LXXX (80) odc. Tu nie ma miłości i miłosierdzia.
„KTO WYTRWA DO KOŃCA, TEN BĘDZIE ZBAWIONY.” Mt 24, 13
„Qui perseveraverit usque in finem, hic salvus erit.”
Laudetur Iesus Christus et Maria Mater Eius.
GLORIA PATRI ET FILIO, ET SPIRITUI SANCTO
W poprzednim odcinku… Repetitio est mater studiorum.
1. Nawet bomba atomowa nie dała rady.
2. „Gdy nie jesteśmy w stanie zmienić sytuacji, jest to wyzwanie do zmiany siebie.”
3. Frajer czy święty?
Odcinek LXXX (80)
1. TEMAT: Wbrew nadziei uwierzyć nadziei.
2. TEMAT: Crux Sacra Sit Mihi Lux.
3. TEMAT: Źródło siły i piękna.
***
1. TEMAT: WBREW NADZIEI UWIERZYĆ NADZIEI.
W więzieniu spędził trzynaście lat. Bez sądu, bez wyroku. Był uważany za zmarłego. Wietnamscy wierni zdążyli zamówić wiele żałobnych Mszy w intencji swojego biskupa. Przeżył, został kardynałem. François-Xavier Nguyen Van Thuan jest dziś kandydatem na ołtarze. Poznaj historię tego niezwykłego księdza.
Urodził się w 1928 r. We Wniebowzięcie Maryi, 15 sierpnia 1974 r., 47-letni arcybiskup jest „zaproszony” do prezydenckiego Pałacu Niepodległości. Tam zostaje aresztowany i dowiaduje się, że od tej chwili jest „panem Van Thuan”.
Msza z trzech kropel wina i jednej kropli wody
„W czasie mojej długiej udręki, w czasie dziewięciu lat spędzonych w izolacji w celi bez okien, czasami w świetle elektrycznym włączonym bez przerwy przez wiele dni, a czasem w zupełnej ciemności, czułem, że duszę się z gorąca i wilgoci. Czułem, że znajduję się na granicy obłędu” – wspominał w jednej z książek. Opowiadał też o gehennie morskiej podróży w ładowni statku, którym przepłynął 1700 km na północ, do nowego więzienia. Gdy wśród półtora tysiąca więźniów rozeszła się wieść, że jednym z nich jest abp Van Thuan, wielu zwraca się do niego, szukając pociechy. Niesie im otuchę i rozważa Mękę Pańską. Statek, którym płynie do kolejnego więzienia wydaje mu się „najpiękniejszą katedrą”, a towarzysze niedoli – powierzonym mu ludem Bożym.
W więzieniu spędził 13 lat, w tym 9 w ścisłej izolacji. Został przywieziony do więzienia bez żadnych rzeczy osobistych. Wkrótce pozwolono mu zwrócić się do rodziny o absolutnie niezbędne przedmioty, jak pasta do zębów i ręczniki. Prosi też o trochę wina, tłumacząc, że potrzebuje lekarstwa na ból brzucha. Rodzina od razu pojmuje, o co chodzi. Wkrótce przekazują do więzienia butelkę wina z naklejką: „lekarstwo na ból żołądka”. Udaje się też przemycić kilka hostii połamanych na drobniejsze kawałki. „Strażnik zapytał mnie: boli cię żołądek? – Tak – odpowiedziałem. – Tu masz trochę lekarstwa” – relacjonował po latach Van Thuan. I wyznał: „Nigdy nie zdołam wyrazić radości, jaka towarzyszyła mi każdego dnia, gdy przy użyciu trzech kropel wina i jednej kropli wody umieszczonych na dłoni, odprawiałem Mszę. Dłoń stała się moim kielichem. Były to najbardziej intensywne chwile mojego życia.”
– „Pierwsze miesiące spędziłem w areszcie w wiosce Cay Vong. Cierpiałem bardzo, myśląc o księżach, siostrach i wiernych mojej diecezji, którzy pozostali bez duszpasterza. Władze pozamykały szkoły, skonfiskowały dobra kościelne, a katolików wysłały do pracy na roli lub do regionów tzw. nowej gospodarki. Pewnej nocy, gdy zastanawiałem się, co mogę zrobić będąc w areszcie, wpadłem na pomysł, by wysyłać listy, tak jak to czynił uwięziony Apostoł Paweł. Odwiedzał mnie chłopiec imieniem Quang. Jego to poprosiłem, by przynosił mi stare kalendarze. Co noc przez dwa miesiące pisałem na kartkach z kalendarzy listy do wiernych. Listy te, przepisywane przez braci i siostry Quanga, rozprowadzane były po całym kraju.”
Z tych krótkich przekazów narodziła się książka „Droga nadziei”. Napisał ją szybko – w półtora miesiąca – bo bał się, że nie będzie mógł jej skończyć, jeśli zostanie przeniesiona w inne miejsce. W ten sam sposób wychodziły później nowe książki.
„Pewnej nocy w Phú Khánh zawołałem do policjanta: »Na miłość boską, jestem bardzo chory. Proszę mi dać lekarstwo!«. Rzucił: »Tu nie ma miłości ani miłosierdzia. Jest tylko odpowiedzialność«. To była atmosfera, jaką oddychaliśmy”.
Rąbiąc drewno w więzieniu Ving Quang, sporządził sobie, za zgodą życzliwego strażnika, mały krzyżyk. Z kawałka drutu, zdobytego w innym więzieniu, dorobił do niego biskupi łańcuch. Z tymi skarbami już nigdy się nie rozstał. Mówił: „Jak biskup może nie nosić krzyża?” Trzymał to wszystko w kartonie. To pudełko stało się jego prywatnym ołtarzem. Każdego dnia o trzeciej po południu, w godzinie śmierci Chrystusa, nalewał sobie w dłoń krople wina i mieszał je z wodą, żeby odprawić Mszę Świętą. Czynił to o tej porze, kiedy był w izolacji. O innej porze odprawiał, kiedy był z innymi więźniami. Biskup nosi duży krzyż, aby mu ciągle przypominał, że jest następcą apostołów i jest wezwany w sposób szczególny do niesienia krzyża i cierpienia. Wśród strażników, których spotykał znajdowali się również ci, którzy mieli jakąś odrobinę dobra w sobie. Arcybiskup to wówczas wykorzystywał, aby zasiać w nich dobre ziarno.
– „Izolatka była celką bez okien, nieraz całymi dniami trzymano mnie w ciemności, cierpiałem również z powodu wilgoci i upału. Chwilami wydawało mi się, że oszaleję. Pobyt w więzieniu stał się jeszcze bardziej nieznośny, gdy uświadomiłem sobie, że cała moja dotychczasowa praca w d’iecezji poszła na marne. Pewnej nocy z głębi serca usłyszałem głos: „Dlaczego się tak zadręczasz? Musisz rozróżnić między Bogiem a dziełami Bożymi. Bóg chciał, abyś porzucił całą działalność duszpasterską – wizyty w parafiach, katechizację, formację seminarzystów i sióstr, budowę szkół i misji, ewangelizację niechrześcijan – po to, abyś mógł żyć tylko Bogiem, a nie jego dziełami. Oddaj się całkowicie w Jego ręce”. Głos ten sprawił, że odzyskałem pogodę ducha i siły, by znosić cierpienia fizyczne, które wydawały mi się nie do zniesienia.”
– „W tzw. obozie reedukacyjnym więźniowie trzymani byli w 50-osobowych grupach. Spaliśmy na wspólnej pryczy, a każdy miał do dyspozycji 50 cm ławy. Urządziliśmy się tak, że pięciu katolików spało obok mnie. O godz. 21.30, gdy gaszono światła, skulony celebrowałem Eucharystię i rozdawałem ją innym. Z papieru, który służył do skręcania papierosów, robiłem małe koperty, w których przechowywałem konsekrowane Hostie. Chrystus Eucharystyczny był zawsze ze mną (kopertki trzymałem w kieszonce koszuli). Raz w tygodniu wszyscy więźniowie obozu brali udział w sesji indoktrynacji – był to moment, kiedy mogłem wręczyć Eucharystię również więźniom z innych grup. Nocą na zmianę trwaliśmy na adoracji Najświętszego Sakramentu. Dla więźniów-katolików świadomość, że Chrystus jest wśród nas, była najlepszym lekarstwem na cierpienia fizyczne i duchowe.
„Na początku strażnicy nie rozmawiali ze mną – opowiadał po latach. – To było naprawdę przykre. Chciałem być dla nich uprzejmy, ale to było niemożliwe. Unikali rozmów ze mną. Nie miałem nic, co mógłbym im podarować: nawet ubrania były opieczętowane wielkimi literami cai–tao, »obóz reedukacyjny«. Nie wiedziałem, co mam robić. Pewnej nocy przyszła mi do głowy myśl: »Wciąż jestem bardzo bogaty. Mam w swym sercu miłość Chrystusa. Będę kochał ich tak, jak mnie ukochał Jezus«. Nazajutrz zacząłem… kochać w nich Jezusa. Uśmiechałem się i zwracałem się do nich z uprzejmością. Opowiadałem im historie z zagranicznych podróży, mówiłem o ekonomii, technologii. To pobudziło ich ciekawość. Zadawali mnóstwo pytań. Uczyłem ich języków obcych, a moi strażnicy zostali moimi uczniami! Jeden z nich zapytał mnie: »Pan nas naprawdę kocha?«. »Tak!«. »Również wtedy, gdy wyrządzamy panu krzywdę i gdy pan cierpi? Gdy wyjdzie pan na wolność, będzie się pan chciał zemścić na naszych rodzinach«. »Nie! Będę was nadal kochał, nawet jeśli będziecie chcieli mnie zabić«. »Dlaczego?« »Bo Jezus nakazał mi was kochać. Jeśli tego nie robię, to nie jestem godzien nazywać się chrześcijaninem«”.
Początkowo jego kontakty z nimi były nieistniejące; nie odzywali się do niego, odpowiadali tylko „tak” lub „nie”; nie sposób było być dla nich miłym. Zaczął więc uśmiechać się do nich, wymieniać miłe słowa i opowiadać im o swoich podróżach, o tym jak żyją w innych krajach: USA, Kanada, Japonia, Filipiny, Singapur, Francja,…; i rozmawiał z nimi o ekonomii, wolności, technologii, etc., nawet uczył ich języków takich jak francuski i angielski: „moi strażnicy stają się moimi uczniami!” W ten sposób poprawił relacje z nimi i atmosferę w więzieniu, a następnie skorzystał z okazji, aby porozmawiać z nimi także na tematy religijne.
„Okazywał szacunek wszystkim, których spotkał na drodze, łącznie z tymi, którzy go zdradzili, prześladowali i torturowali. Mimo głębi myśli pozostał prosty jak dziecko” – pisał jego biograf André Nguyen Van Chau.
Władze więzienne były zaniepokojone jego dobrocią i pozbawioną jakiejkolwiek niechęci postawą wobec pilnujących go funkcjonariuszy, dlatego w obawie przed „zgubnym” wpływem, strażników Van Thuana zmieniano co dwa tygodnie. Zmiana co 2 tygodnie też była świetna :), bo arcybiskup mógł trafić do większej ilości strażników 😀
„Jeśli chcesz przebyć do końca wędrówkę nadziei, musisz uwolnić się od strachu. Nie obawiaj się omówić z Panem wszystkiego, czego pragniesz”.
„Nie poddawaj się. Nikt nie idzie za tym, kto ogląda się za siebie”.
„Dlaczego Kościół przeżywa kryzysy? Dlatego, że ludzie nie traktują poważnie modlitwy. Nie wierz temu, kto się nie modli, nawet gdyby czynił cuda. Dla Boga działanie bez modlitwy jest bezużyteczne, pod tym względem robot jest wydajniejszy od ciebie”.
„Bądź dobrej myśli. Stalowy ciężar chmur odpłynie i znów zaświeci słońce. Dotrwaj do tej chwili”.
„Wobec osoby, która cię obraża, możesz zachować się w dwojaki sposób. Powiedzieć: »Ten człowiek mnie obraża« albo: »Ten człowiek stwarza mi okazję, bym stał się świętym«”.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Papież Benedykt XVI w encyklice „Spe salvi” i nie bez powodu odniósł do Wietnamczyka: „Gdy jestem skazany na całkowitą samotność… ale modlący się nigdy nie jest całkowicie samotny. Niezapomniany Kardynał Nguyen Van Thuan, który spędził w więzieniu 13 lat, z czego 9 w izolacji, pozostawił nam cenną książkę: Modlitwy nadziei. Tam, w sytuacji wydawałoby się totalnej desperacji, słuchanie Boga, możliwość mówienia do Niego, dawały mu rosnącą siłę nadziei, która po uwolnieniu pozwoliła mu stać się dla ludzi całego świata świadkiem nadziei – tej wielkiej nadziei, która nie gaśnie nawet podczas nocy samotności.”
„Kardynał Nguyen Van Thuan w swojej książce zawierającej nauki rekolekcyjne wspomniał, że w jego życiu były długie okresy, w których nie był zdolny modlić się, a wtedy kurczowo trzymał się słów modlitwy Kościoła: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i modlitw liturgicznych.” Spe salvi
„W 1987 roku, przebywając w odosobnieniu w Hoa-ma (Hanoi), zapragnąłem napisać książkę, która utrwali moje medytacje, codzienne refleksje. Tak oto powstały Modlitwy nadziei, książka, która zawiera dziewięćdziesiąt medytacji i modlitw. „Pragnąłem w ten sposób przekazać wszystkim ludziom łaskę płynącą z wyboru Jezusa. W jaki sposób mogłem pisać w więzieniu? Pisałem na skrawkach szorstkiego papieru dostarczonego przez strażników. Ze starej gazety zrobiłem okładkę, na której napisałem: Ćwiczenia z języka obcego.”
Formalnie zwolniono go z więzienia 21 listopada 1988 r., jednak przez trzy lata przebywał w areszcie domowym w Hanoi, „Jeśli Bóg pozwoliłby mi wybrać na nowo, nie wybrałbym innej drogi od tej, którą idę”
W 2000 roku nadszedł przejmujący moment w jego życiu: został wezwany do głoszenia ćwiczeń duchowych (rekolekcji) na Wielki Post dla Jana Pawła II i Kurii Rzymskiej. Kiedy papież przyjął go, aby mu pogratulować i przeprowadzić z nim serdeczną rozmowę, kardynał Van Thuan odpowiedział: „24 lata temu odprawiałem mszę z trzema kroplami wina i jedną kroplą wody w dłoni. Nigdy bym nie pomyślał, że Ojciec Święty tak mnie przyjmie… Jak wielki jest nasz Pan i jak wielka jest Jego miłość”. W 2001 roku papież uczynił go kardynałem Kościoła katolickiego. 16 września 2002 roku, po latach cierpienia z powodu choroby nowotworowej, zrobił ostatni krok do życia wiecznego.
2. TEMAT: CRUX SACRA SIT MIHI LUX.
Medalik wiszący na szyi sam z siebie niczego nie zmieni w naszym życiu, bo nie jest amuletem… Słowa umieszczone na medaliku należy zatem traktować jako wyraz naszej decyzji, by nie grzeszyć i nie poddawać się wpływowi pokus… Jeśli mam pobożne intencje i chcę z Bogiem współpracować to wyrazem takiego głębszego pragnienia jest m.in. jakiś znak zewnętrznej przynależności jak medalik. Oczywiście wszystko nas powinno przede wszystkim prowadzić do spowiedzi św. i Najświętszej Ofiary.
Ja osobiście noszę na łańcuszku krzyżyk oraz medalik z Matką Bożą. Natomiast medalik św. Benedykta noszę w kieszeni sutanny, która znajduje się przy sercu.
Mimo upływu lat, kontrowersje narosłe wokół medalika św. Benedykta ciągle stanowią temat do dyskusji. Ojcowie benedyktyni z Tyńca postanowiliśmy uciąć ciągłe pretensje niektórych czytelników i udostępnić, jako nieliczni w Polsce, wzór medalika z 1741 r. według wzoru, który został zawarty w publikacji Dom Prospera Guerangera OSB. https://tyniec.com.pl/
Wyjaśnienie pięknej symboliki:
Mnisi z Vicovaro próbowali otruć św. Benedykta, dodając trucizny do wina, lecz kielich rozpadł się, gdy Patriarcha Mnichów wykonał nad nim znak krzyża. Podobnie też zatruty chleb posłany św. Benedyktowi przez zawistnego kapłana ujawnił przed Zakonodawcą swą zgubną właściwość, w związku z czym Benedykt nakazał krukowi odnieść chleb daleko od ludzi. Tak autor Reguły jawi się nie tylko jako żyjący w przyjaźni z Bogiem na wzór Adama, który panował nad wszystkimi zwierzętami, lecz również jako ten, który wypełnił przepowiednię Chrystusa: „węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić.” Mk 16,18.
Na czterech polach wyznaczonych przez ramiona krzyża znajdują się litery: C S P B – Crux Sancti Patris Benedicti (Krzyż Świętego Ojca Benedykta).
Na belce pionowej krzyża, od góry do dołu: C S S M L – Crux Sacra Sit Mihi Lux (Krzyż święty niech mi będzie światłem). Na belce poprzecznej: N D S M D – Non Draco Sit Mihi Dux (Diabeł – dosłownie: smok – niech nie będzie mi przewodnikiem).
Na obrzeżu medalika znajduje się napis; litery na prawo: V R S N S M V – S M Q L I V B: Vade retro Satana, Numquam Suade Mihi Vana – Sunt Mala Quae Libas, Ipse Venena Bibas (Idź precz szatanie, nie kuś mnie do próżności. Złe jest to co podsuwasz, sam pij truciznę).
PIĘKNE ZDANIA PO ŁACINIE NIOSĄCE ZA SOBĄ KONKRETNe TREŚCI-modlitwę oraz PROŚBĘ O WSTAWIENNICTWO ŚW. BENEDYKTA PATRONA EUROPY, ojca założyciela benedyktynów na których fundamentach powstało wiele innych zakonów oraz wielu świętych wywodziło się z tego zakonu.
Kto jest patronem chorych i służby zdrowia? W obecnych czasach warto znać 😀 |
***
3. TEMAT: ŹRÓDŁO SIŁY I PIĘKNA.
„Nie toczymy bowiem walki przeciwko krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw Rządcom świata tych ciemności, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich.” List do Efezjan 6, 12
„Kto dużo się modli, ten się zbawia, kto mało się modli, ten jest narażony na niebezpieczeństwo. Kto się nie modli, jest już w niebezpieczeństwie, kto się wcale nie modli, ten się potępia”. św. Ojciec Pio.
Jaka nasza modlitwa takie nasze życie. Modlitwa to fundament. Zazwyczaj się za mało modlimy albo się źle modlitmy albo wcale się nie modlimy albo nieregularnie.
Modlitwa daje siłę do walki z pokusami i grzechami. Daje siłę do podnoszenia się z upadków. W końcu diabłów jest sporo i są znacznie potężniejsi ode mnie i mają większe doświadczenie w kuszeniu mnie, bo ja żyje na świecie krócej od nich.
Poza tym oni znają nas lepiej niż my sami siebie. Dobrze wiedzą na czym nam zależy, a na czym nie. Jakie są nasze marzenia, zmartwienia, problemy, wady i zalety, cnoty i grzechy. Modlitwa pomaga nam rozpoznawać nie tylko Boże działanie w moim życiu, ale także zasadzki mojego wroga zbawienia.
Zatem modlitwa daje siłę, daje światło w mgle, która spowiła obecnie świat. Modlitwa pomaga nam znaleźć prawdę w gąszczu kłamstw. Modlitwa pomaga nam odkrywać i pomnażać talenty. Modlitwa pomaga nam nie zmarnować naszego życia. A przede wszystkim pomaga nam rozpoznawać, przyjąć i wypełniać Boży plan, który jest najlepszy.
Modlitwa przywraca piękno Twojej duszy. Takie piękno, które nie może dać najlepszy makijaż, botox, sukieniunia czy przedłużone rzęsy.
Modlitwa jest wszystkim. Nie doceniamy mocy modlitwy. Często jesteśmy do niej zrażeni, zniechęceni. Nie kochamy modlitwy. Nie smakuje nam. Bardziej smakuje netflix, telefon, drink lub obgadywanie sąsiadki. Nawet dobre dary, które nam daje Bóg możemy obrócić na swoją szkodę, jeśli nie będzie modlitwy.
Wróć na nowo do modlitwy: aby jej było więcej, bardziej od serca, aby przede wszystkim budować więź z naszym Stwórcą i Panem, Matką Bożą i świętymi przyjaciółmi.
WRÓĆ DO TEGO, CO SPRAWDZONE: DO MSZY ŚW., DO SPOWIEDZI ŚW. CZĘŚCIEJ NIŻ RAZ W MIESIĄCU, DO CODZIENNEGO RÓŻAŃCA I CZYTANIU KSIĄŻEK, KTÓRE NAPISALI ŚWIĘCI.
***
DODATEK Z SZACUNKU, PODZIWU I MIŁOŚCI DLA ŚWIĘTYCH:
DODATEK DLA AMBITNYCH CZYTELNIKÓW:
KARTKA Z KALENDARZA NA TEN TYDZIEŃ: (TO ŚWIĘCI WYBIERAJĄ NAS. NIE MY ICH). SPORO ICH NA TEN TYDZIEŃ 😀 Mam nadzieję, że chociaż kilku Cię zafascynuje :))
***
ZOSTAŁ ŚWIĘTYM, BO PRZYKŁAD KATOLIKÓW I KSIĘDZA GO NAWRÓCIŁ
9 LIPCA NIEDZIELA: Święci męczennicy Augustyn Zhao Rong i Leon Mangin, prezbiterzy, i Towarzysze. Początki ewangelizacji Chin sięgają V w., ale misje europejskie w tym kraju rozwinęły się szczególnie w czasach nowożytnych, poczynając od XVI w. W ciągu minionych stuleci Kościół katolicki w Chinach wzrastał nieprzerwanie, choć w niektórych okresach i regionach bywał prześladowany. Za pierwszego męczennika uznawany jest o. Franciszek Fernandez de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r. Wchodzi on w skład 120-osobowej grupy męczenników kanonizowanych 1 października 2000 r., której przewodzi Augustyn Zhao Rong, pierwszy chiński kapłan umęczony za wiarę. Pozostali męczennicy to w części europejscy zakonnicy – członkowie zgromadzeń, którym Stolica Apostolska powierzyła prowadzenie misji w różnych regionach Chin (jezuici, franciszkanie, dominikanie, salezjanie i członkowie Paryskich Misji Zagranicznych) – a w części rodowici Chińczycy – biskupi, kapłani i świeccy, mężczyźni i kobiety. Najmłodszy z nich miał zaledwie 9 lat.
Św. Augustyn Zhao Rong. W wieku 20 lat zaciągnął się do wojska i wchodził w skład oddziału, który eskortował do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Uderzyła go ich cierpliwość i odwaga. Ponownie zetknął się z chrześcijanami w prowincji Wuczuan, gdzie poznał uwięzionego o. Marcina Moye. Przykład wiary i miłości tego kapłana oraz jego katecheza skłoniły Augustyna do przyjęcia chrześcijaństwa. Otrzymał chrzest z rąk o. Moye w wieku 30 lat. Przez następnych pięć lat przygotowywał się do kapłaństwa i przyjął święcenia w 1781 r. Przez wiele lat pełnił posługę kapłańską. W okresie prześladowań wszczętych za panowania cesarza Jiaqinga został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu. Uwięziony w Chengdu, został skazany na dotkliwą karę cielesną, choć miał już 69 lat. Otrzymał 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Zmarł w więzieniu kilka dni później, 27 stycznia 1815 r. Jest pierwszym kapłanem-męczennikiem pochodzącym z Chin.
Pod koniec XIX w. prześladowania katolików w Chinach nasiliły się. Nieporadna cesarzowa-wdowa Cixi szukała oparcia w stronnictwie staromandżurskim, które dla swych celów zmobilizowało wojowników fanatycznej sekty, nazywanych bokserami. Swoją nienawiść do obcych ześrodkowali oni na chrześcijanach. Zaczęli więc napadać na kościoły, palić je, potem masowo mordować wiernych. W okręgu Xiangchenggen pierwszym znakiem nadciągających pogromów była śmierć dwóch jezuitów francuskich. Ojcowie Remigiusz Isoré i Modest Andlauer zginęli przy ołtarzu skromnej kaplicy w On-Y.
Było to wyraźne ostrzeżenie dla licznych chrześcijan z tych okolic. Pod kierownictwem ojca Mangin schronili się oni w Czu-Kia-cho, bo istniała tam szansa obrony i ocalenia. W obwarowanym miasteczku odparli kilka ataków, kiedy jednak bokserów wsparły oddziały regularnej armii, obrona nie miała już żadnych szans. Ostatniego ratunku szukali w kościele. Zginęli wszyscy. Ojcowie Mangin i Den ponieśli śmierć przy ołtarzu, inni znaleźli ją w płomieniach podpalonej świątyni lub w jej pobliżu, jeszcze inni wtedy, gdy próbowali ratować się ucieczką. Śmierć poniosło wówczas około 1800 chrześcijan, ponadto około 1200 zginęło w okolicach miasteczka. Nikt nie zdołał wówczas spisać ich imion i nazwisk. Ustalono je znacznie później, i to jedynie w pięćdziesięciu sześciu wypadkach.
Leon Ignacy Mangin, jezuita, 1857-1900 , Francja. Jako jedenasty z dzieci miejscowego sędziego pokoju. Wezwano go do wyruszenia na misje. Pracował potem na wielu stacjach misyjnych w prowincji Hopej, poważany przez władze cywilne i ceniony dla swej energii w działaniu i pogodnego usposobienia. Gdy nadeszło prześladowanie, wszystkich podtrzymywał na duchu. Potem zachęcał wiernych, by pozostali w kościele. Gdy padł pierwszy strzał, Maria Czu-Ou-Czen osłoniła go własnym ciałem. Potem zapaliła mu się sutanna. Padł przeszyty drugą serią pocisków.
Z nim razem zginął ks. Paweł Denn, jezuita, 1847-1900 , Francja. Zginął u stóp o. Mangin, gdy ukląkł, by przyjąć absolucję (rozgrzeszenie przed śmiercią).
Remigiusz Isoré, jezuita, 1852-1900, Francja. Zginął, stojąc przy ołtarzu.
Modest Andlauer, jezuita, 1847-1900, Francja. Marzył o misjach i męczeństwie. Wreszcie w roku 1882 mógł wyjechać do Chin. Zginął tam razem z o. Isoré, miesiąc przed innymi.
Święci męczennicy z Gorkum, Holandia. W czerwcu 1572 r. kalwini odebrali z rąk hiszpańskich Dordrecht i Gorkum w Holandii. Uwięzili wówczas mieszkających w Gorkum franciszkanów. Uwięziono również księży diecezjalnych. Po nich uwięziono kapłana, który duszpasterzował w swym rodzinnym mieście, oraz augustianina, ojca duchownego mniszek gorkumskich. Wszystkich pojmanych torturowano, namawiając do wyrzeczenia się wiary katolickiej. Kalwini uwięzili jeszcze dominikanina- pobliskiego proboszcza, który – gdy usłyszał o uwięzieniu franciszkanów – chciał udzielić im sakramentów. Do aresztu trafili także norbertanie oraz ksiądz z Heynoord.
Po torturach w więzieniu w Gorkum męczennicy zostali przeniesieni do Brielle. Po drodze pokazywano ich ciekawskim, którzy stali przy trakcie, pobierając opłatę pieniężną. W Brielle urządzono przesłuchanie. Próbowano wymusić na więźniach odstępstwo od wiary w prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii i prymat papieża w Kościele. Wstawiali się za nimi mieszkańcy Gorkum. Proszono o interwencję księcia Wilhelma Orańskiego, który nakazał uwolnienie księży i zakonników. Pomimo tego Willem II van der Marck, przywódca kalwinów, kazał wszystkich powiesić. Ciała zabitych zostały poćwiartowane. W nocy z 10 na 11 lipca wrzucono je do dwóch wykopanych dołów i zasypano.
Święta Weronika Giuliani, kapucynka, 1660-1727, Italia. W klasztorze przeszła wszystkie stopnie w hierarchii: od furtianki, kucharki, szatniarki, piekarki, zakrystianki, mistrzyni nowicjuszek aż po urząd ksieni. Mistrzynią była przez 33 lata, ksienią – przez 11 lat. W kontakcie z siostrami była życzliwa, wobec siebie – wymagająca i surowa.
Weronika wyróżniała się wielką delikatnością sumienia. Lękała się nawet najmniejszej przewiny i każdą opłakiwała hojnymi łzami. Ze swoich ułomności zwierzała się publicznie. Surowa dla siebie, była delikatna i zatroskana o siostry, zwłaszcza chore. Umiała rozbudzić tak wielkiego ducha gorliwości, że siostry rywalizowały ze sobą w obserwancji zakonnej. Była surowa i wymagająca w zakresie kultywowania cnoty ubóstwa franciszkańskiego, ale równocześnie była matką dbającą, by siostrom nie brakowało niczego, co konieczne.
Cierpiała wiele nie tylko z powodu zadawanych sobie pokut, ale z powodu często nawiedzających ją dolegliwości i chorób. Do tych jednak fizycznych cierpień doszły o wiele boleśniejsze cierpienia duchowe: oschłości, stany opuszczenia i osamotnienia duchowego. Wszystko to Weronika znosiła z heroicznym poddaniem się woli Bożej. Gdy było jej ciężko mówiła: „Krzyże i męki są radosnym darem dla mnie z Bożej ręki”. Wszystkie te cierpienia ofiarowała za nawrócenie grzeszników, by ich ratować od wiecznego potępienia.
W Wielki Piątek, otrzymała dar stygmatów. Na jej prośbę po trzech latach stygmaty zanikły, ale cierpienie ran Chrystusa pozostało. W nagrodę za serdeczne nabożeństwo do męki Pańskiej miała otrzymać w swoim sercu wyryte znaki tej męki. Po długiej i bardzo bolesnej chorobie Weronika zmarła.
Święty Hadrian III, papież, IX w.
Błogosławiony Fidelis Chojnacki, kapucyn i męczennik, 1906-1942, Łódź. Po jej ukończeniu przez pewien czas nie mógł znaleźć pracy, po czym dzięki kontaktom rodzinnym uzyskał posadę jako urzędnik. Po roku przeniósł się do Warszawy, gdzie pracował na Poczcie Głównej. W Warszawie spotkał się ponownie ze starszym o dwa lata wujem, już wtedy kapłanem, ks. Stanisławem Sprusińskim. Pomagał mu w działalności w Akcji Katolickiej. Zaangażował się też w sprawę szerzenia abstynencji. Te wspólne działania zaowocowały decyzją o wstąpieniu do kapucynów.
Mimo sprzeciwu rodziców Hieronim (imię z chrztu św.) poprosił o przyjęcie do zakonu. W trakcie studiów w Zakroczymiu nadal działał na rzecz abstynencji. Biegle znał niemiecki, francuski, włoski i angielski, a w nowicjacie nauczył się łaciny. Na początku 1937 r. zdał ostatnie egzaminy z filozofii z wynikiem celującym.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Lublin znalazł się pod okupacją niemiecką. Dalsze losy seminarium i studiów były niepewne. 25 stycznia 1940 r. Niemcy aresztowali wszystkich kleryków i zakonników kapucyńskich w Lublinie. Uwięziono ich w więzieniu w Zamku Lubelskim. Fidelis ze spokojem znosił ciężkie warunki więzienne.
18 czerwca 1940 r. Fidelis został przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Był to modelowy obóz o typowo pruskiej organizacji i dyscyplinie. Niemcy prowadzili go w taki sposób, by wykorzystać do końca wszelkie siły więźniów jak najmniejszym kosztem. Fidelis stracił tam właściwe sobie optymizm i pogodę ducha. W rezultacie fatalnych warunków egzystencji, braku odzieży, ciężkiej, wykańczającej pracy, i w szczególności nieludzkie traktowanie więźniów zmieniły go – ogarnął go pesymizm. Niebawem zapadł na zdrowiu. Po pół roku został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie nadano mu numer 22473.
Zimą 1942 r., przenosząc kocioł kawy, brat Fidelis poślizgnął się, przewrócił i oblał gorącym napojem. Za karę został brutalnie pobity przez blokowego. Coraz bardziej gasł fizycznie. Zachorował na zapalenie płuc. Latem 1942 r. został skierowany do obozowego „szpitala”, na blok inwalidów, z którego wielu żywych nie wychodziło. Wraz z czterema innymi kapucynami został beatyfikowany w gronie 108 męczenników II wojny światowej przez papieża św. Jana Pawła II.
Błogosławiona Joanna Scopelli, karmelitanka, 1428-1491, Italia. Od najmłodszych lat pragnęła wstąpić do zakonu, jednakże rodzina sprzeciwiała się tym pragnieniom. Joanna była posłuszna, żyła bardzo pobożnie i skromnie w domu swoich rodziców. Dopiero po ich śmierci ufundowała karmelitański klasztor w Reggio i została jego pierwszą przeoryszą.
Błogosławiony Adrian Fortescue, męczennik, 1476-1539, Anglia. Jako sędzia pokoju i kawaler maltański (od 1532 r.) należał do III Zakonu św. Dominika w Oksfordzie. Był wzorowym małżonkiem i ojcem. Jak przekazali jego biografowie, we wszystkim starał się szukać Bożego błogosławieństwa, a w działaniu zawsze być posłusznym poruszeniom Ducha Świętego. Codziennie ponawiał dobre postanowienia, pilnie starał się je wypełniać i wypraszać u Boga dar wytrwałości. Parlament, ulegając żądaniom króla, skazał go wraz z sir Tomaszem Dingleyem na śmierć za to, że nie chciał uznać zwierzchności króla Henryka VIII nad Kościołem.
***
10 LIPCA PONIEDZIAŁEK: Święty Jan Gwalbert, opat, 1000-1073, Italia. Rozpoczął życie pustelnicze. Z czasem przylgnęli doń inni – i tak w roku 1039 powstała w Vallombrosie wspólnota mnichów, którzy wiedli surowe życie, kierując się zresztą regułą benedyktyńską. Jan założył później lub zreformował kilka innych klasztorów, którymi kierował jako przełożony powstałej w ten sposób nowej monastycznej społeczności, zwanej walombrozjanami. Zasłużył się też prowadząc dalej walkę z symonią, w czym popierali go papież i lud.
Najsłynniejszą stała się jego akcja przeciw arcybiskupowi Florencji, Piotrowi Mezzabarbie. Sam z pokory nigdy nie przyjął święceń kapłańskich.
Patron strażników leśnych (pracujących w lesie) oraz Sao Paulo w Brazylii.
Święty Antoni Peczerski, opat, 963 (983)-1073, Ukraina. Mnich stał się sławny w okolicy. Po pewnym czasie zaczęli gromadzić się wokół niego uczniowie. Z ich pomocą powiększył pieczarę i urządził w niej cerkiew. Wokół wydrążono groty-cele. Dał tym samym początek Ławrze Pieczerskiej (Peczorskiej), najsłynniejszemu klasztorowi na Rusi, zwanemu matką monasterów. Początkowo Antoni sam kierował życiem mnichów, które wypełniała praca, czuwanie i modlitwa; zakonnicy troszczyli się o wstrzemięźliwość, umartwiali swoje ciała. Kiedy życie wspólnoty było w miarę zorganizowane, mianował igumena, a sam usunął się do osobnej groty, której nie opuszczał przez 40 lat. Po radę przychodzili tam nie tylko mnisi, ale przybywała licznie także ludność ziem ruskich, prosząc o modlitwę, dzięki której chorzy odzyskiwali zdrowie.
Ruś widziała w nim ojca życia monastycznego, związanego z tradycją wschodnią. Ławra Peczerska była przez lata rozbudowywana i przez wieki trwało tu życie monastyczne. Obecnie mieści się w niej siedziba zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego.
***
11 LIPCA WTOREK: ŚWIĘTO Święty Benedykt z Nursji, opat, 480-547, patron Europy. Wsławił się niezwykle mądrą i wyważoną regułą, która stała się podstawą dla bardzo wielu późniejszych rodzin zakonnych na Zachodzie. Przez założony przez siebie zakon Benedykt przyczynił się nie tylko do pogłębienia życia religijnego w Kościele, ale i szeroko rozumianej kultury. Jego synowie duchowi zasłużyli się najwięcej dla pozyskania Chrystusowi ludów germańskich. Te racje skłoniły Pawła VI do tego, by w 1964 r. wyróżnić św. Benedykta zaszczytnym tytułem głównego patrona Europy.
Chociaż św. Benedykt zajmuje w dziejach Kościoła katolickiego poczesne miejsce, udokumentowane wiadomości o nim są nikłe. Podstawowym źródłem jest dzieło św. Grzegorza I Wielkiego, papieża, przedtem mnicha benedyktyńskiego, który żył w czasach bliskich św. Benedykta.
Z czasem zaczęli przyłączać się do Benedykta uczniowie. Pod jego kierunkiem utworzono 12 małych klasztorów po 12 uczniów każdy. Na czele każdego z nich Benedykt postawił przełożonych, od siebie bezpośrednio zależnych. Tak więc z pustelnika przeobraził się w cenobitę, czyli w ascetę zamieszkującego pustynię wraz z innymi. Nie znamy przyczyn, dlaczego Benedykt opuścił również i to miejsce. Św. Grzegorz wymienia niechęć miejscowego duchowieństwa. Benedykt zabrał ze sobą najgorliwszych i najbardziej oddanych uczniów i przeniósł się z nimi na Monte Cassino do ruin dawnej fortecy rzymskiej.
Benedykt rozpoczął budowę nowego klasztoru od wyburzenia pogańskiej świątyni Jowisza i Apollina. Mieszkańcy miasteczka, leżącego u stóp góry, przychodzili tutaj dla składania ofiar. Był to rok 525 lub 529. W tym czasie na Wschodzie cesarz Justynianin I Wielki zamykał ostatnią pogańską szkołę filozoficzną w Atenach.
Kiedy stanął już klasztor i kościół, a mury nowej placówki zaczęły się zapełniać adeptami, Benedykt postanowił ułożyć regułę. Miał już sporo doświadczenia. Długie lata rządów na Monte Cassino pozwoliły w praktyce wypróbować przepisy. Roztropny prawodawca zmieniał je i stale doskonalił. Tak więc reguła benedyktyńska przeszła okres długiej próby i doświadczeń.
Zasadniczą cechą Reguły św. Benedykta jest umiar. Nie jest ona tak surowa jak reguły św. Kolumbana, Kasjana czy prawodawców rodzin mniszych Wschodu. Nie preferuje studiów jak reguła Kasjodora. We wszystkim: w modlitwie, uczynkach pokutnych, w pracy i w spoczynku, w posiłku i piciu zaleca umiar: „złoty środek”. Celem zasadniczym, jaki Założyciel wytyczył swoim synom duchowym, jest służba Boża. Całe życie mnicha, jego wszystkie chwile i czynności winny zmierzać do tego, by głosiły chwałę Stworzyciela. Dewizą Patriarchy było: Ora et labora – módl się i pracuj. Ze szczególną pieczołowitością strzegł kultu liturgicznego, co pozostało do dni obecnych pięknym dziedzictwem jego zakonu. Poważną część dnia zakonnika przeznaczył na lectio divina – czytanie Pisma Świętego. Wprowadził zobowiązanie mnichów do pozostawania w jednym klasztorze aż do śmierci. Reguła św. Benedykta stała się podstawą dla wielu innych.
Sława Benedykta rozchodziła się szeroko.
Benedykt zmarł 21 marca 547 r. w kilka tygodni po śmierci swojej siostry, św. Scholastyki, założycielki żeńskiej gałęzi benedyktynów. Pochowano ich razem we wspólnym grobie na Monte Cassino.
Patron pracujących, a nawet jako orędownik umierających, speleologów i architektów włoskich.
Reguła św. Benedykta wywarła poważny wpływ na całe życie Europy Zachodniej. Dzieło św. Benedykta jest imponujące i niepowtarzalne. Benedyktyni przez długie wieki (wiek VI-XII) byli najpotężniejszą rodziną zakonną na świecie. Ich klasztory dochodziły do liczby kilku tysięcy, a liczba mnichów dochodziła do wielu dziesiątków tysięcy. Z modelu życia benedyktyńskiego wyrosły inne rodziny zakonne, m.in. benedyktynki (klauzurowe i czynne), cystersi, kameduli, oliwetanie, sylwestryni i trapiści. Zakony te wydały kilka tysięcy świętych i błogosławionych, dały Kościołowi ponad 20 papieży.!!! Wśród świętych benedyktyńskich wypada wymienić: św. Grzegorza I Wielkiego (+ 604), doktora Kościoła; św. Augustyna z Canterbury, apostoła Anglii (+ 605); św. Bedę Czcigodnego, doktora Kościoła (+ 735); św. Bonifacego, apostoła Niemiec i głównego patrona tego kraju; św. Wojciecha – apostoła Czech, Węgier, Polski i Prus, męczennika (+ 997); św. Piotra Damiani, doktora Kościoła (+ 1072); św. Romualda, założyciela kamedułów (+ 1027); św. Jana Gwalberta (+ 1073), założyciela nowej gałęzi zakonnej; św. Anzelma, doktora Kościoła (+ 1109); św. Matyldę (+ 968); św. Hildegardę z Bingen, doktora Kościoła (+ 1179); św. Gertrudę Wielką (+ 1302).
W Polsce najbardziej znanym opactwem benedyktyńskim jest Tyniec. Warto przemyśleć sprawę noszenia medalika św. Benedykta.
Święta Olga Mądra, księżna, 890-969. Kiedy małżonek padł na polu walki, Olga objęła rządy w charakterze regentki za małoletniego syna, Świętosława, który miał wówczas 3 lata. W rządach była wymagająca i twarda. Bezwzględnie tłumiła powstałe bunty. Miała zmysł administracyjny i położyła wielkie zasługi dla stabilizacji wielkiego księstwa kijowskiego. Lud chwalił ją jako panią miłosierną. Bywa nazywana także Olgą Mądrą. Imię to pochodzi z języka skandynawskiego. Był bowiem czas, że Skandynawowie w swoich podbojach dotarli aż na Ruś i tam w Nowogrodzie Wielkim oraz w Kijowie już w wieku IX założyli pierwsze historyczne państwo Rurykowiczów nad Dnieprem i jego dopływami.
Około roku 955 Olga przyjęła chrzest od wysłanników z Konstantynopola, z którym nawiązała żywy kontakt. Osobiście w dwa lata potem odwiedziła stolicę wschodniego cesarstwa, witana bardzo uroczyście przez cesarza Konstantyna Porfirogenita (957). By jednak nie wiązać się z samym tylko Konstantynopolem, nawiązała łączność także z cesarstwem zachodnio-rzymskim, z Ottonem I, którego prosiła o przysłanie na Ruś kapłanów łacińskich. Cesarz przysłał benedyktyna z Trewiru w charakterze biskupa misyjnego. Z wolna chrześcijaństwo objęło całą Ruś. Kiedy więc za rządów św. Włodzimierza Wielkiego (+ 1015) metropolita Hilarion będzie wysławiał księcia jako dobroczyńcę Kościoła na Rusi, nie omieszka również wspomnieć św. Olgi.
Kiedy tron kijowski objął jej syn, Olga oddała się modlitwie i uczynkom miłosierdzia. Jej ostatnie lata były pasmem udręki. Szczególnie bolała nad tym, że jej panujący syn powrócił do pogaństwa. Błagała Boga o jego nawrócenie. Miała wystawić kościoły Świętej Trójcy w Pskowie i św. Zofii w Kijowie.
Święty Pius I, papież i męczennik, II w. Jest pierwszym papieżem, który nosi imię łacińskie.
***
12 LIPCA ŚRODA: Święty Brunon Bonifacy z Kwerfurtu (obraz), biskup,benedyktyn i męczennik, 974-1009. Stał się metropolitą pogańskich Słowian zachodnich, do których był wysłany jako misjonarz. Według podania miał nawrócić nad Bugiem jednego z książąt jaćwieskich, Nothimera. Rywale księcia wykorzystali ten moment i pozbawili go władzy. Brunon zaś, z 18 towarzyszami, miał zginąć z ich ręki 9 marca 1009 roku, gdzieś w okolicach Pojezierza Suwalskiego. Bolesław Chrobry wykupił jego ciało. Niestety, ślad o relikwiach Męczennika zaginął.
Brunon jest autorem trzech zachowanych do dziś utworów pisanych: Żywotu św. Wojciecha, Listu do cesarza Henryka II (1008) i Żywotu Pięciu Braci Kamedułów (1008 lub 1009), zamordowanych przez na pół pogańskich pachołków królewskich. Styl i język tych pism wskazują na wysoką kulturę św. Brunona.
Święci Jazon i Sozypater, biskupi i męczennicy. O Jazonie czytamy w Dziejach Apostolskich (Dz 17, 5-9): przyjął u siebie św. Pawła w czasie, gdy Apostoł przebywał w Tesalonice. Sozypatra utożsamiano też na ogół z mężem wspomnianym w Dz 21, 4, który towarzyszył Apostołowi w drodze z Efezu poprzez Macedonię do Troady.
Jazona uczyniła następnie biskupem Tarsu, a Sozypatra osadziła na stolicy biskupiej w Iconium. Jako tacy razem wybrali się rzekomo na wyspę Korfu. Zostali tam uwięzieni; przetrzymywano ich razem z pospolitymi łotrzykami, którzy pod ich wpływem nawrócili się, a potem odważnie poszli na śmierć męczeńską.
***
13 LIPCA CZWARTEK: Święci Andrzej Świerad i Benedykt, pustelnicy, X-XI w. Andrzej Świerad (Andrzej Żurawek) pochodził z Polski, z rodziny rolniczej. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach znalazł się na Węgrzech. W roku 997/998 wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru św. Hipolita na górze Zabor koło Nitry. On też nadał nowemu zakonnikowi imię Andrzej, gdyż wtedy św. Andrzeja Apostoła uważano za głównego patrona Węgier. Widocznie bardziej przystępny był dla niego język słowacki, aniżeli bardzo trudny węgierski. Spełniał różne posługi w klasztorze. Maurus wspomina, że Andrzej wstąpił do opactwa benedyktynów już zaawansowany w życiu ascetycznym. Uprzednio bowiem prowadził życie pustelnicze.
Po przekroczeniu 40 lat, mnich mógł iść na pustelnię w towarzystwie jednego ucznia, który zmieniał się co kilka lat, by służyć Bogu w zupełnym odosobnieniu. Pustelnia była odległa od opactwa około pół dnia drogi. Co tydzień Andrzej musiał wracać do opactwa w sobotę wieczór i zostać na całą niedzielę. Jego zajęciem było karczowanie lasu. Pomimo tak ciężkiej pracy Andrzej trzy dni zupełnie pościł: w poniedziałek, w środę i piątek. Na Wielki Post brał od opata Filipa tylko 40 orzechów włoskich, które były jedynym jego pokarmem przez osiem tygodni (jeden orzech na dzień) za wyjątkiem sobót i niedziel, gdzie przyjmował wspólny posiłek w opactwie. Aby nawet sen sobie uprzykrzyć, siedział przez całą noc na pieńku, otoczonym ostrymi prętami. Gdy ciało przechylało się w jakąś stronę, budził się raniony. Aby uniemożliwić zaś ruchy głową, zakładał na nią koronę z drewna z zawieszonymi czterema kamieniami, o które uderzał przy każdym skłonie. Ponadto Andrzej opasał swoje ciało mosiężnym łańcuchem, który z czasem obrósł skórą. To właśnie było bezpośrednią przyczyną jego śmierci ok. 1030-1034 r., gdyż po pęknięciu naskórka wywiązało się zakażenie. Wezwany opat Filip przybył już po śmierci Świerada. Przy obmywaniu ciała zauważył na jego brzuchu klamrę, która zdradziła istnienie łańcucha.
Towarzyszem pustelniczego życia Andrzeja i jednym z jego uczniów był Benedykt. Po jego śmierci opowiadał biskupowi Maurusowi o cnotach i umartwieniach swego mistrza. Kontynuował surowy tryb życia w pustelni. Podobnie jak św. Andrzej miał przybyć de terra Poloniensi – z ziemi polskiej. W trzy lata po śmierci św. Andrzeja napadli go zbójcy i zabili. Ciało wrzucili do rzeki Wag. Maurus dodaje legendę, że orzeł przez cały rok pilnował ciała Męczennika i że dzięki niemu ciało zostało odnalezione w stanie zupełnie nie zepsutym. Obydwu – ucznia i mistrza – pochowano obok siebie w kościele zakonnym.
Kult obu świętych szybko rozszerzał się. Naturalnym ośrodkiem tego kultu był klasztor na Zaborze. Tu początkowo znajdował się ich grób, tu również przechowywano ze czcią łańcuch św. Andrzeja. Z czasem powstały w Słowacji dwa odrębne sanktuaria: św. Andrzeja w pobliżu Nitry, gdzie była jego pustelnia, oraz św. Benedykta, gdzie poniósł śmierć od pogańskich rozbójników w Skałce nad Wagiem na północ od Tręczyna. Później przeniesiono ich ciała do katedry w Nitrze, gdzie spoczywają do dziś. Andrzej Świerad w hagiografii polskiej wybija się jako największy asceta wśród świętych i błogosławionych polskich.
Andrzej i Benedykt są pierwszymi Polakami, wyniesionymi do chwały ołtarzy (1083) po polskich kamedułach z eremu międzyrzeckiego: Izaaku, Mateuszu i Kryspinie, kanonizowanych przez papieża Jana XVIII (1004-1009). W ziemi krakowskiej kult św. Andrzeja Świerada jest szczególnie żywy w Tropiu. Od dawna ściągają tu pielgrzymi z Sądecczyzny i Słowacji na dzień dorocznego święta. Miejscowa ludność wierzy, że woda w źródełku, z którego Świerad miał czerpać, ma cudowną moc. Kościół w Tropiu posiada relikwie św. Świerada, sprowadzone z Nitry.
Święta Klelia Barbieri, dziewica, 1847-1870. Kiedy miała 8 lat, podczas panującej w okolicy jej rodzinnego miasteczka epidemii cholery, Pan Bóg wezwał do siebie jej tatę. Pod opieką troskliwej matki szybko nauczyła się gotować, szyć i tkać płótno.
W swej pracy była uczciwa i rzetelna. Słowa Ewangelii traktowała bardzo poważnie. W tym czasie w jej parafii działało stowarzyszenie nauki chrześcijańskiej. W czasach, gdy dziewczęta nie uczęszczały do żadnych szkół, ona zaczęła je uczyć czytać i pisać. Tej pracy oddała się z całym młodzieńczym zapałem. Wiele wolnego czasu poświęcała na czytanie książek o tematyce chrześcijańskiej, a wszystkich kandydatów do małżeństwa odsyłała, mówiąc: „Idźcie do mojej siostry, ja nie wyjdę za mąż”. Wraz z trzema koleżankami powzięła zamiar życia we wspólnocie oddanej modlitwie i głoszeniu Ewangelii.
Z głębokiej wiary zrodził się też w sercu Klelii strach przed grzechem. Zło uważała za obrazę dobrego Boga. Dlatego często spędzała długie chwile na adoracji Najświętszego Sakramentu, rozważaniu tajemnic różańca świętego i ukochanej koronce do Matki Bożej Bolesnej.
Niestety, Klelia wkrótce zapadła na chorobę płuc, w tamtych czasach nieuleczalną. W założonej przez siebie wspólnocie żyła zaledwie 2 lata. Wszyscy jej bliscy nazywali ją Matką, choć była tak młoda, lub Aniołem, ze względu na je styl życia i troskę o czystość słowa, gestu, po prostu całego życia. Żegnając się przed śmiercią ze wszystkimi, powiedziała: „Bądźcie dobrej myśli, gdyż ja idę do nieba i nigdy was nie opuszczę… Będziecie ciągle rosły w liczbę i będziecie wzrastały na wzór olbrzymiej góry, aby pracować w winnicy Pańskiej”. Tak się też stało. Wspólnota pod imieniem Instytutu Małych Sióstr Matki Bożej Bolesnej rozrosła się, przynosząc chlubę założycielce i błogosławione owoce całemu Kościołowi.
Święty Ewagriusz z Pontu, 345-399. Po śmierci biskupa (379) Ewagriusz związał się ze św. Grzegorzem z Nazjanzu. Grzegorz udzielił mu diakonatu i silnie wpłynął na jego wyrobienie i koncepcje. Gdy w 381 r. Grzegorz zrezygnował ze stolicy patriarszej, Ewagriusz przebywał w Konstantynopolu. Wkrótce potem porzucił zapowiadającą się świetnie karierę, bo – jak mówiono – zadurzył się w żonie jakiegoś dostojnika. W ten sposób zainicjował pierwszy etap swego zwrotu ku życiu ascetycznemu.
Przebywał następnie w Jerozolimie, gdzie przyjęli go Melania Starsza i Rufin. Ten ostatni zasugerował mu życie zakonne wśród mnichów Egiptu. Ewagriusz udał się tam około 383 r. i pozostał do śmierci. Oddawał się najsurowszym wyrzeczeniom, a na skromny pokarm zarabiał przepisywaniem rękopisów. Patriarcha Aleksandrii Teofil chciał mu udzielić sakry biskupiej, ale Ewagriusz uchylił się od przyjęcia tej godności. Wyczerpany surową pokutą, zmarł tuż po Epifanii 399 r. Przede wszystkim pozostawił jednak wielkie i bardzo cenne świadectwo duchowości ojców pustyni i ogromnie zaważył przez to na dalszym rozwoju chrześcijańskiej ascezy. Do historii przeszedł jako wybitny pisarz ascetyczny. Wielu nie pamiętało zupełnie o zarzutach orygenizmu, stawianych mu przez współczesnych, i o oficjalnych dezaprobatach na synodach i na V soborze powszechnym (553). Był dla nich wielkim ascetą i niczym więcej.
ODDAŁA ŻYCIE ZA SYNOWĄ
Błogosławiona Marianna Biernacka, męczennica, 1888-1943. Była analfabetką. W małżeństwie urodziło się sześcioro dzieci, ale czworo z nich zmarło w okresie niemowlęcym. Do pełnoletności dożyła córka Leokadia i syn Stanisław. Marianna i Ludwik Biernaccy utrzymywali rodzinę z pracy w gospodarstwie. Po śmierci męża w 1925 r. Marianna pozostała na gospodarstwie z synem – córka Leokadia wyszła bowiem tego samego roku za mąż i opuściła dom rodzinny. W 1939 r. syn Marianny, Stanisław, ożenił się z Anną Szymańczykówną. Synowa zamieszkała we wspólnym domu i odtąd Marianna codzienność dzieliła z młodym małżeństwem. Mieszkańcy Lipska zapamiętali postawę zatroskania, życzliwości i matczynej miłości, którą wykazywała w owym czasie wobec małżonków i ich potomstwa: w 1940 r. urodziła się bowiem Henia (zmarła w niemowlęctwie), a w 1941 r. Eugenia.
Na początku lipca 1943 r. w okolicach Lipska, w odwecie za zabicie niemieckiego policjanta przez oddziały partyzanckie, Niemcy rozpoczęli masowe aresztowania wśród miejscowej ludności. Uzbrojony patrol niemiecki pojawił się 1 lipca, o świcie, w gospodarstwie Biernackich. Dowódca nakazał Annie i Stanisławowi natychmiastowe opuszczenie domu. Marianna padła wtedy do nóg dowodzącego gestapowca i błagała go o zgodę na to, by mogła pójść zamiast synowej, która była w bardzo zaawansowanej ciąży. Niemiec uległ i zamiast Anny odprowadził Mariannę i Stanisława do więzienia w Grodnie.
Mariannę przetrzymywano tam niecałe dwa tygodnie, które spędziła na modlitwie, śpiewając Godzinki. 13 lipca 1943 r. została razem z synem i 48 mieszkańcami Lipska rozstrzelana przez Niemców na fortach za wsią Naumowicze pod Grodnem. Wszystkich pochowano w nieznanym miejscu. Synowa przeżyła śmierć teściowej i urodziła dziecko, syna Stanisława, który niestety umarł niecały rok później z powodu zapalenia płuc.
Marianna Biernacka została beatyfikowana 13 czerwca 1999 r. przez św. Jana Pawła II w Warszawie w grupie 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej.
Joel, prorok. Joel był drugim z grona dwunastu proroków mniejszych. Na podstawie napisanej przez niego księgi, znajdującej się w kanonie Starego Testamentu, trudno określić czas jego działalności. Był prawdopodobnie Judejczykiem, bo szczególnie interesował się Świętym Miastem i jego okolicami, dobrze orientował się także w obrzędach ofiarnych.
W swojej księdze mówi o radościach, które znikły ze Świątyni, i o kapłanach, którzy spełniali w niej obrzędy zadośćuczynienia. Będąc dobrym obserwatorem przyrody, Joel umiał opisywać jej zjawiska. W biblijnej księdze opisał najpierw inwazję szarańczy, potem przeszedł do zapowiedzi przyszłości i wieścił dzień Jahwe. Sama księga powstała prawdopodobnie w czasach po Nehemiaszu, a przed przybyciem Aleksandra Wielkiego do Palestyny (332 r. przed Chrystusem). Św. Piotr Apostoł cytował go w pierwszej mowie (Dz 2, 16), za nim zaś poszedł chrześcijański poeta, który to samo uczynił w hymnie na Jutrznię w dniu Zesłania Ducha Świętego.
Ezdrasz, pisarz. Ezdrasz to postać znana z kart Starego Testamentu. W Babilonii zajmował wysokie stanowisko w zarządzaniu gminą żydowską. W siódmym roku panowania króla Artarkserksesa nakazano mu dokonanie inspekcji Judei oraz zabezpieczenie ofiar, ustanowienie sędziów, pouczenie ludu o prawach Bożych i państwowych. Jak przekazuje opis zawarty w księdze Nehemiasza (Ne 8), nastąpiło uroczyste odczytanie Prawa, po nim zaś Święto Namiotów oraz obrzęd pojednania. Ze szczególną energią Ezdrasz wystąpił przeciw małżeństwom mieszanym, przy czym sprawa ta ciągnęła się długo i wymagała wielu zachodów. Ezdrasz pragnął uczynić z Pięcioksięgu jedyny kodeks prawny dla Żydów i Samarytan. W ten sposób odegrał doniosłą rolę w ukształtowaniu kanonu biblijnego. W upowszechniających się wyobrażeniach Ezdrasz stawał się jakby drugim Mojżeszem, wielkim prawodawcą, na nowo scalającym społeczność wybranego ludu. Wszystko to oddziałało na kult chrześcijański.
Błogosławiony Marian od Jezusa Euse Hoyos, kapłan, 1845-1926 , Kolumbia. Był najstarszy z siedmiorga rodzeństwa. , głęboko wierzący rolnicy, sami uczyli dzieci pisać i czytać. W wieku 16 lat Marian zdecydował, że chce zostać kapłanem. Pracował w ciężkich warunkach, spowodowanych trwającą wojną domową. Mimo niechęci władz do Kościoła, wyrażającej się m.in. poprzez prześladowanie osób duchownych, dzięki staraniom ks. Mariana ukończono budowę świątyni, dzwonnicy i plebanii, powstał również cmentarz i kaplica pod wezwaniem Matki Bożej z Góry Karmel i św. Franciszka.
Jako proboszcz, dzięki swoim doświadczeniom w pracy na roli, potrafił docierać do serc wiernych, przemawiając do nich językiem prostym, choć pełnym chrześcijańskiej mądrości. Troszczył się szczególnie o najbiedniejszych i chorych, których odwiedzał o każdej porze dnia i nocy. Pilnował religijnego wychowania dzieci i młodzieży. W swojej parafii zapoczątkował działalność wielu stowarzyszeń religijnych, rozwinął tradycję odmawiania modlitwy różańcowej w rodzinach oraz nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego.
Został beatyfikowany jako pierwszy rodowity Kolumbijczyk przez papieża św. Jana Pawła II podczas Mszy sprawowanej 9 kwietnia 2000 r. na placu św. Piotra w Watykanie. W homilii papież-Polak mówił m.in.: „Ks. Marian Jezus Euse Hoyos, Kolumbijczyk, który dzisiaj wyniesiony zostaje do chwały ołtarzy, wiernie naśladował Jezusa Chrystusa przez ofiarne sprawowanie posługi kapłańskiej. (…) Niech jego świetlane świadectwo miłości, wyrozumiałości, służby, solidarności i przebaczenia będzie wzorem dla Kolumbii i niech skutecznie wspomaga ten umiłowany kraj w dalszej pracy na rzecz pokoju i całkowitego pojednania”.
Święty Sylas (Sylwan), biskup. Przyjmuje się dziś niemal powszechnie identyczność postaci, które jako Sylas i Sylwan występują w Dziejach Apostolskich oraz w listach świętych Piotra i Pawła. Są to w gruncie rzeczy dwie formy tego samego imienia albo zwyczajowo imię pierwotne oraz imię obrane potem, podobne i bardziej znane w cesarstwie.
Sylwan-Sylas był judeochrześcijaninem, obywatelem rzymskim. W gminie jerozolimskiej miał znaczącą pozycję. Po tzw. soborze jerozolimskim razem z Pawłem i innymi wysłano go do Antiochii, gdzie zapoznał wiernych z podjętymi uchwałami. Potem towarzyszył Pawłowi w drugiej podróży misyjnej. W Filippi dostał się z Apostołem do więzienia. Po cudownym uwolnieniu przybyli do Tesaloniki, gdzie znów wiele przeżyli. Gdy stamtąd uciekli, Paweł udał się do Aten, Sylas natomiast pozostał w Berei. Spotkali się w Koryncie. Sylas był też z Pawłem, gdy ten pisał listy do Tesaloniczan, czyli około 50-51 r. Nie wiemy, kiedy przylgnął do Piotra. Redagował jego pierwszy list, a potem w jego imieniu odwiedzał gminy w Azji Mniejszej.
Święta Teresa od Jezusa de Los Andes, karmelitanka, 1900-1920, Chile. Począwszy od szóstego roku życia, codziennie uczęszczała wraz ze swoją mamą na Mszę świętą. Uważała, że Pan Jezus chce posiąść jej serce na wyłączną własność i dlatego pragnęła wcześnie przystąpić do Komunii św., ale stało się to dopiero, gdy miała 10 lat. „Był to dzień bez chmur – zanotowała w swoim Dzienniku. – Od tego momentu ziemia mnie nie pociągała”. Od tej pory chciała żyć wyłącznie dla Jezusa i upodobnić się do Niego, tak „aby Ojciec niebieski kontemplując Go w niej, znalazł godny obraz swojego Syna”.
Była początkowo porywcza i uparta. Postanowiła pracować nad sobą. Niemałym kosztem zwyciężyła pychę i próżność. Od 14. roku życia odczuwała w głębi swej duszy powołanie do Karmelu, z którego zwierzyła się w internacie matce Rios – zakonnicy Najświętszego Serca. Mimo wielkiego oddania Bogu, potrafiła cieszyć się życiem i młodością. Lubiła grać w tenisa, pływać, a najbardziej lubiła jazdę konno. Wolny czas poświęcała pomocy ludziom starszym i potrzebującym. Chętnie pomagała w nauce ubogim dzieciom.
Pod wpływem lektury dzieł karmelitańskich, a zwłaszcza Teresy od Dzieciątka Jezus, odkryła w sobie powołanie zakonne. W Dzienniku
Wreszcie, gdy miała 19 lat, w maju 1919 r., uzyskała pozwolenie ojca i przekroczyła próg klasztoru karmelitanek bosych w Los Andes. Ukryta w klauzurze, nie poprzestawała na modlitwie, ale prowadziła bogatą korespondencję z rodziną i przyjaciółmi, stając się w ten sposób wielką apostołką. Pisała listy, aby rozpalić w nich miłość do Chrystusa, Eucharystii i Matki Najświętszej oraz wyrażać swoje szczęście.Zachorowała na tyfus. W obliczu zbliżającej się śmierci złożyła profesję zakonną. Po kilku dniach choroby, 12 kwietnia 1920 r. zmarła w opinii świętości, przeżywszy w klasztorze jedynie 11 miesięcy. Klasztor, w którym Teresa żyła i została pochowana, stał się duchowym sanktuarium Chile. Do dziś liczne rzesze pielgrzymów nawiedzają jej grób, aby prosić ją o wstawiennictwo u Boga i rozpalić w sobie miłość do Chrystusa.
***
14 LIPCA PIĄTEK: Święty Henryk II, cesarz, 973-1024. Jego wychowawcą był św. Wolfgang, biskup Ratyzbony (Regensburga). Siostra św. Henryka, Gisela, wyszła za św. Stefana, króla Węgier. 8 września 1002 r. został koronowany w Akwizgranie wraz ze swoją małżonką, św. Kunegundą. Po odniesionym zwycięstwie nad królem Arduinem z Pawii (15 maja 1004 r.) został także królem Włoch.
W Weronie spotkał się ze św. Romualdem. Dbał o to, by stolice biskupie były obsadzane najgodniejszymi pasterzami. Fundował też liczne klasztory. Nie pozostawił po sobie potomka. Przypisywano to ślubowi dziewictwa, jaki miał złożyć ze swoją małżonką Panu Bogu.
Święty Kamil de Lellis, prezbiter i zakonnik, 1550-1614. Matka Kamila, po przedwczesnej śmierci pierwszego syna, wybłagała sobie u Pana Boga narodziny Kamila; miała już wówczas prawie 60 lat. Przed urodzeniem dziecka miała tajemniczy sen: ujrzała swojego syna w otoczeniu wielu mężów z krzyżami na piersiach. Przerażona odczytała ten sen jako napomnienie Boże, że jej syn skończy jako herszt bandy i zawiśnie wraz ze swoją szajką na krzyżu. Pierwsze lata życia Kamila zdawały się potwierdzać przeczucia matki. Syn prowadził życie odległe od ascezy chrześcijańskiej. Podobnie jak ojciec, był porywczego i niespokojnego charakteru.
Gdy Kamil miał około 20 lat, utworzyła mu się rana w nodze. Udał się więc do Rzymu, do szpitala św. Jakuba dla nieuleczalnie chorych. Nie wyleczył się zupełnie z rany, ale opuścił szpital i udał się na wojnę z Turkami. Kiedy w grze w karty przegrał uzbierany kapitał, udał się do Manfredodi, do klasztoru kapucynów, jako pracownik fizyczny. Tam przeżył nawrócenie. 2 lutego 1575 r. postanowił pozostać na zawsze w zakonie, który mu udzielił dachu nad głową. Niestety, rana ponownie się otworzyła i tak dalece zaczęła mu dokuczać, że musiał powrócić do szpitala w Rzymie. Tu przebywał 4 lata. W czasie choroby z niezwykłym poświęceniem oddawał się posłudze nieuleczalnie chorym. Kiedy zaś rana jako tako się zagoiła, Kamil powrócił do kapucynów. Po pewnym czasie rana ponownie się odnowiła; Kamil zrozumiał, że jego miejsce nie jest u kapucynów.
W 1584 w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP w kościółku Matki Bożej Cudownej z kilkoma towarzyszami, których w czasie studiów zdołał pozyskać dla swoich planów, wdział habit nowej rodziny zakonnej i złożył trzy śluby proste: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, z dodaniem ślubu czwartego: oddania się bez reszty posłudze chorym. Wszyscy udali się do szpitala Świętego Ducha, gdzie pod kierunkiem Kamila przez 28 lat spełniali tę samarytańską posługę.
18 marca 1586 r. Kamil otrzymał od papieża Sykstusa V zatwierdzenie nowej rodziny zakonnej: Towarzystwa Sług Chorych. Tego samego roku papież zezwolił na noszenie osobnego habitu Kleryków Regularnych, koloru czarnego z czerwonym krzyżem na piersi. 8 grudnia 1591 r. Kamil wraz z 25 towarzyszami złożył śluby uroczyste z dodaniem ślubu czwartego: „wiecznej obecności ciałem i duszą przy chorych, nawet zarażonych”. Dzieło zaczęło wydawać owoce. Liczba członków zakonu rosła, powstawały też nowe placówki: w Neapolu, Mediolanie, Genui, Florencji, Mantui, Bolonii, Chieti, Viterbo, Mesynie i Palermo. Kamil napisał ustawy dla nowego zakonu, a także szczegółowy regulamin i wskazania, jak należy zajmować się chorymi. Są one najpiękniejszym świadectwem miłości chrześcijańskiej. Za życia Kamila jego duchowi synowie otworzyli 65 własnych szpitali. W tym samym czasie ponad 100 kamilianów zmarło wskutek zarażenia od chorych, którym służyli.
Papież Leon XIII ogłosił Kamila de Lellis wraz ze św. Janem Bożym patronem szpitali i chorych (1886), papież Pius XI oddał mu także patronat nad służbą zdrowia – pielęgniarzami i pielęgniarkami (1930).
DZIĘKUJĘ, ŻE NIE SPRZEDALI SWOJEJ DUSZY ZA CHWILOWE PRZYJEMNOŚCI TEGO ŚWIATA
Święci Jan Jones i Jan Wall, franciszkanie i męczennicy. Zostali zamordowani przez anglikanów, pierwszy z nich 12 lipca 1598 r., a drugi – 22 sierpnia 1679 r. Beatyfikował ich papież Pius XI w 1929 r. Należeli do grupy 40 męczenników, zamordowanych w czasie prześladowań katolików w Anglii i Walii w latach 1535-1679. Zostali kanonizowani 25 października 1970 r. przez papieża Pawła VI.
Jan Jones – znany również jako Jan Buckley, Jan Griffith lub Godfrey Marice – pochodził z wpływowej, katolickiej rodziny, która po schizmie króla angielskiego Henryka VIII pozostała wierna Kościołowi. Urodził się w 1530 r. Musiał go opuścić, gdy Elżbieta I w 1559 r. jednym ze swoich pierwszych aktów jako królowa rozwiązała wszystkie pozostałe na Wyspach Brytyjskich klasztory. Udał się wtedy na kontynent i przyjął święcenia w we Francji.
Prawdopodobnie dość szybko powrócił do Anglii i Walii, i tam sprawował przez wiele lat swoją posługę, ukrywając się pod wieloma wymienionymi wyżej nazwiskami i unikając aresztowań przez nieustannie tropiących „papistów” – agentów Elżbiety I. Pojmano go ok. 1582 r. i osadzono w więzieniu Marshalsea w Londynie, skąd został zwolniony za kaucją ok. 1585 r. Pochodził z dość bogatej rodziny, bo po ponownym aresztowaniu osadzony był w Wisbeach – więzieniu dla majętniejszych więźniów. Opuścił je w 1590 r.
Przełożeni zakonu wysłali go do Rzymu, gdzie przebywał w klasztorze franciszkanów-obserwantów Ara Coeli. W 1592 r. po audiencji u papieża Klemensa postanowił, że wróci do swojej ojczyzny. Ponieważ w Anglii nasiliły się prześladowania katolików przez wyznawców anglikanizmu, potajemnie dostał się do Londynu. Nadal musiał ukrywać się pod różnymi nazwiskami. Przez sześć lat skrycie wykonywał obowiązki duszpasterskie, był nawet prowincjałem franciszkańskim w Anglii. Był ścigany przez słynnego anglikańskiego „łowcę księży” – Richarda Topcliffe’a.
Został uwięziony w słynnym więzieniu Tower w Londynie i przez dwa lata przetrzymywany bez procesu. Dopiero w 1598 r. postawiono go przed sądem. Akt oskarżenia głosił, iż „w pierwszym roku panowania Jej Wysokości Królowej Elżbiety (1558 r.) uciekł za granicę, przez Rzym został wyświęcony na kapłana, a później – wbrew prawu – powrócił do Anglii”. W trakcie procesu Jan powiedział: „Jestem franciszkaninem i kapłanem Chrystusa. Powróciłem do Anglii, aby jak najwięcej dusz pozyskać dla Jezusa. Jeśli jest to przestępstwem, to sam oskarżam się pierwszy i jestem gotów oddać moje życie za wiarę katolicką i za prawdę o prymacie biskupa rzymskiego”. „Udowodniono” mu zdradę stanu i skazano na śmierć poprzez powieszenie, rozciąganie i ćwiartowanie.
12 lipca 1598 r. Jan znalazł się na miejscu kaźni. Okazało się, że zerwany ze snu kat zapomniał wziąć ze sobą sznura. Gdy go naprędce poszukiwano, Jan, stojąc już na szafocie, zwrócił się do zgromadzonych i oświadczył, że umiera za wiarę i nie jest winny żadnego politycznego przewinienia. Oświadczenie przyjęto milcząco, z niejaką sympatią. Gdy pojawiła się katowska lina, szybko przystąpiono do wymierzenia kary. Powieszonego i nieprzytomnego, zdjęto ze stryczka i rozciągnięto na kole, aż do zerwania więzadeł rąk i nóg, a następnie poćwiartowano; szczątki wetknięto na przydrożne słupy. Katolicy, którzy próbowali zdjąć i zachować szczątki męczennika, zostali aresztowani i osadzeni w więzieniu, ale część relikwii (ręka) dotarła w końcu do klasztoru franciszkanów konwentualnych w Pontoise, gdzie Jan wiele lat wcześniej przyjął święcenia.
Jan Wall urodził się w 1620 r. w zamożnej rodzinie, zachowującej – mimo odstępstwa Henryka VIII i antykatolickiej legislacji Elżbiety I – wierność Rzymowi i odmawiającej uczestnictwa w anglikańskich nabożeństwach. Rodowód ojca, Williama Walla, posiadacza ziemskiego, sięgał 1100 r. Matką była pochodząca również ze szlacheckiego rodu Joanne Eaves.
Gdy Jan miał 11 lat, został wysłany do Kolegium Angielskiego w Douai w Belgii – w tym czasie w Anglii wszystkie szkoły katolicke dla chłopców zostały zamknięte. Mógł wybrać spokojne i dostatnie życie angielskiego posiadacza ziemskiego, ale poszedł za swoim powołaniem. Wyjechał do Rzymu i wstąpił do tamtejszego angielskiego kolegium, przygotowującego katolickich kapłanów. W obawie przed angielskimi szpiegami, posługiwał się nazwiskiem Jana Marshala.
Przyjął święcenia i od razu został wysłany w tajnej misji do Anglii jako kapłan diecezjalny. Przez 22 lata był kapłanem w hrabstwach Worcester i Warwickshire, pod nazwiskiemi Franciszka Webba, Johnsona, Dornera, pracując między innymi jako nauczyciel w szkole podstawowej Royal Grammar School w Worcester. W 1678 r. niejaki Titus Oates spowodował panikę w Londynie, twierdząc, że wykrył spisek „papistów” przeciwko królowi Karolowi II Stuartowi na rzecz katolickiego Jakuba II. Wypędzono wtedy katolików z Londynu, wśród nich również Jana. Wkrótce jednak go pochwycono, zarzucając udział w spisku. Chciano, by podpisał Oath of Supremacy (Akt Supremacji z 1534 r., nadający tytuł głowy Kościoła anglikańskiego królowi oraz opisujący w 39 artykułach zasady jego działania).
Gdy odmówił, został wtrącony do więzienia w Worcester, gdzie w bardzo ciężkich warunkach przebywał przez 5 miesięcy. Mimo tego udało mu się przywrócić paru współwięźniów na łono Kościoła. W końcu w 1679 r. stanął przed sądem, oskarżony o nielegalny wjazd do Anglii, prowadzenie posługi kapłańskiej i odmowę podpisania Aktu supremacji, co uznano za zdradę stanu. Został skazany na karę śmierci. Po ogłoszeniu wyroku miał ukłonić się pokornie i powiedzieć: „Bogu niech będą dzięki! Boże, chroń króla! Proszę Boga Najwyższego, by błogosławił Waszej Wysokości i całej czcigodnej ławie przysięgłych”.
Przed wykonaniem wyroku zawieziono go do Londynu, gdzie przesłuchiwali go znani tropiciele katolicyzmu i „spisków papieskich”: Bedloe, Oates, Dugdale i Pranse. Próbowali go powiązać z rzekomym spiskiem Oatesa, ale nic nie osiągnęli. Próbowano też wymusić na Janie porzucenie wiary w zamian za pozostawienie go przy życiu. W ostatnim liście, który został opublikowany już po jego śmierci, Jan pisał: „Powiedziałem im, że nie kupię życia za cenę pogwałcenia mego sumienia”.
Został przewieziony z powrotem do Worcester i w pobliskim Redhill wykonano wyrok w tradycyjny w owych czasach, okrutny sposób: wieszania, rozciągania na kole i ćwiartowania. Przed śmiercią potajemnie wyspowiadał go i udzielił Komunii św. ukrywający się współbrat William Leveson, który dzień później również został powieszony. Poćwiartowane ciało pochowano na cmentarzu przykościelnym św. Oswalda w Worcester. Udało się ocalić relikwię głowy i przewieźć ją do Douai, gdzie w klasztorze franciszkańskim czczona była do czasów rewolucji francuskiej; potem klasztory – w tym ten w Douai – rozwiązano.
Błogosławiony Jakub de Voragine, arcybiskup, 1228-1298 , Italia. Po wyborze generała powstały w zakonie niesnaski, musiał wiele wycierpieć. Kiedy w roku 1291 urządzono na niego zamach, ledwo uszedł z życiem. Jego osobisty autorytet widocznie na tym nie ucierpiał, skoro w rok później objął stolicę arcybiskupią w Genui. Trudził się teraz około reformy kleru i przykładał dzielnie do przywrócenia pokoju między gwelfami a gibelinami.
MIAŁ ŁATWOŚĆ W UCZENIU SIĘ JĘZYKÓW OBCYCH
Święty Franciszek Solano, berndardyn, 1549-1610, Hiszpania. Był wychowankiem szkoły prowadzonej przez jezuitów, w której dał się poznać jako chłopiec bardzo inteligentny, lubiany przez rówieśników oraz oddany modlitwie.
Pragnął pracować pośród ludności muzułmańskiej w Maroku, ale powierzono mu obowiązki magistra nowicjatu, a później gwardiana. Z wielkim poświęceniem głosił słowo Boże jako misjonarz ludowy. W 1589 roku razem z grupą współbraci został wysłany na misje do Ameryki Południowej. W czasie podróży statek, którym płynęli, rozbił się, a załoga dla umożliwienia dalszego rejsu bezpardonowo pozbyła się kilkudziesięciu Murzynów. Franciszek dobrowolnie pozostał z nimi na bezludnej wyspie. Po kilku miesiącach rozbitkowie zostali uratowani.
Franciszek dotarł do Peru w 1590 roku. Przez dwadzieścia lat niezmordowanie przemierzał góry i lasy, aby głosić Ewangelię Indianom oraz hiszpańskim kolonizatorom. Obszar jego pracy był olbrzymi, obejmował terytoria kilku dzisiejszych państw południowoamerykańskich.
Miał dużą łatwość w uczeniu się języków obcych, władał narzeczami kilku plemion indiańskich. Jego pociechą w trudach pracy apostolskiej była gra na lirze. Był obdarzony wieloma charyzmatami; nazywano go „cudotwórcą Nowego Świata”.
Zmarł w czasie sprawowania Mszy św. konwentualnej. Po wypowiedzeniu słów konsekracji, dodał jeszcze – „Bogu samemu chwała i uwielbienie” – i tak zakończył życie. Święty Franciszek jest patronem całej Ameryki Południowej, Argentyny, Boliwii, Chile, Paragwaju i Peru oraz miasta Limy, stolicy Peru.
Błogosławiona Angelina Marsciano, zakonnica, 1377-1435, Italia. Podobno pierwszymi słowami wypowiedzianymi przez dziewczynkę były święte imiona Jezusa i Maryi. Budowała ona w domu niewielkie ołtarzyki i wokół nich gromadziła inne dziewczynki w jej wieku, aby się modlić i śpiewać. Wyszła za mąż za księcia Civitella z przymusu, ale było to białe małżeństwo, bo mając 15 lat złożyła śluby czystości, a mąż – jako gorliwy katolik – uszanował jej wolę. Gdy po dwóch latach owdowiała, rozdała swój majątek ubogim i wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka z Asyżu, gromadząc wokół siebie grono dziewcząt, które tak jak ona chciały dążyć do doskonałości. W 1395 r. jako pątniczka udała się do grobów świętych Franciszka i Klary.
Angelina posiadała szczególny dar budzenia w innych miłości do dziewictwa. Za jej przykładem wiele młodych kobiet – i to czasem z najznakomitszych szlacheckich rodów – opuściło swoje rodziny i poszło do zakonów lub dołączyło do niej. Spowodowało to niezadowolenie i oskarżenia o to, że jest heretyczką i wrogiem małżeństwa. Z tego powodu król Neapolu zaprosił młodą księżną do stawienia się przed nim. Angelina przybyła do niego, ukrywając w fałdach płaszcza gorące węgle. Straszono ją, że zostanie spalona jak heretyk. Wtedy pokazała, że gorące węgle nie robią jej krzywdy. Zaprzeczyła też oskarżeniom, że potępia małżeństwo, a jedynie dla Jezusa uwielbia stan dziewictwa.
Król Neapolu oddalił Angelinę z wielkim szacunkiem, ale mimo to Angelina i jej towarzyszki opuściły niegościnne strony. Osiadły w Foligno i tam złożyły śluby zakonne. W ten sposób powstał pierwszy zakon tercjarek franciszkanek regularnych. Następne klasztory tego zgromadzenia powstały m.in. w Asyżu, Viterbo, Florencji, w sumie – w 15 miejscowościach. Zakonnice tego zgromadzenia zajmowały się opieką nad chorymi, biednymi, wdowami i sierotami, także nauką i wychowywaniem młodzieży żeńskiej.
15 LIPCA SOBOTA: Święty Bonawentura, biskup i doktor Kościoła, franciszkanin, kardynał, 1218-1274. Rodzice obawiali się, czy ich dziecko długo pożyje, było bowiem bardzo słabowite. Pobożna matka złożyła więc ślub, że poświęci syna na służbę Bożą, jeśli ten wyzdrowieje. Podanie głosi, że dziecię miało zostać przyniesione do św. Franciszka z Asyżu, który w natchnieniu miał powiedzieć: O, buona ventura! – co znaczy: O, szczęśliwa przyszłość!
Mając 25 lat, wstąpił do franciszkanów. Otrzymał imię zakonne Bonawentura – od słów, jakimi przywitał go lat wcześniej św. Franciszek. W tym też czasie stoczył słowny i pisemny „pojedynek” z Wilhelmem z Saint-Amour i z Tomaszem z Yorku w obronie zakonów żebraczych (franciszkanów i dominikanów). Z tego też czasu pochodzi jego szczytowe dzieło z zakresu teologii dotyczące Trójcy Świętej. Bonawentura zajął się także filozoficznym problemem poznania ludzkiego. W tej kwestii odszedł od Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu, a zbliżył się do Platona i św. Augustyna. Wreszcie w tym samym czasie wydał tom rozpraw, w którym można odnaleźć syntezę jego myśli filozoficznej i teologicznej.
Następne lata Bonawentura spędził w różnych klasztorach franciszkańskich w charakterze wykładowcy. Musiał imponować niezwykłą wiedzą, świętością i zmysłem organizacyjnym, skoro na kapitule generalnej 2 lutego 1257 r. został wybrany przełożonym generalnym zakonu, kiedy miał zaledwie 39 lat. Wybór ten okazał się dla młodego zakonu opatrznościowym. Zakon przechodził wówczas trudny czas. Powstały bowiem dwie zwalczające się zaciekle frakcje: gorliwych (zelantów), którzy byli za zachowaniem pierwotnej reguły Ojca Franciszka, oraz zwolennicy reguły łagodniejszej, możliwej do zachowania także przez przeciętnych członków. To jednak groziło rozluźnieniem. Bonawentura umiał wybrać „złoty środek”, a przez swoje roztropne zarządzenia nadał zakonowi właściwy kierunek. Zakon miał również licznych zewnętrznych wrogów, patrzących nieprzychylnym okiem na liczne przywileje, dane mu od papieży.
Jako przełożony Bonawentura umiał je obronić. Przez 16 lat swoich rządów (1257-1273) doprowadził zakon do niebywałego rozwoju. W roku 1260 ułożył pierwsze konstytucje jako wykładnię reguły św. Franciszka. W ten sposób przeciął wieloraką dotąd jej interpretację. Zakonem rządził z konwentu paryskiego. Rzadko jednak bywał na miejscu, gdyż musiał odbywać stale wizytacje: w Anglii (1258 i 1265), we Flandrii, czyli w dzisiejszej Belgii i Holandii (1253), w Niemczech i w Hiszpanii (1264) oraz we Włoszech (1262-1272). Dla tych zasług niektórzy historycy nazywają go drugim „Ojcem Zakonu”.
Posiadał umiejętność łączenia życia czynnego i publicznego z bogatym życiem wewnętrznym. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i ku jej czci układał przepiękne poematy. Głośno było o nim także na dworze papieskim. Dlatego to papież Grzegorz X w 1273 r. mianował go kardynałem oraz biskupem Albano pod Rzymem. Delegacja papieża z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Bonawentura musiał zrzec się urzędu przełożonego generalnego zakonu, aby oddać się wyłącznie sprawom publicznym. Towarzyszył papieżowi w podróży do Mugello koło Florencji, a w listopadzie 1273 r. udał się do Lyonu na sobór powszechny. Otrzymał zaszczytne wyróżnienie wygłoszenia przemówienia inauguracyjnego. Był szczęśliwy, że doszło do unii między Kościołem rzymskim a greckim, która jednak niebawem została zerwana.
Główny ciężar prac przygotowawczych do soboru spadł na barki Bonawentury. Wyczerpany tymi obowiązkami, zmarł 15 lipca 1274 r. podczas soboru w Lyonie. W pogrzebie wziął udział papież i wszyscy ojcowie soboru w liczbie 500 biskupów i ok. 1000 prałatów i teologów. Pogrzeb miał więc królewski. Papież wygłosił mowę pogrzebową ku jego czci. Język św. Bonawentury został zupełnie nietknięty rozkładem, a nawet zaczerwieniony. Miał to być znak niezwykłego daru wymowy Bonawentury. Kronikarze notują, że tego dnia wielu chorych odzyskało zdrowie.
Bonawentura był jednym z najwybitniejszych teologów średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele traktatów i dzieł teologicznych. Składają się na nie konstytucje, liczne traktaty i komentarze teologiczne, 440 kazań i wiele innych. Bonawentura stworzył własną szkołę teologiczną. Do najznakomitszych jego dzieł należą: Lignum vitae i Itinerarium mentis in Deum, jak też Illuminationes Ecclesiae. Św. Bonawentura jest patronem franciszkanów, matek oczekujących potomstwa, dzieci, robotników i teologów.
Święty Pompiliusz Maria Pirrotti, pijar, 1710-1766, Italia. Mając siedemnaście lat, Dominik uciekł z domu i wstąpił do pijarów. Przyjął wówczas imię Pompiliusza Marii od św. Mikołaja. Wkrótce potem zasłynął jako kaznodzieja. Głosił misje ludowe w środkowej i południowej Italii. Oddawał się równocześnie surowej ascezie. Potem przez osiem lat był mistrzem nowicjuszy w Neapolu. Na skutek oszczerstwa stanowisko to utracił i został dotkliwie ukarany. Swą gorliwą działalność kontynuował jednak w Anconie i Lugo. Na końcu mianowano go przełożonym domu w Campi Salentina. Pozostawił po sobie pamięć wielkiego czciciela Najświętszego Serca Jezusowego i Bożej Rodzicielki.
Błogosławiony Antoni Beszta-Borowski, prezbiter i męczennik, 1880-1943. Był drugim z czworga dzieci Jana i Michaliny ze Średzińskich. Rodzina kultywowała tradycje patriotyczno-religijne. Jego dziadek był uczestnikiem powstania styczniowego. Wszystkie dzieci otrzymały staranne wykształcenie.
Pracę duszpasterską rozpoczął w Wilnie. Potem, aż do wybuchu II wojny światowej, był proboszczem i dziekanem (od 1927 r.) w Bielsku Podlaskim.
Z wielkim poświęceniem opiekował się powierzoną sobie wspólnotą, tak podczas okupacji sowieckiej (w ciągu dwóch lat wywieziono pociągami towarowymi co najmniej trzy transporty okolicznej ludności na Sybir), jak i późniejszej niemieckiej. Był m.in. kapelanem podziemnej Armii Krajowej. 15 lipca 1943 r. niemieckie komando przyjechało do Bielska Podlaskiego. Aresztowano ks. Antoniego, a wraz z nim 49 mieszkańców okolicy.
Tego samego dnia wszystkich wywieziono do Lasu Pilickiego w pobliżu Bielska Podlaskiego i tam stracono. Najmłodsza zamordowana dziewczynka, córka kierownika kina Basia Morydz (Moryc), miała zaledwie rok i dwa miesiące. Ks. Antoni do końca trzymał w dłoniach różaniec i brewiarz. Do końca też spowiadał aresztowanych. Pomordowanych zakopano we wcześniej przygotowanym dole. Po egzekucji dół wyrównano, rozjeżdżając gąsiennicami ciężkich pojazdów.
Św. Jan Paweł II beatyfikował ks. Antoniego 13 czerwca 1999 r. w Warszawie jako jednego ze 108 polskich męczenników II wojny światowej. Relikwie bł. Antoniego, odnalezione po ekshumacji wszystkich pomordowanych, znajdują się w trumience w podstawie bocznego ołtarza bazyliki Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja w Bielsku Podlaskim.
Święty Włodzimierz I Wielki, książę, 960-1015. Był nieślubnym dzieckiem księcia Świętosława I, zabitego w wojnie z Pieczyngami w 973 roku, oraz jednej ze sług jego babki, św. Olgi Mądrej. Był wychowany bardzo starannie przez św. Olgę. W wieku 19 lat został zaproszony na tron książąt Wielkiego Nowogrodu. Znalazł jednak przeciwników w swoim bracie i wśród jego stronników. Musiał więc ratować się ucieczką. Udał się do Skandynawii, skąd powrócił na czele rycerzy, odbił z rąk brata Nowogród (978), a po jego śmierci został także wielkim księciem kijowskim (980).
Kiedy obejmował stolicę Kijowa, Ruś była już po części chrześcijańska. Światło wiary przynieśli z Konstantynopola misjonarze. Wtedy jednak cesarstwo wschodnio-rzymskie przeżywało ciężkie dni. Cesarz Bazyli II poniósł ciężką klęskę w wojnie z Bułgarami. Ponadto aż dwóch pretendentów rozpoczęło wojnę domową o tron cesarski. Włodzimierz wykorzystał okazję, pospieszył cesarzowi z pomocą i przyczynił się do pokonania przeciwników (987). Wdzięczny cesarz obiecał mu za to dać za małżonkę swoją siostrę, Annę. Kiedy jednak władca Kontantynopola zwlekał z wypełnieniem obietnicy, Włodzimierz najechał na Krym, który wówczas należał do cesarstwa, a po drodze zdobył Korsuń. Cesarz już nie zwlekał, ale wysłał swoją siostrę do Kijowa. Odbył się ślub, a potem chrzest księcia z prawdziwie bizantyńską wystawnością (989).
Książę z gorliwością neofity zabrał się do nawracania Rusi. Nie uznawał oporu w tym względzie. Przekonany, że chodzi o wieczne dobro poddanych, burzył pogańskie świątynie i nakazywał przyjmować chrzest. Udzielano go masowo w rzekach. Książę wprowadził równocześnie hierarchię kościelną. W obawie, by cesarstwo nie miało zbyt wielkich wpływów politycznych i religijnych, Włodzimierz zaczął sprowadzać z Bułgarii duchownych obrządku słowiańskiego, zapoczątkowanego na Morawach przez św. Cyryla i Metodego (IX w.).
Nawiązał również kontakty z Rzymem. Jan XV wysłał do Kijowa poselstwo (991), na co Włodzimierz odpowiedział ponownie uroczystym poselstwem do Rzymu (994). Kiedy w roku 1000 zjawili się na dworze kijowskim po raz drugi wysłannicy papiescy, Włodzimierz odpowiedział jeszcze świetniejszym poselstwem do papieża Sylwestra II (1001). Ostatnie lata panowania zamąciły Włodzimierzowi śmierć żony, Anny (1001) i bunt dwóch synów, chciwych tronu. Książę zmarł 15 lipca 1015 roku.
Historycy różnie oceniają postać św. Włodzimierza. Wiódł życie swobodne, miał wiele żon, a chrzest przyjął ze względów taktycznych. Nie przebierał w środkach i był bezwzględny, kiedy przemawiała za tym racja stanu. Lubował się w przepychu bizantyńskich cesarzy. Św. Bruno z Kwerfurtu, który zetknął się z Włodzimierzem, ocenia go surowo. Był autokratą w pełnym tego słowa znaczeniu. Działał w przekonaniu, że jako władca odpowiada za losy każdego obywatela, że wszystko, co dzieje się w państwie, musi się dziać jako jego inicjatywa i na jego odpowiedzialność.
Trzeba jednak przyznać, że Włodzimierz czynił to w przekonaniu, iż jest postawiony dla dobra państwa i swojego narodu, a nie dla interesów własnych, że jest osobą publiczną. Po przyjęciu chrześcijaństwa porzucił obyczaje pogańskie, co potwierdza, że nie kierował się w tym wypadku wyłącznie względem taktycznym i politycznym. Dbał szczerze o dobro duchowe swoich poddanych i tym kierował się w „narzuceniu” im chrześcijaństwa. Imponował mu przepych nabożeństw liturgii wschodniej, gdyż widział w niej godną Boga chwałę.
Martyrologium Rzymskie przez wiele wieków nie wymieniało Włodzimierza w swoim spisie. Został on bowiem wyniesiony do chwały ołtarzy zwyczajem powszechnie przyjętym w Kościele do wieku XI – o kanonizacji decydował wówczas miejscowy metropolita ze swoim klerem i ludem. Zwyczaj ten do dziś utrzymał się w Kościele wschodnim.
Kto wytrwał to gratuluję 😀 Wszystkim czytelnikom, zwłaszcza, którzy tu dotarli z serca błogosławię:
BENEDICAT TIBI OMNIPOTENS DEUS PATER+ET FILIUS+ET SPIRITUS SANCTUS+AMEN.