
18 WRZEŚNIA: Św. Stanisław Kostka, Bł. Fidel Fuidio Rodriguez, Bł. Józef Kut.
„DZIWAK” NIE ZDĄŻYŁ ZOSTAĆ KSIĘDZEM.
CHOĆ PRZESZEDŁ 1500-2000 KM, ABY NIM ZOSTAĆ.
KŁAMSTWO ZWIĄZANE Z KOMUNIĄ ŚW.
ŚW. STANISŁAW KOSTKA, JEZUITA, 1550-1568. PATRON POLSKI. Był bardzo wrażliwy. W wieku 14 lat razem ze swoim bratem, Pawłem, został wysłany do szkół jezuickich w Wiedniu. Kostkowie przybyli do Wiednia w dzień po śmierci cesarza Ferdynanda, to znaczy 24 lipca 1564 r. Wiedeńska szkoła jezuitów cieszyła się wówczas zasłużoną sławą. Codziennie odprawiano Mszę świętą. Przynajmniej raz w miesiącu studenci przystępowali do sakramentu pokuty i do Komunii. Modlono się przed lekcjami i po nich.
Początkowo Stanisławowi nauka nie szła zbyt dobrze. Nie otrzymał bowiem dostatecznego przygotowania w Rostkowie. Pod koniec trzeciego roku studiów należał już jednak do najlepszych uczniów. Władał płynnie językiem łacińskim i niemieckim, rozumiał również język grecki.
Wolny czas Stanisław spędzał na lekturze i modlitwie. Ponieważ w ciągu dnia nie mógł poświęcić kontemplacji wiele czasu, oddawał się jej w nocy. Zadawał sobie także pokuty i biczował się. Taki tryb życia nie mógł się podobać kolegom, wychowawcy i bratu. Uważali to za rzecz niemoralną, a Stanisława za „dziwaka”. Usiłowali go przekonywać złośliwymi przycinkami „jezuity” i „mnicha”, a potem nawet biciem i znęcaniem skierować na drogę „normalnego” postępowania. Stanisław usiłował im dogodzić, dlatego nawet brał lekcje tańca. Nie potrafił się jednak w tym odnaleźć.
W grudniu 1565 r. ciężko zachorował. Według własnej relacji, był pewien śmierci, a nie mógł otrzymać Komunii świętej, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić kapłana katolickiego. Wówczas sama św. Barbara, patronka dobrej śmierci, do której się zwrócił, w towarzystwie dwóch aniołów nawiedziła jego pokój. Komunii Św. udzielił jeden z aniołów.* Warto wspomnieć, że w wielu miejscach są przekłamania, jakoby to św. Barbara udzieliła Komunii św. Niektórzy to powielają bez złych intencji, bez sprawdzenia źródeł. Inni natomiast, aby mieć argument na wprowadzanie kobiet do udzielania Komunii Św.
Głównym źródłem jest kaplica urządzona w pokoju we Wiedniu, gdzie mieszkał Stanisław. Została urządzona 15 lat po jego śmierci, czyli za życia świadków jego życia. Na obrazie ołtarzowym przestawiającym wizję znajduje się św. Barbara, jednak Komunię św. podaje anioł.
W tej samej chorobie zjawiła mu się Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem, które złożyła mu na ręce. Od Niej też doznał cudu uzdrowienia i usłyszał polecenie, aby wstąpił do jezuitów. Stąd też jako jeden z nielicznych świętych (obok m. in.św. Józefa, św. Antoniego z Padwy) przedstawiany jest z Dzięciątkiem Jezus na rękach.
Jezuici jednak nie mieli zwyczaju przyjmować kandydatów bez zezwolenia rodziców, a na to Stanisław nie mógł liczyć. Zdobył się więc na heroiczny czyn: zorganizował ucieczkę, do której się starannie przygotował.
Udał się do Augsburga, gdzie przebywał św. Piotr Kanizjusz, przełożony prowincji niemieckiej. W Augsburgu nie zastał Piotra Kanizjusza, dlatego podążył dalej do Dylingi. W Dylindze jezuici mieli swoje kolegium. Tam Stanisław został przyjęty na próbę.
Wyznaczono mu zajęcia służby u konwiktorów: sprzątanie ich pokoi i pomaganie w kuchni. Stanisław boleśnie przecierpiał tę decyzję. Ufając jednak Bogu, starał się wypełniać swoje obowiązki jak najlepiej. Po powrocie do Dylingi św. Piotr Kanizjusz bał się przyjąć Stanisława do swojej prowincji w obawie przed gniewem rodziców i ich zemstą na jezuitach w Wiedniu. Mając jednak od miejscowych przełożonych bardzo dobre rekomendacje, skierował go wraz z dwoma młodymi zakonnikami do Rzymu z listem polecającym do generała. Droga była długa i uciążliwa. Stanisław z towarzyszami odbywał ją przeważnie pieszo.
Trasa: WIEDEŃ-AUGSBURG-DYLINGA-
28 października 1567 r. dotarł do Rzymu. Został przyjęty do nowicjatu, który znajdował się przy kościele św. Andrzeja. Było z nim wtedy około 40 nowicjuszów, w tym czterech Polaków. Rozpoczął nowicjat pełen szczęścia, że nareszcie spełniły się jego marzenia. Ojciec jednak postanowił za wszelką cenę go stamtąd wydostać. Wykorzystał w tym celu wszystkie możliwości. Do Stanisława wysłał list, pełen wymówek i gróźb. Za poradą przełożonych Stanisław odpisał ojcu, że ten powinien raczej dziękować Bogu, że wybrał jego syna na swoją służbę.
Swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem budował całe otoczenie. W pierwszych miesiącach 1568 r. Stanisław złożył śluby zakonne. Miał wtedy zaledwie 18 lat. W prostocie serca w uroczystość św. Wawrzyńca (10 sierpnia) napisał list do Matki Bożej i schował go na swojej piersi. Przyjmując tego dnia Komunię świętą, prosił św. Wawrzyńca, aby uprosił mu u Boga łaskę śmierci w święto Wniebowzięcia. Prośba została wysłuchana. Wieczorem tego samego dnia poczuł się bardzo źle. 13 sierpnia gorączka nagle wzrosła. Przeniesiono go do infirmerii. 14 sierpnia męczyły Stanisława mdłości. Wystąpił zimny pot i dreszcze, z ust popłynęła krew. Była późna noc, kiedy zaopatrzono go na drogę do wieczności. Prosił, aby go położono na ziemi. Prośbę jego spełniono. Przepraszał wszystkich. Kiedy mu dano do ręki różaniec, ucałował go i wyszeptał: „To jest własność Najświętszej Matki”.
Po północy 15 sierpnia 1568 r. przeszedł do wieczności. Relikwie Świętego spoczywają w kościele św. Andrzeja na Kwirynale w Rzymie. Św. Stanisław Kostka jest patronem Polski (od 1671 r.). Oręduje także za studentami i nowicjuszami jezuickimi, a także za polską młodzieżą.
Św. Stanisławowi Kostce przypisuje się zwycięstwo Polski odniesione nad Turkami pod Chocimiem w 1621 r. W tym dniu o. Oborski, jezuita, widział św. Stanisława na obłokach, jak błagał Matkę Bożą o pomoc. Król Jan Kazimierz przypisywał orędownictwu Świętego zwycięstwo odniesione pod Beresteczkiem (1651).
Wg starego kalendarza wspominamy go 13 listopada. Pierwszy błogosławiony jezuita.
****************************************************************************************************************************************
Błogosławiony Fidel Fuidio Rodriguez, brat zakonny-marianista i męczennik, 1880-1936. Po ukończeniu studiów zaczął uczyć łaciny i historii, jeżdżąc po różnych szkołach marianistów w całej Hiszpanii. W 1933 r. przełożeni stwierdzili, że nie jest bezpieczne dla niego dalsze przebywanie w Madrycie, gdzie był dość znany. Pojechał więc do Ciudad Real. Tam nauczał nie tylko w szkole marianistów, ale też jako jedyny zakonnik w szkole państwowej.
W więzieniu, nie tracąc dobrego humoru, wykorzystał czas, by przygotować się do śmierci. Wspierał też towarzyszy niedoli. W czasie procesu został uznany za niewinnego, ale gdy opuszczał więzienie, został porwany i rozstrzelany następnego dnia, 18 września 1936 r., w Carrión de Calatrava w Ciudad Real. Jego szczątki zostały pogrzebane dopiero 24 lata po śmierci. Przez ten czas przeleżały na dnie przepaści.
****************************************************************************************************
NIE SPRZEDAŁ SWOJEGO KAPŁAŃSTWA
Błogosławiony Józef Kut, kapłan i męczennik, 1905-1942. Wkrótce po wybuchu wojny parafia ks. Józefa stała się ofiarą brutalnego napadu kolonistów niemieckich z pobliskiej wsi Tarnowa. Wyłamano okna plebanii, dokonano rewizji osobistej obecnych, Józefowi przyłożono bagnet do szyi i kazano wyjść z domu. Tym razem skończyło się na straszeniu i rabunku mienia.
Ks. Józef mógł uniknąć aresztowania, ostrzegano go. Nie skorzystał z okazji. Został wysłany do Dachau. Po przybyciu odmówił podpisania niemieckiej listy narodowościowej. Był bity i szykanowany. Pracował w „komandzie śniegowym”, bez odpowiedniego ubrania i obuwia, prześladowany przez sadystycznego kapo, o nieustannym głodzie.
Niebawem przeziębił się, a jego ciało pokryło się wrzodami. Skierowano go wówczas do obozowego „szpitala”, tzw. rewiru. Wyzdrowiał i po wyjściu z rewiru pracował na plantacjach. Mniej więcej w połowie 1942 r. zaczął słabnąć i chorować. Z trudem potrafił utrzymać w ręku kosz podczas prac w polu. Ostatnią próbę wydostania go z obozu podjęła rodzina. Gestapo miało postawić dwa warunki: wyrzeczenie się posługi kapłańskiej i podpisanie niemieckiej listy narodowościowej. Choć wiedział, że może mu to uratować życie, ks. Józef w ostatnim liście do rodziny dał do zrozumienia, że tego rodzaju warunków przyjąć nie może. Zmarł z głodu.

