
CLXIII (163) odc. CZEGO UCZĄ TRUDNOŚCI?
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Lepiej dbać o duszę niż o karierę.
2. Jeden z najpopularniejszych grzechów wśród katolików.
3. Co robić gdy nie wiem, którędy iść dalej?
Odcinek CLXIII (163)
1. TEMAT: Czego nauczyły go trudności?
2. TEMAT: Magiczny trick sukcesu.
3. TEMAT: Historia warta opowiedzenia.
4. TEMAT: Nowy nr telefonu.
***
1. TEMAT: CZEGO NAUCZYŁY GO TRUDNOŚCI?
TRUDNOŚCI
Czegoś nauczyły Pana te trudności?
– Staram się zawsze patrzeć do przodu. Myślę, że może te doświadczenia były potrzebne dla mojego otoczenia, dla mojej rodziny, bo w takich trudnych momentach doświadczamy żywego Boga. Przypominają nam, co jest w życiu najważniejsze, o co przede wszystkim musimy dbać.
– Porażki uczą najwięcej, bo jak mamy same sukcesy, nie widzimy swoich błędów. Kiedy nas wszyscy chwalą, czasami tracimy kontakt z rzeczywistym światem i problemami. Gdy wówczas przyjdzie duża życiowa porażka, nie umiemy sobie z nią poradzić. Niepowodzenia mnie hartowały, uczyły, że w życiu jest coś ważniejszego niż pojedyncze sukcesy czy porażki tu, na ziemi. Celem człowieka wierzącego jest walka o niebo.
A co dla Pana w życiu jest najważniejsze?
– Życie wieczne. Każdy dzień trzeba tak przeżyć, jakby to miał być ostatni dzień życia, aby każdego dnia być przygotowanym na śmierć. Msza św., koronka, różaniec… Najważniejsze są modlitwa, relacja z Bogiem. Aby nie żyć tylko w perspektywie teraźniejszości, ale wieczności.
HEJT
Wielokrotne mówił Pan publicznie o swojej wierze. Czy w związku z tym spotykały Pana jakieś przykrości?
Byłem w środowisku piłkarzy i czasami na meczu kibice przeciwnej drużyny próbowali okrzykami wyśmiać moją wiarę. Jednak się tym nie przejmowałem – dla mnie to było potwierdzenie tego, że jestem na dobrej drodze. Bardziej od opinii ludzi boję się tego, że gdybym ja nie przyznał się do Boga przed ludźmi, to On kiedyś nie przyznałby się do mnie…
SPRAWDZIAN
Marek Citko: Choroba dziecka była próbą od Boga. Piłkarz uznał chorobę dziecka za sprawdzian, próbę, jaką otrzymał od Pana Boga. Jako osoba wierząca miał nadzieję na cud.
Mówiłem: wola nieba, nawet jak się urodzi i będzie żyło dwa, trzy dni, to będę miał grób itd. Pan Bóg daje, Pan Bóg zabiera. On czasami próbuje nas sprawdzić, dowiedzieć się, jak się zachowasz. Czy usuniesz, czy będziesz mu bluźnił.
Citko przyznaje, że oczywiście było to bardzo trudne doświadczenie i aby podchodzić do niego w ten sposób, potrzebna jest bardzo silna wiara. Sportowiec zapewnia jednak, że to właśnie wiara, modlitwa, Pismo Święte pomogły mu w tamtych chwilach, chociaż przyznaje, że był przygotowany na każdą opcję.
Nie dyskutuję z Dekalogiem, w którym jest jasno napisane: „Nie zabijaj”. Pan Bóg jest Panem życia i śmierci. Nie ma „ale”, jestem przeciw aborcji. Dla człowieka wierzącego prawo Boże powinno być na pierwszym miejscu
KADRA POLSKI I PRZYKŁAD WIARY
Czy na zgrupowania zabierał pan Biblię?
Marek Citko: Nie pamiętam. Często modliłem się brewiarzem.
Pytam, bo Wojciech Kowalczyk w swojej autobiografii trochę kpił, że trzymał pan na szafce nocnej Pismo Święte. A dla „Kowala”, jak nietrudno się domyślić, był to dowód, że ma pan problem z mentalem.
No tak, tak (śmiech). Ale to, co mówi „Kowal” trzeba czasami dzielić na pół. Bo „Kowal” dzisiaj mówi to, a za miesiąc co innego.
Ale szydera za tę Biblię była?
Piłkarz, który w tamtych czasach przyjeżdżał na zgrupowania z Biblią musiał się z tym liczyć. A „Kowal” pewnie coś tam złośliwie mówił, bo w reprezentacji Piechniczka, na którą razem przyjeżdżaliśmy, siedział na ławce. A przyjeżdżał wtedy z ligi hiszpańskiej i uważał, że powinien grać, ale trener miał inne zdanie.
Wierzącemu piłkarzowi trudniej było w szatni?
Wiara pozwalała mi nie przejmować się tym, że muszę komuś zaimponować. Nie chodziłem na piwo, żeby coś udowodnić. Byłem sobą, nie szukałem poklasku u innych. A wiadomo, że to mogło niektórych denerwować.
No to wiara pomaga w życiu piłkarza czy raczej przeszkadza?
Wiara w ogóle pomaga w życiu, a jak jesteś piłkarzem, to daje ci bardzo wiele. Na przykład nie odlatujesz po dobrych meczach. Wiesz, że to Pan Bóg dał ci talent i musisz go rozwijać. Myślałem sobie zwykle: pracuj i módl się, a Bóg będzie ci w tym wszystkim pomagał.
I na pewno wierzącemu łatwiej jest też unikać błędów młodości, a „sodówa” raczej nie uderza do głowy. Nie prowadzi rozrywkowego stylu życia, nie sięga po rozmaite używki.
Dzisiaj piłkarze często korzystają z pomocy psychologa. W pana czasach to raczej nie było popularne. Czy wiara zastępowała panu kozetkę?
Na pewno tak. Wiara zastępowała mi psychologa, bo miałem tego najlepszego: Stwórcę Świata. Nie bałem się niczego, kiedy wychodziłem na boisko.
Ważne było też to, że nie czułem presji w rodzaju: dzisiaj muszę być najlepszy. Po prostu cieszyłem się grą. Nie zastanawiałem się nad tym, co będzie, jak się nie uda. Wychodziłem i grałem. Nie przejmowałem się też krytyką. Pamiętam, że dużego dystansu nabrałem po przeczytaniu „O naśladowaniu Chrystusa” à Kempisa. Zrozumiałem między innymi to, że słowa drugiego człowieka nie mogą mnie zranić. To, czy ktoś mówi o mnie dobrze czy źle nie ma znaczenia, bo przecież cały czas jestem tym samym człowiekiem. Krytyka nie wpływała na moją samoocenę. A pochwały nie uderzały mi do głowy.
Obraził się pan kiedyś na Pana Boga?
Nie, nie. Bałbym się (śmiech).
A czym dla pana jest kryzys?
Trudno mi powiedzieć, bo nie miałem kryzysów.
Mówi pan serio?
Nie pamiętam, żebym miał. Jedną z moich ulubionych postaci biblijnych jest Hiob. Poruszyło mnie to, w jaki sposób doświadczył Pana Boga. I zawsze kiedy są jakieś problemy, staram się je Panu Bogu ofiarować. Dlatego nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek miał kryzys. Na problemy i cierpienia, których oczywiście doświadczałem, patrzę w perspektywie wieczności.
Z doświadczenia nie powiem więc panu, czym jest kryzys, ale wydaje mi się, że to po prostu brak żywej wiary.
WIARA NA CODZIEŃ
Nie każdy jednak, tak jak pan, objawia swoje przekonania, nie każdy ma tyle odwagi, by o nich mówić…
Istotnie, tej odwagi trochę potrzeba. Szczególnie potrzeba jej w momencie, kiedy należy sobie odpowiedzieć, czy naprawdę się wierzy, czy moja wiara to jedynie efekt wychowania rodzinnego i tradycji. Do takiej chwili trzeba dojrzeć, by jednoznacznie się określić.
Opowiadają, że zanim dla pana nadszedł ten moment, Marek Citko był łobuzem…
I teraz jestem… Nie jestem święty, jak każdy mam swoje słabości i popełniam błędy. Ważne jednak, by w codziennym życiu umieć sobie radzić z tymi słabościami.
Przyznałby się pan do zdobytej bramki ręką?
Hm. Jak się siedzi w fotelu, to bardzo łatwo odpowiedzieć twierdząco. Ale na boisku, kiedy dąży się do zwycięstwa, nie wiem jak bym się zachował. Tego nie da się przewidzieć, wszystko zależy od zaistniałej w konkretnych okolicznościach sytuacji. Nie, nie wiem co bym wówczas zrobił, bo przecież nikt nie zna siebie tak do końca.
Czy modli się pan o zwycięstwa?
Nigdy. Gdy wychodzę na mecz, w krótkiej modlitwie polecam Matce Bożej wszystkich zawodników. Proszę Ją, by nikomu nic złego się nie stało.
Był pan w Watykanie?
Tak, w grudniu 1997 roku, wraz z moją przyszłą żoną Agnieszką i grupą piłkarzy z Olsztyna, Ojciec Święty przyjął nas na takiej specjalnej, sportowej audiencji. To było dla mnie ogromne przeżycie i tak silne towarzyszyły temu wydarzeniu emocje, że nie potrafię wyrazić tego słowami. Zostały piękne zdjęcia na pamiątkę.
Podkreśla Pan, że to nie warunki do treningu, a determinacja i pracowi-tość zawodnika wpływają na jego osiągnięcia. Jak nauczyć młodych zawodników, by po każdym upadku wstawali i konsekwentnie realizowali swój cel?
– Ciągle powtarzam, że najważniejsza jest praca. Ona zaowocuje, jak nie za miesiąc, to za pół roku, jak nie za pół roku, to za rok. Cokolwiek się dzieje, zawodnik musi tak samo ciężko pracować. Jak łapie dobrą formę, pilnuję, by nie spoczął na laurach. W takiej sytuacji rolą menedżera, czyli moją, jest zmobilizowanie go do kontynuowania ciężkiej pracy. Porażki uczą, człowiek musi się podnieść i dwa razy więcej trenować, by szybko wrócić na ten sam szczyt, na którym był.
Skąd u Pana taka wiara? Pisał Pan w jednym ze swoich świadectw: „Pamiętam mamę z modlitewnikiem, z różańcem w ręku. Miała takie modlitwy, które trzeba było odmawiać przez rok i płynęło na rodzinę i na bliskich wiele błogosławieństw”. Jakie to były modlitwy?
– To była chyba „Tajemnica szczęścia”. Na pewno rodzice przekazali mi taki fundament wiary. W moim rodzinnym domu była modlitwa, Msza św., spowiedź, przestrzegaliśmy 10 przykazań. Nie miałem jednak wówczas żywej relacji z Bogiem, zdarzało mi się, że wychodząc z kościoła, zachowywałem się, jakbym Boga w sercu nie miał. Kolejnym etapem rozwoju mojej wiary była lektura książki Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Gdy grałem w Widzewie, zacząłem chodzić na codzienną Eucharystię. Później był czas, że uczestniczyłem tylko w niedzielnych Mszach Świętych, ale teraz znów staram się wrócić do codziennej Eucharystii. Kiedyś też pościłem jedynie w piątki, rezygnując wyłącznie z mięsa. Moja wiara cały czas ewoluuje. Często modlę się z Radiem Maryja, odmawiając Różaniec czy „Anioł Pański”, a także słucham „Rozmów niedokończonych”.
Koledzy z klubów piłkarskich nie rozumieli Pana wyborów i zamiłowania do Biblii. Co Panu pomagało trwać w wierności?
– Grałem w Widzewie, kiedy Pan Bóg zaczął być w moim życiu na pierwszym miejscu. Codziennie uczestniczyłem wówczas w Eucharystii, modliłem się na różańcu oraz Koronką do Bożego Miłosierdzia. Nie bałem się fali, bardzo mocno żyłem wiarą, bardzo dobry byłem również na boisku. Czytałem też książki, które mi pomagały wytrwać w wierze, m.in. o św. Janie Marii Vianneyu, z którego wiary się wyśmiewano, rzucano w niego kamieniami. Ze mnie trochę szydzono, ale się tym nie przejmowałem.
Nigdy nie wadzi się Pan z Bogiem?
– Do tej pory na tyle ufałem Bogu, że przyjmowałem z wiarą wszystko, co przynosiło mi życie.
Patronka dentystyów i wzywana w chorobach zębów, dziąseł to: Patronka osób, które straciły rodziców to: |
KONTUZJA
. „Dla mnie kariera nigdy nie była najważniejsza. Zawsze mówiłem, że piłkarzem będę przez parę lat, a człowiekiem przez całe życie. Bardziej niż o karierę dbałem o swoją duszę, o stan łaski uświęcającej. Dlatego ta kontuzja nie była dla mnie kryzysem. Traktowałem ją jako normalne zawodowe ryzyko” – wyznał wówczas Citko.
Kontuzja zakończyła Pana karierę piłkarską, która zapowiadała się fenomenalnie. Okres rekonwalescencji był bardzo owocny. Jakie dobro wówczas zadziało się w Pana życiu, że dziś czuje się Pan spełnionym człowiekiem, choć niespełnionym piłkarzem?
– Bóg, jeśli Mu zaufamy, ze wszystkiego wyprowadza dobro. Zawsze mówię, że gdybym nie miał kontuzji, prawdopodobnie wyjechałbym do Anglii, kupił ferrari i mógłbym rozbić się na pierwszym drzewie, i być kaleką. Dlatego nigdy nie deliberuję nad tym, co było i co będzie w przyszłości. Podczas kontuzji miałem czas założyć rodzinę, przeczytać kilka książek, np. „Trylogię” itd. Wiem, że najtrudniej w życiu jest zaufać na 100 proc., gdy ktoś przez 20 lat niesie krzyż. Każdy musi znaleźć w swoim codziennym krzyżu sens swego cierpienia, jak Hiob, który w każdym położeniu zawsze dziękował Bogu. Dla każdego Pan Bóg ma inny plan. Wielu, patrząc na Nicka Vujicica, zastanawia się, jak żyje taki człowiek bez rąk i nóg. A to szczęśliwy facet mający rodzinę. Pan Bóg wiedział, co robi. Nie wiemy, jak wyglądałoby jego życie, gdyby był zdrowy.
Zawsze w każdej sytuacji staram się znaleźć dobro. Może dlatego moi rówieśnicy są już siwi, a moja małżonka znalazła na mojej głowie tylko dwa siwe włosy (śmiech). Uważam, że i tak żyjemy w dobrych czasach, bo przede wszystkim nie mamy wojny. Często tego nie doceniamy, tak jak nie doceniamy tego, że możemy chodzić, że widzimy, słyszymy itd. Gdy miałem operację i chodziłem o kulach, marzyłem tylko o tym, aby chodzić bosymi stopami po świeżej trawie. Często skupiamy się na narzekaniu, na tym, czego nie mamy, a nie skupiamy się na tym, co mamy. W efekcie ciągle nam jest źle i będzie nam zawsze źle, jeśli nie zmienimy swojego podejścia.
Kiedy lekarze wydali wyrok na Pana syna, sugerując żonie aborcję z powodu wady serca dziecka, buntował się Pan?
– Na pewno był to trudny czas, wówczas jednak skupiłem się na tym, by bardziej kołatać do serca Pana Boga w myśl słów Ewangelii: „Kołaczcie, a będzie wam dane”. Poszedłem drogą walki i prośby na modlitwie. Wierzyłem, że będę wysłuchany, że Konrad będzie zdrowy. Nie pytałem: dlaczego? Jaka wiara, takie cuda. Pan Bóg w Piśmie świętym często mówił: „Idź, jesteś zdrowy, twoja wiara cię uleczyła”.
Kiedy lekarze postawili diagnozę Konradowi, byłem wówczas na kontrakcie w Szwajcarii. Żonę, której lekarze zaproponowali dokonanie aborcji, jak mogłem, wspierałem telefonicznie. Gdy wróciłem do Polski, prosiłem wielu znajomych, księży i siostry zakonne o modlitwę.
Ma Pan klucz, by wiarę i życie z perspektywą wieczności przekazać młodemu pokoleniu?
– Teraz mamy więcej czasu na rozmowy, na wspólną Msze św. czy modlitwę. Rozmawiamy o wierze, o cudach, objawieniach. Staram się pokazywać różne przykłady świętych, np. Ojca Pio. Chciałbym, aby dzieci same dojrzały do żywej relacji z Panem Bogiem. Konrad też coraz bardziej docenia dar życia. Staram się bardzo dużo modlić za dzieci, by jak ja uwierzyły w żywego Boga, który jest i nam pomaga, a czasem, jak nam tego potrzeba, dopuszcza cierpienie.
Jakie lektury teraz Panu towarzyszą?
– Właśnie skończyłem lekturę o św. Szarbelu.
Staram się żyć dniem dzisiejszym. Nie ma sensu bawić się w proroka. Często przeżywamy: co było wczoraj, co będzie jutro, a nie czerpiemy radości z dzisiejszego dnia. Powoli uczę się tego, dzięki czemu życie jest spokojniejsze i radośniejsze. Staram się cieszyć każdą chwilą. Pan Bóg nas prowadzi, a On wie, co jest dla nas dobre. W każdym położeniu musimy dziękować i przyjmować to, co dostajemy od Niego. Wtedy jest łatwiej, życie jest spokojniejsze i radośniejsze.
Jakie są najważniejsze życiowe cele Marka Citki?
– Niezmiennie moim najważniejszym celem jest zasłużyć na niebo, a także, by moja najbliższa rodzina znalazła żywego Boga i żebyśmy wszyscy spotkali się kiedyś u Niego.
ZA TYDZIEŃ JUŻ OSTATNI ODCINEK O MARKU CITKO. NIE SĄDZIŁEM, ŻE AŻ TYLE TEGO BĘDZIE.
***
2. TEMAT: MAGICZNY TRICK SUKCESU.
„Im jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że sukces w większości przypadków nie polega na znalezieniu jednej sztuczki lub sekretu, o którym nikt nie wie. Sukces to konsekwentne robienie nudnych i przyziemnych rzeczy, o których wszyscy wiedzą, ale są zbyt rozproszeni i niezdyscyplinowani, aby to zrobić.” Mark Manson |
To prawda. Czasem naprawdę nie wiesz co zrobić, aby być silniejszy, zdrowszy, wygrać z grzechem, nałogiem.
ODPOWIEDŹ ZNAJDZIESZ PO DRODZE, BO…. „Szukajcie, a znajdziecie” Mt 7, 7.
Ale na obecną chwilę coś na pewno wiesz!
Więc wprowadź to w życie i zobacz co się stanie! Daj czas!🕗
Jeżeli chcesz przestać grzeszyć w konkretnej sprawie, pokonać wreszcie nałóg, schudnąć, nauczyć się języka obcego, poprawić relacje itp.
TO CO CIĘ ROZPRASZA?
CO JEST NUDNE I NIE CHCESZ TEGO ROBIĆ, LEKCEWAŻYSZ TO, A NA PEWNO POMOŻE?
***
3. TEMAT: HISTORIA WARTA OPOWIEDZENIA.
Uwielbiamy czekać na ten moment, kiedy chaos się skończy, a życie stanie się przewidywalne.
Ludzka egzystencja to nieustający proces.
Nie ma punktu ułożenia się wszystkiego.
Zawsze będzie coś, co trzeba ogarniać.
Warto nauczyć się funkcjonować w chaosie, bo on nigdy nie zniknie.
Nie istnieje moment, w którym wszystko nagle stanie się łatwe.
Nie ma linii mety, za którą czeka spokój.
Zawsze będzie coś, co trzeba ogarniać.
Nowe wyzwania, kolejne zmienne.
Każda rzeczywistość, do której dążymy, zawsze będzie miała w sobie elementy niepewności, bo taki jest naturalny stan świata.
CZY TWOJA HISTORIA JEST WARTA OPOWIEDZENIA?
To historia w której odnalazłeś w życiu wartościowy, znaczący cel i coś dla niego poświęciłeś – najczęściej własną wygodę. W takiej historii jesteś bohaterem. I chciałeś być nim już od dziecka. Każdy z nas chciałby być herosem, który ratuje innych i spędza życie w chwale.
W podróży bohatera zawsze jest etap, kiedy żyje on względnie komfortowo i zostaje wezwany do czegoś większego. Mimo że z początku ma ogromne opory, dzieje się coś, co nakazuje mu porzucić dotychczasowe życie i ruszyć w podróż. W jej trakcie, gdy będzie walczył z przeciwnościami losu, odkryje swoje prawdziwe moce. I zrobi to podczas walki.
Tworzysz historię własnymi decyzjami.
Zastanów się, jak zakończy się ta historia, jeśli nie wprowadzisz zmian? Wyobraź sobie dni pełne stagnacji, frustracji i niewykorzystanych szans.
Wczuj się w ten moment, kiedy będziesz u progu tamtego świata i pomyśl, czy ta stabilna, bezpieczna strategia ma sens?
Czy świadomość tego, że masz ograniczony czas, nie jest wystarczającym powodem, aby dodać do tego życia więcej odwagi, zabawy i ruszyć w stronę nieznanych obszarów?
***
4. TEMAT: NOWY NR TELEFONU.
Jak zawsze dziękuję, modlę się za dobrodziejów codziennie i polecam się:
Krzysztof Faron nr konta 75 1090 2372 0000 0001 4310 3556 Blik nr tel 731017871!!! Może być tytuł: Newsletter ALBO INTENCJE MSZY ŚW. |
***
KALENDARZ ŚWIĘTYCH:
Po więcej informacji: https://www.
NIEDZIELA 9 LUTEGO:
– Św. Apolonia,
– Bł. Anna Katarzyna Emmerich,
– Bł. Leopold z Alpandeire,
– Bł. Marian Szkot,
– Bł. Euzebia Palomina Yenes.
PONIEDZIAŁEK 10 LUTEGO:
– Bł. Alojzy Wiktor Stepiniac,
– Św. Scholastyka.
WTOREK 11 LUTEGO:
– NMP z Lourdes,
– Św. Grzegorz II,
– Św. Benedykt z Anianu,
– Św. Teodora II.
ŚRODA 12 LUTEGO:
– BŁ. JÓZEF EULALIO VALDES,
– Św. Melecjusz,
– Bł. Reginald z Orleanu,
– Bł. Humbelina.
CZWARTEK 13 LUTEGO:
– Bł. Jordan z Saksonii,
– Św. Eulogiusz.
PIĄTEK 14 LUTEGO:
– Św. Walenty,
– Św. Cyryl i św. Metody.
SOBOTA 15 LUTEGO:
– ŚW. KLAUDIUSZ DE COLOMBIERE,
– Św. Zygfryd,
– Św. Michał Sopoćko.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.
A.M.D.G.
„Idźcie do śś. Maryi i Józefa”

