciszek udał się z Sorbony do Padwy. Studia na tamtejszym uniwersytecie uwieńczył doktoratem. Wybrał się następnie do Loreto, gdzie złożył ślub dozgonnej czystości (1591). Potem odbył pielgrzymkę do Rzymu (1592). Kiedy syn powrócił do domu, ojciec miał już gotowy plan: zamierzał go wprowadzić jako adwokata i prawnika do senatu w Chambery i czynił starania, by go ożenić z bogatą dziedziczką, Franciszką Suchet de Mirabel. Franciszek jednak ku wielkiemu niezadowoleniu ojca obie propozycje stanowczo odrzucił. Natomiast zgłosił się do swojego biskupa, by ten go przyjął w poczet swoich duchownych. Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1593 przy niechętnej zgodzie rodziców.
W rok potem (1594) za zezwoleniem biskupa Franciszek udał się w charakterze misjonarza do okręgu Chablais, by umocnić w wierze katolików i aby próbować odzyskać dla Chrystusa tych, którzy odpadli od wiary i przeszli na kalwinizm. Wśród niesłychanych trudów Franciszek musiał przełęczami pokonywać wysokości Alp, dochodzące w owych stronach do ponad 4000 m. Odwiedzał wioski i poszczególne zagrody wieśniaków. Miał dar nawiązywania kontaktu z ludźmi prostymi, umiał ich przekonywać, swoje spotkania okraszał złotym humorem. Na murach i parkanach rozlepiał ulotki – zwięzłe wyjaśnienia prawd wiary. Może dlatego właśnie Kościół ogłosił św. Franciszka Salezego patronem katolickich dziennikarzy.
Wśród jego cnót na pierwszy plan wybijała się niezwykła łagodność. Był z natury popędliwy i skory do wybuchów. Jednakże długoletnią pracą nad sobą potrafił zdobyć się na tyle słodyczy i dobroci, że przyrównywano go do samego Chrystusa. W epoce fanatyzmu i zaciekłych sporów Franciszek objawiał wprost wyjątkowy umiar i łagodność. Jego ujmująca uprzejmość i takt spowodowały, iż nazwano go „światowcem pośród świętych”. W kontaktach między ludźmi wyznawał zasadę: „Więcej much się złapie na kroplę miodu aniżeli na całą beczkę octu”. Według podania miał on w ten sposób odzyskać dla Kościoła kilkadziesiąt tysięcy kalwinów.
W swojej żarliwości apostolskiej Franciszek posunął się do tego, że w przebraniu udał się do Genewy i złożył wizytę głowie Kościoła kalwińskiego, Teodorowi Beze, usiłując nakłonić go do powrotu na łono Kościoła katolickiego. Wizytę ponowił Franciszek aż trzy razy, chociaż nie dała ona konkretnych wyników.
Po zostaniu biskupem Genewy rozpoczął od wizytacji 450 parafii swojej diecezji, położonej po większej części w Alpach. Niestrudzenie przemawiał, spowiadał, udzielał sakramentów świętych, rozmawiał z księżmi, nawiązywał bezpośrednie kontakty z wiernymi. Wizytował także klasztory. Zreformował kapitułę katedralną. Zdając sobie sprawę, jak wielkie spustoszenia może sprawić ignorancja religijna, popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej. Za podstawę nauczania wiary służył katechizm, ułożony niedawno przez kardynała św. Roberta Bellarmina. Sam także cały wolny czas poświęcał nauczaniu. Stworzył nowy ideał pobożności – wydobył z ukrycia życie duchowe, wewnętrzne, praktykowane w klasztorach, aby „wskazywało drogę tym, którzy żyją wśród świata”. W roku 1604 zapoznał się Franciszek ze św. Joanną Franciszką de Chantal i przy jej współpracy założył nową rodzinę zakonną sióstr Nawiedzenia NMP (wizytek).
Zaproszony do Paryża w celu odbycia konferencji (1618-1619), Franciszek zapoznał się tu ze św. Wincentym a Paulo.
Patron dziennikarzy, prasy katolickiej, salezjan i salezjanek.
Niektóre dzieła:
1) Filotea.
2) Korespondecja osobista.
3) Spowiedź.
4) Wybór pism.
5) Traktat o miłości Bożej.
OPIEKOWAŁA SIĘ CHORĄ KOCHANKĄ MĘŻA
Błogosławiona Paula Gambara Costa, tercjarka, 1473-1515, Italia. Z okazji narodzin Pauli rodzina złożyła datek na cele charytatywne. Nad jej rozwojem duchowym czuwali franciszkanie. Od młodości była podziwiana za piękno i głębię cnót chrześcijańskich. Tęskniła za życiem zakonnym, mimo to, wbrew jej woli, bardzo młodo (miała zaledwie 12 lat) wydano ją za hrabiego Ludwika Costa.
W 1485 r. obydwoje zamieszkali w Piemoncie. Początkowo młodej mężatce spodobało się życie światowe. Pod wpływem franciszkanina Anioła Carletti powróciła jednak do wcześniejszych aspiracji i wstąpiła do III Zakonu Franciszkańskiego, przywdziewając tercjarski habit.
Ludwik nie akceptował zmiany swojej żony, stał się arogancki i chciwy. Więził Paulę, zdarzało się nawet, że ją bił. Utrudniał jej praktyki religijne i prowadzenie działalności charytatywnej. Widząc brak zainteresowania, a nawet niechęć do siebie ze strony męża, Paula poświęciła się wychowaniu urodzonego w 1488 r. syna – Jana Franciszka.
Rozpoczęła również życie pokutne, wiele czasu poświęcając modlitwie. W latach 1493-1503 zapanował głód. Paula chętnie wykazywała się hojnością wobec wielu biednych, chorych i bezdomnych, którzy przychodzili po pomoc. Ludwik Costa w 1504 r. zmienił swoje życie, czego przyczyną była nagła i ciężka choroba jego wieloletniej kochanki. Paula przebaczyła mężowi niewierność i lata poniżania. Zaopiekowała się nawet śmiertelnie chorą dawną kochanką męża i pomogła jej przygotować się do pojednania z Bogiem. Pod wpływem tych wydarzeń Ludwik zaczął zupełnie inaczej traktować swoją żonę. Mogła jawnie nosić habit franciszkański. Gdy mąż poważnie zachorował, kochająca żona opiekowała się nim i pielęgnowała go. Poleciła go też wstawiennictwu Anioła Carletti, który zmarł w Cuneo. Ludwik został uzdrowiony i udał się na pielgrzymkę do grobu błogosławionego franciszkanina, a historia tego uleczenia została uwzględniona w postępowaniu beatyfikacyjnym Anioła Carlettiego z Chivasso.
Gdy Paula owdowiała, poświęciła się całkowicie opiece nad ubogimi. Na ten też cel przeznaczyła cały swój majątek.
***
25 STYCZNIA CZWARTEK: ŚWIĘTO NAWRÓCENIE ŚW. PAWŁA APOSTOŁA, 5(10)-67, TURCJA-RZYM. Odziedziczył po rodzicach obywatelstwo rzymskie. Uczył się rzemiosła – tkania płótna namiotowego. Później przybył do Jerozolimy, aby studiować Torę. Uczestniczył jako świadek w kamienowaniu św. Szczepana. Około 35 roku z własnej woli udał się z listami polecającymi do Damaszku, aby tam ścigać chrześcijan. Jak podają Dzieje Apostolskie, u bram miasta „olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» – «Kto jesteś, Panie?» – powiedział. A On: «Jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić» (Dz 9, 3-6).
Po tym nagłym, niespodziewanym i cudownym nawróceniu przyjął chrzest i zmienił imię na Paweł. Po trzech latach pobytu w Damaszku oraz krótkim pobycie w Jerozolimie odbył trzy misyjne podróże: pierwszą – w latach 44-49: Cypr-Galacja, razem z Barnabą i Markiem; drugą w latach 50-53: Filippi-Tesaloniki-Berea-
Św. Paweł, nazywany Apostołem Narodów, jest autorem 13 listów do gmin chrześcijańskich, włączonych do ksiąg Nowego Testamentu. W Palestynie Paweł został aresztowany i był przesłuchiwany, Dwa lata przebywał w więzieniu w Cezarei. Gdy odwołał się do cesarza, został deportowany drogą morską do Rzymu. Dwa lata przebywał w więzieniu o dość łagodnym regulaminie. Uwolniony, udał się do Efezu, Hiszpanii i na Kretę. W Efezie albo w Troadzie aresztowano go po raz drugi (64 r.). W Rzymie oczekiwał na zakończenie procesu oraz wyrok.
Zginął śmiercią męczeńską przez ścięcie mieczem w tym samym roku co św. Piotr Apostoł (67 r.). W Rzymie w IV wieku szczątki Pawła Apostoła złożono w grobowcu, nad którym wybudowano bazylikę św. Pawła za Murami.
***
26 STYCZNIA PIĄTEK: ŚW. BISKUPI-MĘCZENNICY: TYMOTEUSZ I TYTUS.
Tymoteusz był wiernym i oddanym uczniem oraz współpracownikiem św. Pawła.
Kiedy Apostoł Narodów zatrzymał się w czasie swojej drugiej podróży w miasteczku Listra, nawrócił dwie Żydówki: kobietę imieniem Lois i jej córkę, Eunikę. Synem tejże Euniki, a wnukiem Lois był św. Tymoteusz. Jego ojcem był zamożny Grek, poganin, który jednak pozwolił babce i matce wychować Tymoteusza w wierze mojżeszowej.
Święty uczeń dzielił także ze swoim mistrzem św. Pawłem więzienie w Rzymie (Flp 2, 19-23). Według podania, kiedy św. Jan Apostoł przybył do Efezu, Tymoteusz oddał się do jego dyspozycji. Kiedy zaś Apostoł został skazany na banicję na wyspę Patmos przez cesarza Domicjana, Tymoteusz miał na nowo objąć biskupstwo w tym mieście.
Tradycja głosi, że Tymoteusz miał ponieść śmierć męczeńską za Trajana z rąk rozjuszonego tłumu pogańskiego, kiedy miał odwagę publicznie zaprotestować przeciwko krwawym igrzyskom. Tłum miał rzucić się na starca i tak go pobić, że ten niebawem wyzionął ducha. Martyrologium Rzymskie podaje jeszcze inną wersję, że biskup miał występować przeciwko czci pogańskiej bogini Diany, która w Efezie miała swoje centralne sanktuarium. Możliwe, że obie przyczyny były powodem jego śmierci około roku 97.
Tytus znany jest wyłącznie z listów św. Pawła. Został ochrzczony przez św. Pawła przed soborem apostolskim w 49 r. Obok Tymoteusza i św. Łukasza Ewangelisty Tytus należał do najbliższych i najbardziej zaufanych uczniów św. Pawła Apostoła. Dowodem wyjątkowego zaufania, jakim młodego człowieka darzył św. Paweł, były delikatne misje, jakie mu powierzał. W swoich Listach Apostoł Narodów oddaje Tytusowi najwyższe pochwały. Jeden list skierował wyłącznie do niego – tekst ten został włączony do kanonu Nowego Testamentu.
Tytus zmarł mając 94 lata. Według podania miał ponieść śmierć męczeńską w mieście Gortyna na Krecie za panowania cesarza Domicjana (81-96).
ZAŁOŻYCIELE CYSTERSÓW
Święci Robert, Alberyk i Stefan, opaci. Zakon cystersów (Ordo Cisterciensis) powstał 21 marca 1098 r. we Francji. Założyli go zakonnicy benedyktyńscy, którzy chcieli ściśle powiązać regułę św. Benedykta z Nursji z ascezą i ideałem życia eremickiego. Byli wśród nich Robert, Alberyk i Stefan. Osiedli oni w klasztorze w Citeaux (po łacinie: Cistercium). Do Polski cystersi przybyli w pierwszej połowie XII w.; do końca XIII w. posiadali już w Polsce 25 dobrze uposażonych klasztorów, fundowanych przez książęta, możnowładców i duchownych.
Założyciel zakonu, św. Robert z Molesmes, w 1098 r. wraz z 21 uczniami opuścił klasztor benedyktynów i założył nowy klasztor w Citeaux, niedaleko Dijon. Rok później kierowanie opactwem papież Urban II powierzył św. Alberykowi. Kolejnym opatem nowej fundacji był św. Stefan Harding. W 1100 r. opactwo w Citeaux zatwierdzono jako odrębny klasztor, jednak dopiero w 1119 r. – jako nowy zakon.
Alberyk i Stefan pochodzili z Anglii. Są oni uważani za współzałożycieli zakonu. Pierwszy z nich ułożył konstytucję wspólnoty, zwaną Carta Caritatis (Karta miłości) i zadbał o jej zatwierdzenie przez papieża. Nadał także zakonnikom białe habity z czarnymi szkaplerzami oraz wprowadził funkcję tzw. braci konwersów, noszących szare habity.
Stefan Harding wprowadził obowiązek odbywania corocznie kapituły generalnej w Citeaux i zależności filialne pomiędzy klasztorami. Na mocy decyzji opata klasztoru, w którym zebrało się odpowiednio wielu zakonników, część z nich mogła utworzyć nowy klasztor, podległy temu dotychczasowemu.
Święta Paula, wdowa, 347-406, Rzym. Kiedy Paula miała zaledwie 15 lat, została wydana za Juliusza Tossocjusza. Mimo że mąż był poganinem, kochał swoją małżonkę i żyli razem szczęśliwie. Mieli cztery córki i jednego syna. Wśród córek św. Eustochia zasłużyła sobie na chwałę ołtarzy (+ ok. 419). Po śmierci męża (379) Paula rozdała majętność na cele charytatywne i kościelne, rozpuściła liczną służbę, porzuciła pałac oraz wygody i wraz z córką, św. Eustochią, udała się na Awentyn pod duchowe kierownictwo św. Marcelli, matrony rzymskiej, która w domu swoim gromadziła pobożne niewiasty na wspólne praktyki pobożne, czytanie Pisma świętego pod kierunkiem św. Hieronima i na pełnienie uczynków miłosierdzia.
Szczególna przyjaźń łączyła Paulę i Eustochię ze św. Hieronimem. Kiedy więc Hieronim był zmuszony na skutek intryg opuścić Rzym i udał się do Betlejem, obie niewiasty poszły z nim. Paula założyła w Betlejem duży klasztor dla pobożnych niewiast. Była tam przełożoną; po jej śmierci opiekę nad klasztorem przejęła jej córka, św. Eustochia, a potem wnuczka – św. Paula Młodsza. Przewodnictwo duchowe nad klasztorem objął św. Hieronim.
Paula pożegnała ziemię dla nieba 26 stycznia 406 roku ze słowami psalmu: „Jestem pewna, że ujrzę radość Pana w ziemi żyjących” (Ps 26, 13). Jej pogrzeb był prawdziwym triumfem. Jej ciało nieśli na ramionach biskupi Ziemi Świętej wśród powszechnego płaczu.
27 STYCZNIA, SOBOTA: BŁ. JERZY MATULEWICZ, GENERAŁ MARIANÓW, BISKUP WILNA, 1871-1927. Oboje rodzice umarli, gdy był małym dzieckiem. Był wychowywany przez swojego starszego brata Jana, niezwykle surowego i wymagającego człowieka. Pomimo kłopotów zdrowotnych i materialnych – często nie miał za co kupić podręczników – uczył się dobrze dzięki swojej niezwykłej pilności i pracowitości. Po kilku latach nauki na prawach eksternisty w gimnazjum (od 1883 r.) zachorował na gruźlicę kości. Musiał posługiwać się kulami.
Choroba ta gnębiła go do końca życia. Już w gimnazjum pragnął zostać kapłanem. Zapamiętano go jako kleryka pełnego spokoju, wewnętrznej równowagi, otwartego i pracowitego. Gdy władze carskie zamknęły seminarium, kontynuował naukę w Warszawie, a następnie w Petersburgu. Doktorat uzyskał na uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim.
Postępująca gruźlica kości spowodowała, że musiał poddać się ciężkiej operacji w jednym z warszawskich szpitali. Po kuracji rozwinął działalność społeczną w Warszawie, zakładając m.in. Stowarzyszenie Robotników Katolickich oraz gimnazjum na Bielanach. W 1907 r. dojrzał w nim wówczas zamiar odnowienia i zreformowania zakonu marianów, skazanego przez władze carskie na wymarcie. 29 sierpnia 1909 roku, w kaplicy biskupiej w Warszawie, złożył śluby zakonne na ręce ostatniego żyjącego marianina ojca Wincentego Senkusa.
W ciągu dwóch lat nieludzkimi wprost wysiłkami udało mu się zorganizować życie katolickie na Litiwie i naprawić stosunki ze Stolicą Apostolską. Umarł nagle po nieudanej operacji 27 stycznia 1927 r. Patron Litwy.
Święty Henryk de Ossó y Cervelló, kapłan, 1840-1896, Hiszpania. W wieku 15 lat spotkał się z dziełem św. Teresy od Jezusa. Pragnął zostać nauczycielem, ale ojciec zadecydował, że zostanie kupcem. Został więc wysłany do pracy w sklepie u wujka. Jednakże śmierć matki w 1854 r., wskutek szalejącej wówczas w Katalonii epidemii cholery, zmieniła serce Henryka. Postanowił zostać kapłanem. Po perypetiach związanych z uzyskaniem zgody ojca, trafił do szkoły dla przyszłych kapłanów w Tortosie. Codziennie uczestniczył w Eucharystii, odmawiał różaniec, często przyjmował też Komunię św. Studiował częściowo także w Barcelonie, wówczas wielkim przemysłowym mieście, gdzie poznał problemy życia robotników.
Zasłynął jako apostoł dzieci i wspólnot osób świeckich. Dzięki katechizowaniu dzieci mógł wypełnić swoje młodzieńcze pragnienie zostania nauczycielem. W 1873 r., zachwycony głębią myśli św. Teresy od Jezusa, założył stowarzyszenie katolickiej młodzieży żeńskiej. Postawił mu za cel troskę o ewangeliczne wychowywanie kobiet – przyszłych matek. Rozwijało się ono bardzo szybko – po roku liczyło już ok. 700 członkiń, a w osiem lat później – blisko 140 tysięcy w całej Hiszpanii. Dla potrzeb Towarzystwa Henryk napisał książkę Kwadrans – zbiór krótkich medytacji przeznaczonych dla młodzieży.
W 1876 r. powołał do życia także nowe zgromadzenie – Towarzystwo św. Teresy od Jezusa. Pragnął, by siostry mogły zdobywać odpowiednie przygotowanie naukowe i pedagogiczne do opieki nad dziewczętami. W 1890 r. zgromadzenie liczyło blisko 300 osób; sto lat później liczba profesek wzrosła do dwóch tysięcy.
Utrudzony cierpieniem i różnorakimi próbami, także ze strony władz kościelnych, zmarł na atak serca w Gilet w Walencji w nocy z 27 na 28 stycznia 1896 roku
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do śś. Maryi i Józefa”