XCVII (97) odc. Co odróżnia nieudaczników od zwycięzców?
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Jak naprawić coś, czego nie da się naprawić?
2. Pamiętaj o tym.
3. Jak kontrolować emocje?
Odcinek XCVII (97)
1. TEMAT: Uzależnić się od wygrywania.
2. TEMAT: Co odróżnia nieudaczników od zwycięzców?
3. TEMAT: Twoja mama myliła się. Bicie słabszych ma sens.
***
1. TEMAT: UZALEŻNIĆ SIĘ OD WYGRYWANIA.
Dziś miał być inny temat😥. Jednak będzie za tydzień. Jak Bóg da. Dlaczego? JESTEM W SZOKU🙄. Ponieważ wydawało mi się!, że wstępny temat, który miał dzisiaj się łączyć z nowym, napisałem wiele miesięcy temu. Teraz zamierzałem tylko dodać link dla tych, co nie czytali wcześniej.
Wpisałem w wyszukiwarkę na blogu. Nie znalazło. Myślę… Może słaba wyszukiwarka albo źle wpisuję. Zaczynam szukać. Przeszukuję wszystkie tematy. Zajęło mi to ponad 2 h 🙁 Zrobiłem to dwukrotnie.
Okazało się, że nie pisałem o tym! Szkoda mi, że tyle czasu zmarnowałem.🤢 Wniosek przynajmniej jeden jest taki, abym miał osobny dokument, gdzie zapisuję tylko tematy z podpunktami o czym pisałem, aby się nie powtarzać. O ile temat może być ten sam, ale treść i przykłady inne. A drugi wniosek, że jak to wiele może się wydawać, a fakty są inne. A trzeci, żeby uważniej coś robić. Bo tak zamiast raz przeglądnąć, musiałem to zrobić dwukrotnie, aby mieć pewność, że nie powtarzam treści.
No cóż… Trzeba pogodzić się ze stratą tylu minut i napisać ten temat, który wydawało mi się, że napisałem.
Chodzi o metodę POWER LIST. Jest to ciekawy sposób, dosyć już popularny w Internetach. Tak mi się przynajmniej WYDAJĘ🤣
Kto nie zna. Zapraszam do lektury. Kto zna to niech przemyśli powrót do jej używania.😉
Metodę wymyślił Andy Frisella, który jeździ Lamborghini lub Rolls Roycem, a jego i firmy przynoszą ponad 100 mln dolarów rocznie, więc chyba dobrze na tym wychodzi. Co więcej, twierdzi, że to właśnie POWER LIST zawdzięcza swój sukces i fortunę. Stosuje ją od przynajmniej 16 lat, czyli od 21 roku życia. Info o tym, że tyle lat stosuje jest z 2017. Jeśli dalej z tego korzysta, a jest to bardzo możliwe to już będzie 23 lata!
Metoda jest bardzo prosta. Ale zazwyczaj to co proste, a przez Ciebie lekceważone, może przynieść NIESAMOWITE EFEKTY.
Najpierw wybierasz 2-7 czynności, które będziesz robić codziennie. Albo na czas, albo na ilość. Wybierasz takie czynności, które chciałbyś robić częściej, ale nie dajesz rady. Albo ich praktycznie w ogóle nie robisz, a chcesz. Są dobre, ale wymagają wysiłku. Nie wpisujesz czegoś, co już robisz od dłuższego czasu i jest to nawykiem.
Ja tą metodę kilka razy używałem. Co tzn. kilka razy? Zaczynałem, przerywałem. Zaczynałem, przerywałem…itd. 🙄 I ponownie zacząłem.
Jakie rady mogę Ci udzielić, abyś też nie padł?
RADY WUJKA KRZYSIA:
1. Za dużo. Za szybko. —NIE RÓB TEGO! Zacznij od mniejszej ilości zadań do wykonania. Mierz siły na zamiary. Podobnie z progresowaniem. Ale o tym za chwilę.
2. Porzucanie robienia zadań zawsze zaczyna się od przestania codzienniego zapisywania postępów.
JAKIE CZYNNOŚCI WYBRAĆ?
Rozpierducha życiowa pojawia się, gdy zaniedbasz jedną lub kilka sfer życiowych. NAD KAŻDĄ TRZEBA PRACOWAĆ.
Jeśli tego nie zrobisz, zapłacisz spory RACHUNEK później. POwiesz: „wiem, wiem.” Mam gdzieś Twoje wiem. Zacznij się ogarniać.
Sfery życiowe:
1. Dusza, zbawienie, relacja z Bogiem, modlitwa itd.
2. Ciało
3. Umysł
4. Relacje z żoną, dziećmi itd.
5. Praca/pieniądze
Dlatego warto dobierać sobie zadania z różnych sfer.
Zacznij od małego pułapu.
Chcesz np. odmawiać codziennie cały różaniec. Fajno. Póki co odmawiasz „dziesiątkę”. Wpisz pół dziesiątki. ŁEEEE. Przecież możesz nawet 100 różańców dziennie odmawiać. Nikt Ci nie broni. Ale wpisuj niski pułap.
Dlaczego? Zrozumiesz to czytając tematy poniżej + dzień dniowi nierówny. Są gorsze dni itd. A chodzi o to, żeby to robić codziennie.
Poleca się, abyś najlepiej miał zeszyt i to zapisywał do zeszytu ręcznie. Ja zamieszczę przykładową tabelkę w wersji komputerowej, aby ładniejszy ss był 😀
Niektóre elementy będą na liście długo – aż wyrobisz sobie nawyk, inne pojawią się i znikną (różnego rodzaju „gaszenie pożarów” czy pojawiające się okazje). Frisella poleca, by zadania były na tyle krótkie, by zrobienie wszystkich pięciu nie zajmowało więcej niż 3-4 godziny łącznie.
Ja lubiłem nie tylko dawać datę, ale też nazwę dnia. Z-zwycięstwo, P-porażka. Można dawać co innego. Zacznij to robić i będziesz obserwował, co lepiej na Ciebie działa. Polecają jednak zapisywać ręcznie +każdego dnia przepisywać, co będziesz robił i obok dać Z lub P.
Dlaczego? Bo każdego dnia świat i diabeł będą robić wszystko, aby Twoja uwaga była na coś innego przekierowana. A codziennie zapisywanie, co robisz, pomimo tego, że niby wiesz co robić, przypomina Ci o celu.
Po zakończonym dniu lub kiedy zrobisz wszystko zapisujesz od razu po zrobieniu lub na koniec Z lub P. Gdy Ci się uda zrobić wszystkie zadania WYGRAŁEŚ DZIEŃ- Z. Jeśli choć jednego zadania nie zrobiłeś-PRZEGRAŁEŚ DZIEŃ-P.
Jeszcze polecam zapisywać sobie nadprogramowe ilości lub czas. Jeśli odmówiłes 3×10 różańca zapisz to, aby mieć potem porównanie pamiętając jednak, że najważniejsze jest zaliczenie.
To jest bardzo ważne! I zobaczysz jak będzie Cię nakręcało 😀
Ja dodałem od siebie wnioski. Jeśli danego dnia nie zrobiłeś czegoś. Zapisz od razu, czemu się tak stało. Po kilku dniach zapomnisz! Lub nie będziesz dokładnie pamiętał.
Jeśli uda Ci się ok 85% mieć wygranych, WYGRAŁEŚ TYDZIEŃ. 30/35. Jeśli mniej niż 5 wybierasz, policz sobie procent.
Jeśli wygrasz 3 na 4 tygodnie WYGRAŁEŚ MIESIĄC.
Ja też od siebie dodałem podsumowanie nie tylko ogólne, że np. 33/35, ale też z każdego zadania.
Może się okazać, że wygrałem tydzień. Wszystko spoko, a z żoną 2/7 😀
CELEM JEST, ABY WRZUCONE ZADANIE STAŁO SIĘ NAWYKIEM I DOPROWADZIĆ JE DO TAKIEGO POZIOMU CZASU, ILOŚCI JAKI CHCEMY. Następnie wyrzucamy je z listy, kiedy stało się nawykiem i dajemy coś innego.
Rozum plus przykład Andiego podpowiada, że może się udać 🙂 Tylko trzeba być MEGACIERPLIWYM I DAĆ SOBIE I METODZIE CZAS.
Nie zwiększaj, co tydzień wszystkiego. ZAJEDZIESZ SIĘ. DODAWAJ MINIMALNIE. Np.1-2min itd. PATRZ PRZYSZŁOŚCIOWO. Jak to może wyglądać za rok?
Patron Holandii, Luksemburga, od chorób skóry i cierpiących na skurcze to? Pierwszy ogłoszony święty, który nie był męczennikiem? Odp. jak zawsze podkreślona, pogrubiona w kalendarzu świętych. |
2. TEMAT: CO ODRÓŻNIA NIEUDACZNIKÓW OD ZWYCIĘZCÓW?
Myślę, że nie raz słyszałeś od babci, mamy, księdza, w kręgu kościelnym. „CIESZ SIĘ, TYM CO MASZ.”
Może mieli dobre intencje. Aby doceniać co masz, kogo masz itd. Ale jeśli tak całkowicie zaczniesz to praktykować to obawiam się, że na tym stracisz. NIe tylko Ty, ale również zmarnujesz swój potencjał, talenty itd.
WIESZ CZYM SIĘ RÓŻNIĄ NIEUDACZNICY OD ZWYCIĘZCÓW?
Zwycięzcy zawsze mają najwyższy poziom braku satysfakcji ze swoich osiągnięć. W przeciwieństwie do nieudaczników, którzy są w pełni usatysfakcjonowani tym gdzie akurat są, co mają i kim są. JEST DOBRZE. BYLEBY NIE BYŁO GORZEJ.
JESTEŚ PAZERNY. PO CO CI TO? JESTEŚ NIEWDZIĘCZNY. NIE ZABIERZESZ TEGO DO GROBU. Mogłeś takie podszepty usłyszeć.
Ludzie są zazdrośni. Nie potrafią cieszyć się sukcesami innych. Lubią jak komuś coś się nie udaje bardziej niż ze swoich sukcesów. Nie chcą, abyś był wyżej od nich. Nie chcą mieć wyrzutów sumienia, że marnują czas i dlatego zachęcają Cię do tego, ABYŚ BYŁ JAK ONI.
MOŻNA POŁĄCZYĆ CIESZENIE SIĘ TYM, CO MAMY, DZIĘKOWANIEM ZA TO PANU BOGU, A JEDNOCZEŚNIE IŚĆ DO PRZODU POMNAŻAJĄC TALENTY, KTÓRYCH PRZECIEŻ NIE WOLNO NAM ZMARNOWAĆ.
Powiedz mi: w jaki sposób powstały diamenty?💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Diamenty💎💎💎 narodziły się w wyniku ogromnej presji.
W jaki sposób powstają perły?
Perły powstają w wyniku podrażnień.
Brak satysfakcji, presja, stres, głód i podrażnienia są fundamentem wysokich osiągnięć.
ŻYCZĘ CI, ABY CI CIĄGLE BYŁO MAŁO 😉 I SŁUCHAJ TYCH, CO CHCĄ TWOJEGO SZCZĘŚCIA I UŻYWAJĄ ROZUMU, A NIE SĄ ZAWISTNYMI, LENIWYMI ORAZ WYSTRASZONYMI, MAŁYMI LUDŹMI, KTÓRZY ZMARNOWALI SWOJE ŻYCIE. I CHCĄ, ABYŚ TY TO TEŻ ZROBIŁ 😉
***
3. TEMAT: TWOJA MAMA MYLIŁA SIĘ. BICIE SŁABSZYCH MA SENS.
Dobra wiadomość brzmi tak: nasze mózgi jest bardzo łatwo programować. To jest jednocześnie i ta zła wiadomość, bo oznacza realnie, że jesteśmy tak samo podatni na dobre jak i na złe wpływy. A w obecnym świecie bombardowanym przez media jest to megazła wiadomość.
Efekt zwycięzcy mówi nam, że zwycięzcy mają większe szanse na kolejne wygrane. Na logikę: porażki przyciągają kolejny porażki. Fakt ten potwierdzony jest statystycznie – nie tylko w sporcie.
Dlatego tak EKSTREMALNIE ważnym jest zasada małych zwycięstw O KTÓREJ PISAŁEM WYŻEJ.
Wygrywanie, dosłownie, zmienia nasz mózg🧠 o czym neurobiologia wie od kilkunastu lat a zawodowy boks🥊 wie od ponad 100. Osoby interesujące się zawodowym boksem znają bowiem pojęcie ’kelnera’ czyli chłopaka do bicia, którego wystawia się dobrze rokującemu bokserowi. I nie chodzi jedynie o nabijanie przyszłemu mistrzowi statystyk. I nie chodzi jedynie o to, by w tym lepszym pobudzić pewność siebie i poprawić jego obraz siebie. Owszem, czynniki psychologiczne są bardzo ważne – jednak najważniejsze jest to, że wygrywanie zmienia nasz mózg i nasz układ endokrynologiczny, czyli hormonalny.
„Zwycięstwa i porażki kształtują nas znacznie bardziej niż geny czy leki.” |
Kiedy w 1995 roku były niekwestionowany mistrz świata kategorii ciężkiej, Mike Tyson wyszedł z więzienia, jego zespół i promotor Don King wiedzieli co robić. Potrzeba było wystawić mu kelnera, żeby Tyson mógł zacząć odbudowywać się i psychicznie i hormonalnie. Życiową szansę na bycie zmasakrowanym dostał Peter McNeeley i wytrzymał prawie 90 sekund. Kolejny kelner nazywał się Buster Mathis Jr i wytrzymał prawie 9 minut. Odbudowany Tyson ponownie sięgnął po tytuł pokonując Franka Bruno, przez nokaut, w 3-ciej rundzie.
Wygrywanie pobudza głód wygrywania, zwiększa pewność siebie, poziom agresji oraz motywacji. Zaczynamy czuć się (i być) coraz większym kozakiem… Nawet jeśli to zwycięstwa 'ustawione’ i odniesione na ludziach, którzy nie mieli żadnych szans… Tak więc Twoja mama się myliła – bicie słabszych ma jak najbardziej sens i przyczynia się do przyszłego bohaterstwa…
CZAS ZNALEŹĆ SWOICH WŁASNYCH KELNERÓW.
Nasze małe, codziennie zwycięstwa podbudowują nad do zwycięstw większych, pobudzają nasz głód i napędzają do sięgania po jeszcze większą władzę i wpływy. Władza bowiem ZAWSZE wiąże się z EKSPANSJĄ – fizyczną, emocjonalną, psychologiczną.
Im więcej wygrywasz, tym bardziej „torujesz” swój mózg do kolejnego wygrywania. Sukcesy buduje się w oparciu o sukcesy.
SUKCES ŻYWI SIĘ SUKCESEM. NIE PORAŻKAMI. |
DLATEGO TAK ISTOTNIE WAŻNE JEST DOBIERAĆ SOBIE TAKICH „KELNERÓW”, ABYŚMY MIELI DUŻE SZANSE NA WYGRANĄ.
ABY Z JEDNEJ STRONY NAKRĘCAĆ SIĘ ZWYCIĘSTWAMI, A Z DRUGIEJ, ABY NIE BYŁO ZBYT TRUDNO.
ORAZ ABY NIE BYŁO ZBYT ŁATWO, ABY SIĘ NIE WKRADŁA NUDA.
***
DODATEK Z SZACUNKU, PODZIWU I MIŁOŚCI DLA ŚWIĘTYCH:
DODATEK DLA AMBITNYCH CZYTELNIKÓW:
KARTKA Z KALENDARZA NA TEN TYDZIEŃ: (TO ŚWIĘCI WYBIERAJĄ NAS. NIE MY ICH)
DUŻO TYCH ŚWIĘTYCH… MOŻNA NA KILKA DNI ROZBIĆ. WYbrałem dla Ciebie najważniejsze rzeczy z ich życia. Nigdy nie wiesz jakie jedno zdanie z ich życia może być Twoim Game Changerem.
WAŻNE WSPOMNIENIA:
Polecam szczególnie do czytania:
a) 9 listopada czwartek: Święto Najważniejszego Kościoła na świecie.
b) 11 listopada sobota: św. Marcin z Tours, biskup. Piękna historia nawrócenia i nie tylko jego.
***
5 LISTOPADA NIEDZIELA: ŚW. ZACHARIASZ I ELŻBIETA, RODZICE ŚW. JANA CHRZCICIELA. Według Ewangelii św. Łukasza (Łk 1, 5-80) Elżbieta pochodziła z kapłańskiego rodu Aarona. Uchodząca za bezpłodną, mimo podeszłego wieku urodziła Zachariaszowi syna. Jej brzemienność – przedstawiona w kontekście zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie – miała być dowodem, „że dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Kiedy Elżbieta była już w szóstym miesiącu, odwiedziła ją jej kuzynka, Maryja. Elżbieta za natchnieniem Ducha Świętego poznała w niej Matkę Boga i powitała ją słowami: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego”. Maryja pozostała przy Elżbiecie aż do jej rozwiązania. Św. Elżbieta jest patronką matek, żon, położnych.
W modlitwie różańcowej cytujemy słowa św. Elżbiety, które są zawarte w Biblii.
Zachariasz pochodził z ósmej klasy (gałęzi) kapłańskiej Abiasza (były 24 klasy wywodzące się od Aarona, brata Mojżesza; klasy te ustanowił król Dawid dla uregulowania kolejności służby Bożej w Świątyni). Cerkiew prawosławna, obchodząca do dzisiaj święto wprowadzenia Bogarodzicy do Świątyni Jerozolimskiej utrzymuje, że Zachariasz był tym kapłanem, który trzyletnią Marię wprowadził do Świętego Świętych – miejsca zastrzeżonego dla kapłanów. Tradycja zachodnia nie wspomina o tym wydarzeniu.
Na kartach Biblii Zachariasz przedstawiony jest jako sprawiedliwy mąż żyjący ze swoją żoną Elżbietą w bezdzietnym małżeństwie w Ain Karem niedaleko Jerozolimy. Kiedy – wyznaczony przez losowanie – składał w świątyni ofiarę kadzenia, ukazał mu się archanioł Gabriel i przepowiedział, że jego żona urodzi syna, któremu ma nadać imię Jan. Z powodu niedowierzania został porażony niemową. Odzyskał mowę dopiero przy obrzezaniu syna, kiedy napisał na tabliczce jego imię: Jan. Ewangelia św. Łukasza wkłada w jego usta hymn Benedictus, który wskazuje na posłannictwo Jana Chrzciciela.
Natomiast hymn Benedictus wypowiedziany przez św. Zachariasza i zawarty w Biblii jest odmawiany codziennie przez kapłanów w tzw. Jutrzni czyli Laudes.
Po narodzeniu Jana Chrzciciela ani Pismo Święte, ani tradycja zachodnia nie podają o jego rodzicach żadnych informacji. Zapewne Zachariasz opuścił ziemię, gdy Jan był jeszcze chłopcem. Tradycja Kościołów Wschodnich opowiada, że gdy król Herod rozkazał, aby wszyscy chłopcy w wieku do dwóch lat w Betlejem i okolicy zostali zabici, sprawiedliwa Elżbieta ukryła się wraz z synem w górach. Żołnierze próbowali dowiedzieć się od Zachariasza, gdzie jest jego syn. Jednak ojciec nie zdradził tej informacji. Zabito go więc pomiędzy świątynią i ołtarzem. Sprawiedliwa Elżbieta miała umrzeć czterdzieści dni po swym mężu, a św. Jan Chrzciciel, ochraniany przez Boga, miał przebywać na pustyni aż do dnia swego pojawienia się narodowi izraelskiemu.
W Rzymie, w bazylice laterańskiej, ma się znajdować relikwia głowy św. Zachariasza. Tradycja nie wspomina natomiast o relikwiach św. Elżbiety.
Święty Gerald, biskup, 1070(1080)-1123, Francja. Opactwu Cassan przywrócił dawną świetność, stawiając wiele nowych budynków, w tym szpital. Opat Gerald był bardzo pobożny i poświęcał wiele czasu biednym, a zwłaszcza chorym. Był człowiekiem odznaczającym się podziwu godną szczerością i prostotą. Wiele wysiłku włożył w niesienie ulgi ubogim, wydawał na ich wsparcie całe przychody diecezji. Dlatego w obrazach i rzeźbach rozpoznać go można jako biskupa przedstawianego razem z jałmużnikiem.
ODMÓWIŁA KRÓLOWI LUDWIKOWI XI
Błogosławiona Franciszka Amboise, karmelitanka, 1427-1485, Francja. Z powodów politycznych w wieku 4 lat została zaręczona z Piotrem, drugim synem Jana VI Mądrego, księcia Bretanii. Małżeństwo z Piotrem II Franciszka zawarła prawdopodobnie w grudniu 1442 r. Początkowo nie było udane, bo Piotr był człowiekiem zamkniętym, lękliwym, chorobliwym, skrajnie zazdrosnym; zdarzało się, że bardzo źle traktował żonę. Franciszka była natomiast łagodna, pogodna. Dzięki silnej woli udało się jej stopniowo zmieniać usposobienie męża, który – by odpokutować przewinienia młodości – zaczął pomagać jej w dziełach charytatywnych. Małżeństwo było bezdzietne.
Jako księżna Bretanii Franciszka rozszerzyła swoją działalność charytatywną na całe państewko. Położyła podwaliny pod system pomocy prawnej dla osób, które nie mogły sobie na nią pozwolić. Siedem lat po objęciu rządów Piotr niespodziewanie zachorował i w 1457 r. umarł. W swojej ostatniej woli napisał bardzo ciepłe słowa o posłudze i poświęceniu Franciszki. Taką też zapamiętał ją dwór i poddani, którzy mówili potem, że były to „czasy błogosławionej księżnej”: widzieli w niej opiekunkę ubogich, chorych i trędowatych, których w tamtych wojennych latach było bardzo wielu. Próbowano ją znów wyswatać, a nawet w przemyślny sposób porwać. Oparła się zdecydowanie tym zakusom. Interesował się nią m.in. król Ludwik XI, ale mu odmówiła.
Ufundowała konwent klarysek w Nantes i wspomagała konwent dominikański w tym mieście. W 1458 r. brała udział w przygotowaniach do kanonizacji św. Wincentego Ferreriusza, który był znanym misjonarzem i kaznodzieją dominikańskim. Kult tego świętego wzbudziła w niej teściowa, darząca go specjalnym nabożeństwem. W 1459 r. poznała bł. Jana Soretha, generała karmelitów, który chciał rozwinąć żeńską gałąź tego zakonu. W cztery lata później Franciszka wyposażyła pierwszy we Francji żeński konwent karmelitański pod patronatem. W pięć lat później, w 1468 r., Franciszka rozpoczęła w nim nowicjat, a po roku złożyła śluby. Mimo że była księżną, prosiła, by ją nazywać „służką Chrystusa”. Początkowo pracowała jako pielęgniarka w klasztornym szpitaliku. W 1473 r. została wybrana przeoryszą i była nią już do końca życia.
Dawała przykład poświęcenia i charyzmatu karmelitańskiego. Była wyrozumiała, ale bardzo wymagająca. Miała rozsądne matczyne podejście do sióstr jako przełożona. Dbała, by przestrzegano ścisłej reguły. Rygoryzm Franciszki wyprzedzał o stulecie postanowienia papieża św. Piusa V i uchronił jej klasztory przed złem, które szerzyło się w zakonach bardziej otwartych.
Franciszka głosiła zakonnicom m.in. takie nauki: „Jakiekolwiek problemy i trudności by cię nie przygnębiały, znoś je cierpliwie w świadomości tego, że stanowią one część naszego krzyża. Zaofiaruj pomoc naszemu Panu i noś ciężar Jego krzyża z radością w sercu. Cierpienie nigdy nas nie opuszcza, ale jeśli odrzucimy jeden krzyż, sprawmy, byśmy następnego, być może cięższego, już nie odrzucali. Jeśli ufamy w Bogu i polegamy na Jego pomocy, wszystkie pokusy zła przezwyciężymy. Nie wolno nam nigdy zaprzestać starań i dozwolić, by nasza pielgrzymka uległa wstrzymaniu, ale musimy zawsze poddawać serca nieustannej dyscyplinie”.
W testamencie zapisała słowa, które często za życia powtarzała: „We wszystkim, co czynicie, kochajcie jeszcze bardziej Boga”.
***
6 LISTOPADA PONIEDZIAŁEK: BŁ. MĘCZENNICY JAPOŃSCY, ALFONS NAVARRETE, DOMINIKANIN I TOWARZYSZE, 1571-1617, HISZPANIA. Zrezygnował z majątku i wstąpił do klasztoru. Po ukończeniu studiów został wysłany na misje na Filipiny. W tym czasie w Japonii wybuchło wielkie prześladowanie katolików. Rok przed wyjazdem Alfonsa z Hiszpanii w Nagasaki ukrzyżowano 26 chrześcijan, w tym wielu franciszkanów i trzech japońskich jezuitów.
Nie zważając na grożące niebezpieczeństwa, dominikanie pragnęli powrócić do pracy w Japonii (skąd zostali wyrzuceni z powodu ich skutecznej pracy apostolskiej, która nie podobała się władzom). Bł. Alfons w 1610 r. powrócił do Europy, aby zebrać grupę misjonarzy, i podjął starania o wysłanie go do Japonii.
Korzystając z krótkiego okresu pokoju, rozpoczęli oni pracę. Przez sześć kolejnych lat, pomimo narastającego napięcia, katechizowali i przygotowywali wiernych na czas nieuniknionych prześladowań. Bł. Alfons, chociaż jego posługa misyjna nie trwała długo, wykonał ogromną pracę. Tak jak jego ojciec, św. Dominik, wędrował po całym kraju, nauczając i udzielając chrztu. Nazywany jest Wincentym a Paulo Japonii, ponieważ jako pierwszy podjął się trudnego zadania troski o sieroty i dzieci porzucone przez swoich rodziców.
Pierwszymi ofiarami kolejnej fali prześladowań stali się dwaj kapłani, franciszkanin i jezuita, którzy oddali życie za wiarę w Omurze. Alfons Navarrete i jego towarzysz Ferdynand udali się tam, aby ocalić szczątki męczenników i umocnić mieszkających tam katolików. Porwano ich jednak w drodze do Omury; we trzech – wraz z japońskim młodym katechistą – zostali ścięci mieczem. Ich ciała wrzucono do morza.
Pięć lat później na jednym ze wzgórz Nagasaki ponad 50 katolików przypieczętowało swoją wiarę przelaniem krwi. Niektórzy z nich zostali ścięci, innych spalono na stosie. Wśród nich było dziewięciu jezuitów (m.in. Karol Spinola), dziewięciu franciszkanów i dziewięciu dominikanów.
Wskutek prześladowań w latach 1614-1632 śmierć męczeńską poniosły tysiące katolików w Japonii. Ich przeciwnicy starali się zatrzeć w kraju wszelkie ślady znienawidzonej przez siebie religii. Papież Pius IX w 1867 r. uroczyście beatyfikował 205 męczenników japońskich, wśród których było jedenastu kapłanów z Europy, siedmiu zakonników oraz dwadzieścia dwie osoby (mężczyźni i kobiety) pochodzące z Japonii. Wszyscy oni byli w ten czy inny sposób włączeni przez profesję do Zakonu Kaznodziejskiego (jako nowicjusze, bracia współpracownicy oraz członkowie Trzeciego Zakonu). Chociaż nie zginęli oni w tym samym czasie ani w tym samym miejscu, czczeni są wspólnie wraz z bł. Alfonsem Navarrete, pierwszym dominikańskim męczennikiem Japonii.
Święty Leonard z Limoges, pustelnik, 496-545, Francja. Król Franków, Klodwik byl ojcem chrzestnym Leonarda. Wychował się on u biskupa Reims, św. Remigiusza. Potem został pustelnikiem. Nie przyjął ofiarowanej mu przez Klodwika godności biskupa w Micy.
Król prosił Leonarda o modlitwę, gdyż jego małżonka miała bardzo bolesny, ciężki i niebezpieczny dla swojego życia poród. Dzięki modlitwie Leonarda bóle ustały, a królowa szczęśliwie urodziła dziecię. Król w podzięce podarował Leonardowi cały las. Leonard nazwał darowiznę Nobiliacum, czyli darem szlachetnego króla (nobilissimo rege). Wystawił też kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, a w nim ołtarz ku czci św. Remigiusza. Gdy dotkliwie odczuwał brak wody, wytrysnęła ona cudownie w postaci źródła, z którego skwapliwie korzystali pątnicy.
Napływali do niego pątnicy, nawet z Anglii i Niemiec, błagając go o wstawiennictwo u Boga. Był orędownikiem uwięzionych i wstawiał się za nimi przed królem i przed możnymi. Dlatego ikonografia zwykła przedstawiać go z łańcuchem i kajdanami. Według żywotów, jakie powstały w średniowieczu, Leonard miał także uzdrowić wielu chorych.
Należał do najpopularniejszych świętych w Europie w wiekach średnich: we Francji, w Anglii, Niemczech, Austrii, w Bawarii, w Szwecji i w Polsce. Ku jego czci wystawiono mnóstwo kościołów i kaplic. W czasie wypraw krzyżowych jego kult wzrósł jako patrona jeńców wojennych. Z czasem Leonard stał się patronem także od bydła i pewnych rzemiosł. W Polsce kult św. Leonarda w średniowieczu był szczególnie żywy. Świadectwem tego są najstarsze kościoły, jak np. krypta św. Leonarda w katedrze wawelskiej.
Błogosławiona Krystyna, 1242-1312, Niemcy. Jej życie było tak niezwykłe, że gdyby jej doświadczenia nie były widziane i notowane przez naocznych świadków, najpewniej przypisano by jej halucynacje, konfabulację lub chorobę psychiczną. Pozostawała pod opieką o. Jana z Kolonii, księdza z jej parafii, który zaświadczył o tym, że diabeł trzykrotnie wyciągał ją z łóżka. Raz znaleziono ją wyrzuconą na dach domu. Kiedy indziej o. Jan osobiście odwiązywał ją w obecności jej matki i innych osób od drzewa w ogrodzie, przy którym diabeł ją zostawił. Świadkowie mogli też dotknąć gorących kamieni, które diabeł przytwierdzał do jej ciała, by ją dręczyć.
Święty Kalinik, męczennik, śm. 638, Jerozolima. (20 sierpnia 636 r.) panowanie bizantyjskie w Syrii i Palestynie zostało złamane. Saraceni w lecie 637 r. opanowali Gazę. Dowódca arabski Amr Ibn al-As kazał przyprowadzić broniących ją żołnierzy. Od Kalinika i jego 10 towarzyszy zażądał, aby wyrzekli się wiary. Gdy odmówili, zostali uwięzieni. Wycierpieli wiele.
Błogosławiona Józefa Naval Girbes, świecka karmelitanka, 1820-1893, Hiszpania. W wieku lat 18, 4 grudnia 1838 roku, za zgodą proboszcza, który był jej kierownikiem duchowym, przysięgła Bogu wieczne dziewictwo. W ten sposób jej serce stało się niepodzielne. Później stała się świecką karmelitanką – wstąpiła do Trzeciego Zakonu.
Jej życie było proste. Poświęciła je modlitwie i pracy ewangelizacyjnej w swojej parafii. We własnym domu, gdzie prowadziła pracownię haftu, otworzyła szkołę, w której oprócz szycia uczyła modlitwy i pracy nad cnotami ewangelicznymi. Była w ten sposób matką duchową wielu dziewcząt, z którymi dzieliła się mądrością i życiem duchowym. Miała łagodne usposobienie, ale w tym samym czasie praktykowała ten rodzaj surowości charakteru, który pozwalał jej efektywnie napominać podopieczne.
Znana z umiejętności godzenia zwaśnionych. Wielką czcią otaczała Maryję Dziewicę, Matkę Jezusa. Pod wieloma względami była typową świętą XIX wieku: jej życie było dojmująco monotonne, dokuczało jej słabe zdrowie. Chroniczne choroby znosiła z ogromną cierpliwością.
***
ODWAŻNIE UPOMNIAŁ KRÓLA
7 LISTOPADA WTOREK: ŚW
Przeszkodą dla misjonarzy był jednak pewien mnich, imieniem Suitbert, który – wyświęcony na biskupa – działał samowolnie i uważał Willibrorda i jego towarzyszy za intruzów. W tej sytuacji Willibrord czuł się zmuszony udać się powtórnie do Rzymu. Św. Sergiusz I, po wysłuchaniu relacji, udzielił mu sakry biskupiej w roku 695, w wigilię dnia św. Klemensa. Na tę pamiątkę Willibrord odtąd obrał sobie imię Klemensa. Papież nadto nadał mu paliusz arcybiskupa, by mógł w razie potrzeby na ziemiach pozyskanych dla Chrystusa mianować biskupów.
Dużą zasługą Willibrorda dla kultury średniowiecznej było założenie szkoły katedralnej w Utrechcie, jedynej wówczas w Europie północnej obok szkoły katedralnej w Trewirze. Warto też wiedzieć, że Willibrord jako jeden z pierwszych pojął znaczenie jednolitej chrześcijańskiej rachuby czasu dla ewangelizacji (upowszechniał liczenie lat „od narodzenia Jezusa Chrystusa”).
Zachęcony powodzeniem misji we Fryzji, wraz ze swoimi towarzyszami udał się do Szlezwigu i Danii. Tu jednak spotkało go niepowodzenie, omal nie stracił życia. Wycofał się i udał się do Turyngii, gdzie z honorami przyjął go tamtejszy książę, Heden II. Na zaproszenie króla Franków udał się na jego dwór, gdzie udzielił chrztu jego synowi, Pepinowi III.
Zachowało się kazanie z 714 roku, które Willibrord wygłosił przed królem Fryzów Radbodem: „Nie Bóg jest Tym, któremu oddajesz cześć, lecz diabeł, który ciebie, o królu, zapędził w najgorsze zaślepienie, aby wydać twoją duszę na wieczne potępienie. Albowiem nie ma innych bogów prócz Tego Jedynego, który stworzył niebo i ziemię, i morze. Ten, kto oddaje Mu cześć w prawdziwej wierze, osiągnie życie wieczne. O tym zaświadczam tobie dzisiaj, jako Jego sługa, abyś w końcu odwrócił się od kłamstwa starego zabobonu, w którym trwali twoi przodkowie, i uwierzył we wszechmocnego Boga, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Abyś ochrzczony w źródle życia, obmył się ze wszystkich twoich grzechów, odrzucając całą twoją złość i niesprawiedliwość”.
Jest patronem Holandii i Luksemburga. Jego pomocy wzywali chorzy na padaczkę i choroby skóry oraz ludzie cierpiący na skurcze i drgawki. Nazywany jest Apostołem Fryzji.
NIEOFICJALNY CESARZ
Święty Engelbert, biskup i męczennik, 1185-1225, Niemcy. Przez pewien czas został obłożony ekskomuniką i pozbawiony wszystkich godności. Wprowadzał pokój tam gdzie były wojny. Tam, gdzie był chaos i nieuczciwość wprowadzał porządek. Cesarz Fryderyk II miał do niego tak wielkie zaufanie, że powierzył mu wychowanie swojego syna, Henryka, którego też Engelbert koronował na króla Niemiec w roku 1222.
W czasie nieobecności cesarza przez pięć lat Engelbert sprawował faktycznie najwyższą władzę w państwie. Bronił chłopów przed wyzyskiem panów. Wspierał hojnie zakony oraz bronił ich przed możnymi. Jako opiekun klasztoru mniszek w Essen, Fryderyk z Insenburga mieszał się w jego wewnętrzne sprawy i uciskał go materialnie. Zakonnice zwróciły się o pomoc do Engelberta. Kiedy ten wracał z opactwa, został napadnięty przez zbirów, najętych przez Fryderyka, i został przez nich zasiekany na śmierć.
Obrzędom pogrzebowym Engelberta przewodniczył sam legat papieski, kardynał Konrad z Porto. W swoim przemówieniu kardynał nazwał zamordowanego biskupa męczennikiem i drugim św. Tomaszem Becketem. Oddawano mu też odtąd cześć jako świętemu-męczennikowi.
Błogosławiony Franciszek od Jezusa, Maryi, Józefa Palau y Quer, karmelita bosy, 1811-1872, Hiszpania. W 1832 roku wstąpił do nowicjatu karmelitów bosych w Barcelonie. Na tę decyzję mogła wpłynąć przykładna postawa o. Józefa, karmelity bosego, jednego z profesorów seminarium. W 1835 roku opuścił klasztor św. Józefa, podpalony przez rewolucjonistów. Podczas ucieczki Franciszek, narażając swoje życie, pomagał niewidomemu współbratu. Wraz z innymi zakonnikami został osadzony w barcelońskim więzieniu La Ciudadela. Był to dla Kościoła w Hiszpanii bardzo trudny czas i każdy składający śluby zakonne liczył się z możliwością męczeńskiej śmierci.
Pod pretekstem działalności reakcyjnej władze skazały Franciszka Palau na sześć lat wygnania na Ibizie. Czas tam spędzony zakonnik wykorzystał do ewangelizacji, która rozszerzyła się potem na Majorkę i Minorkę. I właśnie przebywając na Minorce
Franciszek uświadomił sobie swoją wielką miłość do Kościoła. Postanowił ją praktykować na zupełnie nowy sposób, łączący życie kontemplacyjne i posługę apostolską.
„Pewnego wieczoru znajdowałem się w kościele katedralnym oczekując godziny rozpoczęcia nabożeństwa, w czasie którego powinno się udzielić ostatniego błogosławieństwa, co było zwyczajem na zakończenie misji. Mój duch został uniesiony przed tron Boga… Zobaczyłem piękną młodą dziewczynę ubraną w chwałę. Jej ubiór promieniał światłością i nie można było rozpoznać nic, poza sylwetką, ponieważ nie było możliwym patrzeć na nią. Usłyszałem głos, który mówił: «Ty jesteś kapłanem Najwyższego; błogosław i ten, którego pobłogosławisz, będzie błogosławiony. Ta jest moją Córką umiłowaną…» Zatopiłem się w morzu łez. Moje boleści urosły w wielkim stopniu. Znałem tę Panią i oddać na Jej służbę życie – nie jedno, ale tysiąc – byłoby zbyt mało dla mnie… Gdy nadeszła godzina nabożeństwa, podczas gdy wchodziłem na ambonę, usłyszałem głos Ojca, który powiedział do mnie: «Pobłogosław moją umiłowaną Córkę i twoją Córkę». Napływ ludzi był wielki. Ja nie mogłem w pełni pojąć, jak mogłem być ojcem w Kościele i dla Kościoła” – tak Franciszek opisał swoje objawienie w rękopisie wspomnień „Moje relacje z Kościołem”.
Jest założycielem mieszanego zgromadzenia sióstr i braci tercjarzy karmelitańskich.
Cud, na podstawie którego nastąpiła beatyfikacja, dotyczył uzdrowienia Leona Godoy Mendeza, maszynisty Kolumbijskich Kolei Państwowych, który w wieku 47 lat miał wypadek kolejowy. Wówczas odkryto w jego głowie guza, a po nieudanej operacji lekarze nie dawali mu na wyzdrowienie żadnych szans. Mężczyzna jednak był w szpitalu odwiedzany przez siostrę ze zgromadzenia Karmelitanek Misjonarek, założonego przez Franciszka Palau y Quer. Zaczęła ona odprawiać nowennę do Franciszka Palau w intencji uzdrowienia chorego. W tym czasie dotknięto też głowy Leona Goday Mendeza relikwią kandydata na ołtarze. Poprawa zdrowia zaczęła się już następnego dnia i mężczyzna żył jeszcze przez kolejnych 20 lat.
Święci zakonnicy Izrael, Walter i Teobald. Izrael ur. 950-1014. Był nauczycielem Teobalda i Waltera. W 994 r., w czasie epidemii dżumy, osobiście pielęgnował chorych i grzebał zmarłych. Zmarł 22 grudnia 1014 roku otoczony sławą wielkiej świętości. Wkrótce do jego grobu zaczęły ciągnąć pielgrzymki. Zachowała się pamięć o licznych cudach.
Teobald, 990-1070. Z pokory nie przyjął święceń kapłańskich i pozostał diakonem. Zmarł w opinii świętości.
Walter, zm. 1070. Wsławił się jako wybitny opat tego klasztoru. Przez otoczenie już za życia uważany był za człowieka szczególnej świętości. Prowadził bardzo ascetyczne życie i był hojny w udzielaniu jałmużny. Papież Wiktor II dał mu przywilej nakładania ekskomuniki i zwalniania z niej grzeszników okazujących skruchę. Przez siedem ostatnich lat życia był niewidomy, co znosił z wielką cierpliwością i pokorą.
Błogosławiona Łucja a Septifonte (od Siedmiu Fontann), kamedułka, XII w., Italia. Słynęła z urody. Zakochał się w niej hrabia Diatagora Fava, znany jako Rolando, który stacjonował w pobliskim garnizonie wojskowym w czasie, kiedy o Bolonię toczyły się walki między stronnictwami Gibelinów i Gwelfów. Miało się to dziać około 1100 r.
Każdego poranka Rolando jechał wąską drogą przez żleby prowadzące do klasztoru, gdzie przebywała jego ukochana. W żeńskim konwencie wizyty te wprowadzały wiele zamieszania, za które winna czuła się Łucja. Broniąc się przed uczuciem, tak bardzo nasiliła swoje czuwania, posty i umartwienia, że aż zapadła na zdrowiu. W końcu zdecydowała się na spotkanie z Rolando, podczas którego wyznali sobie wzajemną miłość. Jednak ksieni kamedułek nie chciała złamać ślubów zakonnych i uprosiła Ronaldo, by ten pojechał z krucjatą do Ziemi Świętej. Kiedy on wyjechał, bardzo już chora Łucja umarła.
W Palestynie rycerz został wzięty do niewoli i zamknięty w celi więziennej. We śnie przyszła do niego Łucja i powiedziała mu o swojej śmierci. Po przebudzeniu Rolando został w cudowny sposób przeniesiony do jej grobu. Z jego oczu wytrysnęło 7 fontann łez (według innego podania – fontanny istniejące za życia Łucji wyschły po jej śmierci, a napełnione łzami Ronaldo wytrysnęły od nowa).
Błogosławiona Helena Enselmini, klaryska, 1207-1242, Italia. Była jedną z pierwszych klarysek i znała osobiście św. Franciszka. To on miał jej osobiście wręczyć habit zakonny. Była też świadkiem cudów, jakich dokonywał św. Antoni z Padwy – co być może przygotowało ją na jej własne wyzwania duchowe.
Na początku życia zakonnego była uśmiechnięta i radosna, pomimo skrajnego ubóstwa, w jakim żyła. Później jednak dosięgła jej ciemność: nie tylko cielesna, spowodowana chorobą, ale także duchowa, spowodowana wątpliwościami. Po jakimś czasie udało jej się jednak odzyskać spokój i pewność, że jej losami kieruje Opatrzność.
Odznaczała się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej. Wskutek ciężkiej choroby straciła w 1230 roku mowę, wzrok i możność poruszania się. Przeżyła tak następnych kilkanaście lat. Jej przewodnikiem duchowym był św. Antoni, który umacniał ją w cierpliwości i wierze, będąc także po prostu jej przyjacielem.
***
8 LISTOPADA ŚRODA: ŚW. ELŻBIETA OD TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ, KARMELITANKA BOSA, 1880-1906, FRANCJA.
Dziewczynka była niezwykle uparta i wybuchowa, a na dodatek obdarzona mnóstwem energii. Ojciec próbował wychowywać ją drogą łagodnej perswazji. Nazywał ją pieszczotliwie „małym diablątkiem”. Kiedy dziewczynka miała 7 lat, jej ojciec zmarł. Wychowanie matki okazało się dość surowe. Na dodatek wraz ze śmiercią ojca sytuacja finansowa w domu znacznie się pogorszyła, co zmusiło rodzinę do przeprowadzki do Dijon. Zamieszkali w pobliżu klasztoru karmelitanek bosych.
O życiu Elżbiety zadecydowały fakty związane z przygotowaniem się do pierwszej Komunii świętej. Elżbieta wielokrotnie później potwierdzała, że dzień ten był dla niej decydujący. Wówczas to postanowiła wytrwale pracować nad swoim charakterem. W swoim dzienniczku zapisała niezwykłe doświadczenie miłości i bliskości Boga, a także pragnienie oddania Mu się całą duszą.
Jej życie później toczyło się zwykłym torem: zaczęła dojrzewać, weszła do towarzystwa, bywała na przyjęciach. Była postrzegana jako wyjątkowa osobowość i niezwyczajna dziewczyna. Miała też talent muzyczny: w 1893 roku wygrała konkurs fortepianowy. Cieszyła się wszystkimi tymi przyjemnościami, a jednak pozostawały one jakby na marginesie jej życia, ponieważ w jego centrum był Chrystus. Na sali balowej zdarzało się Elżbiecie tęsknić za tabernakulum. Kiedy to wreszcie nastąpiło, matka Elżbiety zabroniła córce chodzić do Karmelu, ograniczyła jej chodzenie do kościoła i przystępowanie do Komunii świętej, a postanowienie dziewczyny uznała za „wybujałą religijność”.
W 8 dni po wstąpieniu do Karmelu przełożona zapytała Elżbietę: „Jaki jest twój ideał świętości?” Odpowiedź padła bez wahania: „Żyć miłością”. „A jaki jest sposób, by najszybciej to osiągnąć?” „Uczynić się całkiem małą, oddać się Bogu bezpowrotnie”. Jej samej i jej przełożonym wydawało się, że nie wytrwa za murami Karmelu.
W pewnym momencie jednak przyjęła drugie imię „Laudem Gloriæ” – [ku] chwale Majestatu [Boga]. Jest to wyrażenie z Listu św. Pawła do Efezjan, którym podpisywała listy. Moment, w którym je przeczytała, był kolejnym przełomem w jej życiu. Od tej chwili, jak wspominają ludzie, którzy ją znali, zaczęła już na ziemi żyć życiem nieba.
Ostatni etap życia Elżbiety to choroba Addisona, która zaatakowała ją w 1906 roku. Elżbieta przeżyła ją jako wstępowanie przez krzyż ku Bogu. Niezwykle bolesna niedoczynność nadnerczy była przyczyną wielkiego bólu ciała i cierpień związanych z przyjmowaniem pokarmów. Jej ostatnie dni na ziemi przebiegały tak: 30 października położyła się do łóżka, z którego już więcej nie wstała. Nazajutrz przyjęła raz jeszcze ostatnie namaszczenie, a w dniu Wszystkich Świętych po raz ostatni – Jezusa Eucharystycznego. 8 listopada wypowiedziała ostatnie słowa, jakie zdołano zrozumieć: „Idę do Światła, do Miłości, do Życia”. Nazajutrz, 9 listopada 1906 r. o szóstej rano, zmarła. Miała wówczas 26 lat.
Życie Elżbiety znamy dość szczegółowo m.in. dzięki jej obfitym pismom (ponad 300 listów i książki są dostępne także na polskim rynku wydawniczym).
Błogosławiony Jan Duns Szkot, franciszkanin, 1265-1308, Szkocja. Przełożeni wysłali go następnie do Paryża, gdzie miał uzupełnić studia rozpoczęte na uniwersytecie w Oksfordzie. Decyzja ta pokazuje, że Jan musiał cechować się wybitną inteligencją, skoro zasłużył na takie wyróżnienie. Paryż był wówczas niezwykle żywym ośrodkiem uniwersyteckim. Po zdobyciu pierwszych stopni akademickich – nauczał. Po pewnym czasie powrócił znowu do Anglii, by nauczać w szkołach franciszkańskich.
Następne lata życia Jana Dunsa Szkota to podróże po europejskich uniwersytetach, nauczanie coraz to nowych studentów i kolejne osiągnięcia naukowe, m.in. w Cambridge, Oksfordzie i Paryżu. e względu na wysublimowanie i delikatność myśli zwany był „doktorem subtelnym”.
Jako jeden z nielicznych wówczas teologów, odważnie i zdecydowanie bronił bezgrzeszności Maryi, Matki Jezusa Chrystusa, stając się dla potomnych Doktorem maryjnym.
Święty Godfryd z Amiens, benedyktyn-biskup, 1065-1115, Francja. W roku 1104 opuścił dobrowolnie biskupstwo w Amiens tamtejszy pasterz, by nie odpowiadać za wykryte nadużycia. Kiedy poszukiwano jego następcy, wybór padł na Godfryda. Miał on wówczas 38 lat.
Święty Adeodat I, papież, zm. 618. Znany także jako Deusdedit („dar od Boga, przez Boga dany” – po polsku: Bogdan). Został następcą św. Piotra po czterdziestu latach kapłaństwa. Pontyfikat nie należał do łatwych, bo w tym czasie Rzym nawiedziło poważne trzęsienie ziemi i epidemia świerzbu, z powodu której papież musiał opuścić Rzym.
Honoriusz I w epitafium na cześć Adeodata określał go jako człowieka wielkiej mądrości, pobożności i bystrości umysłu, a jednocześnie pełnego prostoty i łagodności. Podkreślał jego pokojowe usposobienie i to, że podczas zarazy osobiście niósł chorym pomoc i pocieszenie. Wspominany był też jako sprawiedliwy sędzia.
Osobiście wyświęcił wielu nowych kapłanów (prawdopodobnie były to pierwsze święcenia od czasów św. Grzegorza Wielkiego). Chciał, by kapłani więcej się modlili. Wprowadził też specjalne nabożeństwo wieczorne dla kleru, był więc prekursorem nieszporów. Dał wszystkim księżom prawo odprawiania dwóch Mszy św. dziennie. W okresie jego pontyfikatu po raz pierwszy zaczęto używać pieczęci ołowianej na bullach i dekretach papieskich; w Watykanie zachowała się jedna bulla z tego okresu.
Po śmierci tak go opłakiwano, że następny papież (Bonifacy V) został wybrany dopiero po 13 miesiącach, gdyż szukano kandydata podobnego do Adeodata.
Święci Czterej Koronowani, męczennicy. Określenie „Święci Czterej Koronowani” – wskutek zawiłej historii ich kultu – odnosi się obecnie do dwóch grup męczenników, obejmując łącznie 9 osób.
Pierwszą grupę męczenników tworzą Sewer (Sekundiusz), Sewerian, Karpofor i Wiktoryn. Określenie ich mianem Koronowanych wynika właśnie z braku informacji o ich imionach; używano tu więc starożytnego skojarzenia: męczennicy otrzymywali koronę świętości z Bożych rąk za wytrwanie w wierze. Zgodnie z tradycją tych czterech mężczyzn poniosło śmierć męczeńską w Rzymie lub w Castro Alba. Opis męczeństwa św. Sebastiana wspomina, że byli oni żołnierzami, którzy odmówili złożenia ofiary bożkowi Eskulapowi i zginęli z tego powodu z rozkazu cesarza Dioklecjana (284-305). Ich ciała pochowali papież Milcjades i św. Sebastian na cmentarzu świętych Marcelina i Piotra przy via Labicana.
Do drugiej grupy należą natomiast Klaudiusz, Kastor, Nikostrat i Symforian. Według przekazów byli oni kamieniarzami (lub rzeźbiarzami) z Sirmium. Ich praca zachwycała współczesnych; każde nowe dzieło rozpoczynali od znaku krzyża, a w trakcie pracy chętnie i głośno modlili się i śpiewali pobożne pieśni. Zginęli w Pannonii, kiedy odmówili uczczenia figury cesarza Dioklecjana i złożenia ofiary bóstwom rzymskim. Być może został z nimi zamordowany także Symplicjusz.
Zostali oni skazani przez Dioklecjana na śmierć: zamknięto ich żywych w ołowianych trumnach i wrzucono do rzeki. Ich kult zaowocował także w sztuce i architekturze. W Rzymie, pomiędzy Koloseum a bazyliką św. Jana na Lateranie, znajduje się Bazylika Czterech Koronowanych.
***
NAJWAŻNIEJSZY KOŚCIÓŁ NA ŚWIECIE
9 LISTOPADA, CZWARTEK: ROCZNICA POŚWIĘCENIA BAZYLIKI NA LATERANIE. Wiele osób sądzi, że najważniejszym kościołem papieskim jest bazylika św. Piotra na Watykanie. Nie jest to prawdą. To bazylika świętego Jana na Lateranie jest kościołem katedralnym papieża. Odegrała ona doniosłą rolę w historii chrześcijaństwa i dlatego Kościół obchodzi specjalny dzień, przypominający moment jej poświęcenia.
Konstantyn Wielki pałac ten podarował papieżowi św. Sylwestrowi I (314-335). Do roku 1308 był on rezydencją papieży. Gdy w 313 r. cesarz Konstantyn Wielki wydał edykt pozwalający na oficjalne wyznawanie wiary chrześcijańskiej, kazał wybudować obok pałacu okazałą świątynię pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. Stała się ona pierwszą katedrą Rzymu, a przylegający do niej pałac – siedzibą papieży. Jej poświęcenia dokonał papież św. Sylwester I w dniu 9 listopada 324 r.
W ciągu kilku wieków panowało tu 161 papieży i odbyło się pięć soborów powszechnych. Bazylika na Lateranie przestała być siedzibą papieży od czasów niewoli awiniońskiej na początku XIV w. W 1377 r. papież Grzegorz IX przeniósł swą siedzibę do Watykanu.
każdy nowo wybrany biskup Rzymu udaje się do niej w uroczystej procesji. Nad wejściem do świątyni znajduje się łaciński napis, który najlepiej oddaje wagę i rolę tego miejsca: Mater et Caput omnium Ecclesiarum Urbis et Orbis to znaczy: Matka i Głowa wszystkich kościołów Miasta i Świata. Tu właśnie papieże odprawiali Mszę na rozpoczęcie Wielkiego Postu. Tu w Niedzielę Palmową stawia się łuk triumfalny na przyjęcie Króla męczenników. Tu papież odprawia Mszę świętą w Wielki Czwartek na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy.
Bazylika św. Jana na Lateranie jest nieco tylko mniejsza rozmiarem od Bazyliki św. Piotra i od Bazyliki św. Pawła za Murami. Obok bazyliki znajduje się osobny budynek wybudowany na polecenie papieża Systusa V w 1589 r., w którym znajdują się „Święte Schody” (scala sancta). Według podania są to kamienne stopnie, po których Chrystus szedł na sąd do Piłata. Przywiezione zostały one z Jerozolimy do Rzymu w roku 326 przez św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna I. Te schody pobożni pątnicy tak wytarli kolanami, że powstały w nich głębokie wyżłobienia.
Bazylika laterańska, jako katedra papieża, jest parafią nas wszystkich, dlatego jako cały Kościół obchodzimy dziś święto.
Kościół chce dziś wyrazić swoją wielką wdzięczność za wszystkie świątynie, jakie zostały przez jego wiernych i dla jego wiernych wystawione. Każdy kościół to dom Boży w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie – jak to jest w innych religiach – jedynie dom modlitwy.
Bazylika laterańska była pierwszą na świecie katolicką świątynią, w sposób uroczysty dedykowaną Panu Bogu. Wcześniej świątynie chrześcijańskie były przekształconymi dla celów kultu Chrystusa świątyniami pogańskimi. Przypominamy sobie o mocnej więzi Kościołów lokalnych ze Stolicą Apostolską.
Błogosławiona Joanna z Signy, ok. 1244-ok.1307, Italia. O życiu Joanny nie wiemy wiele, ale musiała być kimś niezwykłym, skoro do dzisiaj pamięć o niej przetrwała w Toskanii. Przekazy podają, że Joanna przyjęła z rąk franciszkanów z Carmarthen habit III Zakonu Franciszkańskiego i resztę życia spędziła jako pokutnica w odosobnieniu, na skraju Signy, zamurowana w niewielkiej celi. Przychodziło do niej wiele osób, które prosiły ją o słowo pociechy oraz o wsparcie i pomoc duchową.
W okresie życia w odosobnieniu pustelnica była uważana za opiekunkę Signy i jej mieszkańców: uzdrawiała chorych, pocieszała poszkodowanych, podnosiła z upadku grzeszników, rozjaśniała umysły niedowiarków, pomagała potrzebującym.
***
1 Z 3 PAPIEŻY NA 266, KTÓRY NOSI TYTUŁ WIELKI
10 LISTOPADA PIĄTEK: ŚW. LEON WIELKI, PAPIEŻ I DOKTOR KOŚCIOŁA, 400-461. Od młodości wyróżniał się tak wielką erudycją i zdolnościami dyplomatycznymi, że nawet jako zwykły akolita wysyłany był przez papieża do ważnych misji. Na jego polecenie udał się m.in. z poufną misją do św. Augustyna, biskupa Hippony. Był papieżem 21 lat.
Wprowadził zasadę liturgicznej, kanonicznej i pastoralnej jedności Kościoła. Za jego czasów powstały pierwsze redakcje zbiorów oficjalnych modlitw liturgicznych w języku łacińskim. Powiązał liturgię z codziennym życiem chrześcijańskim; np. praktykę postu z miłosierdziem i jałmużną. Nauczał, że liturgia chrześcijańska nie jest wspomnieniem wydarzeń minionych, lecz uobecnieniem niewidzialnej rzeczywistości.
Przyczynił się do uznania prymatu stolicy Piotrowej zarówno przez cesarza zachodniego Walentyniana III, jak i przez Konstantynopol.
Wyjechał naprzeciw Attyli, królowi Hunów, i jego wojskom, wstrzymał ich marsz i skłonił do odwrotu (452). W trzy lata później podjął pertraktacje ze stojącym u bram Rzymu Genzerykiem, królem Wandalów. Niestety, król nie dotrzymawszy umowy złupił Wieczne Miasto.
Zachowało się po nim ok. 150 listów i prawie 100 mów wygłoszonych do mieszkańców Rzymu podczas różnych świąt. Pozwalają one poznać wiedzę teologiczną papieża oraz ówczesne życie liturgiczne. Jest patronem muzyków i śpiewaków.
Z POWODU NAWRACANIA PRAWIE STRACIŁ ŻYCIE
Święty Andrzej Avellino, teatyn, 1521-1608, Italia. W roku 1551 biskup powierzył mu przeprowadzenie reformy w klasztorze żeńskim w Bajano. Żarem apostolskim usunął nadużycia, a siostry zachęcił do pierwotnej gorliwości. Czas wolny od zajęć w kurii spędzał na posłudze kapłańskiej. Przez pewien czas pełnił funkcję adwokata przy sądzie kościelnym w Neapolu. Pewnego dnia, próbując ratować przyjaciela, uciekł się do kłamstwa. Czytając wieczorem Pismo Święte natrafił na fragment w Księdze Mądrości, mówiące o tym, że usta, które kłamią, zabijają duszę. Zląkł się tego co uczynił dla światowych słabości, całą noc opłakując swój grzech. Rano wyspowiadał się, złożył urząd i udał się na pokutę.
Swoimi kazaniami wywierał tak wielkie wrażenie, że nawrócił wielu grzeszników. Z zemsty pewien skrytobójca rzucił się na niego ze sztyletem i poranił tak, że ledwie cudem wyzdrowiał. Pragnąc życia doskonalszego, Andrzej wstąpił do teatynów, których niedawno powołał do istnienia w Neapolu św. Kajetan z Thiene (1547). Do ślubów uroczystych dodał jeszcze dwa własne: że będzie sprzeciwiał się własnym zachciankom oraz że będzie starał się stale postępować w doskonałości.
Dom w Mediolanie powstał przy wsparciu i pomocy arcybiskupa mediolańskiego, św. Karola Boromeusza, który stał się później przyjacielem św. Andrzeja. Jako przełożony nowych fundacji poświęcił cały swój czas na nawracanie grzeszników i heretyków, powstających przeciwko dogmatowi o obecności Pana Jezusa w Eucharystii, co ułatwiał mu niezwykły dar wymowy. Przyciągał wielu uczniów oraz chętnych do oddania się pod jego kierownictwo duchowe, jednym z nich był m.in. Wawrzyniec Scupoli (autor „Walki duchowej”).
Żywił szczególne nabożeństwo do Matki Bożej, a źródłem jego inspiracji duchowej były pisma św. Augustyna, św. Jana Chryzostoma, św. Bernardyna i św. Tomasza z Akwinu. Codziennie spędzał wiele godzin na modlitwie, często spowiadał w konfesjonale, oblegany przez penitentów.
W roku 1593 morderca zabił mu siostrzeńca. Andrzej nie tylko sam przebaczył zabójcy, ale ubłagał rodzinę, by nie mściła się na nim. Sława jego świętości była tak wielka, że umierający brat papieża, kardynał Caraffa, wezwał go do swojego łoża. Kiedy papież Grzegorz XIV zaofiarował Andrzejowi biskupstwo w Kremonie, ten w swojej pokorze odmówił. Pomimo rozlicznych obowiązków dawał pierwszeństwo modlitwie, poświęcając jej długie godziny.
Gdy rankiem, 10 listopada 1608 roku, św. Andrzej wyszedł do Mszy Świętej poczuł się bardzo źle, zdołał tylko odmówić początek modlitwy u stopni ołtarza – „I przystąpię do ołtarza Bożego” (Et introbo ad altare Dei), po czym upadł w ramiona ministranta. Zaniesiono go do celi, przyjął Sakramenty Święte i zasnął w Panu wieczorem tego samego dnia. Patron dobrej śmierci.
Dzieła:
„Traktat o modlitwie”
„Wykład Modlitwy Pańskiej”
„Listy I-IIt.”
***
11 LISTOPADA SOBOTA: ŚW. MARCIN Z TOURS, OFICER RZYMSKI I BISKUP, 316-397, WĘGRY. Urodził się w rodzinie pogańskiej. Jego ojciec był rzymskim trybunem wojskowym. Prawdopodobnie imię Martinus pochodzi od Marsa, boga wojny. Mając 15 lat wstąpił do armii Konstancjusza II. Co do tego, ile lat służył w wojsku, hagiografowie toczą spory. Według jednych 25, inni podają, że tylko 5. Ale wydarzenie, które wszyscy czciciele wspominają, miało miejsce w okresie tej służby. W trakcie ostrej zimy wieczorem, żebrak prosił o jałmużnę u bram miasta Amiens. Św. Marcin nie miał przy sobie nic, co mógłby dać żebrakowi, patrząc jednak, jak biedak marznie, poczuł, że serce mu się kraje. Przyszła mu do głowy pewna myśl: wziął miecz i rozciął swój ciepły żołnierski płaszcz na pół, po czym jedną połową okrył zziębniętego żebraka. Nie mógł całego, bo druga część należała do Cesarstwa Rzymskiego. Następnej nocy ukazał mu się Chrystus odziany w ten płaszcz i mówiący do aniołów: „To Marcin okrył mnie swoim płaszczem”. Pod wpływem tego wydarzenia Marcin przyjął chrzest i opuścił wojsko, uważając, że wojowanie kłóci się z zasadami wiary.
W czasie służby wojskowej św. Marcina miało miejsce jeszcze jedno legendarne zdarzenie. Galia została napadnięta przez barbarzyńców. Szykowano się do walnej bitwy, a istniał wówczas zwyczaj, że w przeddzień bitwy dla zachęty dawano żołnierzom podwójny żołd. Marcin powiedział swojemu dowódcy, że jego wiara zabrania mu walczyć. Zamiast podwójnego żołdu poprosił o zwolnienie z wojska. Podobno zawołał do niego: „Do dziś służyłem ci jako żołnierz, pozwól, bym w przyszłości mógł walczyć dla Boga”. Został oskarżony o tchórzostwo i uwięziony. Oburzony podejrzeniem o strach sam zaproponował, że stanie przed wojskiem bez broni i w imię Chrystusa przedrze się nietknięty przez szyki nieprzyjacielskie okrywając się tylko znakiem krzyża. Cesarz Julian zamierzał tę obietnicę wyegzekwować. Tymczasem jednak barbarzyńcy następnego dnia poprosili o pokój i bitwa nigdy nie odbyła się. Prawdopodobnie działo się to około 354 r. W dwa lata później udało mu się opuścić szeregi armii.
Wielką troską Marcina było nawrócenie swoich rodziców, do którego doprowadził wkrótce po opuszczeniu armii. Następnie udał się do św. Hilarego, biskupa Poitiers (we Francji), stając się jego uczniem. Kiedy Hilary został skazany na wygnanie, Marcin powrócił na Węgry, żeby swoich starych rodziców pozyskać dla wiary. Po drodze, w Alpach, dostał się w ręce rozbójników. Jeden z nich już zamachnął się siekierą nad głową Marcina, ale drugi rozbójnik powstrzymał uderzenie. Związali Marcina i zostawili jednego spośród siebie, żeby go strzegł. Rozbójnik zaczął go wypytywać, czy boi się o siebie, ale Marcin odpowiedział: „Nigdy jeszcze nie czułem się tak bezpieczny, wiem bowiem, że Bóg w miłosierdziu swoim, najwięcej troszczy się o tych, którzy są w potrzebie”. Potem zaczął nauczać rozbójnika i nawrócił go na wiarę, a ten uwolnił go i potem sam do śmierci prowadził pobożne życie.
W 361 r. założył pierwszy klasztor w Galii – w Liguge i najprawdopodobniej najstarszy w Europie. Dziesięć lat później, mimo jego sprzeciwu, lud wybrał go biskupem Tours. Jako pasterz diecezji prowadził nadal surowe życie mnisze, budząc sprzeciw okolicznych biskupów.
Rozpoczął chrystianizację prowincji galijskiej i prowadził ją w sposób bardzo systematyczny. Był znanym apostołem wsi. Miał wielu wrogów, którym się to nie podobało. Próbowali go zastraszyćJako były wojskowy nie zrażał się niepowodzeniami, ale konsekwentnie realizował wytyczone sobie zadania. Jako pierwszy wyznawca – nie-męczennik – zaczął odbierać cześć świętego w Kościele Zachodnim. Jest patronem Francji, dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków i żołnierzy, ludzi pracujących przy koniach, abstynentów, niepijących alkoholików, opiekun koni, gęsi i zwierząt domowych, w modlitwach przeciwko pijaństwu i alkoholizmowi, przeciw zubożeniu i biedzie; w modlitwach przeciw burzy.
W samej Polsce znajduje się około 200 wsi i miasteczek, zawdzięczających swe nazwy temu świętemu. Na terenie diecezji świdnickiej znajduje się 5 parafii pw. św. Marcina: Dzikiowiec, Piława Górna, Roztoki, Ujazd Górny i Żelazno.
Święty Jan Jałmużnik, biskup Aleksandrii, 550-619(620), Cypr. Jego ojciec należał do najznakomitszych obywateli miasta. Dlatego stać go było na to, by synowi dać nie tylko odpowiednie utrzymanie, ale także wykształcenie. Spełniając życzenie rodziców, Jan w młodym wieku ożenił się. Kiedy podczas epidemii stracił żonę i dzieci, rozdał swój majątek ubogim i zaczął wieść życie ascetyczne. Nie wiemy, kiedy został duchownym.
Najbardziej zasłynął jednak na polu miłosierdzia – i temu zawdzięcza swój przydomek. W Aleksandrii, trzecim mieście ówczesnego świata, mieszkało mnóstwo ludzi bogatych, ale obok nich – także masa biedoty. Tymi właśnie ze szczególną troskliwością zajął się Jan. Ubogich nazywał „swoimi panami”. Miał ich dokładną listę; polecił codziennie wydzielać im żywność i zaspokajać ich doczesne potrzeby. Zakładał dla chorych przytułki i leprozoria, dla bezdomnych i dla sierot domy, które mogły je przygarnąć. Umiał sięgnąć do kasy bogatych. Zorganizował sobie z pobożnych niewiast sztab do pomocy.
Do bogaczy, którzy najhojniej wspierali Jana, należał pewien piekarz, który miał monopol na wszystkie piekarnie miasta. Bogacz ten słynął jednak z chciwości i skąpstwa. Pewnego dnia cisnął bochenkiem chleba w natrętną kobietą, kiedy ta zaczęła mu urągać. W nocy piekarz miał sen, w którym ujrzał się na łożu śmierci i na sądzie Bożym. Przerażony patrzył, jak szatan kładzie na szalę zła góry jego grzechów, podczas gdy jego anioł stróż stał bezradny, ponieważ nie miał co włożyć na szalę dobra. Wreszcie położył na nią ów bochenek rzucony w wygłodniałą kobietę. Ku swojemu zdumieniu zobaczył, że ten właśnie bochenek przeważył szalę zła. Usłyszał głos: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7). To miał być punkt zwrotny w jego życiu. Udał się do Jana, złożył mu hojną ofiarę na ubogich i odtąd należał do jego największych dobroczyńców.
Święta Wiktoria, dziewica i męczennica. Podanie głosi, że miała siostrę Anatolię. Obie były zaręczone: Wiktoria z Eugeniuszem, Anatolia z Aureliuszem. Obie ślubowały czystość. Umocnił je w tych postanowieniach anioł, który powiedział: „Jest miejsce na dziewictwo, czystość i małżeństwo, z tym że dziewictwo to złoto, czystość (niewinność) – srebro, małżeństwo – brąz”. Dziewczęta wybrały „złoto”, co spowodowało agresję narzeczonych, którzy wydali je rzymskim władzom. Zginęła śmiercią męczeńską – została przebita mieczem. Jej relikwie znajdują się w Subiaco i w Łowiczu, w kolegiacie Matki Bożej Wniebowziętej.
Błogosławiona Alicja Kotowska, dziewica i męczennica, 1899-1939. Jej ojciec był niezwykle pobożnym człowiekiem oraz organistą, nie rozstawał się z różańcem i codziennie wieczorem, przy modlitwie, czytywał dzieciom fragmenty Pisma św. W 1920 r., gdy do Warszawy zbliżały się wojska bolszewickie, pospieszyła na front i pomagała jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża. Działała także w warszawskich szpitalach. Wiele lat później, w 1932 r., za bohaterską służbę została odznaczona krzyżem Polonia Restituta.
W okresie studiów poznała Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa – siostry zmartwychwstanki, które założyła bł. Celina Borzęcka. Siedziba zgromadzenia mieściła się niedaleko Uniwersytetu. W trakcie trzeciego roku Maria Jadwiga przerwała studia i wstąpiła do Zgromadzenia. W 1929 r. obroniła pracę magisterską z chemii poświęconą badaniom ebulioskopowym.
Po otwarciu gimnazjum zmartwychwstanek kontynuowała je na Żoliborzu. Uczyła chemii, pełniąc jednocześnie obowiązki pielęgniarki. Po dwóch latach zdała egzamin komisyjny, zostając dyplomowanym nauczycielem szkół średnich. Przez pewien czas, po śmierci dyrektorki seminarium, kierując placówką. Dała się poznać jako znakomity dyrektor i pedagog, a także niedościgniony wzór cnót moralnych.
Na mocy jednej z pierwszych niemieckich decyzji w Wejherowie zlikwidowano szkołę i zakład sióstr zmartwychwstanek. Alicja nakazała współsiostrom przebrać się w ubrania cywilne i ukryć; siostry jednak nie usłuchały. Matka jednej z uczennic, Anna Scheibe, dowiedziała się, że s. Alicji grozi aresztowanie i zaproponowała jej pomoc w ucieczce. Siostra Alicja jednak nie skorzystała. 24 października została aresztowana przez gestapo. Mieszkający w zarekwirowanym budynku klasztornym niemiecki kapitan Wermachtu zapytał gestapowców, co im zawiniła. W odpowiedzi usłyszał: „Wystarczy, że jest Polką”. Gdy współsiostry próbowały ofiarować się za przełożoną i prosiły o możliwość towarzyszenia jej, Niemcy odpowiedzieli ironicznie, że s. Alicja „ma dostateczną opiekę”. Zanim wsiadła do wojskowego samochodu, zatrzymała się na chwilę i spojrzała ciepło łagodnymi oczami na pozostawiane zakonnice.
11 listopada 1939 r. na dziedziniec więzienia wjechały ciężarówki. Z cel wywleczono pokaźną grupę więźniów, wśród nich s. Alicję. Niemcy kazali im opróżnić kieszenie, pozwalając na pozostawienie tylko chusteczek do nosa. Następnie popychając, zmuszono ich do wejścia do ciężarówek. Alicja weszła ostatnia, otulając swym ramieniem grupkę wystraszonych, żydowskich dzieci, które znalazły się w wywożonej grupie, dodając im otuchy. Rozstrzelano ją najprawdopodobniej tego samego dnia, 11 listopada 1939 r.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.