23 SIERPNIA: Św. Róża z Limy, Bł. Władysław Findysz, Św. Filip Benicjusz, Bł. Bernard z Offidy.
ŚWIĘTA RÓŻA Z LIMY, 1586-1617. Ze względu na jej nadzwyczaj delikatną cerę nazywano ją Różą. Od młodości odznaczała się głęboką wiarą i pobożnością. Jako dziecko złożyła Bogu ślub dozgonnej czystości.
Rodzice za wszelką cenę chcieli ją wydać za bogatego człowieka. Róża jednak dość wcześnie postanowiła, że będzie starała się całkowicie przypodobać Chrystusowi i dlatego przygotowywała się do życia pełnego wyrzeczeń i medytacyjnej modlitwy. Dlatego też zdecydowanie odmawiała zgody na ślub, przez co wiele wycierpiała – zwłaszcza od matki, która ją prosiła, błagała, groziła, a nawet maltretowała. Róża ofiarowała te cierpienia Chrystusowi.
W 20 roku życia wstąpiła do Trzeciego Zakonu św. Dominika. Jako tercjarka nadal pozostawała w domu rodzinnym, zajmując osobny domek z ogródkiem. Zwiększyła swoje posty i umartwienia, modlitwy, czuwania, surowe pokuty i wyrzeczenia. Wielu zaczęło ją uważać za nienormalną. Była pogardzana. Bóg obdarzał ją jednak nowymi łaskami, głównie darem modlitwy.
Róża żyła niezwykle surowo. Przez cały Wielki Post nie jadła nawet chleba, lecz – jak przekazała tradycja – dziennie jadła tylko pięć pestek cytryny. Znosiła wiele cierpień i prześladowań złego ducha, różne choroby, obelgi i oszczerstwa ze strony otoczenia. Dotykał ją często bezwład członków, omdlenia, ataki słabości. Ona jednak błagała o miłosierdzie Boga dla grzeszników i łaskę przebaczenia.
Za patronkę swoich dążeń do świętości obrała sobie św. Katarzynę Sieneńską, również dominikańską tercjarkę. Zgłębiała tajemnicę jej życia i świętości, na niej wzorowała swoją miłość. Róża w swym życiu wiele wycierpiała. Przeżyła śmierć rodziców, samotność, opuszczenie, oschłości i najrozmaitsze doświadczenia wewnętrzne. To wszystko mocno nadwerężało jej siły.
Przez piętnaście lat doświadczała zupełnego opuszczenia. Nie odczuwała żadnego pociągu do modlitwy, żadnej pociechy ani poczucia bliskości Boga. Dzień i noc prześladowały ją myśli, że Bóg ją odrzucił.
Patronka Ameryki, Filipin i Antyli.
***
Błogosławiony Władysław Findysz, kapłan i męczennik, 1907-1964. Dzieciństwo przygotowało go do prób, które Pan Bóg zaplanował dla niego w przyszłości. Gdy miał zaledwie pięć lat, śmierć zabrała mu ukochaną matkę, a w niedługim czasie także troje spośród rodzeństwa.
Przywiązywał dużą wagę do formacji wewnętrznej i zachowywania praktyk ascetycznych. Był przy tym skromny i pełen szacunku dla ludzi. Praca w Nowym Żmigrodzie przypadła na burzliwy okres najnowszych dziejów Polski. W czasie okupacji hitlerowsko-sowieckiej ks. Władysław niósł pomoc potrzebującym, zrozpaczonych podnosił na duchu, a błądzących upominał. Był świadkiem prześladowania Polaków, Żydów i przedstawicieli innych narodów. Najtrudniejszy był ostatni okres okupacji, kiedy został wysiedlony. Parafia została bez pasterza. Po zakończeniu wojny, w 1945 roku, wrócił do Nowego Żmigrodu, by zająć się pracą nad odnową moralną mieszkańców i odbudową materialną parafii. Wierni zagrożeni propagandą ateistyczną znajdowali w jego posłudze pomoc i oparcie.
Organizował katolickie pogrzeby ofiar wojny i pomoc materialną dla poszkodowanych, bez względu na narodowość i wyznanie. Dzięki temu wiele rodzin łemkowskich uniknęło wysiedlenia w ramach Akcji „Wisła”. Brał udział w odbudowie miasteczka. Katechizował dzieci i młodzież, najpierw w szkole, dopóki władze komunistyczne pozwalały, a potem poza nią. Wiernie i z oddaniem realizował swe obowiązki. Jego gorliwa działalność duszpasterska naraziła go szybko na prześladowania ze strony władz komunistycznych. Śledzono go, nagrywano kazania. Wielokrotnie odmawiano mu wydania przepustki na pobyt w strefie nadgranicznej, uniemożliwiając tym samym posługę kapłańską wśród mieszkających tam parafian. Był też nieustannie inwigilowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.
Donieśli na Niego ludzie, którzy poczuli się urażeni listami, w których zachęcał ich do pojednania się z Bogiem i Kościołem. Tym, którzy żyli w związkach niesakramentalnych, oferował pomoc w doprowadzeniu ich do ołtarza. Oskarżony o złamanie dekretu o ochronie wolności sumienia i wyznania, w 1963 roku został aresztowany. Przewieziono go na komendę w Rzeszowie, gdzie był przesłuchiwany, a w jego mieszkaniu przeprowadzono rewizję. Był już wtedy ciężko chory – rozpoznano raka przełyku. Postawiono mu zarzut zmuszania do praktyk religijnych. Wkrótce odbył się pokazowy proces. Skazano go na karę dwóch i pół roku więzienia. Mimo złego stanu zdrowia przez kilka miesięcy był więziony.
Komuniści sprawę ks. Findysza wykorzystali dla zastraszenia innych niepokornych księży. W obronie uwięzionego kapłana, wymagającego natychmiastowego leczenia, interweniowały władze diecezji przemyskiej. Prokuratura odrzucała kolejne prośby i apele. Do gwałtownego pogorszenia zdrowia ks. Władysława przyczyniły się fizyczne i psychiczne tortury. Miesiące spędzone w uwłaczających ludzkiej godności warunkach i brak opieki lekarskiej wpłynęły na radykalne pogorszenie stanu jego zdrowia. Kiedy 29 lutego 1964 roku, po uchyleniu aresztu przez Sąd Najwyższy, opuszczał więzienie, był skrajnie wyczerpany. Nie rokowano mu powrotu do zdrowia. Zmarł 21 sierpnia tego roku w Nowym Żmigrodzie.
Komuniści nawet po jego śmierci nie dali mu spokoju. Przez wiele lat nie można było wszcząć procesu beatyfikacyjnego. Wśród parafian pozostała jednak żywa pamięć o jego posłudze. Wyróżniał się w ich przekonaniu jako wzór wypełniania obowiązków pasterskich, a zwłaszcza jako obrońca wiary i moralności chrześcijańskiej. Dopiero zmiana sytuacji politycznej po 1989 roku pozwoliła podjąć starania o beatyfikację ks. Władysława, które rozpoczęto w 2000 roku.
Już 20 grudnia 2004 roku Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydała dekret o męczeństwie ks. Findysza, ponieważ zmarł on w wyniku cierpień zadanych mu w więzieniu z powodu nienawiści do wiary (in odium fidei).
***
Święty Filip Benicjusz, 1233-1285, serwita-generał zakonu, Italia. Wiele podróżował jako kaznodzieja i wizytator swego zakonu. Zjeździł Italię, był we Francji i Niemczech. W 1271 r. wysunięto jego kandydaturę na stolicę Piotrową. Jego życie, pełne uczynków miłości okazywanej zwłaszcza biednym i chorym, znamy dobrze dzięki pismom Piotra z Todi, jego następcy na urzędzie generalskim.
***
Błogosławiony Bernard z Offidy, kapucyn, 1604-1694, Italia. Pochodził z ubogiej rodziny. Chętnie odwiedzał chorych, niosąc im pociechę i umocnienie. Wzorował się w swym życiu zakonnym na współbracie, św. Feliksie z Cantalice (1515-1587). Obowiązki kwestarza pełnił z pogodą ducha. Jego dewizą były słowa: „Bracie Bernardzie, bądź pogodny, chleb i inne dary są dla klasztoru, obelgi zaś dla ciebie”. Kiedy w wieku 84 lat został zwolniony z wykonywania obowiązków, całymi godzinami na leżąco adorował Najświętszy Sakrament. Przyjąwszy namaszczenie chorych i Wiatyk, powiedział do przełożonego: „Ojcze gwardianie, proszę o błogosławieństwo i o pozwolenie pójścia do nieba”.